![]() |
Kirgistany czyli podróż puszką za motkami. [sierpień 2019]
Jakoś taki pomysł mi się urodził aby pokazać rodzinie tereny, które zwiedzałem w 2016 z pokładu mojej Afryki. Zastanawiałem się jak będzie najwygodniej i stwierdziłem że naie ma co kombinować tylko skontaktować się z Samborem. Szybki telefon do Krzyśka póki jest w Polsce i mamy już ustalone, że wynajmie mi auto w Biszkeku i pojazdę za wozem technicznym zamykającym karawanę motocykli. Bilety do Biszkeku są drogie więc kupiłem lot do Almaty w Kazachstanie zdecydowanie taniej co nie znaczy że lepiej. Przesiadka w Moskwie na samolot do Almaty i lecimy. Ciasno, mało czasu na transfer do bramki do Kazachstanu ale jakoś rzutem na taśmę się udaje.
Aeroflot jest spoko, nawet ciacha z logo mają. https://i.imgur.com/XskB8t3.jpg Oczywiście na miejscu okazuje się że naszych bagaży nie ma i może będą popołudniu. A mamy już zaklepany transport do Biszkeku i kierowca czeka. BTW, taki kurs Almaty - Biszkek kosztuje ok 60$ lub 4000 SOM. Na lotnisku sępy biorą 120$ od nieogarniętych turystów. Można też za groszki marszrutką do granicy i potem kolejną po stronie Kirgiskiej. Będzie zdecydowanie taniej ale wolniej i w tłumie. Jak komu pasuje. Co ciekawe od strony Kazachskiej leci się normalnie natomiast w stronę przeciwną musimy toboły targac ze sobą bo Kazachowie prześwietlają bagaże tak jak na lotnisku. Na szczęście wiem że na drugi dzień przyjeżdża druga ekipa i dogaduję się na lotnisku że bagaże im wydadzą a z chłopakami że mi je do Biszkeku dostarczą. OK. Na razie pod górę ale tragedii nie ma. Podjazd na granicę to jakieś 4 godziny jazdy a tam się zaczęło. Przekraczanie granicy to czeski film. Kierowca leci z bagażami a my musimy wysiąść i pokonać ją pieszo. Tłum, ścisk i krzyki, awantury, puszczają naród partiami. Po godzinie jesteśmy już w Kirgistanie. Szybki rekonesans miasta, którego nie znam bo jakoś Biszkek omijałem w 2016. Jest ciekawie ale doopy nie urywa. https://i.imgur.com/5q2K9xg.jpg Ktoś nam powiedział że Osh Bazar w Biszkeku jest spoko. Sprawdzamy. https://i.imgur.com/m7zaZ5f.jpg https://i.imgur.com/p9rnoXt.jpg https://i.imgur.com/p7CSm1Q.jpg Szału nie ma ale czuć folklor. Przed hotelem spakowane motocykle czekają na transport do krajów przeznaczenia. https://i.imgur.com/60MU6Ar.jpg https://i.imgur.com/zHPRYvk.jpg https://i.imgur.com/iZeCXqE.jpg Motocykle uczestników wyprawy stoją i czekają na swoich jeźdźców a my tymczasem udajemy się na posiłek do pobliskiej knajpy poleconej przez właściciela hotelu, w którym sie zatrzymaliśmy. Knajpa nazywa sie Navat. https://i.imgur.com/hkZmFMJ.jpg https://i.imgur.com/xfPJD6Y.jpg https://i.imgur.com/SayTJlv.jpg https://i.imgur.com/J765NYc.jpg Mam jeden dzień zapasu bo jutro dopiero przylatują uczestnicy wyprawy więc mamy czas , żeby poszwędać się po mieście. Biszkek jest okropny, tyle w temacie. Wszechobecny smog, smród spalin, do tego temperatura, spory ruch nie poprawiają wizerunku. Ledwo przyjechałem a już chciałbym znaleźć się jak najdalej stąd. Jest 16 sierpnia. Jutro dzień luzu, zlatują się pozostali a 18 z rana ruszamy w kierunku kirgiskiego morza czyli jeziora Issyk Kul. Taki przynajmniej jest plan. |
CDN kurde :)
|
Czyta się !
|
Pisz. ;)
Ciekawy jestem Twojej wersji, bo u mnie w domu wieczna wojna o to, że jadę sam. Dlatego w tamtym roku też wynajęłem Pajero w Bishkeku i oblatałem Kirgistan z familią w puszce. |
się czyta ;)
|
Kolejny dzień można uznać za organizacyjny. Uczestnicy pomału dolatują i stawiają się w hotelu. Okazuje się że mamy problem techniczny z autem serwisowym, które wymaga naprawy i stąd szeryf wycieczki planuje przesunięcie startu na kolejny dzień. Jako, że ja auto będę miał rano a dzień pierwszy jest w zasadzie asfaltową dojazdówką do Issyk Kul proponuję że moja Delica stanie się na ten dzień wozem technicznym. Zabiorę toboły uczestników wyprawy i jakoś dokulamy sie te 200 km do jeziora. Plan zaakceptowany. Byle tylko moja zamówiona Delica rano była w gotowości. Wieczorem dostaję info od Igora że podstawi auto z samego rana co też ma miejsce. Oczywiście już na starcie mam zonka. Ustalając pojazd wybrałem Delicę z jednym tylko zastrzeżeniem. Kiera ma być po lewej. No niestety nie była ;). Trochę mnie to przeraża bo nigdy nie jeździłem autem z kierą z prawej w ruchu prawostronnym ale cóż trzeba się przełamać.
Motocykle z grubsza gotowe, auto zapakowane więc wyjazd w kierunku miejscowości Bałykczy na zachodnim brzegu jeziora. Oczywiście już na samym wylocie z Biszkeku zatrzymuje mnie policja nie wiadomo za co. Bogaty o doświadczenia z wyjazdów na wschód wiem , że chcą łapówkę ale zapowiedziałem sobie że nie ma takiej opcji abym zapłacił za cokolwiek niż wykroczenie. Policjant coś mnie mocno nagabuje. Najpierw jeden, potem drugi ale postanawiam starym zwyczajem iść w zaparte i palę Jana że nic nie kumam. Trwa to kilka minut i w końcu odpuszczają. Dalsza droga to nudny asfalt aż do samej Bałykczy gdzie mamy się wszyscy spotkać na tankowanie i zakupy. Tak też robimy ale część uczestników zamiast stanąć na tankowanie poleciała dalej w kierunku miejscowości Ottuk gdzie misliśmy biwakować nad jeziorem. W sumie muszą się wrócić bo dalej ze stacjami niby ma być lipa choć widzę na mapie że będą. Lądujemy wieczorem w komplecie nad Issyk Kulem co po Kirgisku oznacza gorące jezioro. Z tym bym jednak nie przesadzał. Na moje oko woda jest rześka. Ani zimna, ani ciepła. Do kąpieli w każdym razie nie zachęca a z racji polożenia na 1600 m npm i wieczorowej pory wolimy zjeść i zapalić ognisko. Spotykamy też Polaków, lecących po Kirgizji stopem. Skitrali się w krzakach z namiocikiem na nocleg. https://i.imgur.com/x2tGlil.jpg https://i.imgur.com/cXpmWsi.jpg https://i.imgur.com/WiepC1r.jpg https://i.imgur.com/2kje92i.jpg https://i.imgur.com/w7525ri.jpg Przy okazji okazuje się że jeden z motocykli szwankuje. Został naprędce wypożyczony w Biszkeku. Trampek 600 w stanie gruz. Napęd w agonii, hampel z przodu nie działa. Poszła pompa hamulcowa na przodzie i trzeba będzie to ogarnąć jutro w ciągu dnia zanim udamy się w góry. https://i.imgur.com/GMPmLgz.jpg Pozostałe motocykle też mają jakieś drobne przywary ale jadą więc nie ma się czym martwić jednak jazda bez przedniego hamulca w Kirgistanie to wyzwanie i tą usterką trzeba będzie się zająć jak dojedzie do nas Ali wozem serwisowym. Ma być jutro wieczorem. Pojedli, popili i poszli spać. Przy okazji, samo jezioro jest ogromne. Ma ponad 6000 km2 i jest drugim największym jeziorem górskim po Titicaca i 10 na świecie. Nigdy nie zamarza bo jest słone a maksymalna głębokość sięga 700 metrów. Jest długie na prawie 180 km i szerokie na 60 km. Samo jezioro jest z dwóch stron otoczone wysokimi łańcuchami górskimi. |
Emek ja Ci dam....gruz trampkowy - tzn rok temu ne był gruzem. Tak się składa że to mój ex-trampek, którego sprzedałem w KZG. Ciekawie sie zaczyna.
A swoją drogą pisz pan - czyta sie |
Tak się składa że wiem że kupiony od Polaków, to już wiem od kogo :D. Teraz to kupa złomu ale jak się nie zna na motocyklach a wydaną na sprzęt kasę chce odzyskać za jednym wynajmem to tak niestety bywa. Dotrwał do końca ale problemów nastręczał sporo.
|
Z gmoli widzę, że go ogołocili, czyli pewnie miał przygodę jakąś. Do tego lusterko wymienione jedno na 100%. Suma sumarum fajnie go zobaczyć po roku :)
Mnie tylko regulator na 3000 padł - poza tym luz. A ten zajechany napęd to obstawiam, że jeszcze założony przeze mnie rok temu przed wyjazdem. |
Emek, dajesz, bo się czyta!
|
Przy takiej kwocie jaką krzyczą za najem to zwrot kosztów nabycia nastąpił po pierwszym wynajmie. Gmole pewnie sprzedali bo to dodatkowy zysk. Na tym wyjeździe się przekonałem, że motocykl to można wynająć w Europie. Na wschód lepiej zatargać własny.
|
Rano pobudka, szybkie śniadanie i lecimy pomału w kierunku miejscowości Tamga , gdzie mamy zatrzymać się na nocleg i poczekać na wóz techniczny. Po drodze zajeżdżamy do kanionu Skazka czyli po naszemu Bajka. Jest naprawdę bajkowo. Za wjazd do kanionu trzeba zapłacić symboliczne 50 SOM czyli jakieś 3 pln. Dojazd po piachu nastręcza trudności koledze, który jedzie z plecakiem i w końcu zaliczają oni spektakularną glebę jednak bez żadnych strat w ludziach i sprzęcie. Fotki i lecimy dalej do Tamgi.
https://i.imgur.com/Oczr56p.jpg https://i.imgur.com/SAzOeLP.jpg Wpadamy do Tamgi a tam już ekipa motocyklowa zaklepała noclegi. Zostajemy na noc. Piwkujemy, koniakujemy i zwiedzamy okolicę czyli mieścinę oraz penetrujemy brzeg jeziora. Dojeżdża Ali wozem technicznym , dzwoni do właściciela feralnego Trampka a tamten wysyła marszrutką nową pompe hamulcową. https://i.imgur.com/7vGO9rI.jpg https://i.imgur.com/NaXov3V.jpg https://i.imgur.com/NT8s6lT.jpg https://i.imgur.com/iHrbFUw.jpg Dwóch kolegów zapuszcza się w offa co kończy się glebą jednego z nich i niegroźną acz dokuczliwą kontuzją nadgarstka a właściwie to bardziej wybity kciuk. Jutro zaczynamy wjazd w teren. Polecimy drogą do kopalni złota, która generuje kilkanaście procent PKB tego kraju. Rano pobudka, szybkie śniadanie i lecimy na tracka. W międzyczasie przyszła nowa pompa hamulcowa do trampiszona, która jest kiepską chińszczyzną , której nie wróżę sukcesu w długim działaniu. Ali podłącza nową pompę, zalewa płynem, odpowietrza i wszystko wydaje się działać prawidłowo. W takim razie już w komplecie lecimy w tracka. Najpierw czeka nas dojazdówka szeroką drogą prowadzącą do kopalni. Po drodze mijamy 2 pomniki Gagarina oraz widowiskowy wodospad. https://i.imgur.com/Czjh37M.jpg https://i.imgur.com/TH8fugp.jpg Potem zaczyna się wspinaczka serpentynami gdzie na wysokości ok 4000 m npm łapę gumę. Nosz kurrrr. Już nie było gdzie. Zmiana koła na tej wysokości to prawdziwe wyzwanie. Dyszę , nerwowo łapiąc ubogie w tlen powietrze. Uczucie takie jakby ktoś mi stał na klacie. Pomaga mi mechanik wyprawy â Ali i wspólnymi siłami ogarniamy temat dość sprawnie choć w bólach. Łapiemy resztę ekipy pod stacją transformatorową. Dalej jest jeszcze podjazd pod wyższą przełęcz, gdzie chłopaki motorkami podjechały. Przełęcz jest jednak tylko widokowa i dalej nieprzejezdna a pogody brak, widać niewiele stąd nie chce mi się tam pchać aby zaraz zjechać w dół. https://i.imgur.com/9rz3C7P.jpg https://i.imgur.com/riuAW9N.jpg https://i.imgur.com/jXOYV7Z.jpg https://i.imgur.com/xOtCd9h.jpg https://i.imgur.com/jtg3mZ9.jpg Odpuszczam i cofam się kawałek aby ruszyć w kierunku kolejnej przełęczy i jeziora Arabel. Początek średni, błoto, motocykle tańczą i w końcu cięższe sprzęty muszą wpakować się poza drogę bo błoto uniemożliwia jazdę. DO tego na krzywy ryj podpiął się do nas Rumun, który obładowaną na maxa Afrą na łysych Anakach leci za naszymi. Pomagam mu się wygrzebać z błota i zabieram pasażerkę trampka do auta i lecimy dalej. Przełęcz nie jest jakaś trudna ale zjazd stromy, luźne kamienie i wielkie głazy stąd częściowo torujemy sobie drogę odrzucając wielkie głazy na bok. Delica ma wahacze dość nisko i ładuję w nie kamieniami stąd postanawiam, że bezpieczniej głazy usunąć niż upitoilić zawias. Zjeżdżamy w dolinę. Mamy ok kilkadziesiąt km do postoju w punkcie oznaczonym na mapie gdzie mamy spożyć posiłek. https://i.imgur.com/CFEGY5I.jpg https://i.imgur.com/47rEwsx.jpg https://i.imgur.com/To63FjS.jpg https://i.imgur.com/S5yeC5f.jpg Po zjeździe teren się wypłaszcza, nie ma podjazdów ale za to mamy niezliczoną ilość brodów. Niektóre głębokie, trzeba czytać wodę i dość długie. Na jednym z nich jeden z kolegów zalicza glebę i dotkliwie obija żebra. Na szczęście wszystko całe i lecimy dalej. Dolina jest coraz piękniejsza a i pogoda się poprawia i zamiast burego nieba i śniegu wokół mamy rzeki, ogromne przestrzenie i piękne słońce. Rumun na Afryce zalicza glebę za glebą i niestety mam wątpliwą przyjemność podnosić jego motocykl niezliczoną ilość razy. W sumie powinienem go olać bo wiedział w co sie pakuje ale nie mam sumienia zostawić go samego.Nie wiem po co się tutaj pchał choć był informowany , że to po pierwsze nie w porządku a po drugie będzie miał przeyebane bo droga jest trudna a on nie jest przygotowany na takie warunki. W końcu mamy chwilę czasu na posiłek. Lokalesi proponują jakieś żarcie i herbatę. Ja niestety odmawiam widząc jak Pani myje w brudnej wodzie naczynia a następnie wyciera je brudną szmatą. Dolegliwości żołądkowe już przeżywałem i nie chcę tego znów doświadczać. Gotujemy więc wodę i zalewamy chińskie zupki kupione wcześniej. https://i.imgur.com/KtjsXsW.jpg https://i.imgur.com/Nv0qTaO.jpg https://i.imgur.com/ABNSP4T.jpg Czas ucieka a jest około 15. Mamy do zrobienia jeszcze około 100 km więc w tych warunkach minimum 4 godziny. Szybki posiłek i dalej w drogę. Dojeżdżamy do rzeki i zaczynamy poszukiwania trasy, którą mamy na mapie jednak w rzeczywistości kompletnie track się nie pokrywa. Mijają kolejne minuty, czas ucieka, słońce powoli zaczyna spadać. W końcu znajdujemy właściwą drogę przez dość spory bród. Rumun na Afryce zalicza w nim spektakularną glebę i jeden z naszych musi wejść do wody pomóc mu podnieść motocykl i wyjechać z rzeki. Udaje się. Do tego pasażerka Trampka, która dalej kontynuowała podróż wpada przypadkiem do wody i jest cała mokra więc wraca do nas na pokład. Nasza samochodowa ekipa pokonuje ten bród bez najmniejszych problemów. Motocykle szybko odjeżdżają a my ciągniemy dalej pomiędzy pagórkami. https://i.imgur.com/UjaqA3o.jpg https://i.imgur.com/0AG2Hlg.jpg https://i.imgur.com/5trmme6.jpg https://i.imgur.com/ZkRJaL5.jpg Pomału docieramy do pierwszych zabudowań. Dalej mamy już szutrówkę ciągnącą się wzdłuż rzeki. Ale to wciąż kawał drogi do cywilizacji. https://i.imgur.com/PNQMnRO.jpg https://i.imgur.com/qKXoBUX.jpg Droga jest mocno kręta i po jakimś czasie zauważam że Alego w Hiluxie nie ma. Robi się ciemno a jeszcze 50 km do Narynia gdzie mamy nocować. https://i.imgur.com/JZa53AT.jpg Postanawiam,że nie będę wracał tam po ciemku tylko zjadę w dół , złapę zasięg i spróbuję się skontaktować. Podejrzewam kapcia bo nic innego na tej trasie nie miało prawa się zdarzyć. W międzyczasie gotujemy wodę i robimy herbatę bo jak zaszło słońce to momentalnie zrobiło się zimno a jesteśmy jeszcze wysoko. Wreszcie po 40 minutach dojeżdża Ali. Oczywiście kapeć. Już w zupełnych ciemnościach dojeżdżamy do Narynia. Nasz hotel jest zabity bo jutro przylatuje prezydent i ma się tam odbyć impreza. Znajdujemy obok drugi. Jestem wykończony. Cały dzień jazdy, podnoszenia nie swojego sprzętu, wysokość, niewielki posiłek. Wszystko to potęguje uczucie zmęczenia. A teraz najlepszy numer całej wyprawy. Na 200 km gubimy jednego z uczestników wyprawy :dizzy:. Właśnie tego od defektującego Trampiszona. Nikt nie ma pojęcia jak i gdzie oraz co się z nim dzieje. Ostatni raz widzleiśmy się na szutrówce prowadzącej do kopalni złota czyli jakieś 150 km od Narynia lub więcej. Kontaktu brak i zapada decyzja że jutro samochód serwisowy musi wrócić tą samą trasą i go poszukać co oznacza że wozem serwisowym dla pozostałych znów zostaje ja. Arbuz, koniak i do spania. Jutro lecimy nad Song Kul z ekipą motocyklową a auto pojedzie trasą wczorajszą szukać zaginionego. |
Czyta się :Thumbs_Up:.
|
No pięknie panie pięknie :D
|
Noż k..wa mać , ja przez Was kiedyś w depresję wpadnę :) No nic , może w przyszłym życiu i ja se gdzieś pomknę , a tymczasem :lukacz:
|
Poranek wita nas podłym śniadaniem w hotelu.
Swoją drogą jak oni mogą wpaść na pomysł zrobienia żarcia na ciepło, wstawić to do podgrzewacza i go kuwa nie włączyć. Udaje się też uzyskać wieści o naszej zgubie Kolega pojechał nie w ten zjazd co potrzeba ale zorientował się w porę i pojechał dalej już naszą drogą. Na jednym z brodów zaliczył glebę, motocykl już nie odpalił więc zostawił go przy drodze i poszedł szukać miejscówki na nocleg w pobliskich jutrach. Na szczęście miał telefon satelitarny i punkt po punkcie udało się go namierzyć. Plan jest więc stały. Chłopaki dymają Hiluxem po zaginionego a cała reszta leci w stronę Ak-Tal i tam odbijamy na Song-Kul. Motocykle lecą szybciej przodem a my puszką swoim tempem docieramy do Ak-Tal. Tam tankowanie i przelot szutrem do Song-Kul. Podjazd nie jest stromy ale mam całe auto zabite i komplet pasażerów więc pod górkę na przełęcz idzie pomału bo Delica zaczyna się gotować. Muszę stanąć. Podczas postoju mija nas motocyklista na SR500, którego po chwili spotykamy jak robi foty ciut wyżej. To nasz forumowy kolega koziu. Miło spotkać czarnucha na kirgiskim zadupiu. https://i.imgur.com/JMVSh2z.jpg Ustalamy miejsce spotkania tak aby dołączył do nas na nocleg bo koziu na SR500 zapierdziela tak że tylko się za nim kurzy. Też miał przygody po drodze. Stłuczka w Uzbekistanie, naprawa motocykla i takie tam tematy. Na szczęście ogarnia wszystko bo jest mechanikiem i jedzie dalej. Wreszcie docieramy na przełęcz i teraz czeka nas zjazd do obozu jurciarskiego gdzie mamy nocować. Bez problemu odnajdujemy wskazane miejsce, pogoda jest doskonała, słońce, ciepło. Motocyklowa ekipa już na miejscu i penetruje pobliskie pagórki wspinając się na szczyty. https://i.imgur.com/9z0FbLM.jpg https://i.imgur.com/MyozOOX.jpg Melduje się też koziu. https://i.imgur.com/HM94yBq.jpg Postanawiamy pojeździć konno. Szybko się przekonuję że jazda konna nie jest dla mnie. Nie chce mnie toto słuchać a jak zaczyna zapierdzielać to jakbym jechał ścigiem ciężkim offem. Jadący w ekipie Szwajcar mieszkający na stałe w Wietnamie opowiada jak dał się namówić na 3 godzinny trip na koniach rok temu. Przez tydzień leczył potem poodparzane uda. Podziękuję. Nigdy więcej. Może gdybym miał jakieś doświadczenia to byłoby lepiej a po 1 godzinie na jakimś placu na lonży to go nie posiadłem. Telepie jak cholera, trzymam się kurczowo i błagam żeby ten demon nie biegł tylko posłusznie szedł. Wychodzi to różnie. A w zasadzie do doopy. Jak chcę wolno to zpaierdziela lub staje. Do tego kumpel z ekipy jedzie koło mnie i wydziera się Ciu-ciu co ma skłonić jego konia do galopu. Udaje się w połowie. Mój galopuje jak dziki a jego już niekoniecznie. W gębie mi zaschło, mam dość. Bez żalu oddaję rumaka właścicielowi płacąc 300SOM za tą wątpliwą przyjemność. https://i.imgur.com/bPFt9kn.jpg https://i.imgur.com/0fDBRli.jpg https://i.imgur.com/hbMs6Kq.jpg Kirgizi radzą sobie w te klocki znacznie lepiej. https://i.imgur.com/g4nNMgb.jpg Chłopaki też wolą katować pobliskie górki. https://i.imgur.com/N9akmOP.jpg Trochę jazdy konnej, potem kolacja i nad Song Kul zapada zmrok. https://i.imgur.com/3BDhZZa.jpg Chłopak od serwisu jurt tak napalił w piecu że nie dało się w gaciach wytrzymać. Słabo mi się robi a że jedzie z nami lekarz, sprawdzamy saturację, która jest kiepska więc łykam jakieś prochy i po chwili jest już duuużo lepiej. Wietrzę jurtę bo spać się w tym ukropie nie da i pluję sobie w brodę że tak jak koziu nie rozbiłem namiotu. 100 razy wolałbym spać w przyjemnym chłodzie niż w parówce jaką zgotował nam Kirgiz. Ale cóż, nie ma wyjścia. Walę w kimę a reszta ekipy częściowo zwiedza nocą pagórki ze wspomaganiem destylatem. Niebo jest niesamowite. Pełne gwiazd. Jutro kolejny dzień. |
1 Załącznik(ów)
Gość na SR500 natknął się też na nas, strasznie dużo gada :)
|
Koziu jedzie sam. Od razu nas uprzedził, że mu się gęba nie zamyka. Ani mnie to nie dziwi ani mi nie przeszkadza. Sam chyba też za dużo gadam.:)
|
Bardzo sympatyczny gość. Musiał się nagadać, bo niewiadomo kiedy spotka następnych polaków do rozmowy.
|
Emek zwolnij, bo w godzinę zakończysz relację :D :D :D
GADUŁA!!!! :) |
Póki mi się chce to wyciągam maxa. Zaraz mi się odechce a nic tak nie wkurza jak nieskończona relacja. Ale ok daje stop.
|
Nie no, dawaj, dawaj, nie przestawaj :)
P.S. ktoś z forum był 3-ką ?? |
Nie było żadnej Afryki. Kilka pięknych Afryk stało w bazie spakowanych. Ja się szczególnie nie znam co to trójka czy siódemka ale najbardziej mi się spodobała taka koza na włoskich blachach.
https://i.imgur.com/u67Bg9i.jpg |
Cytat:
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net...1f&oe=5DFFC5AC |
Pikne zdjecia..:Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:
Dawaj dalej, czyta sie..:lukacz::lukacz: :drif: |
Emek pisz pisz :)
|
dajesz, jest kkkkklimaat :)
Wysłane z mojego SM-G970F przy użyciu Tapatalka |
Relacja rewelacja :) Dawaj Emek, czyta się !
|
Pisz Pan, pisz;]
|
Ciekawie!
Fajnie, że rodzinka miała podgląd na żywo, jak wygląda taki trip na motocyklu. |
igor...igor starodybets to ten znajomy Sambora od delik. Spoko koleś. Pewnie też wam zostawił "podarki" w lodóweczce. Była opcja i by podjechał sprzętem do Ałma aty.
eh....popaliłby ognicho z końskich placków Czyta się:) |
Cytat:
|
Plan na dziś to objazd jeziora i wjazd do kanionu. Jedziemy wzdłuż brzegu aby przed mostem odbić na prawo. Jedzie się kilka kilometrów aż dociera do przełęczy gdzie po milionie serpentyn zjeżdża się do kanionu. Niby tam miały jechać same motocykle ale co tam, gonimy za nimi. Podjeżdżamy do szczytu i tam spotykamy jednego z kolegów, który był tam w zeszłym roku i po prostu nie chce mu się zjeżdżać na dół. Idziemy za jego przykładem i zamiast zjeżdżać w dół walimy z buta do szczytu wzgórza z którego rozciąga się ciekawy widoczek w dół kanionu. Towarzyszy nam dwóch kolesi w wieku lat 7 i 14. Jeden na ośle a drugi na koniu. Starszy gada po rusku doskonale, młodszy ni w ząb.
Częstować chce mnie kumysem ale ja mam awersję do tych mlecznych wschodnich specjałów. Zaraz dopada mnie biegunka więc staram się pilnować. https://i.imgur.com/eNORG9U.jpg https://i.imgur.com/F9spTUG.jpg https://i.imgur.com/DCYg0SM.jpg https://i.imgur.com/1cW0vse.jpg https://i.imgur.com/wuEy4wl.jpg Fotki porobione więc zapierdzielamy z powrotem w kierunku przełęczy. Chcemy wydostać się z Song-Kul i uderzyć w kierunku Tash Rabat przez przełęcz MELS. Po drodze spotykamy ekipę polskich rowerzystów, która objeżdża stany. Dwie kobiety i dwóch chłopaków. Podziwiam tych kolesi na rowerach. Ja ledwo zipię po przejściu 300 metrów a oni dymają po tych górach obładowanymi rowerkami. Szacun. Lecimy dalej, do szczytu przełęczy a tam stoi Rumun , któremu ratowałem doopę dzień wcześniej w dolince. Już złapał nowe kontakty i mi pcha ludzi do samochodu. No tego już za wiele. Mówię mu co o tym myślę i się oddalam. Tak nachalnego typa nie spotkałem już dawno. Mam do niego kontakt bo robi właśnie hostel w Rumunii dla motocyklistów. Ma być gotowy na przyszły sezon. Oddalam się bez żalu i po zjeździe znajduję knajpę gdzie możemy się posilić. Jako że jedziemy pierwsi a z nami jedzie jeszcze jeden chłopak, wysadzam go przy trasie aby złapał motocyklową część ekipy. Kuriozum. Stoi chłopak na środku drogi, macha łapami a dwóch naszych mija go nawet nie zwalniając. Reszta z wolna dojeżdża i pakujemy się do lokalu. Zamawiamy żarcie i pałaszujemy. Żarło smaczne. Udaje się też złapać kontakt z ekipą ratunkową. Kolega ściągnięty z doliny do Narynia postanawia tam pozostać zaś pozostała dwójka dojedzie do nas wieczorem na miejsce spotkania pod Tash Rabat. Potem dalej do Ak-Tal gdzie tankowanie do pełna i lecimy w kierunku Ugut a potem na Baetowo gdzie kierujemy się na Tash Rabat przez przełęcz MELS. Początkowo droga jest spoko. Szuterki, trochę wyschniętą rzeką. Podjazd to już jednak wyzwanie dla naszego osła. Grzeje się na maksa a że właściciel zamontował zestaw wskaźników z Lancera czy innego Evo to jak tylko dochodzimy do 120 stopni włącza się alarm wyjąc w niebogłosy żeby odpuścić. Chłodzimy maszynę kilkanaście minut. Motocykle już dawno odjechały. Z nami tylko jeden niedobitek się wlecze ale wkrótce tez odjeżdża . Wjazd na przełęcz oferuje przy wieczornym świetle zachodzącego z wolna słońca niesamowite widoki ogromnej doliny poprzecinanej wieloma kanionami. https://i.imgur.com/0r6ZDkD.jpg https://i.imgur.com/Sk8Jif3.jpg https://i.imgur.com/CpzuGx0.jpg Jedziemy ale za chwilę znów mam czerwone światło. Tym razem świeci się ciśnienie oleju oraz znaczek A/T. Wyciągam książkę żeby sprawdzić co to oznacza dla tego automatu w Delice. Schłodzić. Zostawiam na wolnych kilka minut, lampki gasną. Rzucam okiem pod maskę i zonk. Płynu hydraulicznego w skrzyni brak, we wspomaganiu brak, oleju też ubyło. Kuwa. Na szczęście właściciel wszystko mi wyjaśnił a płyny ustrojowe mam na pace. Dolewam ale czas niemiłosiernie ucieka. DO Tash Rabat w ciul drogi zostało. Zbliża się noc. Wreszcie wbiajmy się na szczyt przełęczy . Droga poprzecinana głębokimi koleinami wokół pasą się stada jaków. Jak w bajce. Z górki Delica już jedzie malinowo, temperatura w normie, czas pogonić te parę koni żeby dotrzeć na nocleg przez zmrokiem. https://i.imgur.com/9kw1K3P.jpg https://i.imgur.com/4rZV1dt.jpg https://i.imgur.com/NGeuuqY.jpg Po zjeździe przecinam częściowo wyschnięte koryta rzeczne. Wszędzie ruda glina, od razu widać że jakby padało to podjazd z obu stron byłby nierealny lub co najmniej stanowił duże wyzwanie. Dobrze że sucho ale z drugiej strony cały ten pył wpada do auta mimo pozamykanych szyb i pięknie zapycha drogi oddechowe. https://i.imgur.com/Um2Dju3.jpg Lecimy raz szybciej , raz wolniej jak droga pozwala. Wiem na co mogę sobie tym sprzętem pozwolić i ile czasu zajmie mi dotarcie do celu. Spokojnie robi ę oszałamiające 25 km średnio na każdą godzinę. Jednak motocykl sprawdza się w takich warunkach o niebo lepiej od puchy. Z Delicą już się poznaliśmy, kiera po prawej już nie przeszkadza jednak co jakiś czas zdarza mi się zayebać centralnie w głaz lewą stroną auta. Nie mam wyczucia gdzie te koła są a dodatkowo po zmianie koła okazało się że ma ono inne odsadzenie i jadę w zasadzie trzyśladem. Ale jadę. Przy tej pogodzie trasa przez MELS i dalej w kierunku Tash Rabat jest jedną z najpiękniejszych dróg jakimi jechałem w Kirgistanie. Oczywiście to moja subiektywna ocena, gra świateł, kolory, jaki zapierniczające po polach, konie biegające swobodnie wokół. Po prostu kosmos. Wczesnym wieczorem udaje się w końcu dolecieć do Tash Rabat. https://i.imgur.com/mVjZqss.jpg https://i.imgur.com/6AHsWyF.jpg https://i.imgur.com/YL4HuLX.jpg https://i.imgur.com/3DwAPNo.jpg W Tash Rabat jest już cała ekipa oprócz kolegi, który się zgubił. On garuje 2 dni w Naryniu i czeka aż dojedziemy aby wspólnie ruszyć dalej. Potrzebował chwile odpoczynku po tej przygodzie, noclegu w zimnej jurcie i emocjach. Luzuje. My też luzujemy przy piwku i koniaczku. Jutro atak na Kel-Su. https://i.imgur.com/Fg1m7PK.jpg |
Droga w kierunku jeziora kel-Su jest wyjątkowo nudna. Od Tash Rabat jedziemy zaskakująco dobrą asfaltówką w kierunku Torugart. Leci się wzdłuż chińskiej granicy a po drodze mamy post, gdzie sprawdzają paszporty i permity na wjazd w strefę przygraniczną. Pogoda pod psem. Chłodno, wysoko, całe niebo zaniesione ciemnymi chmurami. Post mijamy dość sprawnie za wyjątkiem incydentu ze zdjęciami. Mianowicie żołnierz zauważył że ktoś tam cyknął fotkę i zaczął nerwowo sprawdzać telefony i kazał kasować zrobione zdjęcia.
Docieramy do Torugart gdzie tankujemy do pełna. https://i.imgur.com/eJKRFUI.jpg https://i.imgur.com/wSLJhnu.jpg https://i.imgur.com/5D6NaPe.jpg Stacja znajduje się tuz obok przejścia granicznego z Chinami. Teraz czeka nas długa droga poprzecinana mnóstwem potoków. Początkowo jedzie się dobrze aż docieramy do chyba głównego koryta, którym płynie wiele nitek pomniejszych rzeczułek. Wody mało, płytko ale nijak nie możemy dostać się na prawy brzeg gdzie majaczy nitka prawidłowej ścieżki. Kluczymy ale w końcu udaje się namierzyć wyjazd z rzeki i dotrzeć do drogi. Drogą to trudno nazwać początkowo. Cały szlak pokrywa gęsta , sliska maź, na której Delica ni chu nie chce jechać przodem tylko sunie bokiem jak tam spadek drogi na to pozwala. Motocykliści tez tańczą zaliczając kolejno spektakularne gleby. Motocykl podnieść ciężko gdyż ta glina jest tak śliska że stojąc trudno utrzymać pion. Ja spadam na trawę licząc, że tam złapę trakcję co się w końcu udaje. Chłopaki na motkach też się wygrzebują. Lecimy kilkaset metrów po trawie, która daje złudne poczucie przyczepności aż droga się klaruje w szutrówkę. Twardą ale po bokach widać jęzory śliskiego. Jedzie się jednak zdecydowanie lepiej. Niezliczone ilości brodów większych lub mniejszych , długie szutrowe proste i tak mniej więcej mija kolejne kilkadziesiąt kilometrów. Wokół prawie nic nie ma. Nieliczne jurty i kilka murowanych zabudowań. Próżno szukać tej drogi na google. Nie występuje. Lecimy. Ogólnie droga nudna a pogoda dupna. Chmury , chłodno, wietrznie. W końcu mamy zjazd na prawo w kierunku Kel-Su. Niby 15 km. Hmm. Na pewno sporo więcej ale zaczyna robić się ciekawiej. Dolatujemy do mostu gdzie widzę dość ciekawy kanion i rzekę w dole. Są też inne pojazdy co wskazuje na ruch turystyczny. Dotychczas przez bodaj 100 km minęły nas 2 auta. https://i.imgur.com/dguUnfI.jpg https://i.imgur.com/m2ksVjX.jpg Do kanionu nie chce mi się dymać. Moja załoga chce go jednak zobaczyć więc ja zostaję w aucie a reszta zapitala porobić foty. Kanion bardzo ładny. Ruszamy dalej a ruch gęstnieje. Jakaś wycieczka inostrańców wlecze się 5 km/h pod górę i nijak nie można ich minąć. W końcu jakoś się udaje i drogę mamy wolną. Do doopy ta droga. Jest nawet sucho ale to rodzaj glinki. Ślisko ale nie ma tragedii, spore koleiny. Pod górkę , z górki i tak w kółko. Wreszcie wjeżdżamy przez niewielką przełęcz do doliny. Jeziora tam jednak nie ma. Mamy tylko rzekę szeroką na kilometr i płynącą wartko wieloma odnogami. Widzę że dość głęboko. Brodzenie wykluczone. https://i.imgur.com/1T8ikJT.jpg https://i.imgur.com/Va5RDhr.jpg Ciągnę jeszcze parę kilometrów po tracku aż zauważam naszą ekipę na motocyklach stojącą przy campie jurtowym. Tu mamy bazę. Zasiedlamy jurty a w międzyczasie ustalam czy będzie jakaś pasza. Będzie o 18. Mamy 15 i wszyscy głodni. Wyciągamy butle, grzejemy wodę. Dziś będzie chińszczyzna. Zimno jak w psiarni, zacina wiatrem. Na szczęście gospodarz szybko odpala piece w jurtach ale ich nagrzanie zabiera sporo czasu. Dowoadujemy się że do jeziora dojechać się nie da. Ani na motocyklu ani naszą Delicą. Może Hilux z dużym liftem by sobie poradził ale też nie bardzo. Można z buta lub konno. O nie to nie dla mnie. https://i.imgur.com/EEzX8Y7.jpg https://i.imgur.com/vnoxRlJ.jpg Ogólnie jezioro na fotach wygląda obłędnie. Szybka kalkulacja podpowiada jednak że 10 km w jedną stronę i nazad + zwiedzanie jeziora to 5 godzin. Nie ma szans na dziś. Odkładamy to na jutrzejszy rannej jak będzie pogoda, która ewidentnie nie chce się poprawić. Mieliśmy być tutaj dwa dni temu ale z racji faktu że doniesiono nam o 20 cm leżącego śniegu zmieniliśmy trasę. Śnieg stopniał ale i tak pogoda jest po prostu barowa. Na dwór nie chce się nawet wyjrzeć choć czasem występują drobne przebłyski słońca. Ali, który prowadzi wóz techniczny mówi wprost. Śnieg będzie sypał. https://i.imgur.com/ZLGojHq.jpg https://i.imgur.com/qVqQgx6.jpg No to jak ma sypać snieg to trzeba zabezpieczyć się w alkohol coby nie zmarznąć. I jak się okazuje alko kupiłem tylko ja i Ali. Reszta chyba liczyła na supermarket w jurtach :D. Kombinacje alpejskie trwały dość długo. Najpierw taryfiarz co przywióżł tam gości miał pojechać ale za samą drogę chciał 2000 SOM. Nie wchodzi w grę. Dalsze poszukiwania pozwoliły odszukać pod budą gospodarza jurt 2 flaszki wódki. Taryfiarz też pękł i jak się okazało miał wódę w aucie czyli krótko mówiąc chciał nam zniknąć z oczu , wrócić za pół godziny i zainkasować za to 2000 SOM. Kirgiski cwaniaczek. Pękł na robocie i zaopatrzenie alkoholowe zostało pozyskane na miejscu. A że pogoda zaiste kiepska to byliśmy zmuszeniu opróżnić wszystko co mieliśmy w zapasach. Było wesoło. |
Fajnie się czyta. Byłem w tych miejscach dwukrotnie ale nigdy nie miałem tak kiepskiej pogody. Kiedy tam byłeś ?
|
Koniec sierpnia. Jak wyjeżdżaliśmy z Biszkeku 18.08 to było 20 cm śniegu w dolinie gdzie jurty. My byliśmy kilka dni później.
|
Cytat:
PS Fajnie Was było zagadać :D |
Kiedy wróciłeś? Jak droga poszła?
|
Cytat:
Miło było spotkać i dobrze, że wróciłeś w jednym kawałku. SR'a dzielna. |
Właśnie miałem taki plan żeby za parę lat uderzyć moją SR na stany ale miałem wątpliwości czy to ma sens. Koziu udowodnił że SR sobie poradzi z taką trasą bez problemu.
|
2 Załącznik(ów)
Cytat:
|
To że sie da to wiem. Sylwek na SHL w zeszłym roku chyba leciał. Bardziej mi chodziło o sensowność takiej operacji. Pogadałem z Koziem i wszystko mi wyjaśnił. Pewnie za jakis czas zaplanuję ten trip tylko mechanicznie muszę się podszkolić bo serwisy trzeba robić po drodze w SR.
|
Cytat:
|
No i pięknie 👍
Dla przypomnienia.https://uploads.tapatalk-cdn.com/201...08801c4e68.jpghttps://uploads.tapatalk-cdn.com/201...e042466453.jpg |
kurnia, ogladam, czytam i wzdycham.. ale sie chce tam byc....
|
W nocy budzi mnie szum i coś na mnie kapie. Jurta jest nieszczelna. Kapie na łóżko, ciuchy leżące z boku już zamokły. Masakra. Jakoś dobijam do ranka rwanym snem. Rano wyłażę z jurty i jak najszybciej mam ochotę schować się tam znowu. Pada śnieg z deszczem, jest przeraźliwie wręcz zimno. Nici z próby dotarcia do jeziora. Trzeba stąd spieprzać i to szybko.
Czekamy na śniadanie, które mamy w cenie noclegu. Przed nami jeszcze jedna grupa. Zjemy po nich. W końcu następuje nasza kolej a śniadanie okazuje się totalną kpiną. Widzę, że jaja stoją na stole a dostajemy herbatę i troszeczkę kaszy na dnie spodka. Porcja dla kota właściwie. Pytam czy to wszystko? Jajek nie będzie czegoś dodatkowego? Nie będzie to całe śniadanie. Nosz kuwa czekamy tu ponad godzinę na mrozie a dostajemy jakieś gówno. Do tego syf niesamowity. Najgorszy Yourt Camp w jakim byłem a trochę tego było. Dramat. Wkurwiony zapierdalam do auta, biorę patelnię i jajka. Będzie jajecznica po naszemu. Pałaszujemy w końcu coś treściwego , pakujemy bety a jak patrzę na ekipę to na twarzach mają wypisane – spi#$dalajmy stąd. To mądra decyzja. Pogody dziś nie będzie a pamiętając jak wygląda dojazd już wiem, że motocykle będą miały ciepło na tej mokrej glinie. Ruszamy w kierunku powrotnym bez żalu opuszczając ten camp. https://i.imgur.com/tuUbjeM.jpg Przy okazji lepiej wybrać obiekt o większej ilości jurt. Z reguły mają mesę gdzie jest napalone i można posiedzieć w razie niepogody. Tutaj było okropnie, mokro, niemiło i syfiasto, co czkawką się odbiło następnego dnia. Spadamy. Mamy do pokonania niewielką przełęcz, która i tak stanowi wyzwanie. Podjazd jest śliski ale nie ma tragedii. Po pokonaniu wzniesienia jedziemy już z górki i w końcu dobijamy do kamienistego podłoża. Kolejne kilometry prowadzą do rozjazdu. https://i.imgur.com/lGgroyy.jpg W lewo na Torugart i w prawo w kierunku Narynia. Na rozstaju czekamy na resztę ekipy, która w końcu dojeżdża i już w komplecie kierujemy się na Naryń. Kierujemy się to dobre słowo bo to ponad stówa i to dobrze. Jedziemy więc drogą podobną do tej z dnia poprzedniego. Przecinamy rzekę i lecimy dalej. Po jakimś czasie trafiamy na post przy którym stoją motocykle. Ekipa z Włoch leci w przeciwnym do naszego kierunku. Znajoma procedura, czyli paszporty , sprawdzanie permitu i można pogonić dalej. O dziwo za kilka kilometrów znajduje się drugi post nie wiadomo po co. Odlekepujemy się po raz kolejny i teraz serpentynami zjeżdżamy w dół do doliny. Pogoda znacznie się poprawia, jest można powiedzieć ładnie. Świeci słońce , jest coraz cieplej, jesteśmy niżej i pojawiły się drzewa. W dolinie płynie piękna rzeka. https://i.imgur.com/nR280Ql.jpg Szutrówka jest dość ładna i zapitalamy aż miło. Kurzy się jednak niesamowicie i cały pył znów mamy w środku auta. https://i.imgur.com/GPQ4ZHp.jpg https://i.imgur.com/jhrTnz0.jpg Kierunek Naryń. Motocykle dawno odjechały, wóz techniczny z przodu a ja za nim. Oczywiście udało nam się popieprzyć ścieżki więc nadrabiamy dobre 20 km aż dojeżdżamy do asfaltu. W końcu po wielu natłuczonych kilometrach trochę gładkiego asfaltu. Teraz jeszcze 40 kilo i wracamy do hotelu,w którym byliśmy parę dni temu. Mamy odebrać naszego zagubionego kolegę a jutro pogonić dalej. W Naryniu udajemy się na popas do jednej z niewielu restauracji. Wreszcie można się porządnie najeść i napić. A naród spragniony. https://i.imgur.com/GcXYT7s.jpg Część towarzystwa szwęda się po mieście https://i.imgur.com/xemzG94.jpg Znajduję bankomat który nie wypluwa mi karty i udaje się w końcu wypłacić trochę kasy bo już sucho się robiło. Wracamy do hotelu a tam ekipa niemieckich turystów na ruskich maszynach. https://i.imgur.com/sEDd2wB.jpg Nie bardzo da się z tymi Niemcami gadać pomijając fakt że wyglądają jak bohaterowie filmu dla dorosłych z lat 80. W międzyczasie chyba z nudów chłopcy postanawiają wyczyścić gazior w DR bo ponoć się krztusi pod górę. https://i.imgur.com/C5V5RyV.jpg https://i.imgur.com/zEkFlNy.jpg Gazior wyjęty i wyczyszczony. Poprawa zachowania motocykla zerowa. Ale za to było trochę zabawy. Wpadają jeszcze świry z Australii, którzy jadą Corsami 1.0 do Mongolii. Świetni kolesie. Jutro mamy ponownie ruszyć w stronę Song Kul , odbić w góry i tam się poszwędać. |
3 Załącznik(ów)
Bym się pochlastał
Błąkać się po bezdrożach kilkaset kilometrów i być na miejscu Załącznik 90361 Załącznik 90362 Załącznik 90363 Byliście kilometr od jeziorka.Z buta nie bardzo bo trzeba się przeprawić przez rzekę która wypływa wprost ze zbocza i ze wszech stron dołączają strumyki Gdyby zaświeciło Wam słońce też mała szansa dotrzeć na motorach ze względu na podmokły teren po opadach |
Gilu, chłopaki pojechały na rekon ale nie udało im się przebić. Wycofali się jak woda była po pas. Utopić motki w tym miejscu to byłaby głupota. Lokalesi mówili żeby autem nawet nie próbować więc nie próbowałem. Konno - nie ma chu. Nie jadę. Z buta przy tej pogodzie nie miałem zbytniej ochoty. Tobie widzę słonko w miarę dopisało.
|
Cytat:
|
Heh, dziwnie mi się to czyta. Trochę jakby znana mi impreza, ale trochę nieznana. Początkowo miałem prowadzić ten wyjazd, ale ostatecznie pojechałem przez Chiny i Pakistan do Indii. Prowadzącym tę ekipę miał być Steven, Australijczyk z którym pracujemy. Najlepszy gość i rider jakiego poznałem. Niestety miał wypadek w Tadżykistanie i mocno potrzaskał miednicę (ewakuacja samolotem do Polski i wczoraj, po 24 dniach od wypadku, 7 godzinna operacja). Ja byłem wówczas w Pakistanie i w efekcie imprezę poprowadziło dwóch gości, którzy ze mną współpracują. No i lokalny człek czyli Alij. Dobrze się Emek czyta, ale zaczynam się bać podsumowania ;)
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:45. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.