![]() |
Finlandia w pigułce i kajakowo
1 Załącznik(ów)
Wszystko zaczęło sie gdzieś w podstawówce... uczeń ze mnie był dobry i skupiony na przyswajaniu materiału do mniej więcej klasy piątej. Potem zaczęły się tzw. 'problemy wychowawcze' i trudności ze wzmiankowanym skupieniem.
Problemy zaczęły przybierać na sile kiedy okazało się, ze nowa sala do zupełnie nowego przedmiotu jakim była geografia otwiera się pięknie na okoliczne wzgórza... zupełnie inaczej niż inne klasy. Zaiste było to zrządzenie losu, że właśnie sala do geografii nie była skierowana na kamienice po przeciwnej stronie ulicy Szkolnej, na szkolne żwirowe podwórko, czy na drugi budynek szkoły z klasycznej, poniemieckiej czerwonej cegły. Piszę o tym abyście wiedzieli, że właśnie wtedy w dziesięciolatku, tuż po nabyciu wiedzy o istnieniu pojezierza fińskiego, pojawiło się marzenie o podróży - tam gdzie ryby łowi się w prawdziwych jeziorach a nie w wyrobiskach pożwirowych dolnego śląska... Nie w stawach a wśród wysp i lasów. Zaiste... długo czekałem aby móc doświadczyć na własnej skórze jak tam jest bo lat od tych pierwszych, tęsknych spojrzeń za okno minęło lat ponad trzydzieści ale realizacja mojego marzenia z dzieciństwa była lepsza niż cokolwiek do tej pory - nie miałem niedosytu, nie miałem poczucia, że to JUŻ i już nic nie zostało. Poczułem się kompletnie zaspokojony i do domu po tygodniu nieobecności wracałem wypełniony absolutną satysfakcją walczącą o miejsce tylko z uczuciem pewności, że jeszcze tam wrócę. Zapraszam Was na krótką opowieść o niemotocyklowym wyjeździe z kumplem, na pływanie po wodach jeziora Saimaa dwoma zdezelowanymi kajakami mającymi razem dokładnie tyle lat co my dwaj. Na drogę przez nasz kraj pełnoletnią Astrą, przez Litwę, Łotwę, Estonię, kimanie na nabrzeżu w Tallinie, prom i pierwsze zakręty Finlandii. Mam nadzieję, ze uda mi się przybliżyć Wam niepowtarzalny urok fińskiej przyrody i co tu dużo pisać - smak przygody i podróży. W załączeniu jedno z ładniejszych zdjęć, które przez ponad rok było moją inspiracją zdobiąc pulpit mojego kompa przy każdym jego uruchomieniu. Dalsze części wkrótce. |
o ja... :drif:
normalnie pojechałbym z Tobą! :D |
Subskrybuje sie ;-)
|
Czekam z niecierpliwoscia.:Thumbs_Up:
|
dajesz chłopaku
|
Zaczyna się smakowicie...
Wytapatalkowane |
czekamy na kontynuację
|
Masz w ryj. Ile chcesz :D.
|
Będę czytał:Thumbs_Up:
|
4 Załącznik(ów)
Urlopy zaplanowane były na poziomie kwietnia, lecz na trzy tygodnie przed wyjazdem okazuje się jasne, że tematy spiętrzają się do tego stopnia, że po prostu nie dam rady wyjechać w planowanym terminie. Czuję się jak wielki dymiący i zlany olejem spychacz, któremu mimo wysiłku po prostu przesypuje się przez lemiesz. Na szczęście Tupkowi udaje się przełożyć wyjazd o tydzień co szczerze mówiąc ratuje całą sprawę.
Z biletami czekamy do ostatniej chwili więc tu nie ma problemu bo cena się nie zmienia już od miesięcy... Na niespełna tydzień przed wyjazdem w końcu udaje mi się kupić kolejnego Neptuna â ten jest jeszcze starszy niż mój, ale przecież nie jest aż taki stary :D bo jest moim rówieśnikiem :D Jako, Tupka zdaniem, 'specjalista od kajaków' zakładam wyjazd ze składakami jako opcję tańszą bo obydwoje nie śmierdzimy szmalem a wyjazd ma być po prostu tani. Mając swój sprzęt nie trzeba będzie wypożyczać na miejscu a po powrocie kajaki planuję sprzedać. Dla potomnych napiszę, że wynajęcie polietylenowej jedynki klasy Prijona /super/ z fartuchem, kamizelką i wiosłem kosztuje na tydzień około 140EUR więc niby nie tak wiele, ale wziąwszy pod uwagę całość naszego budżetu to jest to kolosalna kwota bo jakieś 1200PLN za dwie sztuki!!! Mimo obiektywnych trudności związanych z przewozem i późniejszym złożeniem i ponownym rozłożeniem... decydujemy się na opcję ze składakami. Przysłowiowym rzutem na taśmę kończę instalację obiecanych spawanych balustrad u sąsiada, inkasuję obiecane pieniądze i wywiązuję się ze zobowiązania /UFFFFFF!/, etatowa robota puszcza mnie nawet dzień wcześniej niż planowałem... Cudnie! Żegnam się czule z dziewczynami z pracy :D i mam jeden dzień dodatkowo aby się spakować i jakoś zagładzić wszechobecny przedurlopowy bajzel. Dwa dni przed wyjazdem mam trochę więcej czasu więc rozbieram i pakuję do Astry kajaki, jak się okazuje dobrze â pakowanie odbywa się w ładny dzień a kolejne dwa leje... Przynajmniej ten etap jest na sucho i nie muszę zamieniać auta w gnojowóz już na samym wstepie. W piątek stoimy już w blokach: Tupek już odlicza godziny w tyrze a ja gonię w piętkę z pakowaniem â lista i ciągła niepewność czy czegoś nie zapomniałem, tym bardziej, że parę dni wcześniej śniło mi się, ze pojechaliśmy bez jednego kajaka i bez śpiworów. Zabieram jak mi się wydaje wszystko, systematycznie pakuję fanty z listy i już tylko łażę denerwując się coraz bardziej. W końcu stwierdzam, że kluczowe elementy zabrałem i powtarzajac sobie jak mantrę rosyjskie przysłowie o podróżowaniu /Sztuka podróżowania polega na tym aby zamiast przedmiotów potrzebnych a nie zabranych używać przedmiotów zabranych niepotrzebnie/ zamiast miotania się po domu po prostu wychodzę. Żegnam się z kotami, melduję żonie, że już ruszam i tuż przed odjazdem zauważam, że ... mam mało powietrza w tylnym prawym kole. Jednak ja już jadę... mam to w dupie :D mimo tego, ze mam oponiarza 400m dalej, podpompowuję kompresorkiem z czasów komuny i cisnę na Warszawę. Nic nie może mnie zatrzymać. Jestem już w drodze... Droga na wawkę mija szybko mimo, ze po drodze jest jakiś wypadek. Bez problemów ląduję na osiedlu w Piasecznie gdzie wita mnie taka ulewa, że nie chcę wyjść z auta, gdy nagle ktoś puka w szybkę â patrzę a tu Tupek z wielkim parasolem! Hehehehe! :) No... od tej chwili nie będę sam i to zdecydowanie czuć gdy idziemy wśród tego oberwania chmury! Wstępnie planujemy wyjazd w dalszą trasę już tego samego dnia i nocleg gdzieś tam gdzie nas zmorzy, żeby nie jechać obładowaną Astrulą tysiaka km dnia następnego ale jednak jesteśmy tak zmęczeni tym tygodniem, że decydujemy się na przyjęcie kilku uspokajaczy 0,5l i walimy się w kimę. Mimo paru bro nie mogę zasnąć na kanapie pod kocem lecz w końcu się to udaje... Nie na długo jednak bo o czwartej dzwoni budzik i trzeba się zrywać, ale do tego nikt nas specjalnie nie musi namawiać. Na niebie ani jednej chmurki... od ruszenia w drogę dzieli nas tylko kawa i jajecznica ze szczypiorkiem. Japierdole... Świadomość tego, ze zaraz ruszamy i przez następny tydzień będziemy sprowadzać egzystencję do jazdy, tankowania, żarcia i pływania pompuje w moje żyły chemię, której składu nie chcę zgadywać ale czuję się po niej najlepiej na świecie! :D Trochę mam problem ze wstawianiem zdjęć tam gdzie powinny być... ktoś pomoże? :D |
:) Czyta się
|
tak właśnie - matjas zostaje specem od kajaków (jak się okaże - nie tylko taka nominacja nań czeka :D)
na gorącej linii dostaję bez przerwy informacje o wszelkich potrzebnych rzeczach, które już wziął, jakie wędki przygotował i że pozwolenia do odłowy już zakupione. zupełnie nie docierają do mnie te wieści, w fabryce wrzuty na łeb coraz grubsze (bo zaraz idziesz na urlop i trzeba to zamknąć) a ja cały czas myślę ile aparatów ze sobą wziąć, jakie klisze, ile baterii i jakich. sprawdzam mapy na Garminie, wgrywam poje i traski, które uroczy kolega tak dokładnie zaplanował i wracam do kabelków. wspomniałem, że nienawidzę się pakować? :p piątek, z roby wyskakuję o16tej (matjas już jedzie) i pędzę się pakować, bom pozostawił wszystko w takim stanie: https://lh3.googleusercontent.com/f5...w1476-h1107-no zdecydowałem się tylko na 3 aparaty, statyw, trochę pierdół dookoła. połowy z tych pierdół oczywiście nigdy nie wyjmę no ale! łachy mniej istotne: https://lh3.googleusercontent.com/R4...=w831-h1107-no matjas w drodze, wciaż plan by wyruszyć na noc, więc pędzikiem mieści się wszystko czary-mary: https://lh3.googleusercontent.com/js...=w831-h1107-no siadam na dupie i czekam. przychodzi totalna zlewa i oczywiście wtedy znak-sygnał "jestem na dole" :D co zrobić, biere parasol i dygam na dół. najpierw widzę WIOSŁA na dachu :haha2: kurde, to jednak prawda. potem wiadomo, ściski, buziaki i tak dalej. szybka narada i ruszamy rano a póki co - bro. |
I to była właściwa decyzja..:Thumbs_Up::beer:
Dawajcie dalej chłopy! |
czyta się. w końcu coś ciekawego. ciągle te motocykle...;)
|
nie chcąc dołączyć do grona twórców wypraw niedokończonych nauczyłem się wklejać fotki :D
zatem zasiądźcie i będzie pisane i wklejane. https://images91.fotosik.pl/21/8ea14...g?t=1534753327 |
samotny, biały żagiel 😂
|
Ty Kubuś uzupełnij swoje zdjęcia bo gdzieś to poszło w pizd albo wyedytuj post.
Zresztą lepszy samotny biały żagiel niż samotny żółty szalik :P m |
Wstajemy sporo przed piątą, szybkie śniadanie i jazda. Cudownie - do tego bez jakichkolwiek korków przelatujemy przez jakby na nowo budowaną stolicę i przez towarzyszące nam dobre 80km prace drogowe wyjeżdżamy poza teren mocniej zabudowany. Astra sobie miło mruczy, jakaś kawka po drodze, tankowanie i jazda... W końcu. Po całym tym planowaniu, przygotowaniach... wiecie jak jest. W końcu w drodze.
Droga w Polsce mija nam jak złoto. Z ciekawszych miejsc przejeżdżamy przez Tykocin gdzie jestem już chyba z 5 raz ale zawsze mi się bardzo podoba, no i stajemy na chwilkę w Korycinie aby zakupić słynne na całą pomroczną sery. Okazało się, że produkowane są jedną wiochę dalej :D ale kupiłem za całe 50PLN całą wielką gomułkę. Pół zapakowano próżniowo na zaś a połowa od razu zaczęła się kurczyć. Zapakowany ser pogrążony w wydobywającym się z niego odcieku jedlismy jeszcze długo na wyjeździe. Nie był już tak cudownie miękki i piszczący w zębach ale i tak było to coś wspaniałego. https://images89.fotosik.pl/21/560407ad4baa159cmed.jpg Tego dnia mamy plan na Tallin bo rano mamy się okrętować na VikingLine. Droga to w zasadzie tankowanie /szukanie LPG/, i jazda... Niewiele się działo. Litwa wita nas opuszczonymi chałupami i jest tego potem sporo przy drodze. Widok dość przygnębiający. Wszędzie płasko i zielono, brak jakichkolwiek reklam ale droga dość dobra i trzymając nasze marszowe 95 jedziemy sobie równo do celu polewając co jakiś czas z przydrożnych napisów w niezrozumiałym dla nas języku: ''PaintBall pifpaf'' to pamiętam do tej pory. Wszędzie na stacjach szukamy słowa 'DUJOS', czy jakoś tak, co oznaczać ma LPG - w głowie pobrzmiewa scenka reklamowa z Dnia Świra. Żartujemy i jedziemy. Respubliki mijają i kiedy wjeżdżamy do Estonii robi się już pięknie lesiście. Pośrodku tego lasu mamy kontrolę uzbrojonych po zęby policjantów. Fakt, nie wyglądamy za pięknie - na dachu wiosła a w kombiaku tylko dwa miejsca, gdzie cała reszta to totalny mandżur. Ale popatrzyli, sprawdzili wnikliwie dokumenty i życzyli szerokiej drogi. Kichy grają marsza i powstaje konieczność zdobycia wrzątku. Jakoś mam to w głowie, że wody czy wrzątku w podróży nikt Ci nie poskąpi i tu spotkała nas niemiła niespodzianka na małej Łotewskiej stacji benzynowej gdzie Łatfianka zażyczyła sobie ponad 1eur za szklankę wrzątku z automatu... Ech Europo... Tak czy owak ziemniaki instant plasticzaną łychą i wio. Pajechali. W tym miejscu jeszcze mała refleksja dotycząca zachowań na drodze... Litwa, Łotwa naprawdę spokój, za to Estończycy po prostu jeżdżą jak w Polsce. Na trzeciego, wyprzedzanie agresywne itd... Czas mija i około 19tej, po 1000km dojeżdżamy do Tallina nad rozległą zatokę w zachodniej części miasta. Na guglu wyglądało to na jakieś wydmy, miejsce raczej odludne i tam mieliśmy się kimnąć a rano atakować na prom. https://images89.fotosik.pl/21/24374e81b4f179e8med.jpg Jestem zajebiście zmęczony, prowadziłem całą drogę, jest mi zimno a tu okazuje się, że morze owszem piękne, MNÓSTWO rosjan, ale jednak musimy salwować się ucieczką bo wylądowaliśmy w jakimś potężnym ośrodku wypoczynkowym. Wszędzie są domki, alejki itp... no nie ma miejsca na namiot czy kimanie na plaskacza. Nie mówiąc już o tym, że do morza samochodem się nie dojedzie. Szybka decyzja i szukamy noclegu gdzie indziej... Powiem szczerze, że trochę się pieprzyliśmy ze znalezieniem właściwej miejscówki co zrzucam na karb niedoświadczenia i zmęczenia gdzie ośrodek diecezjalny chyba już miał urlop... koniec końców podjeżdżamy na nabrzeże, parkujemy do rana na bilecie dostanym od wyjeżdżającego nieznajomego :D i po wypiciu paru bronków lądujemy gdzie tam kto mógł... Tupek koło auta, ja jakoś pozwijany na miejscu kierowcy. W nocy dość zimno więc 'wstajemy' zmięci jak śniadanie w torbie drugoklasisty już jakoś przed szóstą... Odpływamy dopiero za dwie godziny ale, żeby cokolwiek się działo to organizujemy lanie w pobliskich krzakach i szuramy pod szlaban poobserwować przyszłych współpasażerów i co nieco przekąsić. Przez całą drogę do Tallina nie mieliśmy zbytnio kłopotu aby tankować gaz więc zatankowane w PL Pb dowozimy niemal w komplecie do Tallina. Tuż przed miastem kończy się gaz i musimy uszczknąć nieco z naszej żelaznej rezerwy. Wieczorem uzupełniamy i LPG i Pb tak aby na prom wjechać na full i nie zaczynać dnia od wydawania siana w Helsinkach. https://images90.fotosik.pl/21/ed7ff34680908e77med.jpg https://images91.fotosik.pl/21/1d4e359b3265f18fmed.jpg Prom odbija punktualnie i w końcu wylazłszy na pokład i zrobiwszy kilka fotek możemy się oddać błogiemu delektowaniu się niesieniem w nieznane przez statek w kolorze białym... oooj tak. Kawka z bufetu, jakaś woda i powiew bryzy. Cudo. |
Super się czyta :-)
|
Zmieci jak śniadanie :) czekam na dalszy ciąg !
|
Się płynie...
W sumie cała ta relacja w chwili obecnej to jest niezły test pamięci :D Na szczęście staram się pielęgnować fajne wspomnienia i jakoś trwają one w dobrej kondycji. Czasu minęło dużo niewiele i po krótkiej drzemce na pokładzie naszym oczom ukazuje się upragniona Finlandia... Już samo podejście do portu jest zgoła inne niż to w Tallinie - wysepki, wśród nich pełno łódek najrozmaitszej maści, w tym moje czujne oko wypatruje kilka z silnikami parowymi... Ech kurde jak pięknie. https://images89.fotosik.pl/21/44e88d861e74a90amed.jpg Widać stolicę bogatego kraju - ładne budynki, no i wszystko jakieś takie... inne. Nasi współpasażerowie również cykają foty na potęgę i jest ogólnie mocno turystycznie hehe :D Nawet momentami śmiesznie ale to głównie dlatego, że jestem tak podniecony jak kot w marcu - nic nie jest w stanie mi przeszkadzać. Mamy za sobą prawdziwy milowy krok. https://images92.fotosik.pl/21/3c68bf79f7d2d575med.jpg Złazimy czym prędzej pod pokład i przygotowujemy naszą torpedę do startu. Oczywiście udziela się nam obydwu podniecenie i nie myślimy o tym aby stawać i cokolwiek jeść tylko przemy tak, żeby zdążyć u celu przygotować kajaki do drogi /a to jest przygooooda/ zjeść obiad na nabrzeżu i ruszyć mając w perspektywie dopłynięcie do naszej chatki przed zmrokiem. Prognozy są dobre, pogoda wymarzona a według tego co widać na niebie i ziemi będziemy mieli południowo zachodni wiatr - czyli idealnie z lewej w zad. Nie uprzedzając faktów ciśniemy. Tzn ja cisnę bo Tupson przez większość drogi wygląda tak :D : https://images92.fotosik.pl/21/7bc6d0fd8b5ae7abmed.jpg Trzeba mu przyznać, że zaufał mi jako kierowcy chyba :D ale i trzeba mu przyznać, że potrafi skubany zasnąć wszędzie. Po prostu zamyka oczy i go nie ma. Tak więc miałem w samochodzie śpiącą królewnę i tak sobie pomykaliśmy do Lappeenranty. Po drodze jakieś zakupy w postaci fajek fińskich :D i od razu konstatacja w przydrożnym sklepie, że jeśli tak wyglądają wszystkie finki to... O Boże jedźmy na jeziora. Do Lappeenranty przyjeżdżamy około 15. Na cel wypakowki i oporządzenia sprzętu wybrałem z gugla ustronną przystań na skraju miasta i tutaj, odmiennie od Tallina, nos mnie nie mylił. Trafiliśmy w dziesiątkę. Miejsca było w sam raz, nikt w zasadzie się nie kręcił i nie kibicował, było gdzie zostawić auto na uboczu obok paru starszych aut więc obczaiwszy warunki ruszyliśmy z kopyta z przygotowaniami. Tupson opróżniał auto a ja jako samozwańczy cook wyprawy zacząłem robić obiad. Trochę z tym obiadem przesadziliśmy bo na głodniaka od samego rana, poprzedni dzień też bez rewelacji, a teraz się najedli, do tego kawusia, a niestety czasu na sjestę nie ma - trza zapierniczać bo roboty huk. Zgięci w pas, z brzuchami pełnymi leczo z mięsem łapiemy zgagę jak szlag. Ech... no ale do przodu. https://images91.fotosik.pl/21/7f01b37b1e1f5932med.jpg Tu może słów kilka o zaopatrzeniu w środki dla ciała na tydzień. Przed wyjazdem zrobiłem zakupy w pewnej hurtowni spożywczej na kwotę około 350PLN. To wszystko co na zdjęciach. Naprawdę przez tydzień nikt nie chodził głodny a i tak podzieliliśmy się jeszcze potem tym co zostało - nie było tego mało. Tu zdjęcia zapasów - wszystko oprócz jaj bodajże, zmieściło się do 30l wodoodpornej zakręcanej beczki na kiszoną kapustę :D https://images91.fotosik.pl/21/01c26f4742a20872med.jpg Poniżej zdjęcie naszej przystani w Lappeenrancie. Wkrótce po przybyciu usłyszałem basowe dudnienie i w jej główkach zobaczyłem barkę pełną drewna, wysoką chyba na 3 piętra. Za chwilę przepłynął statek w zasadzie pełnomorski jak kumam rozmiar... Japier........@#$%^&*(*&^%$ przecież przez ten tor wodny mamy przepłynąć zaraz kajakami! https://images91.fotosik.pl/21/ea519ddee19035e6med.jpg No dobra uszy po sobie i ruszamy ze składaniem kompanów naszej podróży. Tu może słów kilka o tym z czym tam pojechaliśmy :D Oczywiście - można było wypożyczyć fajne kajaki na miejscu - jedynki z Pe, do wyboru kilka wersji wypornościowych, jak również przekroju kadłuba... ech... gdzie u nas coś takiego. Niemniej jednak, nawet ze zniżką w Fińskim PTTK wychodziło około 400PLN za kajak na tydzień. Do tego niewielkie bakisty i brak jakichkolwiek uchwytów na wędki... Rozwiązałem to tak, że ze z zaprzyjaźnionej stanicy harcerskiej we Wrocku odkupiłem dwa zdezelowane Neptuny rocznik 1975 i 1976 za łączną kwotę 400PLN - niewiele, zważywszy na fakt, że jeden miał kompletny takielunek wraz z mieczami. Obydwa miały stery co mogło nam jakoś pomóc przy bocznym wietrze... Żagle przydały się przy powrocie ale jednak nie na tyle aby płynąć razem w dwa kajaki jak zakładałem wstępnie. Kajaki były kompletne i ich stelaże, mimo, że wymagały nieco atencji, nie były w złym stanie. Inaczej przedstawiała się powłoka. Na moim było łat więcej chyba niż samej powłoki. Na Tupka sztuce łat było mniej ale powłoka okazała się finalnie w gorszym stanie. https://images92.fotosik.pl/21/a04cb930ace149cdmed.jpg Wymyśliłem, że nie będziemy nic oklejać dodatkowymi łatami tylko zamalujemy kadłuby po złożeniu i napięciu powłoki mieszaniną rozpuszczalnika nitro i kleju butaprem. Okazało się to nieco pracochłonną ale skuteczną metodą na powstrzymanie przecieków podczas całej wyprawy, tym niemniej o ile mój kajak okazał się w miarę szczelny tak Tupka zaraz po włożeniu do wody zaczął jej dość szybko nabierac!!! A my już spakowani, pomalowani... gotowi płynąć!!! Nie wiem jakim cudem tak się stało ale po chwili po prostu wyciek zmalał, by po kolejnych trzech momentach zniknąć całkowicie. Coś tam gąbkowaliśmy podczas drogi, jakiś klar trza było robić po zatrzymaniu na nocleg ale nie było to nic takiego co mogłoby nam popsuć radochę z pływania po chyba największym europejskim jeziorze :D :D :D nazywa się ono Saimaa. W sumie wody było tyle co potrafi nakapać z wioseł bez kubków a takie mieliśmy. BTW wioseł to były to moje stare Schillery Racing. Wspa nia łe wiosła. 100 drewna, pięknie uginający rdzeń, cienkie, lekkie a jednocześnie mocne. Podczas całej tej akcji w przystani trafili się jacyś finowie rodzinnie dwukrotnie... Patrzyli na nas ze spojrzeniem będącym miksem niedowierzania, politowania i zaciekawienia :D Kiwali głowami jak mówiliśmy, że z Polski... Natomiast co było przemiłe - wskazywali ręką na jezioro i życzyli wspaniałego czasu na Saimaa - tak jakby zapraszali do siebie do domu. To było naprawdę uderzające i przemiłe. W całym porciku ani jednego śmiecia. Tak będzie już zawsze, gdzie tylko będziemy. Pracujemy koło trzech śmietników... za nimi zauważam aluminiowy rower MTB - po powrocie za tydzień nie miał już tylnego koła co utwierdziło mnie w przekonaniu, że dojechał tu do końca swojej drogi. Odezwała się we mnie dusza złomiarza i to co z niego zostało wróciło z nami do PL :D co zrobić... można to jakoś leczyć chyba. Tak więc wracając w chronologiczny wątek wypływamy. Powoli, kajaki są pełne sprzętu, dociążane dodatkowo pełnymi gaciami o to jak będzie się płynąć, czy nic nas nie rozjedzie, czy znajdziemy chatę, czy uda się do niej dopłynąć do zmroku jak to w ogóle będzie. Wbrew obawom wynikającym z wypłynięcia na naprawdę szerokie wody zaraz za portem, po pierwszych sfalowaniach, wpływamy w archipelag Saimaa... Każda wysepka wygląda tak jakby można było się na niej zaraz osiedlić. Na wielu stoją piękne domki - niektóre skromne, inne jak po prostu całoroczne domy. Wszędzie, czysto, woda idealnie przejrzysta... Po kilku kilometrach niknie gwar głównego szlaku, zgiełk zakładu przetwórstwa drzewnego za którego parkanem właściwie zostawiliśmy samochód, zostaje tylko plusk wody, okazjonalne uderzenie wiosłem o trym kajaka, i zieleń ze wszystkimi jej odcieniami... Płyniemy. https://images91.fotosik.pl/21/4220cfa601a4a670med.jpg |
Piekne!!!
|
Dzięki Gawron.
Płyniemy... No płyniemy... nic się nie dzieje, dłużyzna. Taaaaaa.... Przed wyjazdem starałem sie zrobić jakąś trasę /kurde trasa na wodzie?/ i wyklikałem jak powinniśmy płynąć. Wydawało mi się to zabiegiem mocno na wyrost ale była to chyba jedna z lepszych rzeczy jakie mogłem zrobić. Nawigowanie na wodzie gdzie nie ma brzegu jest oczywiście karkołomne, ale nawigowanie na archipelagu gdzie każda wysepka wygląda w zasadzie tak samo lesistokrzaczaście jest bez GPS naprawdę trudne. Kiedy sie patrzy na mapę https://images92.fotosik.pl/24/ed17e6e0e0f6083fmed.png to wszystko wydaje się względnie proste ale są miejsca gdzie nie ma żadnego punktu odniesienia bo płynie się na ścianę lasu - tylko ta ściana lasu to jest kilka wysp na tle większego lasu. Między które wpłynąć aby było dobrze? Wstępny plan zakłada dopłynięcie na 'głowę konika' w górnym prawym rogu mapy. Gdyby nie GPS nie udałoby się to przed zmrokiem na bank. Tak więc przesuwamy się wśród tej zieleni i dyskretnego plusku. Co godzinę przepłynie jakaś łódka, czasami jakaś chatka. ZERO ludzi. Nikogutko jak to mawia moja Mama :D Oczywiście japy mamy szeroko rozdziawione bo jest niewypowiedzianie pięknie. Jest cicho, jesteśmy sami na wodzie, nie ma komarów nosz /sorry/ kur.wa poezja taka. No po to tu przyjechaliśmy z powodu mojego marzenia. Ech... W zasadzie po pierwszej godzinie zachwytu głośnego przechodzimy w zachwyt cichy, niemy. Po prostu płyniemy. Gdyby nie fakt, że zbliża się już 18 to byłby postój na ryby itd... a tak siedzimy w naszych Neptunach i suniemy po wyznaczonej trasie. Piękne jest to kiedy faktycznie płynie się na taką wzmiankowaną ścianę lasu i nagle widać jak się rozstępuje jak Sezam i odsłania za nią przestrzeń. A to kolejna zatoka, a to trochę otwartego jeziora widać. Trasę wymyśliłem tak aby najpierw oswoić się z kajakami, jeziorem i w razie problemów mieć blisko do brzegu a dopiero potem wypłynąć na otwartą wodę. Na szczęście nie musieliśmy korzystać z dostępności lądu po drodze, ale fakt, że był blisko na pewno pomógł nam psychologicznie... Kończą się wysepki, przepływamy jeszcze tylko znowu przez główny szlak wodny, znowu jakaś zatoka i powoli otwiera się przed nami Saimaa. https://images90.fotosik.pl/21/f62e36a672666a49med.jpg Zanim zabiorę Was na otwartą wodę jeszcze tylko słowo o naszych współtowarzyszach na wodzie: łodzi na szlakach wodnych jest dużo. Nikt w zasadzie nie pływa po archipelagu bo i po co... Są różne pływadła: od małych łódek wędkarskich, do weekendowych łodzi motorowych na 5-6 osób, trochę hausbootów, po szybkie sportowe łodzie zapierdzielające w ślizgu przy wtórze oktetu wolnych wydechów... Ooooooooj tak. Dźwięki piękne czasami były. Natomiast co miały wspólnego? KAŻDA z nich zwalniała do prędkości poniżej tworzenia fali, machali do nas, coś tam gadali... Kultura po prostu... A może wcale nie chodzi o kulturę tylko o fakt przejmowania się drugim człowiekiem. O to aby nie przeszkadzać? O tym będzie jeszcze dalej. To niesamowite wrażenie kiedy opuszcza się taką bliską zalesioną okolicę i w zasadzie wypływasz na wodę gdzie nie widać już drugiego brzegu... Jeszcze przez kwadrans, pół godziny możesz się odwrócić i z tęsknotą opartą na strachu przed nieznanym spojrzeć przez ramię na to skąd wypłynąłeś ale już potem musisz przeć na wiosła, opierać się wiatrowi, falom i trzymać kurs. Zaczyna się ściemniać, woda pozbawiona rozigranych promieni słońca robi się ciemna, złowroga no i jak to na otwartym, dużym jeziorze faluje. Wiem, że kajaki nie rozpadną się, ale niektóre fale rozbijają się na dziobie przy radosnym trzeszczeniu czterdziestoletnich, jesionowych szkieletów. No nic :D Tak musi być mówię sobie i wiosłujemy do celu, który już gdzieś majaczy wśród odległej zieleni. Juz po godzinie zaczynamy widzieć maszt BTS niepodal miejsca do którego mamy dopłynąć - to dobra wiadomość bo będzie zasięg i będzie można dać znać do domu, że dotarliśmy. Otwarte wody Saimaa dają się nam we znaki wysysając z nas ostatnie siły. Jesteśmy po podróży, słabo jedliśmy dzisiaj i wczoraj, zmęczeni i nie ma mowy o tym aby usiąść, zapalić, czy się zdrzemnąć. Trzeba płynąć. Zaczyna wiać i im bliżej brzegu fala robi się coraz większa. Godzinę przed zmrokiem dobijamy do naszego azylu, który znałem tylko z koordynatów GPS i kilku zdjęć znalezionych na Google. https://images89.fotosik.pl/21/b8594faaaa83c186med.jpg https://images91.fotosik.pl/21/2784d033a17178d5med.jpg W każdym razie jesteśmy na miejscu. Zmarznięci już trochę szybko wyciągamy kajaki na brzeg, mandżur ładujemy do chaty, która przez następnych kilka dni będzie naszą ostoją. Odpalamy Szmiela i Tupkowego chinczyka i szybko gotujemy wrzątek, żeby zjeść coś na ciepło. Woda się gotuje a my, przy świetle czołówek robimy szybką inwentaryzację miejsca, które przez następne trzy dni będzie należeć wyłącznie do nas :D Zabrałem piłę, siekierę, a tu... Na miejscu jest drewutnia pełna drewna, dwie piły, siekiera i łupak. Do tego kozioł, żeby nie piłować na glebie... Dwie toalety kompostujące /o szoku z nimi to jeszcze będzie/ bez jakiegokolwiek smrodku - czyściutkie aż miło, stolik, ławki... Przypominam - za darmo, pośrodku niczego, bez śmieci, bez zniszczeń, bez napisów 'ŚląskPany'. Japierdolę... łapiemy się za głowy jak to w ogóle możliwe. Mamy jakieś browary i coś mocniejszego ale dzisiaj już nikt nie myśli o tego rodzaju rozrywkach. Prognozy wyglądają dobrze więc usuwając mrowie szyszek walimy się na ziemi i zasypiamy jak dwa głazy narzutowe jakoś krótko przed północą z poczuciem dobrze wykonanej roboty. Saimaa kołysze nas do snu falami rozbijającymi się o piaszczysty brzeg zaledwie 10m od naszych legowisk. https://images91.fotosik.pl/21/8ea144bd132d59e2med.jpg cdn |
Pysznie wyglądają te rejony - pytanie techniczne - na ile ostro na wiatr da się na żaglach na takim kajaku pływać?
|
Słabo to idzie. Żagle są stare więc ich nie wytrymujesz tak jak sobie myślisz /konsystencja starego prześcieradła/ i NIE MA możliwości balansowania w zasadzie. Jak łapiesz wiatr to idzie ale jakikolwiek poryw wiatru i odpadasz bo gacie się wypełniają, kumasz o co chodzi.
Najlepiej płynąć w baksztagu na motyla - wtedy jest relax :D Ogólnie współczesne konstrukcje z żaglem nie mają takiego ożaglowania - coś w stylu foka raczej i pływanie w wiatrach wiejących od tyłu. Próbowałem tym normalnie prawo/lewo przez sztag ale Tupek mi odpływał. To jest OK jeśli plyniesz gdzieś naprawdę daleko i masz jeden kurs powiedzmy przez dwie godziny i do tego masz stały równy wiatr jak na morzu gdzie bez obaw możesz się pokusić o jakiś przechył nawet. Wtedy tak. Dla pływania takiego po zadupiu to lepsza jakakolwiek żaglówka. Potem się wycwaniłem i pływałem tylko z fokiem i to w miarę robi i pomaga nawet przy wietrze z boku przy założeniu, że jednak się wiosłuje. Wyciągnąłem pewne wnioski z tej wycieczki i następnym razem bym to rozegrał zgoła inaczej ale czekam na tanie połączenia do Helsinek, najlepiej z Wrocławia. Póki co brak, ale ja tam musze wrócić :D m m |
Jakbyś miał braki osobowe w ekipie to proszę o rezerwacje miejsca dla mnie.
Co do pływania tam na żaglach - jeśli byliby chetni na te rejony- to można zrobić tak. Kupić cos ala ekiplast II, żeby było tanie (za 2kpln idzie wyrwać), stabilne, miało bryzgoszczelne szczelne komory na bety, da sie tent rozłożyc i kimasz na decku - w czerwcu jeden zawozi, ekipy się zmieniają do powiedzmy końca sierpnia i ostatni przywozi lub nie (np sprzedać za drobne)? Jeśli chcesz tam wrócić to 2 zmiany już mamy.... Sorry za OT, ale tak mnie naszło przy braku weny do roboty. |
O jako fajny wątek, jak ktoś już zauważył, wreszcie nie o tych motórach 😁
Czy tam sa jakieś rzeki? Bo ja nie wędkuję i duże jeziora mało mnie rajcują. No chyba żeby rzeczywiście nająć dużą turystyczną jedynkę z fartuchem. Najdalej na połnoc kajakiem byłem w Kurlandii, masz może porównanie? |
Cieszę, że się podoba. To był, krótki ale bardzo intensywny i fajniutki wyjazd, niemniej jednak kilka rzeczy bym zmienił - o tym może we wnioskach na końcu audycji, więc nie będę uprzedzał faktów.
Co do kupowania czegokolwiek w kształcie starego sztrucla po to aby to tam zawieźć - przerabiałem to już :D i powiem Ci, że pomysł jest kompletnie bez sensu. Poza tym to nie jest 'jeziorko' tylko naprawdę kawał wody i jak zacznie wiać to masz na takim kurduplu po prostu przejebane. Kropka. Chcesz popływać na Saimaa /a jest kurde gdzie!/ to w Lappenranta wynajmuje się żaglówkę sportową kabinową na 4 osoby /nawet nie wymagają patentu/ za 2500PLN na tydzień. I pływasz. Nie da się tego porównać z niczym czego jesteś w stanie doświadczyć na mazurach pod względem warunków, wody, ludzi, tłoku itp. Mam na mapie o wiele więcej chat jak na zdjęciu i można tam kimać za free. Jest to jakaś opcja. Na pewno więcej nie pojadę do Finlandii na tydzień samochodem bo to bez sensu. To już wiem. Plan jest teraz taki aby pooglądać finlandię tą prawdziwą czyli jednak północ ale chyba jednak zabiorę się tam ceglastą. Mam tam parę ciekawych miejsc do zobaczenia, na pewno wezmę wędkę i chyba cos w rodzaju belly boat, żeby móc łowić za pasem trzcin na postoju. W tym roku to już pass ale ostrzę zęby na przyszły. Może jednak w końcu wyjdzie kółko Norwegia/Finlandia? hgw. Jest tam na przykład w pewnym miejscu rozbity Junkers a graty z niego są meblami w chacie, która tam stoi. Oczywiście otwarta. Tego rodzaju historii jest na pewno dużo dużo więcej. Mniej więcej w jednej trzeciej finlandii od południa idąc i w jej wschodniej części jest największe skupisko niedźwiedzia brunatnego i jeśli jest w planie kimanie na dziko w dużej ilości w tamtej okolicy to trzeba naprawdę uważać. To nie żart, zwłaszcza latem kiedy wyprowadzane są młode mioty. Ogólnie od połowy w górę szanse na spotkanie z misiem są spore ale okolica powyżej wspomniana to takie Błażoli tamtejsze :D kto kuma to miasteczko? Jeździ się jak pisałem zajebiście - 80kmh dopuszczalnej, dobry asfalt lub zajebisty szuter /o tym też będzie/ nie zachęcają nawet do rozpędzania się. Jest relaksująco - ogólnie to ostrzegają bardziej przed łosiami na środku drogi niż przed niedźwiedziami - znacznie więcej ludzi ginie od spotkania z łosiem niż od misiów. Taka dygresyjka. @ Adampio - rzek jest tam MASA. Ogólnie kraj jest podzielony jak dla mnie w idealnych proporcjach: 70% woda 30% lasy. Podoba mi się. I nie ma PIS. Byłem tylko w Karelii południowej i tyle mogę powiedzieć. Przeczytasz jeszcze. Subskrybuj. Nie myślcie sobie, że jestem znawcą regionu czy kraju bo nie jestem i chyba tak to nie brzmi. Z tego co widziałem i doświadczyłem to zjadłem ogonek z wisienki na torcie. Mniej więcej tyle. Wiem jednak, że to piękny, czysty, zadbany kraj. Nie powiem nic nt. zamkniętości tamtejszych ludzi - wszedzie gdzie byliśmy /sklepy, port, przydrożny kebab w deszczu/ ludzie reagowali na nas pozytywnie i byli bardzo mili. a jak już się dowiadywali, ze chcielibyśmy się nauczyć fińskiego... ho ho! :D btw język trudniejszy na skali niż polski. ma sa kra. no nic - cdn wkrótce. cieszę się, że ktoś tu zagląda. m |
Oj, zagląda to mało powiedziane.
Chłonę jak gąbka i czekam na więcej:Thumbs_Up: |
I nawet inspiruje się
|
No,no Matjas.
Te Wasze kajako/żaglówki to zajebiste sprzety :D Czytasie i paczysie |
:) bravo
|
odcinek odwołujący się do wyobraźni czytających - bez obrazków :D o pierwszej pobudce, kiblach na proszek i nicnierobieniu.
Zatem nadchodzi dzień następny i otwieramy oczy. Normalnie możnaby pomyśleć, że nowe miejsce itd. to się obudzi człowiek z kurami czy innym ptactwem ale my budzimy się koło 9tej :D i jakoś do wstania ciśnie nas tylko to co rano... nieco później na spacerku na górkę konstatujemy, że tam po prostu nie ma żadnych ptaków. serio. nie wiem jak to możliwe ale w takim lesie nie ma żadnego porannego typowego tiutiurlikania. hm... może się ktoś wypowie ornitologicznie jak to w ogóle możliwe. może to ten BTS obok stawiany jeszcze przez Nokię :D tak sieje, że ptaki unikają tego miejsca. Żart taki - na kolejnym postoju później jest podobnie. no w każdym razie budzimy się i po wstępnej ocenie płaszczyzn idziemy kulturalnie lać - toalety są dwie więc jakoś tak wychodzi, że Tup bierze prawą a ja lewą i tak jest już do końca naszego tam pobytu - wiązać się z tym będzie pewna ciekawa historia bo po trzech dniach Tupek pyta mnie czy u mnie w kiblu też jest taka lina z sufitu. WTF???? lina? idę do 'jego' sztuki i stwierdzam, przecierając oczy, że pośród tego lasu patrzę na toaletę dla niepełnosprawnych. masakra... poręcze po bokach, gruba na 7cm lina zwisająca z sufitu aby ułatwić sobie wstawanie + podjazd drewniany dla wózka. No to mnie kompletnie rozbiło. Jeśli jeszcze mogę chwilę o temacie od d... strony, bo coś takiego widziałem po raz pierwszy: toalety są kompostujące czyli nie ma żadnej wody, żadnych spłuczek. Obok sedesu zakrywającego tradycyjną dziurę w desce /tak sedesu!/ stoi pojemnik z kompostem i duża szufla do zasypywania swoich sukcesów. Efekt jest taki, że w dole pod deską coś widać ale nie jest to kupa g... i nie ma żadnego zapachu. Żadnego. Cały teren nad jeziorem jest podzielony jakby na trzy parcele z centralnym miejscem, które zajęliśmy my - wiata zadaszona gdzie można rozpalić ogień, obok ławki ze stołem i po lewej oraz prawej stronie powtórka z ławek ale oddalonych o dobre 70-80m. Po przypłynięciu nie byliśmy sami bo stało tam rano auto z przyczepą kempingową ale ludziska następnego ranka się ulotnili. Nie wiem nawet kto to był. Od tej pory, czyli od naszej pierwszej pobudki całe to wszystko jest 'nasze'. Na glebie ani jednego papiera czy butelki lub peta... Dżizas... No I tak sobie tam kutwimy... Mamy opływać konika od góry i kanałem Saimaa wracać naokoło do Lappeenranty ale koniec końców jest nam tak dobrze, że po prostu olewamy temat i zostajemy na większość naszego pobytu właśnie tam. Co mozna robić w takim miejscu??? No właśnie NIC. Po prostu wystarczy być. Zjadamy duże śniadanie i planujemy jakby się tu skutecznie poopierdalać przez resztę dnia - trza się naplanować, wiadomo, ale udaje się nam to znakomicie. Mycie zęba w takiej sytuacji to już poważne przedsięwzięcie :D Ja powoli przygotowuję wędki ale w związku z tym, że plan powyższy trzeba realizować otwieramy jakieś piwko i wpatrujemy się pilnie w jezioro. - o pa! znowu ta barka z drewnem; - nooooooo..... - może dzisiaj na ryby? - daj spokój - jutro też jest dzień... Robimy zdjęcia, wchodzimy na najwyższe wzniesienie, z którego niewiele widać ponad wodę :D normalnie full inclusive. Jakiś delikatny klar kajaków, ognisko wieczorem, warzywa z ryżem i planujemy dnia następnego pokazać rybom kto tu rządzi. Tymczasem jednak próbujemy szczęścia poszukać na dnie kilku puszek a nie znalazłszy go tam, szukamy go w butelce jakiejś rudej cieczy. Fajnie jest... ognisko pod wiatą kompletnie przez nas zajętą buzuje aż miło, dym gryzie w oczy a my postanawiamy rozbić sobie tuż obok namiot zaś samą wiatę uczynić naszym magazynem co skutecznie eliminuje ją z użytkowania przez osoby, które jakimś cudem mogłyby tam dotrzeć. Jak bardzo polskie się to okaże przekonamy się nazajutrz. Zasypiać już będziemy w cywilizowanych warunkach na matach, w namiocie a oprócz szumu fal szumi nam w głowach. Jest pięknie... Tupek czaruje jakieś nocne zdjęcia prawdziwymi aparatami na błoooonę :D i oblicza te czasy i przysłony itd... Ja mam przyjemność mieć wszystko gdzieś. Po prostu roztapiam się w tym cieple, zapalam fajkę i wypoczywam. Po prostu NIC nie musimy. Liczy się tylko to miejsce i ta chwila i to po prostu wyraźnie czuć. m |
Wow. Jest moc i fajna litratura. Dajesz, Matjas.
Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka |
sam jesteś królewna!!! :lol8:
czekaj czekaj, niech ja skany z kliszek znajdę :D |
Czekaj czekaj... niech ja znajdę czas i napisze więcej ;)
|
Matjas co to za mamlanie jest? Niby niemasz czasu a na innych wątkach się udzielasz?! Coś tu nie styka. Siądaj i kanczaj historie! Wiem gdzie mieszkasz ;-)
|
Matjas, zmień sobie stopke na: I never finish anythi :)
|
Aj finisz ino powoli. Everythi:D
Poza tym jakbyś się znał to byś wiedział, że to sie nazywa saspens :D |
Jak się nie okaże na końcu że to wasz comming out i honeymoon trip był to to żaden saspens będzie ;-)
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:39. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.