![]() |
Krótka wycieczka na Białoruś- w poszukiwaniu Prużańskich przysmaków. (21-25 września 2019)
1 Załącznik(ów)
Dzień 0
Na Białorusi już byłem. Brałem udział w najeździe forumowej armii pod dowództwem Chemika. No ale skoro JarekO chciał wyjechać „gdzieśkolwiek” na parę dni, a tam jest gdzie pojeździć, do tego miałem lekki niedosyt po ostatniej wizycie i parę dni wolnego… Jedziemy! Plan jest prosty: bez napinki. Jeździmy, oglądamy, robimy zdjęcia, pijemy. Wyjazd z bazy po śniadaniu, na kolejną bazę logujemy się wraz z zachodem słońca i idziemy w tango. Ze względu na porę roku porzucamy pierwsze myśli o namiotach. Ogarniam jakieś trasy, rezerwuję pierwszy nocleg w Brześciu, opłacamy przez neta vouchery turystyczne. W sobotę popołudniu wyruszam z Warszawy na działkę w okolice Siedlec. Mam już ułożoną trasę off którą stale jeżdżę. Rano ma dojechać Jarek i startujemy offem w stronę Terespola. |
8 Załącznik(ów)
Dzień 1
Jarek dojeżdża planowo, herbatka na rozgrzanie bo jest zimno i mgliście. I tradycja musi być podtrzymana. Tym razem to Jarek zapomniał wydrukować całą masę papierów potrzebnych na granicy :lol8::lol8:. Dobra coś się wymyśli, ruszamy :at:. Dojeżdżamy do Łosic i tutaj nasz forumowy LuckyLuck pomaga nam ogarnąć wydruk papierów (dziękujemy!). Ruszamy dalej przez lasy i pola aż do Terespola. Wsuwamy obiad w przydrożnej knajpie, gdzie oblega nas stadko dzieciaków. Chcą kręcić jakieś filmiki na instagrama czy inne tik taki. My za starzy żeby temat ogarnąć, no ale proszę, wszystkie dzieci nasze są… |
9 Załącznik(ów)
Na granicy schodzi się długo, niekończąca się kolejka okienek i w każdym to samo.
W końcu dane nam wjechać do kraju Łukaszenki, szybka wymiana siana w banku i jedziemy na kwatere. Kąpiel, cywilne ciuchy i cyk, idziemy w miasto. Brześć wygląda jak wyspa szczęśliwości w tym kraju. W zasadzie nie odbiega od przeciętnego polskiego miasta tej wielkości. Robimy Tour de Bar do późna :zdrufko::chleje::friday:. Dopijamy się jeszcze na kwaterce oglądając w TV jak Łukaszenko opierdala kolejno: nauczycieli na spotkaniu z nimi, rolników na spotkaniu z nimi, budowlańców na spotkaniu z nimi, a na koniec wizytuje jakiś PGR i opierdala tam wszystkich. Strasznie sciśnieniowany koleś. Zupełnie tu nie pasuje, o czym będzie w kolejnych dniach. |
wrruuummmm
Tej! obracaj Pan te zdjęcia bo se monitor urwę! na!zdrowie! |
no jakbym ja wiedział jak to zrobić...
|
Panie, ale ten wjazd z wizą czy bez wizy?
|
Cytat:
Mega podziękowania dla Lucky Lucka i jego kolegi za pomoc. |
Książe, wykupiliśmy voucher pięciodniowy na który można wjechać do Brześcia, do Grodna lub do puszczy białowieskiej, no ale nam sie wyjechało dalej :D
Cena takiego vouchera kupionego przez siec w jakiejs białoruskiej firmie 45 PLN |
Cytat:
|
Chyba ciebie by zabrali. Kto sie musial tlumaczyc z pieczatek w paszporcie? No ale nie wyprzedzajmy faktow. Stay Tuned :D
|
1 Załącznik(ów)
Załącznik 90951
Przyłóż się, przecież nie będę obracał Wam wszystkich zdjęć :) Czekam na rozwój wydarzeń :Thumbs_Up: |
Też mi navi :D : "jedziesz po droga"
Jarek ,co tam za oponka na tyle ? |
Cytat:
Opony to Anakee Wild. Tył super na wodniaku. Przód na asfalcie baaaaardzo głośny się zrobił - w przedziale prędkości 80-110km/h jest masakra na czarnym. Mam wrażenie, że na luźnej nawierzchni przednia opona ma nadzwyczajne tendencje do myszkowania. Zszedłem trochę z ciśnienia i jest jakby lepiej. Ogólnie robią robotę i jest frajda. |
1 Załącznik(ów)
|
10 Załącznik(ów)
Dzień 2
Wstajemy wcześnie rano i oglądamy przy śniadaniu poranne wiadomości. Wszystko bez zmian – Łukaszenko wszystkich opierdala. Na dworze chłodno i szaro, wieje. Ale telefony dzięki WiFi obiecują że będzie lepiej. Ledwo wyjeżdżamy za ostatnie bloki w Brześciu, kończy się asfalt i zaczynają szybkie szutry. Po chwili wpadamy już na polne drogi między niekończącymi się polami PGR-ów. Mylimy lekko drogę, skręcamy za wcześnie i wpadamy w wielkie pole buraków cukrowych. Póki był ślad, między burakami jechało się nieźle. Gorzej było z zawracaniem. Białoruskie buraki są wielkie i twarde jak kamienie, oko Łukaszenki sięga widać i tutaj, więc zbiory będą tęgie. Tenerka ma chwilę słabości i kładzie się w burakach. Rozpogadza się i wychodzi słońce. Mijając co jakiś czas małe wioski zagubione gdzieś w lasach, docieramy do Kamieńca. W każdej wsi stoi Lenin lub co najmniej pomnik żołnierzy walczących w wielkiej wojnie. Wsie sprawiają wrażenie, jakbyśmy przenieśli się w czasie i nie wynaleziono jeszcze cegieł ani pojazdów mechanicznych. Wszystkie zabudowania są drewniane. Piaszczysta droga przez wioskę z krzyżem na rozstaju dróg. Kury, gęsi, a nawet owce i kozy chodzą leniwie po wsi. Żadnych traktorów ani ciężkiego sprzętu. |
10 Załącznik(ów)
Z Kamieńca kierujemy się dalej na północ w stronę miejscowości Murawa.
Po drodze docieramy do ciekawej wsi Stojły. Wieś w środku niczego, gdzie mieszka już tylko jeden, ostatni jej mieszkaniec. Jest artystą rzeźbiarzem, miłośnikiem miejscowej kultury. Jest tu coś w rodzaju skansenu, i kilka opuszczonych domów po dawnych mieszkańcach. Stoi tablica opisująca historię wsi i rodzin. Całość robi duże wrażenie. Niestety nie zastaliśmy nikogo, poszwędaliśmy się trochę po opuszczonej wsi i w drogę. A ta bez zmian, niekończące się kilometry polnych, piaszczystych dróg wzdłuż pól, lub przez lasy. Czasami odcinki szybkich nowych szutrówek. |
5 Załącznik(ów)
Między wsią Stojły a Murawą jedziemy głównie przez lasy. Doskonałe piaszczyste drogi gdzie jest co robić i nie ma nudy. W środku lasów natrafiamy na dziwne schrony. Wielkie, betonowe, przykryte wałami ziemi, które porasta już trawa i małe drzewka. Po kilku kilometrach, gdy przecinamy asfalt, wszystko się wyjaśnia. Były to schrony, gdzie stacjonowały wyrzutnie głowic. Do polskiej granicy w linii prostej jest mniej niż 30 km.
Jedziemy przez puszczę białowieską. Po białoruskiej stronie teren puszczy jest nawet większy niż u nas. Lasy wyglądają naprawdę imponująco. Na piasku znajdujemy ślady… no właśnie, zdania są podzielone ;) Mi fantazja podpowiada że to ślady wilków (skąd tyle wielkich psów w środku lasu, z dala od jakiejkolwiek wioski?) Jarek twierdzi że to jednak psy. Obaj wiemy że moja wersja jest fajniejsza, i jej się trzymajmy :D Mijając jeden z PGR-ów, zauważam dziwny napis na budynku. RZEŹNIA GMINNA. Budynek wygląda na stary, chociaż jest teraz w remoncie. Okna już wymienione, poprawiają dach. Zbity tynk odsłonił napis. Myślę że to nic innego jak dawny polski budynek rzeźni, zwłaszcza, że liternictwo sugeruje że napis powstał w okresie miedzywojennym. Ale nie raz jeszcze się przekonamy, że tutaj jest istny tygiel kulturowy. Docieramy do Murawy. Mała pauza i coś na ząb bo pora obiadowa. Z braku innych opcji posilamy się pod sklepem. Miejscowi chętnie zagadują, jeden z panów wręcz natrętnie wmawia nam że tam gdzie chcemy jechać nic nie ma, i ciągle nam tłumaczy jak jechać. Nie dociera do niego, że my właśnie chcemy jechać TAM gdzie (niby) nic nie ma. Za chwilę okaże się że to NIC było naprawdę zajebiste! |
10 Załącznik(ów)
Z Murawy prosto na północ jechać się nie da, bo na mapie jest zaznaczone gigantyczne bagnowisko. Trzeba więc objechać. Kierujemy się na północny wschód.
Wjeżdżamy na ogromny teren państwowych pól. Ale co to za pola! Idealna siatka zniszczonych dróg, gdzie w piachu grzęzną nawet solidne ruskie ciężarówki. Wzdłuż pól rozbudowany system nawodnienia. Co jakiś czas mostek. Przez środek płynie spora uregulowana rzeczka która zasila mniejsze kanały. Pola wydają się nie mieć końca. Osmand pokazuje 6 km prosto, skręt w lewo 90 stopni i znowu 4 km prosto. Znowu skręt i kolejne kilka kilometrów. I tak kluczymy bez końca. Pora roku jest idealna, bo wszystkie pola są skoszone i zaorane na zimę. Widoki są więc zajebiste i po horyzont nie ma nic innego jak przeogromny rolniczy kombinat. A jak już mijamy pole z krowami, to tych krów jest kilka setek, mają rozmach… W końcu docieramy do miejscowości Podorosk. Uśmiechy mamy od ucha do ucha. Czy może być jeszcze lepiej? No jasne że może :D |
Bardzo przyjemnie się czyta i ogląda.
Ubawiłem się z motywem Łukaszenki 😁 |
9 Załącznik(ów)
Trochę klucząc i błądząc po polnych drogach kierujemy się do miasta Wołkowysk, gdzie zaklepaliśmy sobie nocleg.
Dlaczego czasem gubimy drogę i musimy szukać objazdów? Otóż pora roku wymusza na pracownikach PGRów zaoranie wszystkiego co możliwe. A między polami są długie piękne drogi. Ale z lenistwa czasami i te drogi są zaorane, bo kto by tam podnosił pług… Wiec bywa, że na mapie jak byk jest ścieżka, a przed oczami mamy gigantyczne kartoflisko. Ale jak się je pokona, to za kilometr, dwa, znowu się wpada na drogę :at: Grunt by trzymać się kreseczki na mapie i nie zbaczać za daleko. Wiosną wszystko wróci do normy, ciężki sprzęt przejedzie kilka razy i droga znowu będzie aktualna ;) W Wołkowysku odnajdujemy naszą kwaterę. Jednorodzinny dom, gdzie na dole mieszkają gospodarze, a na górze jest kilka pokoi do wynajęcia, kuchnia i łazienka. Staramy się przypomnieć swój (dawniej) doskonały rosyjski, ale pan mówi że nie musimy się pocić :haha2: Oni tu są poljaki, jego ojciec walczył w polskiej armii, pan pokazuje nam polskie książki, które do dziś czyta żeby pamiętać język. Co ciekawe, są to baśnie i legendy ;) Opowiada o dzieciach, które wszystkie mieszkają za granicą w poszukiwaniu lepszego życia. Ogarniamy się, przygotowujemy kolację, znika pierwszy Swajak :chleje: No to co, w miasto trzeba ruszyć, zgodnie z regulaminem wycieczki. Nie mamy pojęcia gdzie iść, pytamy więc pierwszą mijaną dziewczynę czy jest tu jakiś bar w okolicy. Tak, jest, chodźcie pokażę wam gdzie. Znowu okazuje się, że nie musimy się popisywać naszym perfekt rosyjskim. Dziewczyna uczy się polskiego i doskonale sobie radzi… Bar niczego sobie, ale po jakimś czasie zamykają. Nie no, to nie do nas tak, do nas tak nie! Znowu pytamy napotkanych ludzi czy jest coś otwarte. No jest, w budynku komitetu jest jakaś knajpa. Idziemy i tam. Idealne zakończenie idealnego dnia ;) |
1 Załącznik(ów)
Podrzucę czasem kilka fotek z komentarzem żeby Marcin miał lżej.
Na poniższym zdjęciu widać koniec miasta Brześć i skrzyżowanie ze światłami w tle. Światła wszędzie są LED-owe i bardzo ładnie wykonane! Od tego momentu jedziemy po mega szutrach i jak się 20 minut później okazało - Tereska tuli buraki cukrowe. :-) Załącznik 91009 |
Ha! Jak byliśmy w czerwcu to tylko raz widziałem w sklepie czerwonego Swajaka. Może dlatego, że poruszaliśmy się prawie wyłącznie po dziurach i na trasie mieliśmy tylko małe sklepiki?
Później na BY jechała moja mama, poprosiłem, że gdyby przypadkiem widziała... Aktualnie stoi u mnie w Niemcowi ten przysmak w kolorze RED :D Mama mówiła, że była jeszcze czarna wersja. |
Paaanie, Swajakow jest teraz wiecej.
Czerwony, czarny, niebieski, zielony, szary i ciemnozolty. |
1 Załącznik(ów)
Czerwony Swajak w wersji "wódka specjalna" piliśmy, a jest też w wersji "wódka". Z innymi kolorami jest podobnie. Po przyjeździe do Wołkowyska tak smaliło rurę, że nie zwróciliśmy uwagi na kieliszki:
Załącznik 91012 Teddy potem całą noc jechał do mnie na tym żółwiu, a ja opędzałem się szabelką :-). (Tak, pokój mieliśmy jeden. Łóżka pojedyńcze) |
1 Załącznik(ów)
Filmowa zapowiedź kolejnego dnia. Przepraszam za słownictwo i jak ktoś jest wrażliwy to proszę nie słuchać operatora kamery :-).
Belowisko: Krzyż: Gieroj: Piękna i bestia: Załącznik 91031 |
10 Załącznik(ów)
Dzień 3
Budzę się z rana, Jarek śpi w najlepsze pijackim snem. Postanawiam iść do sklepu po śniadanie, bo wszelkie dobra w stylu śledzie i rybne frikadelki zjedliśmy na wczorajszym melanżu. Rybnyjkombinat „Za Rodinu” robi produkty klasy premium. Wychodzę, kurła zimno coś, ale tym razem słońce świeci od rana. Śniadanko, pakowanko i w drogę. Telefon pokazuje 0 stopni, ale szybko się ociepla. Jedziemy asfaltem kilka kilometrów za miasto na zachód, skręt w lewo do wsi, i już jesteśmy na naszym szlaku. Ledwo zatrzymujemy się na poboczu żeby poustawiać nawigację, a jakaś pani piękną polszczyzną pyta czy może nam pomóc ;) Tłumaczymy że nie, wszystko w porządku, jedziemy przed siebie. A nie, panowie, tam to nie, tam to zła droga i przez PGR się jedzie, na pola. Lepiej asfaltem. O nie, miła pani, my właśnie chcemy tymi polami. Pani się dziwi, ale gorąco pozdrawia i nie rozumie po co przyjechaliśmy :dizzy: I znowu trochę błądzimy, bo drogi zaorane razem z polem. Trasy wiją się głównie wzdłuż lasów i łąk, gdzie obserwujemy niecodzienny widok. Już wcześniej zauważyłem tutaj dużo drapieżnych ptaków które patrolują ciągnące się po horyzont pola (co za ptaki, nie wiem, nie znam się, gogle podpowiada różne myszołowy i jastrzębie). Ale pierwszy raz na żywo widzimy prawdziwe polowanie. Jakiś samotny wróbelek nie podumał i znalazł się sam na pustej przestrzeni. Z góry zaatakował go drapieżnik i przez jakąś minutę w powietrzu trwała prawdziwa walka. Wróbelek robił uniki jak tylko mógł. Drapieżnik starał się utrzymywać nad nim i chwycić go szponami. Nagle nadleciał drugi drapieżnik i chwycił wróbelka który w ogóle się tego nie spodziewał. Ptaki chyba współpracowały i był to element strategii, bo razem odleciały ze zdobyczą na pobliskie drzewa. |
5 Załącznik(ów)
Dojeżdżamy do miasta Swisłocz. Zajeżdżamy na stację benzynową po paliwo, herbatę i kawę. Podchodzi do nas pracownik stacji i zagaduje, skąd, dokąd, co tu robimy. Gość bardzo miły, więc ciągniemy go trochę za język jak się tu żyje. No słabo, ale daje do zrozumienia, że głośno nie ma co krytykować. Sam śmieje się z ich demokracji. Na wyborach prezydenckich jest JEDEN kandydat, zgadnijcie jaki :haha2: A ludzie plotkują że następny to będzie jego syn, pozmienia się ustawy i przepisy i sprawa załatwiona.
Pan poleca nam podjechać do centrum, gdzie przy alejce stoją pomniki kolejno Lenina, Stalina, a obok… Traugutta który tu chodził do szkoły. Poleca też skoczyć do muzeum, gdzie pracuje jego żona, i jak powiemy że my od niego, to nas oprowadzi i po polsku wszystko opowie. Niestety, musimy podziękować, bo czasu na to nie mamy. Następnym razem… |
1 Załącznik(ów)
Dodam tylko, że na wspomnianej stacji paliw Teddy dostał fajny (jak dla mnie :) ) opiernik od przemiłej pani. Może się przyzna za co.
A taki pojazd w Swisłoczy upatrzyłem, zna ktoś? Załącznik 91058 Fajnie też wygląda Renault Duster (Dacii tam nie ma) ale zdjęć nie mam. |
To była jedyna niemiła spotkana tam osoba, nie licząc Łukaszenki w TV.
Chciałem sobie zrobić w automacie herbatę, a ekspres nalał mi tylko pól kubka wody. Więc nacisnąłem przycisk jeszcze raz, by sobie wody dolać. No i się trochę przelała. Pani mnie dość konkretnie zjebała w stylu "po chuj się sam za to biorę, jak nie umiem, wodę zmarnowałem". Szkoda gadać, może Łukaszenko wizytował niedawno tę stację i swoim zwyczajem ich opieprzył. Auto to jakaś Łada na sterydach ze znaczkiem Chevroleta? |
Czyta się pięknie.
|
10 Załącznik(ów)
Ze Swisłoczy wypadamy na pola i dość wymagające piaszczyste leśne drogi. Zdjęć niewiele, bo chociaż trasy i tereny piękne, to żeby się utrzymać w pionie, trzeba walczyć z gazem i piachem. Trafiamy na zapomnianą zarośniętą drogę, która prowadzi nas w środek lasu pełnego leżącego drewna i gałęzi po wycinkach. Objeżdżamy polami, wracamy na nasz ślad i wpadamy na przepiękne szutry prowadzące przez sam środek puszczy białowieskiej. W środku puszczy są tu jakieś uzdrowiska i sanatoria, więc jest też kilka dojazdowych dróg otwartych dla ruchu. Kilomeeeeeetry drogi przez puszczę. Jest pięknie, więc prujemy przed siebie dziarsko.
Wyjeżdżamy z puszczy we wsi Nowy Dwór i znowu masa kilometrów przez PGR-owskie pola, łąki i lasy. Aż do miasta Prużana. Z pozoru senne miasteczko jakich wiele, ale stało się kluczowym momentem wyjazdu, który będziemy długo pamiętać. Pytamy w centrum przechodniów czy można tu coś zjeść. Pani mówi nam, żeby jechać tą główną ulicą, aż zobaczymy po lewej pomnik Lenina przed budynkiem komitetu (bardzo nietypowe jak na Białoruś :D). I obok będzie restauracja. Super, jedziemy, bo pora jest jak najbardziej obiadowa. Lenina i komitet znajdujemy bez problemu, to naprawdę duży Lenin, największy z Leninów spotkanych do tej pory. Po lewej wejście do knajpy, a przed wejściem trochę miejscowych i 3 motocykle na niemieckich numerach. Zapowiada się doskonale, nasze brzuchy już się cieszą. W restauracji akurat kończy się dość smutna impreza, bo stypa. Towarzystwo powoli się rozchodzi, zabierając ze sobą resztki frykasów. Atakujemy panią w bufecie czy można zjeść obiad. Musi zapytać na kuchni. Po chwili woła nas i mówi że tylko kartoszki i kiełbasa, a w ladzie chłodniczej ewentualnie sałatka jako dodatek. Wyboru brak, ale kiełbasa z ziemniakami brzmi przecież doskonale... nie możemy się już doczekać. Po Niemcach nie ma śladu... Wjeżdża pani z tacami i Prużańskim przysmakiem. Kartoszki jak to kartoszki, chociaż w formie puree i dziwnie posypane zielonym groszkiem, ale kiełbasa... Zapach wyczuwam jako pierwsze. Potem dziwny kolor, biała kiełbasa? Nie, to nie biała kiełbasa. I już wiem, że obiadu nie zjem. Próbuję jeszcze tę "kiełbasę" przekroić, ale na widok środka mój żołądek krzyczy "jedźmy stąd". Jarek struga bohatera, że przynajmniej ugryzie kawałek. Ale wymięka :D Wiemy, że żadne zdjęcie nie odda tego zapachu, widoku i elementów składowych tej "kiełbasy". Bufetowa siedzi i patrzy, więc zajadamy kartoszki i surówkę, kminiąc co zrobimy z prużańskim przysmakiem. Padają różne pomysły - chowamy w kaski, wynosimy w serwetkach... Ale korzystając z okazji, że pani poszła sprzątać inne stoliki, uciekamy w popłochu :D Nasz plan to odjechać jak najszybciej i zapomnieć o prużanskim frykasie. Ale miejscowa gościnność i ciekawość krzyżuje nam plany. Panowie którzy kopią jakiś dołek przed komitetem metodą socjalistyczną (jeden kopie, 3 pali szlugi), podchodzą i zagadują standardowe "skąd", "dokąd". Zagadują o motycykle. Przy Tenerce cmokają z uznaniem gdy pytają o pojemność. Gdy słyszą pojemność i moc Giejosa, prawie nakrywają się nogami ;) Wołają kolegów i z niedowierzaniem puszczają dalej info jaki to ma silnik, są naprawdę zszokowani. A najstarszy z nich oświadcza na koniec, że takie boksery to oni mieli już daaawno i Niemcy im to ukradli, o! Tyle! Kątem oka bacznie obserwuje drzwi restauracji, czy pani bufetowa nie wybiega z kiełbasami... Żegnamy się z nimi wesoło i odjeżdżamy w stronę Kobrynia... Po drodze ciągle czuję zapach Prużańskiej kiełbaski, gdy mrugam, to ją widzę... Co się stało z Niemcami? Nie mamy pojęcia. |
To była killbasa z niemca!!! :)
|
I to jest jedna z teorii. Inne były mniej drastyczne. Może niemcy do dziś błąkają się po okolicznych lasach, bo odważyli się posmakować prużańskiej kiełbaski?
|
Stajesz sie powoli ekspertem od Białorusi!
|
Cytat:
Przy okazji dodam, że mało nie popłakałem się ze śmiechu nad tą kiełbasą. Jeszcze bardziej się śmiałem jak Teddy nie mógł wyjść z restauracji zaraz za mną, bo drzwi skutecznie przytrzymywała moja noga. Szkoda, że tego nie mamy nagrane :). Jak dzieci.... a takich chwil było sporo. Do dziś chichram się na samą myśl o tych akcjach. Za to uwielbiam spontaniczne wycieczki! Ps. Panowie od wykopu dołka trochę więcej z nami pogawędzili ale ja to mogę jedynie opowiedzieć - napisać nie potrafię :-(. |
Calgon - od Białorusi to może nie, ale namiar na restaurację w Prużanie to ci mogę podesłać. Polecamy, konieczny punkt wycieczki w te rejony :D
Ja dodam jeszcze tylko, że Jarek w desperacji, siedząc nad tą "kiełbaską" swierdził, że gdyby teraz przyszła jakaś kobieta i zjadła te kiełbasy, toby się z nią ożenił. Syndrom szoku pourazowego. |
6 Załącznik(ów)
Uciekając w popłochu (i nadal głodni) z gościnnej Prużany, kierujemy się na Kobryń. I wpadamy na chyba jedne z najlepszych tras tego dnia! Kilometry, kilometry i jeszcze raz kilometry piaszczystych dróg przed gęste lasy. Niekończące się drogi wyjeżdżone przez ciężki sprzęt do wożenia drewna. Nie bardzo jest się jak zatrzymać, bo „dwója i gazu od chuja” to jedyna metoda na przejechanie tych borów. Widoki zmieniają się tylko w zasadzie z lasu starego i gęstego na fragmenty młodych kawałków na nowo zalesionych i kawałki dróg wzdłuż pól na skraju lasu.
Dojeżdżamy pod Kobryń i tu zaraz kończymy off. Musimy dojechać znowu do Brześcia gdzie mamy zaklepaną kwaterę, bo nasze vouchery upoważniały tylko do wjazdu do miasta, i musimy wrócić tym samym przejściem. Jeszcze tylko orka przez piaszczyste drogi w lesie, wypadamy z lasu a tu… tory :D I brak przejazdu. Więc do samego Kobrynia dzidujemy parę kilometrów wzdłuż torów kolejowych. Do Brześcia prowadzi już wygodna droga ekspresowa, na szczęści to tylko 40 km. Fotoradar robi mi zdjęcie, na szczęście z przodu. Odnajdujemy kwaterę, odbębniamy całą długą procedurę wynajęcia pokoju na jedną noc i można odsapnąć. Ogarniamy się, wbijamy w wyjściowe ciuchy i zgodnie z regulaminem wycieczki dzida w miasto. A regulamin rzecz święta i należy się go trzymać. Kierujemy się na główny deptak w mieści, ulicę Sowiecką. A nazwy ulic to osobny wątek. Mieszkaliśmy poprzednio na Sowieckich pograniczników, teraz w bloku między Lenina a Marksa ☺ Postanawiamy w końcu coś zjeść. Może na głównym miejskim deptaku nie podają gotowanej prużańskiej… Z początku nie jest lekko, mamy flashbacki, ale jakoś idzie. „W razie czego, to trzeba to przepić alkoholem” stwierdza naukowo Jarek. Brzmi poważnie i ma sens, więc znajdujemy jakąś knajpę. Zamówione dawki już dawno przestały być lecznicze, ale chcemy mieć 100% pewności ;) |
Czytam i czytam i też bym chciał na Białoruś, tylko te wizy. W naszym przypadku nie mogę sobie zaplanować, chciałbym to zrobić z partyzanta, czy to jest możliwe?
Pozdrawiam Marek |
Dzień 4 i ostatni.
Wstaję rano a Jarek daje chrapie snem pijackim. Postanawiam iść do sklepu po coś na śniadanie. Szukając sklepu dociera do mnie, że ja co rano chodzę po zakupy na śniadanie a Jarek śpi… Leniwe pakowanie przyspiesza nam Pani, która przychodzi odebrać pokój i klucze. Ekspresowo startujemy w stronę przejścia granicznego, no ale zaraz, zaraz… chyba o czymś zapomnieliśmy! No tak, trzeba zrobić zakupy, suwenirów dziatkom nakupić. Kierunek market, kolejno każdy kupuje pamiątki :D Potem stacja i do pełna. Na granicę docieramy gdzieś koło 11 i nie polecamy tej godziny. Dłuuuga kolejka złożona w połowie z Białorusinów a w połowie z Polaków. Wszyscy się znają, bo wszyscy są tu codziennie. Więc stajemy się małą atrakcją – nowe twarze na granicy :drif: Polacy biorą nas pod skrzydło, tłumacząc zawiłości przejazdu przez stronę białoruską. Co warto kupić, czego nie. Gdzie chować fajki i kto na której bramce jest spoko i przymyka oko. Kto jest pierwszy raz, może się naprawdę pogubić. Tu dowodów rejestracyjny i zielona karta, szlaban, 4 kolejki, na tablicy wyświetlają nr rejestracyjne, wtedy jedziesz na kolejne szlabany a tam tylko paszport. Potem papiery które dostaliśmy na wjeździe i kontrola. Kolejny szlaban i znowu tylko paszport. Pieczątka i już prawie możesz jechać, ale jeszcze ostatnia kolejka, gdzie sprawdzają tablice i już możesz wjechać na most graniczny… Prawie się wkopujemy bo pani zadaje mi znienacka pytanie gdzie byliśmy, a ja zaczynam jej opowiadać… Ona robi coraz większe oczy a Jarek mi przerywa „hehe, nie no, przecież tylko w Brześciu byliśmy!” A no tak, tylko w Brześciu. Pomyliłem się, bo w czerwcu byłem i to wtedy było, rozumie Pani :D A pan to co robił w Górnym Karabachu? – pyta pani Jarka. Eee, no na motocyklu jeździłem! Górny Karabach to jakiś polityczny wróg? Łukaszenko nie lubi i najchętniej by nakrzyczał w telewizji na nich? Żeby było weselej, to pada system, nie można zeskanować naszych voucherów i czekamy bez końca. Pełni nadziei, że już po naszej stronie będzie szybciej, omijamy bokiem kolejkę samochodów i po chodniku ustawiamy się do jednej z bramek. – Mandacik 250 PLN za jazdę po miejscu niedozwolonym chcecie? Pyta nas polski strażnik. Ech… Na szczęście młody celnik każe otworzyć po jednej torbie, gdzie na wierzchu, dla podpuchy, kładziemy po jednej butelce lekarstwa na żołądek i duszę. Tylko tyle macie? Tak jest! OK, to wszystko, szerokości. Granicę przejeżdżamy koło 15 dopiero. Obieramy kurs na Siedlce i jazda po czarnym. Po drodze obiad w przydrożnym zajeździe. Jarek się spieszy do domu, więc się żegnamy. Odkręca mocniej i znika mi z oczu. Ja się nie spieszę, więc odbijam przed Siedlcami na Węgrów i wracam sobie offem swoim utartym już szlakiem „działka – dom” Zdjęć brak, bo na granicy nie wolno, a potem już nie było co fotografować. Jak było? Zajebiście. |
W 3 dni dostaniesz ekspresowo przez biuro.
|
Teddy - opony Karoo, tak na nie w czerwcu kląłeś, a jednak ponownie na nich pojechałeś - dawały radę czy znowu je przeklinałeś?
|
Przeklinam tę oponę cały czas. Ale muszę ją zjeździć. Ktoś mi ją zareklamował jako "zajebista opona stary, mówie ci, kurwa, bedziesz zachwycony" no i mam.
Po szutrach to luz, po malym piachu też. W głębokim wogóle nic nie ciągnie, w błocie się moment zapycha. Bocznego trzymania zero. Na mokrym asfalcie śliska, tak samo na trawie. Już się kilka razy na niej zwyczajnie poślizgnąłem np. na rondzie czy na zakręcie. Zimą wjedzie coś nowego. |
5 Załącznik(ów)
Zdjęć kilka sztuk wykopałem jednak:
Klimatyczna klatka schodowa w miejscu ostatniego noclegu: Załącznik 91085 Załącznik 91084 Konie zaparkowane pod blokiem grzecznie na nas czekały nad ranem: Załącznik 91083 Ostatnie zakupy zrobliśmy w takim o to sklepie. Zaopatrzenie mega!!!! Załącznik 91082 Tankowanie prawie do pełna: Załącznik 91081 To był bardzo fajny wyjazd. Dzięki Marcin, że mnie musiałeś 3 sekundy namawiać i na następny raz obiecuję poprawę w szybkości podejmowania decyzji. |
Cytat:
W turbazie "Chemik". W czerwcu. Na 100%. http://africatwin.com.pl/showpost.ph...&postcount=196 |
To ona, na na 100%. I na mnie sie teraz odegrala, wstretne babsko :D
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:47. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.