Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Górny Karabach by Trolik and Woytek (wrzesień- październik 2019) (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=37025)

trolik1 05.04.2020 07:57

Górny Karabach by Trolik and Woytek (wrzesień- październik 2019)
 
Dziadek i Klansman: dzięki za podzielenie się wiedzą!! :-)

Z pomysłem wyszedł Wojtek. Dla mnie na początku było to trochę za blisko jak na sześciotygodniową wyprawę, ale później w trakcie zbierania informacji o Armenii natrafiłem na krótki reportaż o Górach Gegamskich i już chciałem tam jechać:-). Jako cel ustaliliśmy sobie Górny Karabach wiedząc oczywiście, że JEDYNYM CELEM JEST DROGA...

Wyprawę naszą rozpoczęliśmy w sobotę 31 sierpnia o godzinie 5tej rano - było jeszcze ciemno, a temperatura w okolicach pięciu stopni nie nastrajała optymistycznie...

Po spotkaniu na S3 pomknęliśmy (średnia pędkość 95km/h:-)) na południe, aby za Legnicą skierować się na Wschód. Droga leciała nam jak z bicza strzelił biorąc pod uwagę naszą prawie naddźwiękową prędkość...:-) Pierwszy nocleg zaplanowałem w dolinie Smerecznego - w Beskidzie Niskim nie byłem już kilka lat, a dolina Smerecznego to jedno z moich ulubionych miejsc w tym paśmie. Bez większych przygód udało nam się zajechać do Tylawy, skąd po zrobieniu zakupów udaliśmy się do Smerecznego. Dla niewtajemniczonych - Smereczne to nazwa doliny, w której znajdowała się wioska Łemkowska wysiedlona w czasie akcji Wisła. Do obecnych czasów nie przetrwały niestety żadne ślady bytności (przynajmniej ja nie widziałem) Łemków w tym miejscu - została tylko cudowna Natura...

Zajechaliśmy tam na tyle wcześnie, że po rozłożeniu biwaku i zrobieniu kawy mieliśmy czas na znalezienie strumyka, umycie się i podziwianie zachodu słońca. Podobnie było rano - zresztą sami popatrzcie...:-)


Nie wiem jak wklejać filmy wiec daje linki

https://www.youtube.com/watch?v=qjC5euxSoZY

https://www.youtube.com/watch?v=y8PORaN3KsQ

mirkoslawski 05.04.2020 08:28

Nareszcie, dalej proszę i duzo zdjęć i filmów! :D:D:Thumbs_Up:

golab 05.04.2020 11:15

:lukacz::lukacz::lukacz:

Neno 05.04.2020 11:29

Melduję się do tematu! Również czekam na opis Waszej przygody.
... bo droga jest celem!

szarik 05.04.2020 11:29

:lukacz: Mniam , ale trochu mało.

trolik1 05.04.2020 12:56

Drugi dzień.

Po przebudzeniu w pięknym Beskidzie Niskim osuszyliśmy namioty i ruszyliśmy w dalszą drogę.

Słowacja - zakręty w górkach.

Węgry - zakręty w kukurydzy.

Granica węgiersko - rumuńska: powrót do przeszłości. Jacyś ludzie w mundurach żądający od nas kwitów na nas, na motory, rozmiary butów....brrrr. Na szczęście trwało to tylko kilka minut i wjechaliśmy do Rumunii. Rumunia powitała nas szalonymi kierowcami kamikadze i temperaturą ponad 30 stopni - coś pięknego. Celem tego dnia był wjazd jak najgłębiej w głąb kraju tak, aby następnego dnia było jak najbliżej do Fogaraszy. Po drodze wjechaliśmy na świeżo wybudowaną autostradę, którą pomknęliśmy na południe. Plusem autostrady było to, że była, zaś minusem - że nie było na niej stacji benzynowych. Po godzinie jazdy Wojtkowi zapaliła się rezerwa, a tu susza na horyzoncie...:-)

Rzutem na taśmę znaleźliśmy zjazd z widoczną stacją i napoiliśmy nasze koniki. W związku z późną porą postanowiliśmy poszukać noclegu w pobliżu. Wyszło całkiem nieźle....
[/YOUTUBE]HUaCnca4N5U[/YOUTUBE]
https://lh3.googleusercontent.com/ZZ...=w1227-h689-no


Trzeci dzień

Pobudka była podobna jak w Beskidzie Niskim - słoneczko osuszyło nam namioty i po śniadanku ruszyliśmy w kierunku Transalpiny. Okazało się to trudnym zadaniem - Rumunia jest mniej więcej tam, gdzie Polska była kilka lat temu jeśli chodzi o komunikację. Samochodów miliony, ale autostrad jak na lekarstwo...Przez pierwsze kilkadziesiąt kilometrów wlekliśmy się więc wśród tysięcy innych pojazdów uważając na to, aby nie dać się zabić rumuńskim kierowcom kamikadze.... Na szczęście ta gehenna skończyła się po ok 2 godzinach i znowu ruszyliśmy świeżo zbudowaną autostradą w kierunku Sybina i dalej na Fogarasze.

Koniec końców udało nam się wjechać w góry. Pogoda była piękna, a na drodze był całkiem spory ruch mimo września i dnia w środku tygodnia. Nie wyobrażam sobie jak to wygląda w wakacje...:-). Uderzyła nas prędkość, z jaką poruszali się tam motocykliści, a szczególnie gieesiarze. Moim i Wojtka zdaniem wiele osób jechało zdecydowanie za szybko narażając siebie (mały problem) i innych (duży problem) na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Widoki były tak piękne, że pyrkaliśmy sobie spokojnie pod górę,. Po kilkusekundowym postoju na rumuńskich Krupówkach ruszyliśmy dalej nie dając się ponieść szałowi konsumpcji...:-)


Druga strona Fogaraszy była zdecydowanie spokojniejsza pod względem ruchu na drodze, a widoki (szczególnie w wyższych partiach gór) przepiękne. Po zjeździe z gór i zatankowaniu brzuszków ruszyliśmy w stronę Bułgarii. Pod. Podobnie jak na granicy węgiersko - rumuńskiej i tutaj czekała nas niemiła niespodzianka w postaci kontroli granicznej - niemniej jednak dzięki uprzejmości polskiego małżeństwa stojącego w aucie na początku kolejki wepchnęliśmy sie tam i po kilku minutach mknęliśmy na poszukiwanie fajnej miejscówki na biwak. Po kilku próbach znaleźliśmy takie miejsce na dnie wąwozu w środku lasu. Przepiękne miejsce!

https://lh3.googleusercontent.com/e_...=w1227-h689-no
Zachodnia część Bułgarii wywarła na nas bardzo dobre wrażenie - dobrej jakości drogi, dużo przestrzeni i lasów, w wielu miejscach natura działa niezakłócona przez człowieka

zz44 05.04.2020 13:00

Łał. Strasznie ciekawy kierunek.
Dawaj dalej, ze szczegółami.

(Filmy nie robią)

trolik1 05.04.2020 13:30

Cytat:

Napisał zz44 (Post 675765)
Łał. Strasznie ciekawy kierunek.
Dawaj dalej, ze szczegółami.

(Filmy nie robią)

Czasem robią, a czasem nie..... Nie wiem o co biega...
Pozdrawiam trolik

Molek 05.04.2020 15:41

Czytam, ale filmików ni ma ;)

tyran 05.04.2020 17:28

Czyta się.
Pomiędzy znaczniki wbijasz sam kod filmu.

trolik1 05.04.2020 21:11

Ja teraz widzę filmy. mam nadzieję, że Wy też:-)
pozdrawiam trolik

dziadekmaciek 05.04.2020 21:44

Potwierdzam, widać

aadamuss 05.04.2020 23:35

Filmy widać - fajnie, że krótkie :-)

trolik1 06.04.2020 08:30

Dzień czwarty, piaty i szósty i siódmy

Po noclegu w Bułgarskim Wąwozie pogoniliśmy nasze koniki na południowy wschód, nadal podziwiając piękne i spokojne bułgarskie zakątki. Stopniowo krajobraz zaczął się zmieniać - miejsce gór i lasów zaczął zajmować coraz bardziej płaski krajobraz stepowy. Też było fajnie, bo poczuliśmy, że Azja jest coraz bliżej:-). Droga nadal była fajna, miejscowości po drodze nie było zbyt wiele, a ruch na drodze naprawdę spokojny - jednym słowem raj motocyklowy!

Po kilku godzinach zobaczyliśmy to:
https://lh3.googleusercontent.com/qu...=w1227-h689-no
Od tej pory do czasu wyjazdu z Turcji flagi tureckie widzieliśmy pewnie z milion razy - są one eksponowane praktycznie wszędzie - na wielkich masztach, samochodach, w domach, i oczywiście w klapie garnituru Prezydenta Erdogana, którego podobizny na plakatach eksponowane były jeszcze częściej niż flagi...

Po wjeździe do Turcji skierowaliśmy się piękną autostradą w kierunku Istambułu. Tutaj jedna uwaga - teoretycznie autostrady są płatne, ale po naszych nieudanych próbach uiszczenia opłaty poddaliśmy się i po prostu przejeżdżaliśmy przez elektroniczne bramki bez żadnego stresu:-). Powoli zbliżaliśmy się do Istambułu - sam wjazd do miasta i znalezienie hotelu trwały chyba z 3 godziny. Nie widziałem jeszcze czegoś takiego - skrzyżowania trzech autostrad w środku miasta, autostrady biegnące równolegle na różnych poziomach, życie toczące się na różnych poziomach...To miasto to potwór, ale doskonale zorganizowany!!

Nocleg znaleźliśmy w dzielnicy Kumkapi - jak się później okazało był to doskonały wybór:

https://youtu.be/OJhU7Xv2ITs
Nasz hotel zlokalizowany był w dzielnicy "butowej: - znajdowały się tam setki fabryk i warsztatów produkujących elementy butów i całe buty oraz hurtownie sprzedające buty. Obserwacja tego żyjącego organizmu była niesamowitym przeżyciem.

https://youtu.be/QdELTJXWLmg
https://lh3.googleusercontent.com/xj...M=w919-h689-no
Później byliśmy jeszcze w dzielnicy torebkowej, dzielnicy paskowej (paski do spodni) i w dzielnicy samochodowej. W dzielnicy samochodowej było oczywiście podział na sub-dzielnice zgodnie z podziałem części na wydech, napęd, zawieszenie itd. Dzielnica samochodowa dostarczyła mi części niezbędnej do dalszej podróży - cybanta do zamocowania wydechu:
https://lh3.googleusercontent.com/Vx...=w1225-h689-no
https://lh3.googleusercontent.com/ze...t=w388-h689-no
Wojtek musiał z kolei wymienić linkę sprzęgła, która odmówiła mu posłuszeństwa w środku wieczornego korka kiedy szukaliśmy noclegu...

Nauka dla naszych następców - szukając hotelu w Stambule pytajcie czy hotel ma parking! Ja zaznaczyłem co prawda opcję "parking" w bookingu, ale okazało się, że za parking była dodatkowa opłata i był on zlokalizowany 400 metrów od hotelu...

Po naprawie motorków spędziliśmy dwa fascynujące dni zwiedzając Stambuł. Skupiliśmy się na dzielnicy Kumkapi, Sultanahmet i Bazarze. Kumkapi i Bazar były zajebiste, ale Sultanahmet rozczarował nas zdecydowanie - może dlatego, że wejście do Hagia Sofia kosztowało 70PLN a w środku był remont...

https://youtu.be/NuKskn7blEM
W Kumkapi paliliśmy najlepszą sziszę i piliśmy najlepszą kawę na całej naszej wyprawie!!:-)
https://lh3.googleusercontent.com/qf...X=w388-h689-no

https://youtu.be/86UaJoWAW_8
https://lh3.googleusercontent.com/76...=w1227-h689-no
https://lh3.googleusercontent.com/rc...=w1230-h689-no
Podsumowując nasz pobyt w Istambule mogę powiedzieć, że było zajebiście!! Osobiście niezbyt cenię zdobycze cywilizacji w postaci zabytków, budynków itd, ale Istambule to wszystko było jakieś takie inne - skompresowane, wypełnione fajnymi ludźmi, tętniące życiem i przygodą.... :-)

Po dwóch dniach szwędania sie po Istambule rankiem kolejnego dnia ruszyliśmy na poszukiwanie kolejnych przygód. Motorki wiozły nas na wschód ekspresówką biegnącą równolegle do wybrzeża Morza Czarnego, ale około 100 km na południe od plaży.

https://youtu.be/SPxUOlMZJ2Q
Wcześniej miałem mętne pojęcie o Turcji - kojarzyła mi się z plażami, hotelami i takimi tam bzdetami. Okazało się, że jest to górzysty, zróżnicowany pod względem geologicznym kraj, ze wspaniale rozwiniętą infrastrukturą drogową i piękną pogodą :-).

Po kilku dniach w 17-to milionowym mrowisku miło było rozbić namiot w krzakach :-)

https://youtu.be/eD5YUruFzro

Emek 06.04.2020 09:29

Wrzucaj lepiej całe linki do YT bo filmy nie banglają.

Pirania 06.04.2020 10:47

Cytat:

Napisał Emek (Post 675869)
Wrzucaj lepiej całe linki do YT bo filmy nie banglają.

Potwierdzam...:confused:

Neno 06.04.2020 10:55

Wciskasz przycisk TUBE i dajesz tylko to co poniżej (2 przykłady)
OJhU7Xv2ITs
eD5YUruFzro

i działa.




trolik1 06.04.2020 12:32

[QUOTE=Neno;675880]Wciskasz przycisk TUBE i dajesz tylko to co poniżej (2 przykłady)
OJhU7Xv2ITs
eD5YUruFzro

i działa.

Zaraz wyprubuję. Na razie powklejałem linki:-)
pozdrawiam trolik
działa:-) dzieks Neno

trolik1 07.04.2020 08:00

Dzień Ósmy.

Celem podróży tego dnia było dotarcie w pobliże wjazdu na drogę D915. Po porannej kawce i śniadanku zebraliśmy się spokojnie i ruszyliśmy w dalszą drogę kontynuując jazdę naszą ulubioną ekspresówką. Trasa wiodła przez piękne góry typu bieszczadzkiego, choć było tam zdecydowanie mniej lasów. Ekspresówki w Turcji mają to do siebie, że często przechodzą przez wioski -- w takim przypadku w wiosce znajduje się sprytne rozwiązanie w postaci ronda, które jednak nie spowalnia ruchu. Podobne rozwiązania widywaliśmy często na Ukrainie i w Rosji. Pyrkaliśmy sobie spokojnie podziwiając piękne widoki.

Teraz będzie mała dygresja na temat tureckiej prowincji. Juz po wjeździe do Turcji uderzyła nas charakterystyczna cecha przydrożnych barów i sklepów - mieliśmy wrażenie, że część tych biznesów należała do państwa, bo po wejściu do nich czuliśmy się jak w PRL-u - na pólkach mały wybór niepotrzebnych towarów i Pan, który nawet nie podnosił wzroku znad telefonu lub gazety po naszym wejściu. Mistrzostwem świata był lunch tego dnia - zatrzymaliśmy się w dużym, pustym barze na obiad. Bar ten przypominał stołówkę zakładową z czasów komunizmu. "Pracowało" tam trzech panów, z których jeden podszedł do nas po kilku minutach. Jakoś dogadaliśmy się z nim odnośnie jedzenia i "już" po czterdziestu minutach dostaliśmy "coś" przypominającego kebab, lecz trudnego do pogryzienia. Podczas czekania obserwowaliśmy pracę tych ludzi - jeden był od podawania, drugi od krojenia i trzeci od kasowania. Pracy nie było nawet dla jednej osoby.... Podejrzewam, że w Turcji istnieje jakiś program wsparcia tego rodzaju firm z państwowych pieniędzy lub same te firmy należą do państwa.

Pod minięciu Bayburtu skierowaliśmy się na północ w kierunku morza, a na wieczór rozbiliśmy biwak na wys. ok 2 km u podnóża przełęczy prowadzącej do drogę D915. W trakcie podjazdu do przełęczy pogoda uległa drastycznej zmianie - zniknęło słońce, pojawił się porywisty wiatr, a temperatura spadła do około 10 stopni. Najważniejszym zadaniem w takiej sytuacji było znalezienie schronienia przed wiatrem. Lasów nie było, więc szukaliśmy jakichś wyższych krzaków...


https://lh3.googleusercontent.com/Ug...=w1225-h689-no
Noc nie była zbyt przyjemna - nie byliśmy jeszcze przyzwyczajeni do niskich temperatur i silnego wiatru....
Poranek okazał się na szczęście całkiem fajny:
https://lh3.googleusercontent.com/z4...=w1230-h689-no
https://lh3.googleusercontent.com/Ne...=w1227-h689-no
Po kawce, śniadanku i wysuszeniu gratów byliśmy gotowi do ataku na D915....Hm...a może jednak jeszcze nie....??

Po tym małym incydencie rozpoczęliśmy wspinaczkę na przełęcz. Szutrowa droga zachęcała do szybkiej jazdy po wielu dniach na asfalcie, ale piękne widoki nie pozwalały nam na rozpędzenie się.


Na południe od przełęczy było sucho , zimno i szaro. Po jej przekroczeniu wszystko się zmieniło - jakbyśmy wjechali do raju- wszystko zrobiło się zielone, było ciepło, a widoki po prostu zabijały. Zresztą sami zobaczcie:
https://lh3.googleusercontent.com/vS...=w1225-h689-no

Droga D915 uważana jest za jedną z najniebezpieczniejszych dróg na świecie. Dla nas z pewnością była jedną z najpiekniejszych dróg na świecie...

https://lh3.googleusercontent.com/rI...=w1225-h689-no


Ta rajska jazda trwała około trzech godzin. Potem już zaczął się asfalt, który zaprowadził nas dalej na północ do Trabzonu, skąd ekspresówką udaliśmy się w kierunku Gruzji. Dwa dni wcześniej podczas obżerania się tureckimi łakociami (coś wspaniałego!!!) wypadła mi plomba. Nasz pilot Radzio (dzięki Ci Radziu jeszcze raz!!!)w trymiga załatwił mi adres do dentysty w Batumi - dlatego naszym kolejnym celem stało się deszczowe tego dnia Batumi.


Dentystę udało mi się załatwić w ciągu godziny, z czego pół godziny spędziliśmy na na szukaniu gabinetu znajdującego się tuż za naszymi plecami...:-). Po wizycie zrobiliśmy małe zakupy i udaliśmy się w dalszą drogę. Deszcz doskwierał nam coraz bardziej, więc postanowiliśmy poszukać noclegu. Wojtek wpisał słowo "kemping" do nawigacji i już śmigaliśmy prowadzeni przez Osmanda do....nikąd :-). Po przyjeździe na miejsce okazało się, że jest tam rozpadający się przydrożny bar i nic poza tym. Przejąłem więc inicjatywę i 200 metrów dalej zatrzymałem się przy nieukończonym domu, którego garaż był dla nas idealnym miejscem na nocleg. Po krótkiej rozmowie z właścicielem mamy miejscówkę! :-)
https://lh3.googleusercontent.com/ka...=w1225-h689-no
To był piękny dzień!

trolik1 08.04.2020 08:00

Dzień Dziewiąty - Gruzińska Gościnność.

Często słyszę: " Ukraińcy są tacy a tacy", albo: "Niemcy są....". Kiedy poznaję ludzi innych narodowości najczęściej okazuje się, że takie stwierdzenia są nie tylko nieprawdziwe, ale często też krzywdzące dla tych osób. Jednym z ważniejszych powodów dla których podróżuję jest chęć poznawania innych ludzi i ich kultur po to, aby samemu się przekonać jacy oni są. Okazuje się, że każdy z nas jest inny:-)

Jednym ze stereotypów które usłyszałem na temat Gruzinów była ich gościnność. No cóż....dane nam było nabyć kilka doświadczeń w tym zakresie...:-).

Rano na budowie obudziło nas piękne słoneczko, choć było jeszcze wilgotno. Po spakowaniu ruszyliśmy dalej na wschód w stronę Vardzi wybierając gorszą (czyli lepszą :-)) drogę przez Goderdzi. Początkowo był fajny asfalt, który stopniowo zastąpiony został czymś w rodzaju szutru


Jechaliśmy sobie spokojnie podziwiając piękne widoki i ludzi mieszkających tak daleko od asfaltu. Po jakichś trzech godzinach jazdy dotarliśmy w pobliże Goderdzi, gdzie Wojtek postanowił opuścić siedzenie Efci w nieco nieszablonowy sposób


Chwilę później podszedł do nas starszy Pan mieszkający w domu obok. Zapytał czy wszystko w porządku i czy może jakoś pomóc. Grzecznie odpowiedzieliśmy, że dziękujemy, ale damy sobie radę. Pan Papidze zapytał więc, czy nie zjedlibyśmy z nim obiadu....Hmmm, na takie pytanie mogła być tylko jedna odpowiedź - TAK!:-).
https://lh3.googleusercontent.com/SG...=w1225-h689-no
Podprowadziliśmy koniki pod bramę domu i udaliśmy się do środka. Okazało się, że to dom jego syna Roiniego, a Pan Papidze mieszka w domu obok. Przywitał nas Roini, Jego Żona i Dzieci. Na początek napiliśmy się herbaty i przedstawiliśmy, Cała Rodziną była ciekawa skąd jedziemy, jakie przygody przeżyliśmy po drodze. W tym czasie Pani Papidze szykowała jedzonko i dosłownie 15 minut później stół wyglądał tak:
https://lh3.googleusercontent.com/ZE...=w1225-h689-no
Natychmiast porozumieliśmy się z Wojtkiem bez słów i uzgodniliśmy, że nie wyjedziemy stąd zbyt wcześnie...:-). Obżarliśmy się niemożliwie!! No coś wspaniałego to było - same gruzińskie smakołyki i to w nieograniczonych ilościach!! Roini zapytał, czy nie chcielibyśmy u nich przenocować...Hmmm...oczywiście że tak!:-). Zapytaliśmy jednak grzecznie, czy nie mieliby nic przeciwko temu żebyśmy rozbili się z namiotami na pagórku, z którego był przepiękny widok na dolinę. Zaproponowaliśmy, że zapłacimy za posiłki i możliwość skorzystania z łazienki - początkowo Gruzini nie chcieli o tym słyszeć, ale zaproponowaliśmy, że damy te pieniążki dzieciom. Układ został zawarty:-)

Stereotyp o gruzińskiej gościnności - SPRAWDZONY!!!:-)

Reszta dnia upłynęła nam na rozmowach z naszymi Gospodarzami, obżeraniu się i podziwianiu pięknych widoków....

https://lh3.googleusercontent.com/BU...=w1230-h689-no

trolik1 09.04.2020 08:06

Dzień dziesiąty - w drodze do Armenii!

Po przebudzeniu na pięknym pagórku i po śniadanku u Państwa Papidze pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w dalszą drogę na południowy wschód. Przez pierwsze 30 kilometrów jechaliśmy po szutrowych serpentynach pokonując przełęcz za Goderdzi na wysokości ok 2700 metrów.


Po wjeździe na asfalt daliśmy się ponieść świetnym zakrętom w stronę Vardzi, gdzie dotarliśmy po około 3 godzinach jazdy. Co można powiedzieć o Vardzi...? Kurde no nie wiem. To trzeba samemu zobaczyć.... Wojtek podsumował tak: lepsze od Haghia Sophia, bo tańsze bilety!! Zresztą sami zobaczcie

Już sam wjazd do Skalnego Miasta zrobił na nas wrażenie - strome, surowe ściany skalne w dolinie, rzeka płynąca w głębokim i stromym wąwozie...Po prostu inny wymiar zwiedzania zabytków. Niestety (a może stety) i tutaj dotarła cywilizacja. Trzeba jednak oddać Gruzinom, że wszystko zrobione jest bardzo fajnie - bilety są tanie, toalety czyste i darmowe, duży parking i minimum ingerencji w samo sedno Vardzi, czyli w skalną ścianę będącą niegdyś domem dla setek ludzi..
https://lh3.googleusercontent.com/Dd...=w1230-h689-no
https://lh3.googleusercontent.com/mS...=w1230-h689-no
Zwiedzanie Vardzi zajęło nam około trzech godzin. W tym czasie pokonaliśmy kilka ładnych kilometrów i kilkaset schodów, zanurzaliśmy się w mroczne komory, cieszyliśmy pięknymi widokami oglądanymi z perspektywy skalnego miasta...Po prostu CZAD!

Ale czas było jechać dalej - Armenia czekała! Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze nieopodal Skalnego Miasta na małą sesję filmową:


Dalsza droga w stronę granicy przebiegła bez większych wydarzeń z wyjątkiem przejścia granicznego - nie dość, że trzeba było zapłacić za strachowkę, to jeszcze musieliśmy wypełnić wriemienny wwoz, za który Ormianie również nie omieszkali nas skasować..Brrrr! Do tego okazało się, że nasz sprytny plan niepłacenia za strachowkę w Gruzji jest do D...y! Gruzińskie komputery pokazały, że dwóch polskich drani nie zapłaciło strachowki przy wjeździe z Turcji i "budiet' sztraf!" Postanowiliśmy jednak przełknąć tą żabę podczas ponownego wjazdu do Gruzji za naście dni...

Przepychanki ze strachowkami na granicy zajęły nam trochę czasu, a słońce w połowie września zachodzi już dosyć wcześnie. Po przejechaniu kilku kilometrów zjechaliśmy więc na polną drogę z zamiarem znalezienia noclegu. Okazało się to niełatwym zadaniem, bo za każdym pagórkiem znajdowaliśmy jakąś ukrytą przed światem wioskę, z której obszczekiwani byliśmy przez czujne psy. Wioski wyglądały naprawdę ubogo- nie miały asfaltowych dróg, brak było nie tylko oświetlenia ulicznego, ale także prądu w domach - po zmroku przypominały więc one czarne dziury ulokowane między pagórkami oświetlanymi przez księżyc. Znajdowaliśmy się na wysokości ok 2500 metrów, więc wieczorny chłodek dopadł nas już w trakcie gotowania kolacji. Jedliśmy sobie i rozmawialiśmy spokojnie, kiedy nagle poczułem się jakbym siedział na olbrzymim żelku, który wprawiony został w drgania potężnym kopniakiem! Okazało się, że dane mi było przeżyć pierwsze trzęsienie ziemi w moim życiu! Po głównym trzęsieniu nastąpiły jeszcze trzęsienia wtórne, ale Wojtek jako człowiek bywały w świecie wytłumaczył mi o co kaman i resztę bujanek tego wieczora traktowałem już jako fajną rozrywkę:-)

dziadekmaciek 09.04.2020 09:35

Gdzie nie spojrzeć tam żółto, i ani gałązki żeby ognisko do ogrzania rozpalić

trolik1 09.04.2020 10:03

Cytat:

Napisał dziadekmaciek (Post 676335)
Gdzie nie spojrzeć tam żółto, i ani gałązki żeby ognisko do ogrzania rozpalić

Rzeczywiście tak jest. Czasami zdarzały się jakieś połacie lasu, ale było ich zdecydowanie mniej niż np. w Polsce. W Górnym Karabachu było dużo lepiej jeśli chodzi o zalesienie
pozdrawiam trolik

Emek 09.04.2020 11:10

Tak w kwestii formalnej, możesz podrzucić gdzie dokładnie znajduje się ten Górki Karabach tam gdzie dotarliście w sensie pinezki na mapie.

dziadekmaciek 09.04.2020 17:52

Cytat:

Napisał trolik1 (Post 676338)
Rzeczywiście tak jest. Czasami zdarzały się jakieś połacie lasu, ale było ich zdecydowanie mniej niż np. w Polsce. W Górnym Karabachu było dużo lepiej jeśli chodzi o zalesienie
pozdrawiam trolik

Wiem, bo widziałem ;) Neno mi pokazał, i Górski Karabach też :D, tylko trzęsienia ziemi nie zapewnił :mad:

trolik1 09.04.2020 18:22

Cytat:

Napisał dziadekmaciek (Post 676423)
tylko trzęsienia ziemi nie zapewnił :mad:

Zażądaj zwrotu pieniędzy!:-)
Pozdrawiam trolik

trolik1 09.04.2020 23:11

Cytat:

Napisał Emek (Post 676350)
Tak w kwestii formalnej, możesz podrzucić gdzie dokładnie znajduje się ten Górki Karabach tam gdzie dotarliście w sensie pinezki na mapie.

Proszę bardzo: Stepanakert
https://maps.app.goo.gl/YSF69K9AM4EcZ4rH8

Nynek 10.04.2020 00:09

https://www.google.com/maps/place/No...8!4d46.7787785

trolik1 13.04.2020 09:29

Dzień dwunasty - Góry Gegamskie

Przebudzenie na przygranicznym biwaku nie należało do najprzyjemniejszych – przez pół nocy padał deszcz, a rano temperatura wynosiła 3-4 stopnie.
Z okolicznych gór majestatycznie spływały ciemne chmury niosąc ze sobą potencjał kolejnego deszczu, więc czym prędzej wypiliśmy kawkę, wciągnęliśmy śniadanko i po spakowaniu udaliśmy się w kierunku Erewania. Udało nam się to w ostatniej chwili, bo wyjazd z doliny ‘umilał’ nam już rzęsisty deszcz.
https://lh3.googleusercontent.com/ZL...=w1227-h689-no
Droga przebiegała sprawnie, a ruch nie był zbyt wielki; od czasu do czasu wspinaliśmy się na przełęcze, mijaliśmy zabiedzone wioski i dziesiątki patroli policyjnych polujących na nie wiadomo kogo. Dziadek dał nam namiar na Dom Polski w Gyumri, ale byliśmy tam w samo południe więc za wcześnie na nocleg, także po małych zakupach pojechaliśmy dalej. Wrażenie przebywania w ubogim kraju trwało praktycznie do momentu wjazdu do centrum Erewania, zaś sama stolica Armenii przywitała nas ciepełkiem, choć słońca nie było zbyt wiele. Po zalogowaniu się w hotelu i rozwieszeniu gratów do suszenia udaliśmy się na rekonesans.
https://lh3.googleusercontent.com/V2...=w1225-h689-no
https://lh3.googleusercontent.com/S3...=w1230-h689-no
Pozwolę sobie w tym miejscu na dygresję polityczno-socjologiczną. Nie śledzę zbyt wytrwale wydarzeń politycznych w tamtym rejonie, ale zgodnie z tym co wyczytałem po wojnie o Górny Karabach Armenia zbliżyła się politycznie do Rosji. No i było to widoczne…Tuż za granicą mieliśmy wrażenie, że wjechaliśmy do państwa policyjnego, a wrażenie to pogłębiało się wraz z kolejnymi przejechanymi kilometrami. Auta policyjne stały za każdym prawie zakrętem, policjanci non stop buszowali w bagażnikach samochodów lub gadali przez te swoje megafony. W Erewaniu było to już przegięcie pały – miałem wrażenie, że wciąż jedzie za mną auto policyjne na sygnale z mundurowym w środku gadającym bzdury przez megafon. Miasto samo w sobie nie było złe, ale ten brak poczucia wolności osobistej źle na mnie wpływał.

Następnego dnia rano spakowaliśmy się i umknęliśmy z cywilizacji w kierunku Gór Gegamskich. Pierwszym postojem była miejscowość Garni, gdzie znajduje się świątynia rzymska. Droga była całkiem spoko, ale wjazd do Garni przypominał przejazd przez Krupówki, a sama świątynia była oblężona przez niemieckich turystów – podejrzewam, że bliskość Erewania i łatwość dojazdu powodowała to niekoniecznie przyjemne dla nas zjawisko.
https://lh3.googleusercontent.com/Vp...=w1225-h689-no
https://lh3.googleusercontent.com/9P...=w1225-h689-no
Podobnie było z klasztorem Gegard – już na dojeździe widzieliśmy klika autokarów i wysypujących się z nich turystów. Po podjechaniu bliżej postanowiliśmy więc zawrócić i zrobić to, co misiaczki lubią najbardziej: WJECHAĆ W GÓRY!!!:-).


Nie udało nam się zwiedzić klasztoru Gegard od dołu, więc postanowiliśmy obejrzeć go od góry....:-)

Celem tego dnia był nocleg nad jeziorem Komeritmiunt, ale już sama droga do niego była nieziemska. Pogoda nie była dla nas szczególnie łaskawa – deszczu nie było, ale gęste chmury maszerowały nad nami strasząc opadem w każdej chwili. Na szczęście po wjeździe do góry od czasu do czasu spoglądało na nas słoneczko. Góry Gegamskie to tak naprawdę płaskowyż położony na wysokości ok. 2500 metrów, z którego co jakiś czas wystają wyższe lub niższe stożki wulkaniczne. Najwyższy stożek widziany przez nas miał wysokość (jeśli się nie mylę) ok. 3500 metrów.
Już pierwsze podjazdy pokazały nam, z czym mamy do czynienia – kamienie wielkości główki dziecka (baby heads), mokra trawa i śliskie błoto na sporadycznie występujących drogach to była nasza nawierzchnia przez najbliższe 100 kilometrów. Nie spieszyliśmy się nigdzie – droga nie była zbyt łatwa dla naszych obciążonych osiołków, a widoki po prostu nie pozwalały jechać szybko.



Jedynymi ludźmi spotkanymi przez nas w Górach Gegamskich byli Pasterze Jezydzcy (na naszej drodze spotkaliśmy Ich siedmiu. Tu będzie kolejna dygresja polityczno-socjologiczna: Jezydzi to mniejszość etniczno-religijna (wcześni Chrześcijanie), zamieszkująca podobnie jak Kurdowie pogranicza kilku krajów w tamtym rejonie, szczególnie północ Syrii. W czasie wojny syryjskiej ISIS stosował wobec Jezydów praktyki rodem z Hitlera – mordował całe wioski, gwałcił kobiety i tak dalej. Niektóre kraje przyjmowały Uchodźców Jezydzkich (na przykład Niemcy i Armenia). Mój kraj (z tego co wiem) nie przyjął Uchodźców Jezydzkich. Jest mi z tego powodu bardzo przykro i wstydzę się. Spotkania z tymi Ludźmi traktowałem jako wyróżnienie i bardzo cieszyłem się widząc Ich w naszym pobliżu.


Po kilku godzinach pięknej jazdy dotarliśmy do jeziorka. Więcej już nie będę pisał: popatrzcie sami.


Po chłodniej nocy na wysokości około trzech tysięcy metrów obudziło nas piękne słoneczko i taki oto widok:

Ktoś zgadnie co to za góra??:-)

ArtiZet 13.04.2020 10:15

Cytat:

Napisał trolik1 (Post 677004)
Ktoś zgadnie co to za góra??:-)

Ararat

trolik1 13.04.2020 13:30

Cytat:

Napisał ArtiZet (Post 677008)
Ararat

Bingo!

Pozdrawiam trolik

Rychu72 15.04.2020 08:29

2 Załącznik(ów)
Ciekawy jestem, czy wpuścili Was do Agdanu?
Pamiętam, że kazali nam wykreślić z wizy te miasto, ale i tak wjechaliśmy.
Wojsko nas delikatnie wyprosiło, bo sytuacja z azerami robiła się gorąca. :)

trolik1 15.04.2020 08:33

Cytat:

Napisał Rychu72 (Post 677286)
Ciekawy jestem, czy wpuścili Was do Agdanu?
Pamiętam, że kazali nam wykreślić z wizy te miasto, ale i tak wjechaliśmy.
Wojsko nas delikatnie wyprosiło, bo sytuacja z azerami robiła się gorąca. :)

Nie zaglądaliśmy tam nawet, bo głupole jesteśmy... - w ogóle ta wyprawa jest do powtórki, szczególnie GK. Za mało czasu poświęciliśmy na zaplanowanie GK i Armenii...:-(
pozdrawiam trolik

Chudy 45 15.04.2020 19:26

Super się czyta i ogląda, wspomnienia nie tak odległe wracają.
Armenia to piękny kraj, brak asfaltu pozwala na doskonalenie jazdy w terenie oraz testowanie motocykla w pełnym zakresie zawieszenia :)

StrzeLuk 15.04.2020 19:59

Za 5 dni miałem ruszać w tamtym kierunku... ehhh

To sobie chocież poczytam i pooglądam

trolik1 15.04.2020 21:34

Cytat:

Napisał StrzeLuk (Post 677371)
Za 5 dni miałem ruszać w tamtym kierunku... ehhh

To sobie chocież poczytam i pooglądam

My byliśmy we wrześniu i było super:-). Gdybym miał tam jeszcze raz jechać to spędziłbym zdecydowanie więcej czasu w Górach Gegamskich, podjechałbym pod Aragac i naprawdę przyłożyłbym się do zaplanowania GK...
pozdrawiam trolik

trolik1 16.04.2020 08:15

Dzień trzynasty: walka w Gegamie i zasłużona nagroda...

Przebudzenie nad jeziorem nie należało do najprzyjemniejszych - nawet tak daleko na południe temperatura na wysokości 3000 metrów potrafi spaść nad ranem do -5 stopni:-). Piękny widok na Ararat i oszałamiająca cisza rekompensowały jednak chłodne powitanie nowego dzionka. Trudno było się spakować, a kawa nie chciała się skończyć. Odległy Ararat czarował nas bez przerwy, a atmosfera nad jeziorem wytwarzała dodatkową grawitację, która nie pozwalała naszym tyłkom oderwać się od krzesełek...

Kolejne przygody jednak czekały, więc NAPRZÓD!!!:-)


To, co widzieliśmy na naszych mapach zupełnie nie zgadzało się z rzeczywistością i całą trasę przejechaliśmy na azymut. Od czasu do czasu spotykaliśmy pasterzy, którzy pomagali wybrać nam właściwy kierunek w taki sposób, aby efektywnie omijać stożki wulkaniczne.

Przez kilka pierwszych kilometrów droga nas rozpieszczała - kamienie pozwalały na łapanie trakcji na podjazdach, a suche podłoże dbało o nasze bezpieczeństwo


Stopniowo jednak ta sielanka zaczęła się zmieniać wraz z naszą wspinaczką w wyższe góry - miejsce jakichś tam dróg zajął brak jakichkolwiek dróg, a kamienie zostały zastąpione mokrą trawą. Nasze adwenczurowe opony słabo sobie radziły w takich warunkach. Efcia miała tutaj szczególnie ciężko, bo Wojtkowe przydasie przeniosły środek ciężkości do góry motocykla. Efekt był taki, że piękny i drogi strój beemwe wycierał się często o armeńską trawę...:-)


[YOUTUBEHD]i9unhYdyRik[/YOUTUBEHD

Księżycowy krajobraz prowadził nas wciąż w kierunku jeziora, jednak nasza radość z jazdy w tym pięknym miejscu ustępowała miejsca zmęczeniu. Ciągłe ślizganie się na mokrej trawie nie pozwalało na sycenie się widokami - na szczęście zatrzymywaliśmy się często żeby strzelić sobie jakąś słit focię czy dronika.
https://lh3.googleusercontent.com/oM...=w1230-h689-no

Po kilku godzinach walki z mokrą trawą rozpoczęliśmy zjazd z gór w kierunku jeziora Sewan. Z jednej strony cieszyłem się z tego, bo kończyła się nasza nierówna walka ze ślizganiem, zimnem i głodem. Z drugiej strony zakochałem się w tym dzikim miejscu i chciałem tam zostać na zawsze. Mam nadzieję, że będzie mi dane odwiedzić Góry Gegamskie jeszcze kiedyś.

Na poniższym filmie nie widać tego, ale jezioro Sewan jest ogromne!! Jego widok działał na nas jak plaster szyneczki, jak chlebek, jak parująca golonka, jak fryteczki, jak kebabik...:-)

Po zatankowaniu brzuszków i zbiorników w miasteczku na dole ruszyliśmy wzdłuż jeziora w kierunku Górnego Karabachu!!! Nie mam zdjęć znad jeziora, bo takiego syfu na plażach nie widziałem chyba nigdzie...Pominę ten aspekt milczeniem...Po minięciu jeziora zaczęliśmy wspinać się na przełęcz dzielącą Armenię od Górnego Karabachu. Brzydko nie było..Wspólnie z Wojtkiem doszliśmy do wniosku, że na tych serpentynach każdy gieesiarz miałby orgazm za orgazmem...:-)


Po zjeździe z przełęczy na drodze stanął nam posterunek graniczny , choć granicy nie ma....Taka jest rzeczywistość w tamtych rejonach. Później podobne zjawisko napotkaliśmy jadąc z Rumunii przez Mołdawię do Ukrainy. Człowiek uczy się całe życie...No cóż - mam nadzieję, że nie będzie tam wojny kiedy pojawię się kolejnym razem.

Procedura graniczna zajęła nam chwilkę i ruszyliśmy w dalszą drogę. To, co nastąpiło później.....Hm....Dziadek miał rację mówiąc mi, że to jedna z najpiękniejszych dróg, po jakich jechał.... Popatrzcie sami:

Po zjeździe z asfaltu skierowaliśmy się w kierunku gejzerów Zuar. Kurde nie wiem co mam pisać więc pokażę :-)


Po około godzinie pięknej jazdy dotarliśmy do Zuar. Mogę powiedzieć tak: było warto mrozić tyłek w Górach Gegamskich....:-). To co działo się w Zuar to już opowieść na kolejny odcinek... :-)

teddy-boy 16.04.2020 10:23

Siedze w domu bo syfilis, czytam i zazdraszczam :)

JarekO 16.04.2020 10:27

Dajesz!!
To ciepłe źródło wymiata. Dla mnie to było spore wyzwanie żeby tam wejść. Mega klimatyczne okolice. Pamietam jakby to bylo wczoraj - kurz, dziury, a tu teraz taki ladny asfalt.....

trolik1 16.04.2020 13:32

Cytat:

Napisał JarekO (Post 677466)
Dajesz!!
To ciepłe źródło wymiata. Dla mnie to było spore wyzwanie żeby tam wejść. Mega klimatyczne okolice. Pamietam jakby to bylo wczoraj - kurz, dziury, a tu teraz taki ladny asfalt.....

Dla mnie też to było wyzwanie, ale w górach naprawdę zmarzliśmy i obiecałem sobie podczas jazdy do Zuar, że nawet jakby jajka miały sie na twardo ugotować to i tak wlezę:-)
pozdrawiam trolik

Rychu72 16.04.2020 13:47

Szacun, za wejście do gorętszej, prawej dziury. Ja nie dałem rady. :)

qbaRD07 16.04.2020 16:45

Pięknie

trolik1 19.04.2020 07:56

Dzień czternasty: Aram, czyli gościnność po karabachsku.

Po zimnej nocy w Górach Gegamskich i walce z mokrą trawą gorąca woda gejzerów Zuar była cudownym doświadczeniem dla naszych zmarzniętych tyłków. Miejsce w którym się rozbiliśmy było czymś w rodzaju kempingu - oczywiście według standardów postsowieckich, czyli wszystkie śmieci wrzucane były do dołu 20 metrów od nas, brak było bieżącej wody, a toalety trzeba było omijać szerokim łukiem. Ale nic to - co kraj to obyczaj, a my nie jesteśmy od krytykowania kogokolwiek i czegokolwiek. Okazało się, że kemping jest miejscem spotkań i imprez dla ludzi mieszkających w dalszej i bliższej okolicy. Przez całą noc ruch był jak na Krupówkach, grzmiało armeńskie diskopolo i słychać było typowe przy takich okazjach wrzaski.

Dwóch wariatów z Polski i ich wielkie motocykle wzbudziło zrozumiałą ciekawość wśród imprezowiczów. Przezornie nie dotykaliśmy więc naszych zapasów jedzenia wiedząc, że zaproszenie jest tylko kwestią czasu...

Aram jest strażakiem i podobnie jak inni przyjechał ze swoją ekipą poimprezować do Zuar. Dzięki Niemu i reszcie Chłopaków w trakcie imprezy dowiedzieliśmy się jak żyje się w tej krainie, o jej historii oraz o ludziach. Nie można też zapominać o jedzonku...MNIAMMM! Warzywa bez chemikaliów, mnóstwo granatów, mięsko świeżo ubitej owieczki...Melodia dla naszych brzuszków.

Rozmawialiśmy o wielu aspektach życia w Górnym Karabachu - ja wspomnę tutaj o jednym, czyli wojnie Armeńsko - Azerskiej. Po zajęciu tych terenów i zakończeniu działań wojennych Ormianom bardzo zależało na przekonaniu społeczności międzynarodowej o wieloletniej, chrześcijańskiej przeszłości tej krainy. Celem była oczywiście legitymizacja zdobyczy terytorialnej. Skutkiem tej działalności była między innymi kampania odbudowy zabytków chrześcijańskich, czyli Monastyrów. Dostaliśmy namiary na kilka z nich od Arama i postanowiliśmy zwiedzić je następnego dnia. Lecz na razie trwała impreza...:-)
https://lh3.googleusercontent.com/07...g=w388-h689-no
https://lh3.googleusercontent.com/Nq...S=w388-h689-no
Położyliśmy się spać coś około godziny trzeciej nad ranem mając nadzieję, że imprezy obok nas również skończą się niedługo. Niestety nie doceniliśmy wytrwałości miejscowych ludzi i pojemności ich akumulatorów. Wrzaski i ryk diskopolo trwały do białego rana...Wojtek zaprawił się samogonem i spał jak dziecko, niestety ja jako niepijący męczyłem się do rana. Rano na szczęście była nagroda...
 Po kąpieli w Gejzerze, śniadaniu z Chłopakami i spakowaniu gratów ruszyliśmy w dalszą drogę szlakiem ormiańskich Monastyrów. Ruch na drodze był minimalny, asfalt dobry, więc nasze osiołki żwawo pokonywały piękne winkle







Pyrkaliśmy sobie w ten sposób cały dzień, od czasu do czasu tankując paliwo lub brzuszki w zależności od potrzeb.To była jazda w motocyklowym raju- spokój, piękna pogoda, przyjaźni ludzie, cudowne widoki. Wspomnę tu jeszcze o jednym zjawisku bardzo dla nas miłym: przez cały nasz pobyt w Górnym Karabachu czuliśmy się bardzo bezpiecznie zarówno na drodze jak i wśród ludzi. Wydaje mi się, że ciągłe zagrożenie konfliktem powoduje szacunek dla życia i zdrowia innych oraz daje umiejętność czerpania radości nawet z małych rzeczy. Spotykani przez nas ludzie byli uśmiechnięci i pomocni mimo niełatwych warunków życia. A może piękno Ich kraju skutkowało takim zachowaniem...?? Nie wiem, Dla nas jednak było to super przeżycie i długo pamiętane doświadczenie.

Po cudownym dniu jazdy rozbiliśmy się na biwak w hotelu miliongwiazdkowym...

https://lh3.googleusercontent.com/Kn...=w1230-h689-no
To był piekny dzień...

trolik1 22.04.2020 08:09

Dzień piętnasty: wyjazd z Górnego Karabachu i zwiedzanie Khondzoresk

Tej nocy spało nam się bardzo dobrze...
https://lh3.googleusercontent.com/4p...=w1225-h689-no
https://lh3.googleusercontent.com/qV...=w1225-h689-no
Celem tego dnia był wyjazd z Górnego Karabachu i wizyta w skalnej wiosce Khondzoresk. Jak już jednak pisałem wcześniej, celem była dla nas sama droga i nie przejmowaliśmy się za bardzo tym, czy dojedziemy w określone miejsce czy też nie. Już na samym wjeździe zdaliśmy sobie sprawę z faktu, że zbyt pobieżnie potraktowaliśmy przygotowania do wizyty w GK. Czułem się tam bardzo dobrze i chciałem spędzić jeszcze kilka dni, ale napięty plan wyprawy gonił nas dalej. Dzięki temu jest jednak powód do kolejnej wizyty w tej pięknej krainie...

Po przebudzeniu na ściernisku i wysuszeniu namiotów ruszyliśmy sobie spokojnie dalej.
Teraz będzie mała dygresja socjologiczno - gastrologiczna: w trakcie wypraw dużą rolę przywiązujemy do tego co, jak i gdzie jemy. Na szczęście mamy z Wojtusiem podobne gusta w tym zakresie i chciałbym je przedstawić na przykładzie jednego z obiadków. Po kilku godzinach cudownego pyrkania postanowiliśmy zatrzymać się na tankowanie brzuszków i znaleźliśmy w tym celu wielce obiecujące miejsce:
https://lh3.googleusercontent.com/e2...A=w919-h689-no
Tę jakże prestiżową restaurację prowadziła Rodzina składająca się z Mamy, Taty i Córki. Ci bardzo fajni, mili i uśmiechnięci Ludzie zaproponowali nam na początek supersmaczne soczki wyciskane, a w tym zajęci byli przygotowaniem nam jedzonka.
https://lh3.googleusercontent.com/8T...A=w919-h689-no
Po kilku minutach nasz stół wyglądał tak:
https://lh3.googleusercontent.com/DB...=w1225-h689-no
Jedzonko było super prześwietne, a miła rozmowa z Gospodarzami dodała tylko smaku naszej uczcie.

Po obiadku ruszyliśmy w stronę granicy. Droga wyjazdowa była cudowna, a widoki po prostu nie pozwalały nam jechać.


Po jakimś czasie wspięliśmy się na przełęcz oddzielającą Górny Karabach od Armenii, a widok po prostu wyrwał nas z butów

Po dwóch dniach nasz pobyt w tej cudownej krainie dobiegł końca. Jestem przekonany, że można tam spędzić co najmniej dwa tygodnie pięknej jazdy przeplatanej fajnym ofem, zwiedzaniem, dobrym jedzonkiem i rozmowami z ludźmi. Mam nadzieję, że będzie mi dane odwiedzić to piękne miejsce raz.

Po zjeździe z przełęczy skierowaliśmy się do armeńskiego odpowiednika Vardzi, czyli skalnej wioski Khondzoresk.

Khondzoresk położony jest na ścianie głębokiego wąwozu, na którego dnie płynie wartka rzeka. Zaparkowaliśmy motocykle po drugiej stronie wąwozu i udaliśmy się przez most do wioski.
https://lh3.googleusercontent.com/si...A=w919-h689-no
https://lh3.googleusercontent.com/uW...w=w919-h689-no
https://lh3.googleusercontent.com/6M...=w1226-h690-no
W czasie dronowania na moście dron mi zwariował z powodu dużej ilości metalu i o mało nie spadł do wąwozu. Na szczęście udało mi się go złapać, ale śmigła zostały uszkodzone i musiałem drałować pół godziny po stromej ścianie do motocykla po nowe śmigła. Kilka filmów zostało zrobionych, ale byłem wykończony tym bieganiem - może dlatego nie potrafiłem cieszyć się pobytem w wiosce, choć było naprawdę wspaniałe...Może Wojtek coś byś napisał..???

Z Khondzoresk skierowaliśmy się do miasta Goris szukając po drodze noclegu. Niestety okolica była sucha i nocleg znaleźliśmy kilkanaście kilometrów za Goris w małej dolince w pobliżu jakiejś wioski. Dzięki strumykowi mogliśmy się umyć po dwóch dniach jazdy...:-)
https://lh3.googleusercontent.com/Hh...=w1230-h689-no
https://lh3.googleusercontent.com/fs...=w1226-h690-no
https://lh3.googleusercontent.com/di...=w1226-h690-no
Wieczorem przyszli do nas miejscowi i poczęstowali granatami i winem. Fajnie się z nimi gadało, ale byliśmy naprawdę zmęczeni i po rozłożeniu namiotów i jedzeniu poszliśmy spać. Rano z kolei mieliśmy takich gości...:-)
https://lh3.googleusercontent.com/tJ...=w1230-h689-no

Rychu72 22.04.2020 08:32

Całonocne discopolo przy gejzerach to chyba standard. Pamiętam, że ani na minutę nie zasnęłem, a rano jeszcze łupali. :vis::vis::vis:

dziadekmaciek 22.04.2020 10:51

My daliśmy radę wykąpać się w najgorętszym, ale za radą miejscowych wchodziliśmy do źródełek stopniowo, od "najzimniejszego" i później kolejne stopnie. Na noc niestety tam nie zostaliśmy, ale "seta" z miejscowymi na masce Uaza obowiązkowa ;)
Pięknie się czyta, szczególnie mając jeszcze w pamięci te obrazy.

trolik1 24.04.2020 10:47

Dzień szesnasty - cudowny Noravank.

Po obudzeniu i przywitaniu z konikami zebraliśmy się powoli do dalszej jazdy. Droga wiodła nas pustynnymi płaskowyżami, które oddzielone były od zielonych dolin pięknymi serpentynami. Natychmiast prawie po wjeździe do Armenii pogorszyło się też bezpieczeństwo jazdy - dwa razy miejscowi wariaci na drodze chcieli nas zabić tego dnia, więc trzeba było mieć oczy dookoła głowy...

Po drodze spotkaliśmy również pstrąga, którego sami wybraliśmy sobie z basenu znajdującego się przy górskim potoku...:-)
https://lh3.googleusercontent.com/r7...=w1225-h689-no
Droga prowadziła nas do miejsca o nazwie Noravank. Wiedzieliśmy, że jest tam jakiś monastyr, że trzeba będzie telepać się kilkanaście kilometrów jakąś doliną żeby się tam dostać...Do tej pory monastyry były fajne, drogi do nich też niczego sobie. Trudno, co robić - zaliczymy jeszcze jeden monastyr tego pięknego dnia...

Ach Ignorancjo ty moja kochana!! To co zobaczyliśmy po wjechaniu do doliny było po prostu z innej planety. W czasie tej wyprawy byliśmy już kilka razy wyrwani z butów - tym razem w butach zostały nawet skarpetki...




https://lh3.googleusercontent.com/Mv...=w1230-h689-no
W Noravank nie daliśmy się odstraszyć turystom - stawka była zbyt wysoka:-). Przez cały pobyt w dolinie miałem poczucie nierzeczywistości związane z faktem, że miejsce to było tak inne od wszystkiego co znałem. Podczas wyprawy wiele rzeczy było dla mnie nowych i wydawałoby się, że trudno będzie mnie już zaskoczyć. Dolinie Noravank i Monastyrowi udała się sztuka. Mogę dodać tylko jedno - kto nie był niech żałuje!

Po kilku godzinach i nasyceniu się pięknem tego miejsca ruszyliśmy w dalszą drogę do jeziora Sewan.

Przejeżdżaliśmy już brzegiem tego wielkiego jeziora udając się do Górnego Karabachu - teraz droga ponownie prowadziła nas wzdłuż jego brzegów z powrotem do Gruzji. Na razie jednak trzeba było znaleźć nocleg w jakimś fajnym miejscu, co nie było wcale takie proste ze względu na bałagan panujący tam wszechobecnie. Po dłuższych poszukiwaniach udało się na szczęście znaleźć fajną miejscówkę osłoniętą od wiatru.

Po rozłożeniu gratów i zrobieniu kawy naszą uwagę przykuło zjawisko zstępowania chmur po drugiej stronie jeziora. Widziałem coś takiego wiele razy w górach, ale nigdy w takiej skali. Powiem szczerze, że byliśmy trochę przestraszeni tym widokiem...
https://lh3.googleusercontent.com/aP...=w1226-h690-no
https://lh3.googleusercontent.com/BR...=w1226-h690-no
https://lh3.googleusercontent.com/NH...=w1226-h690-no
Na szczęście jednak wszystko uspokoiło się wieczorkiem i mogliśmy zapaść w zasłużony sen:-)
https://lh3.googleusercontent.com/9l...=w1226-h690-no
To był piękny dzień

trolik1 26.04.2020 11:06

Dzień siedemnasty i osiemnasty: jedziemy do Gruzji!

Po wietrznej i chłodnej nocy nad jeziorem Sewan obudziło nas piękne słoneczko, a temperatura szybko wzrosła do ok. 20 stopni. Poranna kawka i śniadanko z pięknym widokiem zmotywowały nas do dalszej drogi, więc ruszyliśmy w stronę granicy Armeńsko – Gruzińskiej ciesząc się fajnymi serpentynami i małym ruchem na całkiem dobrym asfalcie.


Na granicy nastąpiło katharsis – gruzińscy celnicy tak jak obiecali oczyścili nas z 200 lari za brak strachowki na poprzednim wjeździe….do tego doszła oczywiście opłata za strachowkę na obecny wjazd…Witamy w Gruzji…J Cała operacja zajęła nam chyba z godzinę, bo była kolejka do kasy bankowej, ale koniec końców daliśmy radę i śmignęliśmy w kierunku monastyru Udabno. Od samej granicy zaczęły nas gonić chmury burzowe – jedna z nich była szczególnie natrętna i kilka razy zahaczyła nas deszczem. Ze względu więc na to chmurzysko i na zbliżający się wieczór zalogowaliśmy się w znalezionym na chybcika hotelu, który okazał się całkiem fajną miejscówką w cenie 20 złotych polskichJ. Rankiem po śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę przejeżdżając na początku przez przedmieścia Tbilisi – dzielnica ta nazywała się Rustavi i przypominała Nową Hutę w Krakowie – smog ścielący się po ziemi, mnóstwo kominów, torów kolejowych i innych tego typu udogodnień cywilizacyjnych… Na szczęście udało nam się szybko opuścić tę jakże ponętną krainę i zaczęło się to, co misiaczki lubią najbardziej…


Po dojeździe do monastyru Udabno spotkaliśmy trzy dziewczyny z Polski, które zdały nam relację z wizyty w tym zabytku. Relację można podsumować tak: nuda! J. Wojtek niedowiarek pofatygował się jednak 50 metrów wyżej i 300 metrów dalej do monastyru płacąc za to nawet jakieś monety. Ja jako przyszywany Poznaniak szukałem w tym czasie miejscówek do dronowania, bo widoki były przepyszne… i to prawie dosłowne przepyszne, bo te skały wyglądem przypominały mi smaczny, ociekający tłuszczykiem bekon…

https://lh3.googleusercontent.com/g2...=w1225-h689-no
Po sesji zdjęciowo - dronowej w Udabno ruszyliśmy w drogę do Omalo.
- przygoda pierwsza: pozbycie się 50 lari za wyprzedzanie na linii ciągłej. Tomek
- przygoda druga: pozbycie się (przez wymianę J)przedniej opony targanej na bagażniku przez 10 tys. kilometrów. Wojtek
- przygoda trzecia: wymieszanie gruzińskich snikersów z winogronami i wynikła z tego wojna gazowa. Tomek i Wojtek.
https://lh3.googleusercontent.com/Bx...=w1225-h689-no
- przygoda czwarta: CUDOWNA DROGA DO OMALO.







- przygoda piąta: najlepsze żarcie w moim życiu. Tutaj trochę się rozpiszę, bo to dygresja kulinarna ma być. W poprzednim wcieleniu miałem fuchę polegającą w dużej mierze na jedzeniu i w związku z tym z niejednego stołu zawijałem różne smakołyki. Stoły te bywały naprawdę wykwintne i umieszczone w różnych krajach – miałem więc również przegląd kuchni z całego prawie świata. Piszę te słowa, bo żadna z wyżej wymienionych wyżerek nie umywa się do tego, co spotkało nas w drodze do Omalo. Ze względu na zapadający wieczór rozbiliśmy się na biwak w małej dolinie tuż przy drodze. Tak się złożyło, że kilka minut po nas do doliny tej zawitali pasterze goniący stado owiec do miasta. Po przywitaniu zaprosili nas oni na kolację, więc po zgarnięciu gruzińskich snikersów (tylko to mieliśmy) udaliśmy się do ogniska, nad którym skwierczały już szaszłyki ze świeżo zadźganego baranka. Uczta to jedyne słowo przychodzące mi na myśl godne użycia w tej sytuacji. Takiego baranka, takiego chlebka i takiego miodu nie jadłem nigdy w życiu. Na samą myśl o tych smakołykach łezka kręci mi się w oku. To było najlepsze jedzonko w moim życiu. Oczywiście smaku barankowi dodawały rozmowy z pasterzami, którzy mówili dobrze po rosyjsku. Spędziliśmy przy ognisku na jedzeniu i rozmowach chyba z dwie godziny – dwie wspaniałe godziny, warte były telepania się z Polski na motocyklach. Na poniższym zdjęciu obok Wojtka widać Bacę, z którym było trzech Juhasów.
https://lh3.googleusercontent.com/UI...=w1225-h689-no
Po powrocie do namiotu byłem tak objedzony, że nie było mowy o śnie – dzięki temu spędziłem pół nocy gapiąc się w rozgwieżdżone, niezakłócone cywilizacyjnym smogiem, piękne niebo. A rano…było tak:
https://lh3.googleusercontent.com/JF...=w1230-h689-no
https://lh3.googleusercontent.com/h3...=w1280-h419-no

trolik1 29.04.2020 08:07

Dzień dziewiętnasty: Niemieccy Gieesiarze.

Po przebudzeniu w dolince i po śniadanku poszliśmy się pożegnać. Stado z Pasterzami już ruszyło - został tylko Baca, któremu jeszcze raz podziękowaliśmy za gościnę. Droga do Omalo zajęła nam około godziny. Sama wioska jest położona na takim śmiesznym pagórku znajdującym się pośrodku wielkiej doliny - żeby wjechać do wioski trzeba więc najpierw wjechać do doliny, a następnie wspiąć się kilkadziesiąt metrów w pionie na wspomniany pagórek. Dla nas oznaczało to fajne serpentyny w kopnym piachu

Z tej dziwnej topografii wioski zdaliśmy sobie sprawę dopiero wieczorem, Kiedy rozłożyliśmy się na biwak. Po wjeździe do Omalo ukazały nam się widoki tego typu...
https://lh3.googleusercontent.com/Ga...=w1226-h690-no
Trudno było jechać dalej widząc takie cuda. Rozłożyliśmy się więc na pierwszej napotkanej polance i cieszyliśmy pięknem tego miejsca popijając kawkę.

Po kawce ruszyliśmy dalej w kierunku twierdzy królującej nad wioską. Sama wioska nie zrobiła na nas większego wrażenia, ale nie była też jakoś szczególnie brzydka.


Po sesji dronowo-zdjęciowej w twierdzy ruszyłem samotnie do Dartlo, a Wojtek został w Omalo ze względu na niewielką ilość paliwa pozostałą w brzuszku Efci. Droga do Dartlo zajęła mi może pół godziny, a na miejscu znalazłem wioskę klejącą się pięknymi budynkami do stromej ściany doliny. Poniższy film nie jest może najlepszy technicznie, ale widać na nim praktycznie całą dolinę Dartlo

Po obiadku w przyjemnej knajpce ruszyłem w drogę powrotną do Omalo

Po powrocie do Omalo odnalazłem Wojtka i ruszyliśmy na poszukiwanie miejsca na nocleg. Po kilku minutach znaleźliśmy jedynie słuszne miejsce - małą łączkę położoną na krawędzi ponadstumetrowej przepaści...:-)

W trakcie rozbijania biwaku usłyszeliśmy warczenie Afry - okazało się, że to Siergiej z Rosji również szukał noclegu
https://lh3.googleusercontent.com/3O...=w1225-h689-no
Po kolejnych kilku minutach znów usłyszeliśmy warczenie - tym razem był to piękny dźwięk starych bokserów. Przybyli Niemieccy Gieesiarze!!
https://lh3.googleusercontent.com/RA...=w1225-h689-no
Nie byli to jednak Niemieccy Gieesiarze, do których jesteśmy przyzwyczajeni - nie byli ubrani od stóp do głów w stroje beemwe, nie mieli tony gratów z turatecha, nie byli 70-cio letnimi dziadkami i babciami!!!:-). Zamiast tego byli młodymi, uprzejmymi i uśmiechniętymi chłopakami ujeżdżającymi piękne stare boksery, marznącymi w swych cienkich dżinsach i lekkich skórzanych kurteczkach, przeznaczającymi skromne zasoby pieniężne jedynie na paliwo i alkohol. Cała moja hierarchia wartości rozpadła się w pył!!!:-) Dobrze, że nie jestem gieesiarzem, bo mógłbym nie podnieść się po takim ciosie...:-). Po powitaniach i oglądaniach maszyn zapłonęło ognisko, znalazło się jakieś jedzenie i alkohol. Chłopaki byli naprawdę porządni - jeden z nich dbał o to, żeby obozowisko pozostało czyste, inny przygotował ognisko i okopał je, pozostali targali żarcie, czaczę i piwo ze wsi. Po imprezie poszliśmy spać około północy, a rano po przebudzeniu zastaliśmy takie widoki:
https://lh3.googleusercontent.com/FC...=w1230-h689-no
https://lh3.googleusercontent.com/Ei...=w1226-h690-no
https://lh3.googleusercontent.com/mB...=w1226-h690-no

magicl 29.04.2020 14:19

Ech, jak ja wam zazdraszczam :Thumbs_Up:


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:34.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.