![]() |
Niedźwiedzie, szerszenie i muchy, czyli MOTO POŁUDNIE 2023
1 Załącznik(ów)
Do domu wróciłem 3 dni temu, ale moja głowa wciąż tam jest. Pogoda była piękna, choć czasem padało. Piękne krajobrazy, kręte drogi, unikanie miast. Poczucie piękna przyrody i wrażenie olbrzymiej przestrzeni dookoła, stworzonej tylko dla mnie towarzyszyło mi prawie na każdym biwaku. I poczucie zarówno swojej małości, i wyjątkowości zarazem.
Jechałem sam, ale tym bardziej cieszyłem się z każdej przypadkowej rozmowy i spotkania. Doświadczyłem także radości z bycia w drodze i ze wspaniałej pracy motocykla. Przejechałem 8828 km w dobrym zdrowiu, ale niespełna 100 km przed domem nagle zakończyłbym nie tylko wycieczkę, ale pewnie i życie. W dalszej części będzie już mniej gadania, a więcej pokazywania:) I jeszcze tylko podziękowania dla Was, Forumowiczów! Zaglądam tu regularnie i korzystam z Waszej wiedzy i doświadczeń. Podczas i tej wycieczki byłem w miejscach, o których dowiedziałem się od Was. Serdecznie dziękuję! Załącznik 125349 |
:Thumbs_Up: :)
|
EEtam gadanie jest akuratne.:)
Patrząc po mapce fajnie sobie podróż zaplanowałeś 8500 tys w opcji solo to już jest konkretny przelot. Można się wkręcić. Pisz i coś tam od czasu wklejaj. Bedzie czytane. |
I pięknie :)
Dawaj opis i foty :) |
Pięknie. Napisz coś więcej.
Przyznam ze po moim ostatnim wyjeździe na południe na 4300km ostatnie 100km również było tymi najtrudniejszymi. |
2 Załącznik(ów)
Już pierwszego dnia odwiedziłem miejsce polecane przez WojtkaBBI w wątku o muralach. Deskal jest na prywatnej posesji, mogłem wejść dzięki uprzejmości starszej pani, która okazała się być córką jegomościa na Junaku. Został namalowany już po śmierci Jej ojca, ze zdjęcia wykonanego w 1976 roku. Sympatyczna, 87-letnia Pani dała się namówić do zapozowania przed deskalem, ale jako, że powiedziałem, że to tylko na mój "pamiątkowy" użytek, to musi tak być.
Załącznik 125350 Dzień zakończyłem na Węgrzech, tuż po przekroczeniu granicy słowackiej, które przywitały mnie zapachem kwitnących robinii. Namiot rozbity na topolowej plantacji, jak się wydaje prowadzonej jako "agroforestry":) Pomiędzy kulisami topoli wzrasta sobie kukurydza, na razie kilkucentymetrowa. Jest już prawie ciemno, a mi wciąż nie chce się wchodzić do namiotu i spać. Rześko i przyjemnie, lekki wiaterek. Załącznik 125351 |
11 Załącznik(ów)
Węgry zawsze wydawały mi się nudne. Płaskie. Styl jazdy Madziarów też mnie strasznie irytuje. Dlatego z zachowaniem możliwych standardów i przepisów drogowych, jednocześnie najszybciej jak się da, przejeżdżam przez nie i już jestem w Rumunii. A na przejściu granicznym ROM – HU wielkie było moje zdziwienie, bo sprawdzali dokumenty… Celnikowi zaś nie spodobało się, że ominąłem kolejkę stojących samochodów i podjechałem wprost do okienka.
Załącznik 125355 Ach, ta zielona Rumunia! Wzniesienia 14% na wąskich asfaltowych dróżkach są dobrym wprowadzeniem do przypomnienia sobie jazdy „górskiej”. Padający deszcz nie dodawał pewności, ale po mniej więcej 2 godzinach jazdy zaczynam sobie przypominać co i jak należy robić. Załącznik 125356 Załącznik 125360 Załącznik 125361 Załącznik 125362 Bezalkoholowe piwko Ursus i puszka z białą fasolą, a na deser wafle. Nie mogłem trafić lepiej, czuję się jak w domu:) Załącznik 125357 W międzyczasie mija epokowa chwila, którą przegapiam o 1 kilometr... Załącznik 125358 Przejazd przez Rumuńskie wioski na Bukowinie, charakterystyczne bramy wejściowe. Ograniczenie prędkości do 30 km/h ciągnące się przez 7 kilometrów wsi… rozkłada mnie na łopatki. Bezpańskie psy. Odświętnie ubrane baby z chustami na głowach, dzisiaj niedziela. Zdążyłem zatrzymać się na chwilę pod kościołem (ortodox), a tu już wylatuje mały cygan na żebry. Załącznik 125359 Dzień zakończyłem w jednej z 3 okolicznych polskich wiosek, Pleszy. W Domu Polskim za 15 ebaksów. Wieczorne miłe rozmowy ze starszymi i młodszymi paniami😉. To już 7-me pokolenie Polaków mieszkających w Rumunii, w domu mówiących normalnie po polsku. O 21.00 przez otwarte okno docierają do mnie dźwięki Apelu Jasnogórskiego z wieży pobliskiego kościoła. Polskość chwyta mnie tu za serce. |
Zazdroszczę tych Polskich wiosek, na moje pewnie z 7 razy w Rumunii jakoś tam nie dojechałem...
Czyta się :Thumbs_Up: |
8 Załącznik(ów)
Droga dnia następnego nachyliła się w moim kierunku w 20%. Wspaniała jazda serpentynami! Piękna wąska droga, wijąca się po warstwicach zalesionym zboczem gór. Na co drugim lub trzecim zakręcie postawiono okrągłe lustro drogowe, by ułatwić kierowcom jazdę. Były też ograniczenia prędkości do 30 km/h i informacje o kontrolach prędkości. Tutaj takie znaki wcale mnie nie irytują, a w pewnym momencie spotykam jadących z przeciwka panów policjantów.
Załącznik 125381 Załącznik 125380 Droga prowadzi mnie wprost na Gurę Haitii😊, gdzie na zapyziałym przystanku spędzam miłe chwile posilając się i relaksując... Załącznik 125382 ... I dalej wprost do opuszczonej kopalni siarki (Munţii Călimani). Mimo krążących w internecie wieści o „opłacie przy drugim szlabanie”, nie trafiłem ani na szlaban, ani na żadnego inkasenta. Załącznik 125383 Ale przestrzeń! Widok pode mną rozciąga się pewnie na kilka tysięcy ha! Załącznik 125384 Załącznik 125385 Wracając z kopalni tą samą wyboistą, betonowo-dziurawo-szutrową 15-kilometrową drogą uświadomiłem sobie potrzebę posiadania motocykla. Otóż innym środkiem transportu bym tutaj nie dotarł. Owszem, samochodem można, ale jedź przez pół świata samochodem (albo chociaż te 15 km po samych dziurach…), co to za przyjemność? Motocykl to narzędzie, a celem są ładne widoki, piękne trasy, dalekie wycieczki. Na miejsce dzisiejszego biwaku wybrałem to, polecone niedawno przez Kristocha, któremu muszę przyznać rację – jest „całkiem spoko”! Widok za milion dolców! Jakbym miał tutaj swoją prywatną Szwajcarię😊. Kolacja z białym winem, oliwkami, kiełbasą i chlebem oraz towarzystwo 2 swobodnie pasących się rumaków. Wokół cisza, od czasu do czasu podkreślana jedynie przez świerszcze. I głosy pilarek spalinowych z bardzo daleka, tak przyjemne dla mojego ucha! Wspaniała, zielona Rumunia! Przeciągam wejście do namiotu, ciesząc się chwilą. Księżyc na niebie w I kwadrze. Jestem wdzięczny, że mogę tu być. Załącznik 125386 Załącznik 125388 |
Pogoda chyba spisała się na medal, piękna jest ta Rumunia!
|
O tak, Rumunia piękna jest!
A pogoda rzeczywiście była bardzo dobra, choć deszcz padał po trochu niemal codziennie. Zazwyczaj intensywnie i krótko:) |
Czyta się :):lukacz:
|
Dawaj dalej, na RO faktycznie pięknie..
|
9 Załącznik(ów)
Fajnie, że jest czytane! Dzięki!
--- --- --- --- --- Noc była spokojna, ale dość rześka, a ranek… no cóż, piękny😊 Załącznik 125399 Ruszyłem. I już 30 metrów od miejsca biwakowania w niewielkim błotku, mimo zachowania szczególnej ostrożności, mhm… obróciło mnie jak bączka. Brak urazów, połowa sukcesu. Ściągnięta sprężyna z bocznej nóżki i wygięta dźwignia zmiany biegów. Tylko tyle😊 Załącznik 125400 W drodze do wąwozu Bicaz wyprzedziły mnie 2 motocykle z Polski. Gnali, jakby ich sam diabeł gonił. Załącznik 125401 Później ciągnę drogą DN12 na południe Rumunii w kierunku Miercurea-Ciuc dobre 50 km, w towarzystwie lokalnego motocykla jadącego przede mną. Lubię jazdę za zdecydowanym autochtonem, można się wtedy zorientować, co jest dozwolone i akceptowalne przez kierowców samochodów, a co nie uchodzi. Motocykl ten to jakaś szybka yamaha, po kilkunastu kilometrach jazdy przez wioski, miasteczka i bezludzia w końcu zauważam damską kibić i niewielki kucyk wystający spod kasku. Jeszcze milej robi się wtedy człowiekowi pod kaskiem😊 Następny punkt programu to leśne jacuzzi, czyli Izvoarele Tămăduitoare. Jadąc tu miałem w głowie, że dotrę do źródeł termalnych, a zastałem sytuację całkiem odwrotną. Ale bulgotanie było! Ledwo zanurzyłem się po szyję, ledwo…, brrr! Chłód tej siarkowej atrakcji przyjemnie mną wzdrygnął😊. A moim dinkdongiem – już mniej przyjemnie, bo odczuł on moc kwasu siarkowego… Załącznik 125402 Nie mogę zrozumieć tych wystających ponad poziom asfaltu betonów... Ani to ładne, ani bezpieczne... Załącznik 125403 Dalsza droga na południe kraju Załącznik 125404 Załącznik 125405 Załącznik 125406 Na wieczornym biwaku też raczej rześko, uszy mi zmarzły podczas konsumpcji kolacyjki. Docierają dźwięki pobliskiej wioski, krzyki bab, dzwonki krów, szczek psa. Chyba nawet jakaś impreza (choć to dzisiaj wtorek), bo drą się wniebogłosy, szczęśliwi. Załącznik 125407 |
Super. Czyta się i miło powspominać. Dawaj dalej. :Thumbs_Up:
|
Najlepsza według mnie pora na Rumunie to początek czerwca. Trawa taka soczysta i zielona. Doceniam opisy takich wyjazdów bez majnstrimowego pitolenia pod publikę. Podoba mi się,ze wrzuciłeś mapę-szlak i w odcinkach się czyta:D
|
Miło czytać i oglądać :bow:
|
Redagowanie "komiksowe" jest rewelacyjne, stosunek treści do zdjęć sprawia że wyobraźnia zostaje dobrze zaspokojona przez obraz. Tak trzymaj Kolego :Thumbs_Up:
|
Ło Panie, mega trip.
|
18 Załącznik(ów)
Dzięki za motywację do dalszego pisania! Może razem dojedziemy do końca!!!
--- --- --- --- --- Rankiem ruszam dalej na południe. Mijam wioski, gdzie czasem na poboczach wystają betonowe konstrukcje (także i wczoraj), czasem zamiast chodników są niczym nie osłonięte kanały przybierające różną formę i wielkość. Brzydota i niebezpieczeństwo, ale może tylko w moich oczach... Załącznik 125419 Załącznik 125420 Załącznik 125421 Lekko przed południem przyjeżdżam do wulkanów błotnych w Berce. Na parkingu spotykam grupę motocyklistów szykujących się do wyjazdu. Nasz kontakt ogranicza się do skinięcia głową. Załącznik 125422 Byłem już tu kiedyś, ale wstępuję kolejny raz. Bilet tani, a krajobraz niecodzienny. Załącznik 125423 Załącznik 125424 Załącznik 125425 Załącznik 125426 Wychodząc zagaduję panią z okienka o możliwość nabrania wody i zostaję skierowany do pań pracujących w kuchni jakiegoś hoteliku. Miłe panie biorą ode mnie worek i napełniają go wodą (specjalnie prosiłem o lekko ciepłą:)). Kitram się na tyłach budynku najwyraźniej od dłuższego czasu wyłączonego z użytkowania (taśmy, żeby nie wchodzić) i na jednej z belek więźby dachowej podczepiam prysznic. Jest to jego pierwsze użycie, został zakupiony po ostatnim wyjeździe i muszę przyznać, że (uwaga, będzie modne słówko) to prawdziwy "game changer"!!! Wspaniała kąpiel!!! Pojemność 10 litrów wystarczyłaby na 3 kolejne prysznice, więc robię jeszcze przepierkę. Załącznik 125427 Z Buzau jadę kilkadziesiąt kilometrów dwupasmową drogą krajową DN1B przez Ploiesti i dalej do Sinaia. Istne rodeo⌠Nikt nie zważa na ograniczenia prędkości ani do 50, ani do 70, ani nawet do 30 km/h. Wszyscy za.....alają po 110! Całkiem inny świat niż przed chwilą na drogach lokalnych. Jeden dziadek przez 8 km jechał na światła awaryjnych, raz wolniej, raz szybciej, a to wyprzedzając innych uczestników ruchu, a to jadąc za kimś niespiesznie. Jeden podniósł mi ciśnienie skręcając w lewo bez kierunkowskazu. Sam lubię pewną dynamikę jazdy i święty nie jestem, ale tutaj widziałem głównie chaos na drodze. Na koniec korki, a ja przecież nie po to mam motocykl, by w nich stać:haha2:. Co rusz zaś napotykam na brak zrozumienia kierowców i kultury zrobienia miejsca. Ci jadący z przeciwka walą po oczach długimi, przecież naruszam ich zasady. Zmaltretował mnie ten odcinek. W międzyczasie robię przerwę regeneracyjną. Spożywając przyglądam się napisowi na budynku. Przy jedzeniu takie słowa..? Ale "gugiel" wyjaśnia, że słowo to po rumuńsku oznacza "po" Załącznik 125428 Załącznik 125429 Na szczęście zbliżając się do gór robi się przyjemniej, spada temperatura również powietrza i trzeba pozamykać wywietrzniki w kurtce. Przejeżdżam przez środek Parku Narodowego Bucegi. I znowu ta przestrzeń. Załącznik 125430 Załącznik 125431 Załącznik 125432 Załącznik 125433 Załącznik 125434 Dzisiaj biwak w lesie. Posilam się maliną kupioną w markecie Penny, czyli wędzonym kurczakiem. O jakie słodkie to winko! Sotnari. Ale bardzo dobre! Załącznik 125435 Załącznik 125436 |
12 Załącznik(ów)
Rozpoczyna się 6. dzień wycieczki. Plan na dzisiaj to przejechać znaną wszystkim, drogą DN7C, zwaną Transfogarską. Wjeżdżam na nią od strony południowej.
Załącznik 125461 Załącznik 125462 Załącznik 125463 Są serpentyny, choć widoków na razie brak, bo droga wiję się w lesie. W okolicach jeziora Vidraru wyjeżdżam z lewej agrafki i widzę, że ok. 50 metrów przede mną, na środku mojego pasa ruchu stoi jakiś samochód na awaryjnych. Stoi, zamiast jechać. Zbliżam się do niego i dopiero po chwili zauważam przyczynę jego postoju…, i zatrzymuję się za nim jak wryty. Szybciutko gaszę silnik i zdejmuję z uchwytu komórkę, służącą za nawigację. Strzelam 3 fotki. Przez okno kierowcy granatowego transita zaczynają wypadać kawałki kanapek, a niedźwiadki zaczynają zbliżać się do ciągłej linii środka jezdni. I znowu jarzę z pewnym opóźnieniem, co najmniej jak diesel na mrozie, że takie zachowanie ani nie jest właściwe, ani bezpieczne. Za sobą słyszę pojedynczy klakson, obracam się i widzę, że takich gapiów jak ja jest już kilku w kolejce za mną, a ten jeden trzeźwiej myślący użył klaksonu. Jego dźwięk zachęca mnie do ruszenia, choć mam przecież miejsce w I rzędzie tego teatru😊. I wtedy popełniam równie głupi ruch. Niewiele myśląc (jak widać myślenie nie jest moją najmocniejszą stroną), powoli z lewej strony mijam stojącego przede mną transita, czyli tak jak podczas zwykłego manewru wyprzedzania. I w tym krytycznym momencie znajduję się na drodze między niedźwiedziami a ich jedzeniem… Co uzmysławiam sobie…, właśnie – z pewnym opóźnieniem😊 Jak już jestem 30 metrów od ich pazurów i kłów. Załącznik 125464 Moje pierwsze w życiu spotkanie z niedźwiedziami, i to z tak bliska! Śmiem twierdzić, że w krytycznym momencie były ode mnie w odległości nie większej niż 1,5-2 metra. Ale długo nad tym nie rozmyślam, ponieważ na którymś z kolejnych ostrych zakrętów znowu „czai się” niedźwiedź! Tym razem wyrośnięte bydle znajduje się na jakiś metr za krawędzią asfaltu. Ale jaja! Już się nie zatrzymuję na fotę😊. Tych niedźwiedzi jest w tej Rumunii jak psów. Bezpańskich. Po kolejnych 40 minutach jadący z przeciwka samochód miga do mnie długimi, ostrzegając mnie, że… za kolejnym zakrętem znowu niedźwiedź. Ubaw po pachy, jak w zoo😊 Załącznik 125465 Załącznik 125466 Nie udało się przejechać całej Transfogarskiej. W okolicach szczytu Vanatarea lui Buteanu (2507 m npm), czyli ok. 20 km przed końcem, zalega śnieg… Spotykam tam dwóch motocyklistów z Francji, również wykonujących odwrót taktyczny. Załącznik 125467 Załącznik 125468 Załącznik 125469 Na biwaku szum potoku, śpiew ptaków, cykanie świerszczy a może i cykad? Różowe wino, ser i chleb. Na deser batonik czekoladowy „Autentic ROM”, o niepowtarzalnym smaku likieru, a może rozpuszczalnika, niewątpliwie innym niż „koncernowe” słodycze. Jestem w dolinie, a wokół mnie zalesione górki. Komarów brak. To jest prawdziwy odpoczynek. Rozłożenie biwaku nieco wcześniej, kąpiel w potoku, rozmyślanie nad przeżytym dniem i pięknem tutejszego krajobrazu. Spokój. Delikatny wiaterek, jak muśnięcia welonu panny młodej. I te zapachy bystrza potoku, kamieni, ziemi, wilgoci, może i tabaki nawet😊. Rewelacyjne miejsce😊. Nic mi więcej nie potrzeba. Po pewnym czasie tak się już tu zadomowiłem, że postanawiam wybrać się na niewielki spacerek do lasu. Załącznik 125470 Załącznik 125471 Załącznik 125472 |
Niedźwiadkowa historia uzmysławia, że na takich biwakach też mogą zawitać pod namiot, pytanie co wtedy, miałeś jakieś narzędzie do odstraszenia? Pewnie nie myślałeś o tym? Znajomi byli w Rumuni to akurat jeden z nich pijany ścigał niedźwiedzia żeby mu kask założyć, Polacy to stan umysłu :-)
|
Masz rację. Oczywiście, że myślałem, ale... pozytywnie:) A także robiłem co mogłem, żeby nocą nie przyszły w odwiedziny, resztki jedzenia na noc zawinięte w folie i wiszące na drzewie sporo od namiotu, śmieci też zawinięte i wiszące. BTW, oczywiście wyjeżdżając rankiem z biwaku wszystko zabrane ze sobą i jedynym śladem mojej bytności pozostaje zgnieciona trawa pod namiotem. Żadnych śladów.
Czy miałem narzędzia do odstraszania? Nie..., choć gaz miałem, lecz nie ten wielki na niedźwiedzie. Już Bear Grylls uczył, że jak spotkasz na swej drodze niedźwiedzia i już nie ma szansy na zejście mu z drogi, to weź nad głowę swój plecak, bo im większy mu się wydajesz, tym on ma mniejszą ochotę cię popieścić. |
10 Załącznik(ów)
Dzisiaj przejazd Transalpiną (DN67C). Co prawda jest jeszcze oficjalnie zamknięta (do 20.06.2023), ale z przeciwka co rusz spotykam wracających z drugiej strony motocyklistów. Cała jest przejezdna, ja przejeżdżam ja startuję z krańca północnego i zmierzam ku południu.
Załącznik 125493 Załącznik 125494 Załącznik 125495 Załącznik 125496 Załącznik 125497 Gdy byłem na wysokości wioski Ranca (wyciągi narciarskie, kilka hoteli, knajpa) dojechałem do jadącego przede mną białego bmw. Obaj pyrkaliśmy jakieś 45 km/h, ja ze 100 metrów za nim. Ponieważ padało nie zamierzałem jechać szybciej. W pewnym momencie, przy jednym z hoteli białe bmw bez kierunkowskazu zjeżdża na prawe pobocze. Podczas gdy go właśnie mijam, bmw nie zatrzymując się na tym poboczu, płynnie zaczyna robić nawrotkę, wcale nie patrząc do tyłu i w lewo. Cisną mi się na usta wyrazy, bo na nic się zdaje moje trąbienie, już nie mam czasu i miejsca odbić w lewo! Ostatecznie, zjawiony kierowca białego bmw gwałtownie wciska hamulec w podłogę i przejeżdżam może 50, może 80 centymetrów przed maską jego automobilu! Na marketowym parkingu zauważam samochód z charakterystyczną nalepką (czarny wykrzyknik na żółtym tle). Już wcześniej widziałem takich kilka, jedną na tablicy rejestracyjnej motocykla (przyklejona tak, że zakrywała jedynie ze 20% tablicy). Zagaduję młodego właściciela pojazdu i dowiaduję się, że niedawno zrobił prawo jazdy, a taką wlepkę można kupić na stacji benzynowej. Niestety, na każdej kolejnej takowych brak, a miałem ochotę zakupić ich kilka. Załącznik 125498 Izvorul La Gropan, atrakcja w postaci ciepłych (tym razem) źródeł ulokowanych pod mostem. Lekko ciepłych de facto… Bezpłatnie. Do filarów mostu przymocowane wieszaki na ubrania. Na ścianie wisi zegar wskazujący poprawną godzinę. Klapeczki, szlafroczki, kultura. Ciche rozmowy. Atmosfera dość miła, zostałem zaproszony do środeczka, mimo, że wydawało mi się, że nie ma już miejsca. Po mnie weszły jeszcze 4 słusznej postury osoby. Na koniec najbardziej rozmowna pani pyta czy jestem z Polski? Tak, a skąd wiecie? A, po prostu widzimy. Załącznik 125499 Załącznik 125500 Załącznik 125501 Dzień kończę w towarzystwie szerszeni, co niestety wychodzi na jaw już po rozłożeniu namiotu. Obserwuję miejsce wylotu (spod zielonej plandeki kryjącej deski) i wygląda na to, że na raz wylatuje 1 (słownie: jeden) szerszeń. Może w ogóle jest samotnikiem? Spowalniam swoje ruchy podczas niezbędnych czynności i staram się nie robić żadnych szelestów. Ze spożyciem wiktuałów przenoszę się na drugą stronę polanki. W konsekwencji wieczór, noc i poranek udajemy, że siebie nie zauważamy i jest ok. Załącznik 125502 |
Spoko relacja 👍
Cytat:
https://uploads.tapatalk-cdn.com/202...3c310511c2.jpg |
10 Załącznik(ów)
Cytat:
---- ---- ---- ---- ---- O 4 rano zostaję brutalnie obudzony przez… koncert jakiegoś ptaka! Solista umiejscowił się pewnie tuż nad moją głową😊 Rano jadę wzdłuż Dunaju, zawsze chciałem zobaczyć jego słynne fale😊 Załącznik 125526 Droga prowadzi mnie północną Bułgarią na wschód, a od miasta Pleven dalej na południe kraju. Załącznik 125529 Deszcz popaduje tym razem mało intensywnie, ale dłużej. Staję na popas pod daszkiem, a po południu zaś gdy niebo się rozpogadza postanawiam zażyć kąpieli pod prysznicem. Po drugiej strony szosy, naprzeciwko zadaszonego stołu, z kranu ze ściany leci woda. Załącznik 125527 Załącznik 125528 Droga nr 35 robi się coraz bardziej atrakcyjna. Przejeżdżam przez Przełęcz Beklemoto (Trojanski prochod), którą ktoś w opiniach wujka g. opisał jako „malowniczą z ostrymi zakrętami przez gęste lasy bukowe, z miejscami niesamowitymi widokami, głównie od strony południowej”. Ja jadę od północnej i też nie narzekam. Załącznik 125530 Na przełęczy znajduje się 35-metrowej wysokości Łuk Wolności, który „został poświęcony pamięci <rosyjskich i sowieckich> wyzwolicieli”. Mniejsza o historię. Ta gigantyczna kamienna budowla umieszczona w tej scenerii robi na mnie duże wrażenie! Widoki i przestrzeń wspaniałe! Załącznik 125531 Załącznik 125532 Załącznik 125533 Załącznik 125534 Dzień kończę na biwaku zadekowany pomiędzy grabami. Ni to las, ni to łąka. Załącznik 125535 Usypiając słyszę, że zaczyna padać deszczyk. W nocy budzi mnie huk ulewy siekącej w namiot. Gdy przestaje zaś padać, do mych uszu docierają niepokojące (czym spowodowane?) dźwięki, jakby ktoś w odstępach 10-12 sekund rzucał kamykiem w pustą plastikową butelkę… Już całkowicie rozbudzony zaczynam podejrzewać, że jakiś cierpiący na bezsenność lokels w coś się ze mną bawi… Jestem bliski wyjścia z namiotu, ale ostatecznie dosypiam do rana😊 |
11 Załącznik(ów)
Budzę się jeszcze przed budzikiem i postanawiam skoczyć do stolicy Bułgarii, to tylko 2 godziny stąd po niemal pustej drodze E871.
Załącznik 125567 Załącznik 125568 Załącznik 125569 Załącznik 125570 Siedzę w maku, zapycham buły z frytkami i korzystam z wifi. Skoro jestem już w stolicy, to może znajdę jakąś „atrakcję” do obejrzenia. Wybór pada na muzeum dzwonów w jakimś parku. Jadę tam, zostawiam motocykl na parkingu i człapię przez ten park, a coraz większy żar leje się z nieba. Idąc widzę, że gugiel zrobił mi psotę, mogłem dojechać (prawie) na miejsce z drugiej strony. Odkrycie to ostatecznie zniechęca mnie do tych dzwonków, robię w tył zwrot. Z Sofii gnam 3-pasmową (rzadko jest 2-pasmowa) autostradą w kierunku Plowdiv i dalej już lokalnymi drogami na południe. Załącznik 125571 Załącznik 125572 Załącznik 125573 Załącznik 125574 Jestem w Rodopach, nieopodal znajduje się zaznaczony na mojej mapie Belintash, z notatką „Amazing place! It is possible to drive almost to the top you will need to walk the last 600 meters only”. Miejsce, w którym jestem nie robi na mnie równie wielkiego wrażenia, może przez te 600 metrów, które sobie daruję. Za to dalsza droga (861) w kierunku Pamporovo, z licznymi zawijasami jest bardzo przyjemna, mimo licznych samochodów i żadnych widoków (prowadzi przez las). Po drodze jedno z licznych tankowań, ale pierwsze (i ostanie zarazem) na stacji w żółto-niebieskich barwach i nazwie „Perfect” (albo „Perfekt”). To był jedyny przypadek, kiedy nie dało się zapłacić kartą revolut. I jedyny w mym niedługim życiu, kiedy po tym fakcie z lady zostały mi zabrane kluczyki do motocykla przez obsługującą ten przybytek matronę imieniem Wio.leta… Kręta wąska droga prowadzi wąwozem rzeki Bujnowskiej. Podobno Bujnowo to najdłuższy kanion w Bułgarii i „jedna z najciekawszych w tym kraju tras turystycznych”. Nie zostałem „oszołomiony” przez jej piękno, ale końcowy odcinek rzeczywiście ciekawy. Załącznik 125575 Załącznik 125576 Jest już przed godziną 19.00 i od dobrych 30 minut rozglądam się za miejscem na biwak. Wydaje mi się, że jestem na końcu świata i że bez trudu powinienem coś znaleźć, ale wciąż po obu stronach drogi tylko pionowe skały (w końcu to wąwóz), gdy niespodziewanie dojeżdżam do wioski Yagodina. Nie poddaję się w poszukiwaniu noclegu w naturze, przejeżdżam wioskę jedną, na chybił trafił wybraną drogą. Po obu stronach zabudowania, ludzie spędzają wieczór na ławkach, bawiące się dzieci, asfalt się zwęża, prę do przodu i dojeżdżam do jego końca. Dalej już tylko brama wjazdowa do ostatniego gospodarstwa… Wstyd mi, że pyrkaczem robię zamieszanie. Ostatecznie ląduje w wioskowym (ale wielkim, 3 piętrowym) hotelu, pełnym emerytowanych Anglików. Załącznik 125577 |
12 Załącznik(ów)
75 km na zachód Bułgarii jadę fajną, krętą drogą przez góry. Ładnie tu i zielono.
Załącznik 125583 Załącznik 125584 Załącznik 125585 Załącznik 125586 Okolica bogata w kamień, co rusz widzę ludzi parających się rozbijaniem młotkiem większych głazów na kawałki oraz stosy płaskich kamieni ułożonych równiutko na paletach. Załącznik 125587 Gdy tak medytuję nad ciężką pracą tych ludzi, mijają mnie 3 wozy konne, a każdy z nich „po brzegi” wypełniony ludźmi. W ostatnim z nich dostrzegam serdecznie machającą do mnie rękę chłopaczka, na oko 6-7-letniego. Odwzajemniam ten miły gest i postanawiam dać mu czarną naszywkę naszego Forum. Trzymałem ją specjalnie na podobną okazję od początku wyjazdu😊. Wyjmuję ją z kieszeni i umieszczam w prawej dłoni, po czym ruszam powoli z pobocza drogi i zrównuję swoją prędkość z ostatnim wozem, chwilę jadę tuż koło niego. Wozy jadą przy samej prawej krawędzi drogi, na drodze ruchu pojazdów brak (safety first). W pierwszej chwili nikt z tego ostatniego wozu mnie nie zauważa, są oddani własnym rozmowom, jadę tak z 10-15 sekund i nic, robię więc wrrruuum i też nic… No więc lekko trąbię i wtedy oczy kilku pasażerów zauważają mnie. Wskazuję palcem chłopaka, ktoś go klepie i gdy mamy już kontakt wzrokowy podaję mu drobiazg. Mam nadzieję, że naszywka sprawiła mu radość. Załącznik 125591 Załącznik 125592 Niemal w samym centrum Macedonii zlokalizowany jest Monastyr Treskaviec, podobno jedno z najładniejszych sanktuariów w kraju. Aczkolwiek w ruinie raczej… Załącznik 125593 Załącznik 125594 Natomiast prowadząca do niego droga i okolica są pierwszej klasy. Załącznik 125595 Nabieram w baniak prysznicowy wody i zjeżdżam z monastyru 5 km, by rozbić namiot koło kamiennych bloków. Biwak jest widoczny z wąskiej drogi prowadzącej do monastyru, co jakiś widzę na niej biegaczy i samochody. Załącznik 125598 Przychodzi mi do głowy, że jestem takim „podróżnikiem-naturystą”, najchętniej na biwaku poruszającym się na golasa. Dzisiaj jednak ze względu tych, co lubią biegać zakrywam spodenkami swoje zakamarki, by ich nie wystraszyć😊 Załącznik 125599 |
Czyta się:Thumbs_Up:
|
16 Załącznik(ów)
W drodze na północ Macedonii mijam cmentarz. Zatrzymuję się, bo wydaje mi się, że „fronty” nagrobków, czyli strony wraz z danymi zmarłej osoby i jej zdjęciem są odwrotnie niż u nas.
Załącznik 125618 Na autostradzie spoko, brak niepokojących napisów o opłatach, ale przed stolicą kraju kasują na bramkach jakieś drobne za przejazd. Zajeżdżam na Stary Bazar w Skopje. W samo jego serce, zgodnie ze wskazówkami nawigacji. Trochę mi nieswojo, bo uliczki bardzo wąskie, atmosfera jakby na Krupówkach, ale szybko ustawiam się koło 2 zaparkowanych wcześniej skuterów i gaszę silnik. Zaraz jednak podchodzi do mnie tubylec i pokazuje mi palcem (…), że nielzja. Dobra, cofam te 200 metrów na parking wskazanego hotelu. Rzeczywiście, niepotrzebnie wcześniej się tam pchałem. Zostawiam motocykl i zbędny szpej pod okiem młodego parkingowego w cieniu betonowego zadaszenia. Komfort, bo żar leje się z nieba. Chodzę trochę, głównie za czapkami muzułmańskimi. Zagaduję jednego przechodnia, wskazując na jego nakrycie głowy, a ten momentalnie kieruje mnie do właściwego człowieka. Nabywam u niego tradycyjnego białego albańskiego muchomorka i jeszcze w innym miejscu bawełniane czapeczki w kilku kolorach. Załącznik 125619 Załącznik 125620 Wielka hala spożywcza. Owoce, warzywa, przyprawy, sery, fajny klimat. W części „przemysłowej” widzę całe góry klapek, ubrań, zasilaczy różnego rodzaju, części rowerowych, płyt CD z muzyką (wspomnień czar przeniósł mnie na chwilę na Stadion X-lecia), ale szybko mijam te cuda. Zjadam smacznego kebsa w knajpie Luksor i w innym miejscu wypijam też dobrą kawkę, by jeszcze trochę poczuć klimat tego miejsca. Podobno Stary Bazar w Skopje to „największy bazar na Bałkanach, ustępujący tylko temu w Stambule. Położony na wschodnim brzegu rzeki Vardar stanowi centrum handlu, co najmniej od XII wieku”. Załącznik 125621 Załącznik 125622 Załącznik 125623 Załącznik 125624 Załącznik 125625 Załącznik 125626 Załącznik 125627 Załącznik 125628 Ukontentowany posiłkiem płacę za parking i po niecałej godzinie docieram do Kanionu Matka. Parkuję motocykl na samym końcu przy restauracji (znowu w cieniu:)), czyli najbliżej wejścia do kanionu. I znowu jakiś lokalny szeryf sprzedający watę czy dmuchany ryż palcem poucza mnie, że nie wolno. Dziwne, że samochodom wolno. Ignoruję go, bo czekający na klientów taksiarze kiwają do mnie z aprobatą głowami. Przebieram się za normalnego turystę, a buty, kurtkę i kask dzięki uprzejmości pracowników restauracji zostawiam gdzie trzeba, tym razem nie pilnowane, ale wiem, że będzie ok. Załącznik 125629 Wbrew temu, co napisały Bezdroża („widoki są tak fantastyczne, że trudno znaleźć porównanie”), jest to po prostu fajny kanion, nic specjalnego szczerze pisząc. Ale szarpnąłem się na rejsik łódką mieszczącą na pokładzie ze 20 osób i była to miła rozrywka i ochłoda. 20 minut płynięcia, 20 minut na zwiedzanie oświetlonej jaskini i powrót. Mnie „zwiedzanie” zajęło jakieś 7 minut (z dojściem i powrotem na brzeg), bo wolałem pozostały czas wykorzystać na kąpiel, przy braku pozostałych uczestników wycieczki. Wskoczyłem do rzeki i… niemal zarżałem z zimna😊. Po chwili doszedłem do siebie, popływałem chwilę i wdrapałem się z powrotem na łajbę. I słyszę pytanie, czy jestem z Polski? Padło ono po polsku z drugiej łajby od „kapitana” imieniem Orhan. W ciągu 20 lat wożenia turystów łódką, w tym wielu Polaków, doskonale nauczył się polskiego. Pogadaliśmy jedynie ze 2-3 minuty, bo stojąc na burcie mojej łupiny, nagle znowu zapragnąłem ochłody😊. Na koniec daję sympatycznemu Orhanowi prezent z Polski, a niech ma! Długopis z napisem „Polska”. Załącznik 125630 Załącznik 125631 Załącznik 125632 Przez kraik Kosovo przejeżdżam z południa na północ w 2 godziny 40 minut. Biwak w Montenegro, na zarośniętej łące pomiędzy wioską, a rzeką. To był bardzo przyjemny dzień! Głównie chyba dzięki swojej odmienności od poprzednich😊 Załącznik 125633 |
Extra sie czyta.
Czekam na ciag dalszy. |
15 Załącznik(ów)
Na drogach Montenegro dużo policji. Patrol za patrolem, niemal siedzą sobie na głowach. Ale zawsze gdy ich mijam już obrabiają jakiegoś klienta. Odpowiada mi styl jazdy tutejszych kierowców, Macedończyków zresztą też. No i ostrzegają się przed żandarmami😊.
Nawiasem pisząc, zakupy w tutejszych sklepach również przyprawiają o nutkę nostalgii. Pani bez pytania ładuje produkty w plastikowe reklamówki, nie przejmując się „ratowaniem planety”, tylko wygodą klientów. Załącznik 125644 Nocowałem w okolicach tego mostku i rankiem strzelam pamiątkową fotkę, po czym ruszam w stronę Durmitoru. Dziś chłodno, a jeszcze wczoraj jechałem przez rozgrzaną Macedonię. Ale jest słonecznie i pięknie. Kręta droga jest niemal pusta, właśnie minąłem znak drogowy, zwracający uwagę w języku Szekspira, aby przez najbliższe 34 kilometry jechać ostrożnie. Wyprzedzam austriackiego kampera i niespiesznie sobie pyrkam. Kilka zakrętów dalej na dłużej zatrzymuję wzrok na tablicach rejestracyjnych dwóch samochodów, zaparkowanych na niewielkim parkingu prawego pobocza. Może miałem jakieś przeczucie, że to rodacy i chwilę pogadamy, nie wiem. Jadąc wciąż patrzę na te tablice rejestracyjne i nagle dociera do mnie, że za chwilę właduję się na barierę… Wyhamowałem, uff… Kierownik się zamyślił..! Pozostał jedynie wstyd i zdziwienie obserwujących mnie trójki ludzi z parkingu. Weź się w garść, stary! Bo miłą wycieczkę na własne życzenie zmienisz w kłopoty, upominam sam siebie! Załącznik 125647 Załącznik 125646 Cieszący się popularnością most na rzece Tara (Đurđevića Tara Bridge). Czy aby nie tutaj kręcono jedną ze scen „Tylko dla orłów”? Załącznik 125648 Trzeba przyznać, że Durmitor też zapiera dech w piersiach! Choć to moja druga wizyta tutaj, jestem pod wrażeniem. Ogromna przestrzeń! Do Žabljaka dojeżdżam żółtą drogą P5, a potem odbijam na wąską asfaltową drogę prowadzącą koło szczytu Veliki Ljeljenak (1768 m npm). Załącznik 125649 Załącznik 125650 Załącznik 125651 Załącznik 125652 Znaki pokazują, że są to „Panoramic Roads” i można to brać dosłownie! Wspaniała, kameralna (bo wąska na jeden samochód osobowy) droga z tysiącem zakrętów, co pewien czas drogę dzielę z ludźmi w kamperach, motocyklistami, rowerzystami, widać wielu o niej wie. Ale nie ma tłoku, czasem przez długie minuty nie spotykam nikogo. Załącznik 125653 Niby mimochodem „Panoramic Road” prowadzi mnie przez most nad Tarą i zaraz za nim przez przejście graniczne z Bośnią i Hercegowiną. Załącznik 125654 Załącznik 125655 A dalej już korzystając z drogi E762 (miejscami to chyba autostrada) jadę na północ w stronę Sarajewa i do kolejnego punktu programu – Bunkru Tito pod miejscowością Konjic, a dokładniej Polje Bjela. Ładne miasteczko. Załącznik 125656 Wcześniej zaczerpnięte informacje potwierdzają się, bilety do kupienia jedynie przez internet lub „biuro podróży”. Znajduję takowe i dogaduję szczegóły na jutro. Wciąż trwa dość wczesne popołudnie, robię zakupy, ale jestem rozczarowany, bo nie w każdym sklepie (czy markecie) mają piwo. Panie w jednym sklepie informują mnie, że piwo nie jest wskazane do picia, jak każdy alkohol. No cóż, co kraj to obyczaj. Udaje mi się jednak zakup puszki piwa😊 Z wystającego za Polje Bjela kranu ze ściany, nabieram wody w worek prysznicowy i szukam noclegu. Nie chcę zbytnio się oddalać od tego miejsca ze względu na jutrzejsze plany „bunkrowe”. Udaje mi się znaleźć miejsce ze 2-3 kilometry dalej, w zasadzie w samej wiosce Džajići. Z asfaltu skręcam w prawo i pod górkę i po 150 metrach zatrzymuję się jakby przed czyjąś nieużywaną ostatnio drewutnią, czy tymczasowym placem budowy. W dole biegnie asfalt, po drugiej jego stronie domy. Słyszę dobiegające głosy ludzi, są naprawdę blisko. Ale postanawiam tu zostać, choć przyznaję, że jest to trochę dziwna sytuacja noclegowa. Zachowując się kulturalnie i cicho powinno być jednak okej… Załącznik 125657 Załącznik 125658 Zwlekam z rozłożeniem namiotu aż się ściemni, w tym czasie popijam chłodne piwko, siedzę na rozwalającej się nagrzanej słońcem ławeczce i kontempluję pracę pasterza na zboczu góry po drugiej stronie asfaltu i rzeki. Jest tak daleko ode mnie, że nie widzę jego oczu, ani twarzy. Widzę ręce, nogi i tułów. Może ze 300 metrów, może więcej? Podpiera się kijem, na ramieniu trzyma tobołek i też patrzy na mnie. Pomachałem mu, ale zero odzewu. Jego biało-czarny pies właśnie się położył przy jego nogach. To lepsze niż telewizor😊. Pasterz co jakiś czas zatacza kółka o promieniu 20 metrów, ale owiec wcale nie pogania. Czuję przyjemne zmęczenie tym dniem, szacuję, że dobre 100 km przejechałem w zakrętach. Ostatnie promyki słońca liżą zalesione wierzchołki gór, piękne światełko! W końcu pasterz wraz z 30-stką owiec schodzi na dół, a ja zadomowiony w tym miejscu rozkładam namiot i wieszam prysznic pod daszkiem drewutni. Dociera do mnie intensywny i bardzo przyjemny zapach przypraw prowansalskich. To niewielka płożąca się macierzanka tak pachnie. Załącznik 125659 Gdy kończę mycie, w dole słyszę 2 autokary z francuskimi dzieciakami, parkujące przed domem na placu, po drugiej stronie asfaltu… O w mordę, przypadkiem mogą spojrzeć w górę i zobaczyć białą d..ę podróżnika-naturysty. Kucam, kryguję się i wyczekuję dogodnego momentu na wskoczenie do namiotu. Co więcej, małe żabojady będą za chwilę spożywać posiłek w domu z przeszklonym poddaszem, skąd mają namiot i motocykl jak na patelni. Trudno. Gdy już zapada noc, obok namiotu na jakimś fragmencie blachy ląduje kamień rzucony przez wracające dzieciaki, które informują mnie w ten sposób, że o mnie wiedzą. Nikt mnie jednak nie odwiedza i szybko zasypiam snem sprawiedliwego😊 |
Bazo wadnie napisane :) czyta się :)
Chłopca przy przejściu dla pieszych w Bułgarii znam z widzenia. Niestety na południe tego kraju nie miałem okazji dotrzeć. |
1 Załącznik(ów)
Chłopiec ma do pary dziewczynkę po drugiej stronie przejścia:)
Załącznik 125663 |
Jak Romeo i Julia bez osi Z :) :) :)
|
13 Załącznik(ów)
Ranek zamierzałem rozpocząć wcześnie, tak aby mój biwak pozostał jedynie mglistym wspomnieniem wśród miejscowej ludności. A także tej przyjezdnej młodzieży:). Nie do końca mi to wyszło, gdyż po wyłączeniu alarmu, przysnąłem jeszcze na chwilę. W przeszklonym poddaszu już zaczęto przygotowania śniadania dla kolonistów.
W "biurze podróży" byłem 9.20 i miałem jeszcze sporo czasu na załatwienie formalności (1 minuta), a także kawkę i dostęp do wifi (30 planowanych minut). Zdążyłem się wygodnie rozsiąść i rozpocząć skrolowanie telefonu, gdy młody koleżka, u którego przed chwilą wydałem 10 euro na bilet spytał, czy nie pomógłbym mu w transporcie quada, tu niedaleko. Jasne! Wsiadł na jednego, ja na drugiego i tylko zdążyłem krzyknąć, żeby jechał wolno. Pojechaliśmy ze 2 km przez miasteczko i odstawiliśmy sprzęty na parking, gdzie już czekało 5 innych quadów i jego kumple. To była moja druga w życiu przejażdżka 4-kołowcem (pierwsza trwała nieco dłużej) i wrażenia mnie nie poraziły. Sztywne to, wielkie, głośne i powolne, nie pochyla się w zakręcie:) Kumple mnie odwieźli i wte pędy musiałem lecieć do bunkra. Punkt 10.00 jestem przed bramą wjazdową do bunkru ARK D-0, zbudowanego dla Josipa Broza Tito. Stoi już kilka osób i samochodów. Mili, szwedzcy emeryci zgadzają się na przechowanie w swoim kamperze na czas zwiedzania moich ciuchów motocyklowych. Przewodniczka z silnym bośniackim akcentem opowiada po angielsku wyuczone formułki, ciężko się jej słucha. Bunkier nigdy się nie przydał i nigdy Tito z niego nie skorzystał. Ponieważ jego âpancernośćâ wynosi mizerne 20 kiloton, to wojsko też go nie chce i udostępniono go turystom, tymczasowo. Tymczasowo, bo planowane jest jego zburzenie. Kiedy to usłyszałem, aż parsknąłem, bo kto chciałby się podjąć pozbycia się tych milionów metrów sześciennych betonu??? Załącznik 125668 Załącznik 125669 W korytarzach i pomieszczeniach bunkra w trakcie półtora godzinnego zwiedzania wiało nudą. W co drugim pomieszczeniu poupychano na siłę jakieś instalacje artystyczne, co jednak nie powoduje wzrostu zainteresowania. Wracam pamięcią do wizyty muzeum Bunker ART w Tiranie. Tamto zwiedza się z wypiekami na twarzy. Załącznik 125670 Załącznik 125671 Załącznik 125672 Wczesnym południem funduję sobie obiad w dużej, przydrożnej restauracji "Zdrava voda" w Jablanicy. Ociekający, aromatyczny tłuszcz z jagnięciny to istny miód na moje serce, tego trzeba mi było! Załącznik 125673 Droga R419 za Jablanicą prowadzi rozległą doliną z pięknymi widokami. Załącznik 125674 Załącznik 125675 Załącznik 125676 Dalej, za Tomislavgradem pojawia się szeroka panorama na jezioro Buśko. Załącznik 125677 Potem nie jest już tak romantycznie. Dwa razy się ubieram / rozbieram z kompletu przeciwdeszczowego. Przeczekuję oberwanie chmury w jakimś miasteczku. Najpierw pod wąskim daszkiem remizki strażackiej, a gdy po 20 minutach deszcz zelżał i ruszam, okazało się, że to nie koniec nawałnicy i zmuszony jestem na kolejny 20-minutowy postój na stacji paliw. Podczas jazdy w deszczu mam też wrażenie, że "razi mnie prąd", zwłaszcza podczas dotykania klamki sprzęgła. Czyżby jakieś przebicie od grzanych manetek..? Załącznik 125678 Dzień kończę w ładnej, zalesionej okolicy z łagodnymi zboczami na horyzoncie, ale trochę trwało nim znalazłem odpowiednie miejsce na biwak. Niby między sosenkami, ale nie w przyjemnym borze mieszanym, lecz w borze bagiennym, podłoże miejscami grząskawe. Załącznik 125679 Tylu much, ile tutaj lata nad motocyklem, to ja jeszcze nie widziałem. Jakby to było jakieś najsmaczniejsze gó..o:) Obsiadły stacyjkę, a po czasie, też i silnik. Grzeją swoją odwłoki. Załącznik 125680 |
6 Załącznik(ów)
Na granicy BiH / Chorwacja daję dokumenty, szybko odbieram je z powrotem, dziękuję i w długą! Ale słyszę, że dochodzą do mnie jakby krzyki…, więc zatrzymuję motocykl 30 metrów dalej i zdziwiony patrzę o co kaman, a pogranicznicy żwawo machają na mnie, żebym co prędzej wracał do kolejnego okienka! Ups, znowu wtopa… I to na oczach czekających w kolejce za mną czoperowców zza Odry. Wyprzedziłem ich jakieś 20 minut wcześniej w miasteczku Bihać tylko dlatego, że oni karnie stali w środku korka czekając na przejazd w ruchu wahadłowym, a ja… wiadomo😊. Teraz za to mają okazję do śmiechu z narwanego Polaczka😊. Podczas gdy ja nawracam przejeżdżając po krawężnikach, by mieć to jak najszybciej za sobą, pod ominięte okienko, pierwszy czoperowiec sympatycznie się do mnie śmieje, pokazując ręką kierunek i robiąc głośne wrruuum. Nie przestaje jednak być mi głupio.
Dzięki informacji zamieszczonej na naszym Forum przez Ponckiego (:bow:) zaraz za przejściem granicznym atrakcja w postaci Vojni aerodrom Željava. Motocyklistów tyle, co na zlocie, a ja czuję, że odzwyczaiłem się od towarzystwa takiej masy ludzi na raz. Załącznik 125683 Załącznik 125684 Załącznik 125685 Załącznik 125686 Załącznik 125687 Plan na dalszy ciąg wycieczki zakłada możliwie szybki przelot do Włoch. Po drodze na słoweńskiej stacji benzynowej za 1,99 euro korzystam z prysznica, akurat w trakcie niemałej zlewy. Z tymi prysznicami procedura podobna jak kiedyś w Austrii, żeby dostać kluczyk pod prysznic, zostawiam ID. Potem kanapka z kurczakiem i kawka. Wracając odświeżonym, spotykam parę sympatycznych Francuzów. Ją zastaję w pozie totalnego wyczerpania – stoi z tyłu motocykla z ramionami i głową opartymi o kufer, jakby spała. On wygląda na całkiem wypoczętego, sprawdza coś w nawigacji. Zagaduję ich uprzejmie o jej wyczerpującym wyglądzie, na co się uśmiecha mówiąc, że mieli ciężką ostatnią noc spędzoną na kempingu przy autostradowym parkingu. Hałas rozłożył ich na łopatki… Rozmawiamy jakiś kwadrans, on ma kuzyna pod Olsztynem, sporo podróżował. Jestem pod wrażeniem zwłaszcza jej wieku (mogę tylko przypuszczać ile ma na karku) i tego, że wciąż chce jej się tak spędzać czas! Strzelam im pamiątkową fotę i obdarowuję znaczkiem z symbolem naszej stolicy. Ona zaraz go przypina i mówi, że to będzie jej talizman😊 Załącznik 125688 Jadę dalej, ale pogoda niepewna i po 40 minutach znowu zanosi się na ulewę. Trafia się stacja benzynowa, parkuję koło 2 świecących nowością olbrzymich harlejów z polskimi blachami. Zatrzymując się kiwam na powitanie głową i mówię cześć gasząc silnik. Dwóch zblazowanych koleżków w średnim wieku siedzi opartych o ścianę, ich towarzyszka wyraźnie zniecierpliwiona stoi. Mija kilka minut podczas których wkładam przeciwdeszczówki. Podróżnicy rozmawiają ze sobą luźno, między nami nie dochodzi do wymiany czegokolwiek, odnoszę wrażenie, że spoufalanie z jakimś brudasem na śmiesznym pyrkaczu im nie przystoi. Ale może niesprawiedliwie oceniam. |
2 Załącznik(ów)
Większość dnia spędzam na Autostrada Adriatica, zatrzymując się jedynie na stacjach benzynowych. Sama jazda autostradą jest spokojna, większość kierowców jedzie przepisowo, nikt nie siedzi mi na ogonie, gdy wyprzedzam wolniej niż robią to inni.
Jak wszędzie przy autostradach, są całe kompleksy „wypoczynkowe”. Parkingi pełne samochodów, wewnątrz duży ruch i zamieszanie. Obsługa sieciowego „Autogrilla” zawsze bardzo sprawnie obsługuje podróżnych, lubię patrzeć na błyskawiczne ruchy ich rąk podczas przygotowywania kaw w wielkich jak lokomotywy ekspresach. Kawka w filiżance i chrupiący croissant do kompletu. Daje się zauważyć, że dla Włochów korzystanie z dobrodziejstw tych przybytków jest nie mniej ważne jak sama jazda autostradą i dotarcie do celu podróży. Celebrują tę podróż! I mnie udziela się ta kawowo towarzyska atmosfera. Słucham ich wesołego szczebiotu, chociaż rozumiem jedynie „Grazie” i „Alora”😊. Mimo tłoku wszyscy są wyluzowani. Wszędzie pełno psów, Włosi mają chyba fioła na ich punkcie, bo ze 25% populacji ma towarzystwo psa. Bardzo często widzę, że jedna rodzina ma po kilka mniejszych czworonogów albo dwa większe. Oczywiście wejście z psami do „Autogrilla” to normalna rzecz. Załącznik 125693 Popołudniem przyjeżdżam do San Giovanni Rotondo. Załącznik 125695 |
Super się czyta :) - dzięki za relację :)
|
Do Włoch promem? Jaka trasa?
Z ciekawości odwiedziłeś Padre Pio? Czytamy, |
Zadufanymi "harleyowcami" się nie przejmuj, żałosne są takie "spojrzenia z góry" bo niby kto określa co górą a co dołem? Na pewno nie flota w kieszeni. Ja nie wyobrażam sobie "nie zauważać" rodaka w takiej sytuacji i chociaż głupie część, skąd dokąd, zwykła ludzka uprzejmość. A może własnie nie zagadali z zazdrości, bo byłeś dla nich kimś kim chcieliby być? Pojechałeś sam jak pojedynczy nomad co ma wywalone na wszystko i wszystkich, a oni w grupie bo w grupie raźniej ;) zjebałeś im lans na stacji :haha2:
|
Takie czasy chyba.
Ludzie maja już tylko pieniądze - zero wychowania, kultury, ogłady, miłości bliźniego. Oczywiście - dzięki Wszechmocnemu, nie wszyscy są tacy. Na przykład są tacy co maja pieniędzy w sam raz ;) Na jadranskiej naprawiłem Deauville. Mandżur rozjebany na poboczu, narzędzia, moto rozebrane. Nikt się nie zatrzymał a minęło mnie pewnie ze 100 motocykli. Takie tempora takie moresy. Dawno nie było takiej ładnej relacji. Czytam z zadowoleniem. |
1 Załącznik(ów)
Cytat:
Załącznik 125712 Promem z motocyklem płynąłem 4 lata temu z albańskiego Durrës do włoskiego Bari za 85 euro. Rejs trwa całą noc, przypływa się rano. = = = Ronin78, Matjas - dziękuję za miłe słowa! Staram się nie przejmować takimi rzeczami, aczkolwiek odnotowuję je w pamięci. Dlatego, że to uczy pokory (w końcu za kogo ja się uważam, żeby "każdy" chciał do mnie zagadać), ale również i dlatego, żeby w chwilach zniechęcenia, marazmu - kogoś innego nie zasmucić swoim gburowatym spojrzeniem. Staram się, różnie z tym jednak jest. |
Im bardziej w czarnej jesteś, na zadupiu gdzie prości ludzie tym więcej empatii i chęci pomocy. Co do "harlejowców" wiem że to stereotyp. Ale jakoś tak było mi dane na Węgrzech spotkać rodaków na GS1200 z salonu tamtego czasu. Rodacy z Polski , a nawet bliżej bo z RLA (może to któryś z Was?). Na stacji tankowanie i 5 sztuk cycatych. Zagaduję i ustalam ze pojedziemy za nimi bo do PL cisną. Rider z gsa skinął do mnie, że ok po czym oznajmia grupie 150 przelot. Myślę, że jaja sobie robią. U mnie trampek śeśćsetny z długa szybą 2x Alu, centralny, namioty i 2 kierowników na pokładzie. To jedziemy. Nie ma się czym chyba chwalić.
Na prostej to i może 160 mieli, ale w zakrętach to jakiś tetryczny tryb się w tych bemkach włączał i tutaj miałem fory, bo jechaliśmy bocznymi krętymi drogami. Jak zatrzymałem się na jednych ze świateł to wentylatory były włączone. :eek: Ten najsłabszy piec na końcu tuż za kolumną. Znajomi na Caponordzie też się zdziwili. Generalnie w powietrzu wisiała jakaś taka niewypowiedziana pogarda, która spływała po mnie wraz z potem. Żeby dobrze zmieszać olej w Transalpie trzeba się trochę namachać klamkami. :D Mech&Ścioła Ta zawieszka z wina na parapecie to myślałem, że zdjęcie żony, kobity. A tu wąsacz jakiś....:D |
Cytat:
|
Fajnie, że w Żeljava ktoś to w końcu ogarnął, posprzątał tam i można nawet do hangarów na moto wjechać. Rozumiem, że miny już usunięte?
Ale biletów wstępu jeszcze nie sprzedają? ;) |
Cytat:
M&S Dawaj dalej;) |
Jak mysle o CHAREJOWCACH to zawsze przypomina mi się nasz Dredd. Ale on jest NASZ.
|
Cytat:
Mech elegancka relacja ale jak byś melona spotkał to się uśmiechaj choć łon ma zawsze minę srającego kota. :) |
Melon - takiego Cię zapamiętałem :)
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:19. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.