![]() |
"Życie to sztuka wyboru" czyli pojechali w góry a wrócili...
Wyprawa planowana od dawna. Od dawna też wiedziałem, że nie chcę mieć planów od linijki, sponsorów i obowiązków. W pracy i w domu dostałem miesiąc wolnego a więc plan wyglądał tak, że miałem przejechać się po Karpatach i Bałkanach w miarę daleko od asfaltów.
To miała być "moja pierwsza wyprawa" pod paroma względami: 1) na BMW X Challenge 2) na "ciężko" po górach 3) tak długo z daleka od domu, moich dwóch Miłości w nim pozostawionych Zanim zacznę opowiadać powiem tylko, że ten wyjazd trwał krócej, przyniósł wiele wspaniałych chwil, wiele trudnych decyzji, fantastycznych doświadczeń i refleksji, trochę nowych znajomości, trochę przygód... 15.05.2017, niedziela. Z Mateuszem jesteśmy umówieni u mnie o 9.30 ale przed 9.00 dostaję sms, żeby później wystartować - bardzo mi to odpowiadało, bo właściwie jeszcze w proszku - a tak zatankuje moto, umyje dla pierwszych fotek:D Jadę na stację, tankuję pod korek oba baki, idę płacić, wracam i wio na koń. 10.30 - Mateusz pod domem, ja ostatnie pożegnanie z żonką i moim synem (który pomimo iż przyzwyczajony do moich wyjazdów, ten o dziwo bardzo źle zniósł - serce mi pękało, jak widziałem jego łzy przed odjazdem) no ale szybko odpalamy i tniemy na Myczkwce, żeby nie zmienić zdania i nie zostać w domu... Kierunek - Myczkowce i MotoMyczki - genialne miejsce u Marcina vel Obcego, świetny klimat i pyszne żarcie :D a że mamy a właściwie Mati ma trochę "palionki" to morale rośnie i szybko łykamy asfaltowe km. Jakieś 70 km od domu pierwsza "awaria" w DR'ce - Mati stracił jedyne gniazdo zapalniczki - jest bez zasilania navi/telefonów już do końca wyjazdu. Przygód ciąg dalszy - dokładnie 174 km i nagle moje moto staje...WTF???! Paliwa brakło! Ale jak - przecież mój zasięg to "teoretycznie" 300 km?! Okazało się, że dodatkowy zbiornik to jedynie balast, bo coś się popsuła i ściąga z niego 1-1,5 l benzyny....Mati na szczęście ma cysternę i jak się okazuje, nie po raz pierwszy ratuje BMW paliwem:bow: Pogoda dopisała - MotoMyczki też - nie dopisał tylko nasz "plan", bo mieliśmy w Bieszczadach zaplanować kolejny dzień a skończyło się na niezłej imprezie, na której to poznaliśmy mega odjechanego gościa - niejaki "Piotruś", człowiek, który mówił w sobie znanym języku, choć niby po polsku, słynny ze skoków z zapory na Soliną i jazdy po jej murku (tak przynajmniej nam "opowiadał":D:haha2: Generalnie przygód "enduro" brakâŚale to, co spotyka nas dalej to w naszych głowach raczej się nie mieściło. Przejechane około 320 km, około 6-7 h na moto z postojami na awarie i tankowania. Start - dokumentacja danych. http://i.imgur.com/0wUHg05.jpg http://i.imgur.com/iKVkHuA.jpg Droga czasem jak po tarce a czasem... http://i.imgur.com/L4PGDWn.jpg ...a jakie zapachy w tej Polsce! Dziwne - po jednym nozdrzu i jednej warze... ;) http://i.imgur.com/zYIq779.jpg Nawet podczas awarii humory dopisywały (jeszcze) :Thumbs_Up: http://i.imgur.com/688Hemx.jpg "Bieszczady, moje Bieszczady..." śpiewa KSU... http://i.imgur.com/OzlP5Ni.jpg http://i.imgur.com/moA1BBV.jpg A w nagrodę :) http://i.imgur.com/CnUXsNe.jpg http://i.imgur.com/mv77PRE.jpg u Obcego :Thumbs_Up: http://i.imgur.com/6zRz3BL.jpg |
zdjęcia coś się nie pokazują ....
|
U mnie też nie widać.
|
A u mnie wsio widać.
|
Początek niezły, tylko zdjęć nie widać!
|
Wcześniej było widać, pojawiam się i znikam :)
|
A teraz? Wcześniej było z googla...
|
teraz gra!
|
Mirosławski..przystojniak z Ciebie! Dobrze, że to nie Moja połówka kazała mi to napisać! :P
|
Pirania - nawet nie wiem, jak Ci odpowiedzieć - jak podziękuję za dobre słowo, może być nietakt - jak pominę milczeniem - również niedobrze...aleś mnie w stresa wpędził :P
|
Dobra. Dawaj dalej!
|
Dobra, dobra czułości wymienicie sobie później ... jedziesz z kolejnym odcinkiem :at:
|
Pany - pisze się, montuje. Dajcie chociaż piwa się napić :)
|
Podobno byłeś w Durmitorze w tym samym czasie co my i nie wpadłes na rakije. Żałuj :-)
Wysłane z mojego D5803 przy użyciu Tapatalka |
Łukasz - jakbym wiedział, to bym wpadł :) Dowiedziałem się jak już wróciliście ;)
|
Dzień 2
Wczorajszy wieczór był ciężki - właściwie to nie wieczór był ciężki a poranek. Z racji "palionki", zamiast wyjechać rano, startujemy po 12.00 bez planu czy nawet miejsca na spędzenie najbliższej nocy. Jedyne, co ustaliliśmy, to "azymut", czyli do Rumunii przez Słowację. Zdecydowaliśmy ominąć UA zupełnie - taki był plan ale jak życie wielokrotnie pokaże, plan rzadko udaje się w 100 % zrealizować, już na pewno na tym wyjeździe. Tuż przed wyjazdem zakupiłem Garmina 64, super funkiel nówkę, wcześniej również drogą zakupu wszedłem w posiadanie map topo i "offroad" całych Karpat i Bałkanów. Miało to mocne strony, bo widziałem prawie każdą kozią ścieżkę w tych obszarach, ale miało i też złe skutki, co już niedługo odczujemy na własnych doopach. Wyznaczyłem trasę na tzw. Dotknięcie czyli kursor gdzieś w Rumuni i wciskam "Jedź". Garmin posłusznie odnalazł trasę - jakieś 400 km. Jako początkujący użytkownik i "prawdziwy mężczyzna" nie przeczytałem szczegółowo instrukcji, nie miałem wcześniej okazji sprawdzić również efektów zastosowania różnych ustawień więc ślepo zaufałem mojej nawigacji. Jedziemy. Słowacja, przez którą rzeczywiście na początku jechaliśmy zrobiła na mnie bardzo złe wrażenie. Mnóstwo cyganów, właściwie 70% ludzi w wioskach to oni, białych tam naprawdę trudno dostrzec. Wioski w odróżnieniu np. od UA czy od Ro nie tyle biedne co zaniedbane, brudne. To jedyne państwo na mojej drodze, gdzie bał bym się przenocować - czy to na dziko pod namiotem czy nawet w jakiejś kwaterze czy kempingu. Oczywiście co innego krajobrazy- te są piękne! Zaczynamy się lekko niepokoić, bo zbliża się 16.00 a my ciągle jeszcze na Słowacji - nagle widzimy granicę! Ale jakoś nas tak coś zaniepokoiło -czemu na granicy z Rumunią celnik wychodzi do auta po paszport??? Podjeżdżamy, naszym oczom ukazuje się granica ale z UA! Mateusz się zirytował i mocno wkurzył, bo "tracimy" czas. Ja nie bardzo, bo taki miał być "plan" - ma być przyjemnie i ma być przygoda! Jak się okazało później, inne postrzeganie takich sytuacji będzie mieć dla naszej wspólnej podróży nieprzewidziane skutki. Granica - jesteśmy drudzy w kolejce, pogranicznik bierze od nas kwity, pyta czy mamy alko, broń itp. . Pyta się też Mateusza, czy sprzeda mu DR'kę - Mati próbuje mu sprzedać jedną ze swoich Afryk i tak sobie pogadujemy a czas leci - już 18.00 a my na UA! Ogień - na Rumunię! Lecimy Asfaltami głównie, trochę szutrów ale jakoś tak moja navi dziwnie nas prowadzi - Mateusz ma zmysł harcerski i zatrzymujemy się na stacji benzynowej, aby sprawdzić na mapach googla, no i wyjszło - moja nawi ma tylko część UA bo właściwie to mam ale mapę Karpat a nie Ukrainy - Q..A! Ok, Mati odpala na powerbank'u swój telefon z navi i to on prowadzi dalej. Tniemy na Rumunię już tylko asfaltami bo ciemno. W Rumunii jesteśmy około 23.00, jedziemy parędziesiąt km w głąb kraju i zatrzymujemy się na stacji, żeby zatankować, coś zjeść i ustalić co dalej. Jesteśmy w czarnej literze, jest prawie północ. Ja gapię się w navi a Mateusz pogaduje z pracownikiem stacji o kemping jakiś - ten po angielsku mówi, że "kemping jest obok" i dzwoni, po paru minutach przyjeżdża BMW i wysiada para...właścicieli kempingu - sympatyczni ludzie - niestety mówili tylko po niemiecku, hiszpańsku i oczywiście rumuńsku co utrudniło naszą komunikację no ale jakoś się dogadaliśmy! Jedziemy, ciemna noc a my najpierw za BMW do bankomatu po kasę (jakieś 5 km) a później z asfaltu skręcamy w szuter a później szuter zmienia się w podmokłe momentami łąki - jedziemy wzdłuż jakiegoś jeziora, naokoło ciemnośćâ, mam lekkiego stresa ale już właściwie mi wszystko jedno. Po paru km i pierwszym "offieâ" BMW zatrzymuje się przed ogrodzonym i pięknym terenem ośrodka. Śpimy w pięknym domku, wręcz w luksusach. Jesteśmy padnięci więc szybko przenosimy z motocykli rzeczy i prysznic. Mati poszedł w kimę - ja szybko jeszcze przepierkę robię i też idę spać. Jest około 1.00. 12 h w drodze, około 440 km przejechane. Nocleg to 100 LEI od łba w wypasionym domku, kemping Casa de la Lac, Bocicoiu Mare, Maramures. Jeden z lepszych zakupów przed wyprawą - to na zdjęciu a właściwie to na deflektorze pochodzi raptem z dwóch dni :D http://i.imgur.com/rWYUxQY.jpg Krótki popas. http://i.imgur.com/FAQF4xw.jpg Zawartość tankbaga;) http://i.imgur.com/WsanNgv.jpg Łono(a)...natury - i z drogi i z postoju. http://i.imgur.com/uTT6nb9.jpg http://i.imgur.com/Srbsc5A.jpg Granica SK/UA http://i.imgur.com/iM8Ni2Y.jpg Szybki przelot UA (2 pierwsze fotki to Słowacja). http://i.imgur.com/tDfTprM.jpg http://i.imgur.com/JvCxGpV.jpg http://i.imgur.com/YlhHf8k.jpg http://i.imgur.com/rVh90Sz.jpg http://i.imgur.com/Say1u1S.jpg http://i.imgur.com/Tuw0uO9.jpg Widoki z kempingu. http://i.imgur.com/qI4tpLQ.jpg http://i.imgur.com/dWp1ORX.jpg |
Odcinek pierwszy (po prologu).
Długi - ale i tak tne co mogę z materiału a tyle tego, że serce się kraje...wybaczcie, jeśli przynudny. Starałem się;) https://youtu.be/TDEnWn7vONE EDIT: Jeżeli Twój link to np: https://youtu.be/TDEnWn7vONE to pomiędzy znaczkami [YOUTUBE ] i [/YOUTUBE ] ma być tylko: TDEnWn7vONE Nic więcej i nic mniej :) |
Wkurzam się jak ktoś wrzuca filmy po półgodziny ale u Ciebie mimo że długo to jest bardzo ciekawie i miło się oglądało. Dawaj dalej:Thumbs_Up:
|
|
Cytat:
Rumpel -:bow::bow::bow: qwa - robiłem jak kazałeś...ech, miałem o sobie lepsze zdanie:D |
To teraz dla równowagi ja trochę pomarudzę ;)
Ale zanim zacznę to powiem, że zazdroszczę wyprawy. A teraz do meritum; sam się zachwycasz pięknem krajobrazów a kamerę skierowałeś "pod nogi" i jak tu podziwiać piękno gór jak ich nie widać bo tylko szuter i szuter. |
Cytat:
Dzięki! |
Czyta się, ogląda, jedzie, więc jeeeeeedziesz :)
P.S.Pirania: widać poszło mu w urodę :p |
Dobra koniec czułość, reszta face to face przy okazji odwiedzin Emka..:p
Piekniś,;) dawaj dalej! |
Dzień 3 - dla mnie chyba "naj" pod wieloma względami - szczególnie pod tzw. advenczer ;)
Wstaliśmy około 8.00 i nieśpiesznie zaczęliśmy się pakować, śmiejąc się przy tym z naszego "adventure" w luksusowym domku, z pachnącą pościelą i ciepłą wodą:D Jeszcze nie wiemy, że dzisiejszy nocleg będzie zupełnie inny...oj INNY to za mało:dizzy::D Plan jest taki - tniemy na Borse a później w góry. Planujemy spać dzisiaj nad jeziorkiem w górach na ponad 2000 m.n.p.m., nad którym był ostatnim razem Mateusz (wtedy zaj...li i oddali mu motka:vis:)...oj te nasze plany, to jak pisanie na plaży tuż obok morza... Do Borsy jakieś 90 km, głównie po asfaltach choć raz chcieliśmy zboczyć z asfaltów i dojechać górami ale śliskie błoto i koleiny na pół koła nas cofnęły. Generalnie droga do Borsy dla mnie to czas ekscytacji - dzisiaj na dziko w wysokich górach Maramures:drif: Czy mój subframe wytrzyma? W końcu się podobno łamie nawet pod własnym ciężarem a ja mam tam oprócz swoich 110 kg z przodu jakieś 35 kg z tyłu...no i felgi z gównolitu...takie tam rozterki i rozmyślania. W Borsie mieliśmy coś zjeść ale po pierwsze korki (robią drogę) i dzikie tłumy nas zniechęciły - a właściwie mnie, bo ja generalnie nie lubię ludzi:D Lecimy! I wjeżdżamy w góry - najpierw niewinnie - jadę asekuracyjnie bo w głowie komfortu brak i myśli: "subframe", "felgi", " duży ciężar bagażu". Jadę spięty...ale po parudziesięciu minutach zaczynam już o tym nie myśleć - wokół są tak piękne widoki, że aż w oczy parzą! Droga w górach FANTASTYCZNA! Zdaję sobie sprawę, że już trudno mi będzie cieszyć się "trudnym offem" wkoło komina po tym, czego doświadczam w górach Rumunii! Lecimy - jest około 12.00 - navi do jeziorka pokazuje 17,8 km więc będzie czas na rozbicie namiotów itp. DZIDA! Po drodze spotykamy tak ostry zjazd, że miałem wrażenie, że spokojnie mogę pompki na kierownicy robić:haha2::dizzy: Lecimy - im wyżej tym zimniej i piękniej! Po drodze mijamy jeszcze puste bacówki a jakieś 7 km od celu super wypasioną bacówkę, z krzyżem na frontowej ścianie - fantastycznie położoną tuż obok wodospadu:drif: Oczywiście wyskakuje do nas pies ale lecimy coraz wyżej...no ok - z tym "lecimy" to lekkie nadużycie - raczej wdrapujemy się. Raz czy dwa pomagając DR'ce wdrapać się w górę (BMW wdrapał się wszędzie sam:D - oprócz jednego miejsca, o którym za chwilę:mur:). Wysoko, ponad 1900 m...zaczynamy mijać śnieg ale i łąki krokusów, coraz więcej skał i kamoli ale i błota i wody...zaczyna być na prawdę trudno - to droga raczej dla liści albo chociaż motków bez tobołów. Jadę pierwszy, pokonuję kolejny podjazd i...qrwa - olbrzymia zaspa na drodze! Staję, rozkładam kosę i chcę zejść z motóra a ten nagle leci w lewo! Dobrze, że nawet z bagażem jest na tyle lekki, że utrzymałem go na nodze - myślę "ok, kosa się zapadła ale jak?". Próbuję jeszcze raz postawić ale leci...Ki czort?! Ok - już widzę - kosa pękła! no to zajebiście. Jestem w górach bez kosy i centralki...:mur:na szczęście kosa złamała się jakieś 5cm od podłoża więc podkładamy kamulca i moto stoi.Ale co dalej - jesteśmy jakiś 1 km od celu a jechać się nei da przez śnieg. Mateusz robi rekonesans na nogach i mówi, że damy radę, musimy podjechać tylko jakieś 800 m. Sprawdzam - włażę na zaspę - miejscami twardo ale miejscami zapadam się po kolana...mało tego - aby wjechać na zaspę trzeba pokonać stromy podjazd (śliski jak czort!) bez rozpędu, bo brak miejsca...jestem sceptyczny no ale ok, idą chmury burzowe więc jesteśmy w czarnej doopie, nie ma wyjścia. Mati mnie asekuruje - próbuję podjechać ale łapę uślizg w połowie podjazdu, muszę stanąć - oczywiście jak tak stromo i ślisko, że dociążony tył ciągnie w dół moto i przód łukiem leci w dół! Paciak - ale tak nieszczęśliwy, że noga zostaje mi pod rogalem skręcona tak, że poczułem naciągnięte stawy i kolanowy i kostkę do granic wytrzymałości! Zakupiione przed wyjazdem SIDI Crossfire II zwróciły się wielokrotnie w tym momencie - uratowały mi nogę i wiele kłopotów, bo jak miałbym wrócić? Druga sprawa i poważna lekcja - byłem tak uwięziony, że gdybym był sam to...nawet nie chcę myśleć :( Niby nie groźny paciak a konsekwencje mogły być straszne. Mati mówi, żebyśmy spróbowali jeszcze raz ale ja czuję nogę, tzn. czuję, że jest nadwyrężona, zmęczenie i opadająca adrenalina powodują, że mówię stanowcze NIE qrwa! No ok, ale co robimy? Proponuję, abyśmy lecieli do "wypasionej bacówki" - tam przenocujemy, bo poza tym burza idzie a jesteśmy 2000 m.n.p.m.. Lecimy w dół - jest trudniej zjechać niż podjechać - generalnie w tych górach pokonaliśmy 28 km w 4h. Dotarliśmy do bacówki, Mati pyta o nocleg - ok, możemy! Konstantin pokazuje nam spanie (izba z wielkim "łóżkiem":haha2:). Konstantin to około 30 letni gazda, który MIESZKA w tych górach! Najbliższa wioska to jakieś 2h jazdy na motocyklach enduro! Zasięg tylko przy oknie albo 2km od bacówki (sprawdziłem osobiście:D) Lekko zestresowani (na "posłaniu" widzimy ciemnie plamy (krew albo kał) - decydujemy się spać w śpiworach:D Mamy ćwiartkę bimbru i 6 piw - dzielimy się sprawiedliwie na trzech, łącznie z zupkami w proszku, pijemy kawę - nasz gospodarz tylko po rumuńsku, my ni w ząb ale jakoś na migi i dopowiadając sobie trochę pogadujemy. Widoki sa FANTASTYCZNE, klimat prawdziwie ADVENTURE! Około 2.30 "zamykamy" się w "sypialni" (zamknięcie polega na przekręceniu gwoździa wbitego w futrynę) i próbujemy usnąć i nie myśleć o zapachu stęchlizny, brązowych plamach, wilkach i o tym, że w sumie jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę gospodarza...noc była dłuuuuga... http://i.imgur.com/LrcYjx7.jpg http://i.imgur.com/xBxq9ou.jpg http://i.imgur.com/YJZiBtv.jpg http://i.imgur.com/8iyonUK.jpg http://i.imgur.com/1Ze7sZZ.jpg http://i.imgur.com/UTTbfqN.jpg http://i.imgur.com/OU21hAp.jpg http://i.imgur.com/vd6XDnr.jpg http://i.imgur.com/Q0kAE7F.jpg http://i.imgur.com/3yCidDi.jpg http://i.imgur.com/udUc5Gw.jpg http://i.imgur.com/XXkqH2Z.jpg http://i.imgur.com/jCzd0fs.jpg http://i.imgur.com/GbAoH75.jpg http://i.imgur.com/VW1uv7Z.jpg http://i.imgur.com/wpLD26g.jpg http://i.imgur.com/rWJB0rA.jpg http://i.imgur.com/wntZu7W.jpg http://i.imgur.com/LzCpUFO.jpg http://i.imgur.com/hz4lp87.jpg http://i.imgur.com/UQz7iGI.jpg http://i.imgur.com/pctG9c7.jpg http://i.imgur.com/fOYIau1.jpg |
Noooo pikna ta Romania:o
|
Dzień 4. Pierwszy kryzys.
Budzimy się u Konstantina a właściwie wstajemy z "łoża", bo trudno było nam zasnąć, około 7.30. Krzątamy się, robię kawę (bo nie mamy nic na śniadanie), zbieramy rzeczy i decydujemy się dać po 20 lei (o ile dobrze pamiętam) za nocleg. Spakowani decydujemy się jechać do Borsy na stację zatankować i poszukać warsztatu - ja muszę zespawać stopkę boczną bo jazda bez możliwości odstawienia motocykla mało mi się uśmiecha... jedziemy w dół - piękny początek (choć jedziemy tą samą drogą), piękne widoki - ech:Thumbs_Up: Dojeżdżamy do stacji - Mateusz wykonuje telefony a ja zaczepiam gościa w Nissanie Patrolu i pytam, gdzie znajdę jakiś warsztat pokazując ułamaną "kosę". Ten mówi "Łan minet, faloł me" :D hmm - z jedenj strony super - z drugiej w Nissanie jest ich dwóch, wielkich łysych Rumunów...jadę - wołam Mateusza ale on gada przez telefon i widzę, że mu się nie spieszy więc jadę sam z duszą na ramieniu. Przebijamy się w kierunku Borsy, potem przez całe miasto (korki niemiłosierne) a ja mam w głowie różne myśli - gdzie ja właściwie jadę? Qrwa - to dwóch wielkich karków w Nissanie Patrolu z Wielkiej Brytanii i powoli wyjeżdżamy z miasta... Nagle zatrzymujemy się przed domem, jeden z "karków" wysiada, idzie do "garażu" i wychodzi z jakimś gościem, po czym żegna się ze mną mówiąc "good lak" niskim głosem i jedzie! Ja w szoku - idę a właściwie jadę do "garażu" za kolegom "karka" ale garaż okazuje się profesjonalnym warsztatem ślusarskim! Tokarki, frezarki, porządek jak w niejednym szpitalu! Goście DOTACZAJĄ na wymiar tuleje, szlifują, mierzą - po około 1h zrobione z dokładnością aptekarską! Pytam "Ile" - gość macha ramionami, pytam więc "50 Lay" - gość mało mi się na szyję z radości nie rzuca:D Pękł stereotyp, który miałem o Rumunach i Rumunii - to kraj pełen życzliwych ludzi! Dane nam będzie jeszcze jej zaznać i to już niedługo! Coś też zaczyna dziać się pomiędzy mną a Mateuszem - lekko mnie zirytowało, że puścił mnie samego, nawet nie próbując zatrzymać, nie mówię o jechanieu ze mną...inaczej miałem i mam zdefiniowane "wspólne podróżowanie" ale pewnie i Mateusz ma swój punkt widzenia i miał pewnie swoje ważne powody aby ze mną nie jechać. Ok - wracam na stację i dostaję lekką burę, że długo mnie nie było...przełykam to, co chcę powiedzieć i nie chcąc konfliktów zamykam temat - jedziemy dalej. Plan jest taki - jedziemy w kierunku wybrzeża i później Bułgarii (kolejny plan i kolejny napisany "na plaży, piaszczystej plaży"). jedziemy asfaltem - 30 km horroru! Qrwa - każdy samochód chciał nas zabić - jazda na zderzaku, wyprzedzanie na 4, wyprzedzanie w odległości żyletki to norma!:vis::mur: Po 30 km postanawiam uciekać z tej drogi do piekła i skręcam w pierwszą boczną - uff, od razu ulga. Zatrzymujemy się na polnej drodze - Mateusz sprawdza moto, bo "coś mu skrzypi". SPrawdzamy koło a tam luz jak w gaciach XXXL na ascetyku! Jestem lekko zirytowany bo takie rzeczy robi się przed wyprawą, szykując moto...jesteśmy w doopie -bez łożysk, bez wymiarów, bez pomysłu...ok - zbieramy się w sobie i szybkie "planowanie" - tu WIELKIE dzięki dla Wojtekk za pomoc zdalną z szukaniem wymiarów łożysk! Jedziemy do miasta jakiegoś - Cluj-Napoca, wielkie miasto, KOROKI, UPAŁ, TŁUM. Tak je zapamiętam. Jedziemy na stację, szukamy jakiegoś serwisu/sklepu motocyklowego - generalnie lipa. Pracownik stacji gdzieś dzwoni i mamy czekać na przyjazd gościa, który ma pomóc - jest nadzieja! Czekamy około 30 minut - przyjeżdża rozklekotanym samochodem (słaby początek jak na mechanika) i daje namiar na "serwis". Jedziemy - jest około 17.40 - gość w "serwisie" mówi, że "dzisiaj nie - jutro". No ok - łożyska wydają się ogarnięte ale my nie mamy gdzie spać...w tym mieście same hotele, do których raczej nas nie wpuszczą a Mateusz ma koło, które zaczyna się kręcić w trajektorii 8... Kręcimy się na oślep i naszym oczom na parkingu ukazuje się Trampek i KTM 990 - podjeżdżamy, zagajamy! I to jest to - FANTASTYCZNI ludzie pomagają w parę sposobów: - szukają dla nas miejscówki na spanie, jadąc z nami 30 km poza miasto (miejscówka na dziko ale FANTASTYCZNA!) - mówią, że "serwis", w którym mamy naprawiać moto - stanowczo NIE ;) - dają adres sklepów z łożyskami! Po raz kolejny Rumunii pokazują swoją życzliwość i bezinteresowność! Jedziemy na miejscówkę do spania - jest super ale późno - my nie mamy prowiantu za wiele, namioty nie rozbite a robi się noc... Mateusz nalega, abym pojechał po piwo - nie bardzo mi się to uśmiecha, biorąc pod uwagę brak obozowiska i to, że blisko sklepu nie widziałem... Jadę jednak, wq...ny, z naszymi nowymi przyjaciółmi, którzy prowadzą mnie do najbliższego sklepu...23 km od obozowiska!!!! 50 km żeby kupić piwo - no jestem zły!!! Po przyjeździe dodatkowo widzę, że namioty rozbite w niecce, na ścieżce wydeptanej przez zwierzęta i w taki sposób, że spałbym głową w dół... Zdenerwowanie na maksa - szybko przestawiam namiot z niecki i szlaku dzikiej zwierzyny na wzniesienie, zapraszam Mateusza obok, coby bezpieczniej no i coby spiąć ze sobą motocykle. Mateusz się nie odzywa... Ok - ja może fuknąłem na niego i całą tą sytuację ale powodów miałem dzisiejszego dnia sporo żeby się wq...ć. Dodatkowo myśl, że 2 dni w plecy i zamiast jechać, próbujemy usunąć "awarię"...życie. Generalnie pierwszy kryzys w podróży, tzw. kryzys "4 dnia" - ten przetrwamy ale będą kolejne...czy i z nimi sobie poradzimy? Przejechaliśmy 120 km + moje 50 po "piwo", w siodle około 5h (korki w mieście). Nocleg za free. Moja "nowa" kosa! http://i.imgur.com/4eku8ws.jpg Nasi nowi przyjaciele i okolica obozowiska:Thumbs_Up: http://i.imgur.com/0eXiRlq.jpg http://i.imgur.com/jmo5rgR.jpg W drodze "po piwo" http://i.imgur.com/N4YpRu7.jpg http://i.imgur.com/C7rNGK0.jpg Obozowisko http://i.imgur.com/GiPmuDn.jpg http://i.imgur.com/zvA4COC.jpg http://i.imgur.com/EHVLjpe.jpg |
trzeba być asertywnym :) docierajcie się chłopcy :)
|
Śluza - sytuacja "A" na wyprawie we dwóch to trochę co innego niż sytuacja "A" na wyprawie w grupie paru gości. Poza tym "życie to sztuka wyborów" ;) generalnie myśmy go/je (wybory) dokonywali ciągle i nawet ostatni nasz wybór z perspektywy czasu wydaje mi się najrozsądniejszy, jakiego mogliśmy dokonać...ale nie wybiegajmy ;)
EDIT: to wszystko, cała relacja jest moimi oczyma i rękoma widziana i pisana a więc wszystkie oceny i opinie są w 100 % subiektywne, czyli tylko moje. |
110kg? Przytyłeś???
;) |
Cytat:
|
Cytat:
|
To dobrze - już się o Twój subframe martwiłam :)
|
Cytat:
|
Nie wiem, czy ktoś czyta ale jadę dalej;)
Dzień 5. Wstajemy koło 7.00 rano - niewyspani mocno. W nocy "szczekało i warczało" jakieś zwierzę lub zwierzęta, krążąc wokół namiotów a ja w ferworze wczorajszych stresów namiot co prawda ze ścieżki zwierząt i z niecki przestawiłem na wzniesienie - ale za to centralnie na wielką kępę trawy pod plecami, która mi się albo w plery wbijała albo z niej w nocy spadałem :Sarcastic: No nic - lecimy znowu do piekła zwanego CLUJ-NAPOCA szukać łożysk. Mówię też Mateuszowi, aby wziął ze sobą "centralkę" czyli dociął kawałek kołka(gałęzi), bo mając tylko kosę trudno będzie postawić na niej motocykl bez tylnego koła:D Znowu skwar niemiłosierny, korki - a na dodatek nie możemy odnaleźć poleconego przez naszych przyjaciół sklepu. Kręcimy się jak smród po gaciach ze dwie godziny po tym betonowym PIEKLE aż w końcu JEST! Mamy go - szybko w centrum miasta, na przystanku - zwalamy koło, wybijamy na wszelki wypadek jedno łożysko do zwymiarowania (to jako jedyne miało kulki - w pozostałych zostały po 3 sztuki :haha2:) i Mati leci do sklepu. Za chwilę przychodzi ucieszony z nowiutkimi uszczelniaczami i łożyskami! Uratowani! Oczywiście nie jest różowo - łożyska wybijamy łyżkami do opon i zakupionym świeżo młoteczkiem...z wybiciem tego wewnętrznego łożyska, które dodatkowo się rozleciało zajmuje nam dobre 30 min, sporo niecenzuralnych słów i 16 litrów potu. Tak naprawdę to głównie Mateuszowi, bo ja głównie "nadzoruje" i daję "strategiczne rady" jako "starszyzna wyprawowa":D Tego dnia po raz kolejny Rumuni nas zaskakują - najpierw podchodzi do nas gość z koszulką ATV i zaprasza do swojego warsztatu, gdzie za free nam to zrobi (tyle, że niby jak mamy się tam dostać, skoro koło już bez połowy łożysk i zdjęte z motocykla?;)) ale to miłe! Później zatrzymuje się gość na błyszczącym HD w kamizelce lokalnego klubu i też pyta, jak może pomóc:Thumbs_Up: Generalnie nasze zmagania z motocyklem budzą zaciekawienie, coby nie powiedzieć "sensację":D Żeby nie było jednostronnie - wiem nie tylko z własnego doświadczenia, że jeśli coś się zaniedba w motocyklu, natychmiast się zemści. Ja w moim moto wiedziałem o dwóch takich słabych punktach - jedna kostka pod siedzeniem przy pompie paliwa a druga na główce ramy od rozrusznika. Obie się odzywała (jeden pin wylatał z każdej notorycznie) - w końcu kostkę od pompy paliwa wywaliłem a na główce ramy docisnąłem trytkami w nowym położeniu - zadziało się to ze 2 razy ale naprawa trwała 3 minuty. Wszystko inne w moim moto działało prawie do końca, bo pod koniec wyprawy moje BMW chciało do domu tak bardzo, że mi o tym mówiło co jakiś czas - no ale to nie był wynik zaniedbania czy zaniechania w przygotowaniach do wyprawy a wynik...ale o tym po tym;) Przed 13.00 koło na miejscu - wszystko pięknie gra a więc możemy jechać dalej. Mateusz mówi, że chciałby Transalpine przejechać...ja niechętnie, bo to asfalty i że taka to "droga krupówkowa") ale w końcu ulegam (i jak się okazuje potem na moje szczęście bo to był świetny trip!). Lecimy, drogi fantastyczne, łątwe szutrówki, czasem nowy asfalt, widoki piękne ale... - jest niemiłosiernie gorące a akcja "łożysko" nas wykończyła - po 200 km zjeżdżamy na kemping za 10 LEI od łba. Mamy skoszony trawnik, stół i ławeczki, zimną wodę, zrobione zakupy w postaci flaszki, piwek 8 i czegoś na kolacje - na dzisiaj to optymalne kroki:Thumbs_Up: Nie jesteśmy jedynymi gośćmi - dzisiaj oprócz nas jest banda mężczyzn zarówno pijących jak i grających w piłkę (kemping był olbrzymi - oni na szczęście jakieś 300 metrów od nas). Jutro na kemping przyjedzie dużo "poważniejsza banda" ale to dopiero jutro... Dzisiaj się pije:D W sumie jakieś 220 km przejechane, około 5h w siodle. Około 17.00 już rozstawieni na kempingu. http://i.imgur.com/0buop6n.jpg http://i.imgur.com/XZb5IZJ.jpg http://i.imgur.com/6LRoNMe.jpg http://i.imgur.com/1mTtwa6.jpg http://i.imgur.com/Zhhju6Q.jpg http://i.imgur.com/a45oAIF.jpg http://i.imgur.com/g7DFn37.jpg http://i.imgur.com/cwoxHSW.jpg http://i.imgur.com/J2x0zKT.jpg http://i.imgur.com/ABpmCWi.jpg http://i.imgur.com/SzepOQv.jpg http://i.imgur.com/3klra88.jpg http://i.imgur.com/zX1QPrY.jpg http://i.imgur.com/pcLnzwK.jpg http://i.imgur.com/DIrpGCK.jpg http://i.imgur.com/x1S4tDI.jpg |
nie martw się, ludzie czytają :) pisz dalej.
|
Cytat:
|
Śmiało .... bez krępacji proszę ;)
|
Super relacja,bardzo dobrze się czyta!
|
Czyta się!
|
ja czytam!
|
Mirek masz 2400 odsłon tematu. Ludzie są wygłodniali i spragnieni relacji. :Thumbs_Up:
Lecisz dalej. |
No Pany - (w sumie nie spojrzałem na ilość odwiedzin :)) rzeczywiście nie wypada zwlekać, już niebawem kolejny odcinek. Dzięki za motywowanie - pierwszy raz piszę coś w takiej formie i pełen szacunek dla tych, którzy swoje przygody nam opisują w formie relacji i reportaży - teraz dopiero rozumiem, ile czasu na to potrzeba i ile wysiłku to kosztuje (choć wysiłek zależy pewnie od ilości talentu pisarskiego - no ja się wysilam i to MOCNO hihi) - SZACUN!
|
|
Super się czyta:Thumbs_Up:, no i czekam na więcej:umowa::)
|
I super ogląda...co chwila zaglądam po dalszy ciąg...
|
Dzięki Pany - jutro postaram się coś wrzucić :)
|
Na nastepny wyjazd zmniejsz bagaż. Maly namiot ,karimata. Moto wyglada jak obladowany wielbłąd. W takim przypadku nie dziw ,że pęka subframe czy boczna stopka. Gdzieś tam nie pisalem przed Twoim wyjazdem , ze śnieg lezy w Rumunii do polowy czerwca ? ( w wyższych partiach gór )
Przyjemnie sie czyta.:Thumbs_Up: |
Fajny styl, czyta się lekko i przyjemnie. :Thumbs_Up:
Motomyczki - też mam dobre wspomniena z Biesów. Że tak powiem: Obcy - fajny człowiek. :D Nie wiem czy mi to gdzieś umknęło, czy nie wspomniałeś, ale Mateusz, z którym podróżowałeś, to kolega, czy zgadaliście się zdalnie przez forum? Pisz dalej, czekamy. :umowa: :D |
Cytat:
1) ciuchy: to 1 zapasowy komplet bielizny termo, 2 slipy, 3 pary skarpet, ręcznik szybkoschnący, softshell, spodnie turystyczne, 2xtshirt i bluza ciepła z kapturem, buty cywilne trekingowe niskie - całość to może ze 3 kg z butami, garczek 0,5 l, kubek 0,25 ml na kawę, plastikowy talerz, zestaw turystycznych sztućców, kosmetyczka (turystyczne zestawy szamponu, żelu pod prysznic, pasty + szczoteczki + talk do stóp w sprayu) 2) w rogalu 2x dętki, narzędziówka (mały wd40, smar do łańcucha, po małej tubce wazeliny technicznej, smaru grafitowego i silikonu), kuchenka + kartusz gazu, , kompresor (który i tak głównie woził Mati) 3) prowiant: kawa rozpuszczalna (200 g w puszce), 4xliofilizowane żarcie, często jakieś piwo czy woda (lub jedno i drugie). Nie wiem, z czego zrezygnować? Jak patrzę na listę Podosa to i tak mam dużo mniej niż "powinienem"...moto rzeczywiście wygląda jak wielbłąd - głównie przez namiot, matę i karimatę ale z tego podczas planowanego nocowania na dziko na wyjeździe co najmniej kilkudniowym nie zrezygnuję. Podpowiedz(cie) proszę, o co za dużo wziąłem na miesięczną (bo taki był plan) wyprawę? Vee - Mati to mój kumpel (nadal:D), z którym lataliśmy koło komina + raz na integrację na UA. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:30. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.