![]() |
Trochę dalej ale krótko - czyli Stella Alpina A.D. 2023
19 Załącznik(ów)
Trochę tu skrobnę dla potomnych. Może ktoś się zainspiruje na następne lata. Polecam czytać w domenie com.pl - zdjęcia powinny się wyświetlać prawidłowo.
Na początek trochę historii. 57th Stella Alpina Motociclistica Internazionale - tak w tym roku brzmiała nazwa zlotu. Generalnie to w 1966 niejaki Mario Artusio włoski pasjonat motocyklizmu, zapoczątkował spotkanie motocyklistów w drugi weekend lipca na przełęczy Sommellier w Piemonie. Pierwsze spotkanie odbyło się co prawda na Stelvio ale każde następne to już Piemont, baza na polanie Scarfiotti u podnóża miasta Bardonecchia oraz finał z wyjazdem na Colle del Sommeiller. Jedynie w 2020 ze wzgłedu na COVID zlot się nie odbył. W tym roku to też 7 Memoriał Mario Artusio. Legendy głoszą, że Mario spotkał się w połowie lat 60 ubiegłego wieku, z niejakim Harrym Louis'em, redaktorem naczelnym brytyjskiego The Motor Cycle. Spotkali się podobno w 1964 roku podczas jakieś wycieczki we włosko-francuskich Alpach, gdzie odkrywali wąskie szutrowe drogi. Następnego roku spotkali się w Piemoncie i mocno spierali się co do miejsca w Europie, gdzie można wyjechać motocyklem na legalu. Wtedy podobno zaczął kiełkowac pomysł na zlot . W 1966 roku pierwszy zlot miał właśnie miejsce na Stelvio Pass 2757 m.n.p.m ale każdy nastepny już na Colle del Sommeiller 3009 m.n.p.m. Jak widać Mario miał rację i może dlatego zlot jest już w tym miejscu. To właśnie Mario ( na motocyklu) - tu jeszcze w 1965 roku na zlocie Chamois w dolinie Isery we Francji, dyskutuje z jej organizatorem Jean'em Murit'em Załącznik 126182 A tu już pierwszy zlot Stella Alpina jeszcze z wyjazdem na Stelvio. Załącznik 126183 Wtedy właśnie podczas pierwszej Stelli, odbył się przejazd z Bormio na Stelvio - udział w nim wzięło około 200 motocyklistów, nawet z Australii i Nowej Zelandii. Później był już 1967 i wszystko przeniosło się do Bardonecchii i trwa do dziś. Bardonecchia to małe włoskie miasteczko na granicy z Francją. Najszybszy przejazd z niego do Modane we Francji to przejazd tunelem Frejus. Nazwa wzięła się od szczytu, pod jakim przechodzi. A co móze mieć wspólnego ze Stellą ? A no fakt, że Stella ma swój finał na Colle del Sommeiller, a Sommeiller, Germain Sommeiller był konstruktorem tegoż właśnie tunelu. Biedaczek nie dożył otwarcia tunelu ale dożył jego przebicia. Obok przełęczy jego imienia jest też szczyt jego imienia o wdzięcznej wysokości 3333 m.n.p.m. Pierwszy zlot w Bardonecchi i Mario Załącznik 126189 W 1967 roku w zlocie udział brała niewielka grupa zapalonych motocyklistów z Włoch, Francji Niemiec i Wielkiej Brytanii. Głównie na szosowych motocyklach klasycznych jak BSA, Triumph, Nortons, Royal Enfields, a nawet kilka Vincentów. Były też drogie BMW Earles Forks z tamtej epoki. Od tego czasu, formuła się nie zmienia. Wyjazd z Bardonecchi w kierunku przełęczy Sommeiler. Przez wioskę Rochemolles, koło tamy i dalej do płaskowyżu Scarfiotti. Tam od lat tez jest już nieformalne ale legalne obozowisko. Rano w niedzielę wyruszają stamtąd pielgrzymki na przełęcz. To właśnie miejsce biwaku - są tu przeróżne freak,i :-) 2165 m.n.p.m. Załącznik 126190 Dalej już tylko do góry na 3009 m.n.p.m. Dawniej bywało, że na górę się nie wjechało, ponieważ nie pozwalał na to śnieg. Tak było w 2018 roku kiedy byłem tam pierwszy raz w terminie zlotu. Wcześniej byłem tam dwa razy ale w sierpniu i przełęcz zdobywałem bez najmniejszego problemu. Od chyba 2019 roku organizator ( wielkie podziękowania dla kontynuatora idei Mario czyli dla Alberto Borello) stara się przekopać nieprzejezdne odcinki. W 2021 roku ja i Zylek mieliśmy taki przejazd Załącznik 126191 Na końcu wspinaczki od zawsze jest busik , gdzie można nabyć jedyną płatną rzecz na tym zlocie. Jedyną, bo cała idea jest totalnie bezpłatna. Ta rzecz to odznaka, no i może tam naklejka i bułka :-) Pierwsza odznaka wyglądała tak Załącznik 126192 A moja z 2021 roku tak Załącznik 126193 Od 1968 roku motocyklistów było już więcej, podobno za sprawą dostępności już japońskich motocykli. W 1969 roku nawet francuskie czasopismo Moto Revue zamieściło wzmianki ze zdjęciami, a to nie było podobno normalne w tamtych czasach. Pod koniec lat 60. zlot ten, które rozpoczął się zaledwie pięć lat wcześniej jako zwykłe spotkanie przyjaciół, zyskało reputację jednego z najważniejszych wydarzeń, w których warto uczestniczyć. W motocyklowym kalendarzu zlotów, Stella Alpina stała się „obowiązkiem” dla elitarnych międzynarodowych rajdowców i dla szczęśliwców, których stać było na dalekie podróże do innych krajów na dwóch lub trzech kołach. Stella Alpina uplasowała się obok Elefantentreffen (Niemcy), Dragon (Walia), Troll (Norwegia), Lions and Steel Horse (Belgia), Hondsrug (Holandia), Chamois i Millevaches (Francja), Madonnina dei Centauri i Pasubio (Włochy). Z historii dodam tylko, że drogę na Przełęcz Sommeiller wymyślił sobie strażnik z zapory Rochemolles -Edoardo 'Edo' Allemand, który uległ wypadkowi narciarskiemu. W czasie rekonwalescencji wymarzył sobie letni ośrodek narciarski na lodowcu. Dzisiaj po lodowcu już prawie nie ma śladu, zostało tylko jeziorko. Z pomocą wojska i sponsorów udało się zbudować drogę i ośrodek. Został on zniszczony przez lawinę w 1969 ale z pomocą wojska odbudowany. Lodowiec zaczął się cofać i tylko dwa wyciągi działały do zamknięcia w 1984 roku. W 2004 roku schronisko na przełęczy zostało rozebrane. Dzisiaj wybudowano coś co je przypomina ale jeszcze nie otwarto. Kilka fotek z dawnych lat: Załącznik 126179 Załącznik 126175 Załącznik 126176 Lawina zniszczyła schronisko Załącznik 126178 Wojsko pomogło odbudować Załącznik 126177 Schronisko w latach 80 Załącznik 126181 I coś na kształt schroniska w tym roku Załącznik 126180 Moja historia to sierpień 2012 na Transalpie Załącznik 126184 i Sierpień 2014 na Xt660Z - nie w trakcie zlotu Załącznik 126187 oraz 2018 już na zlocie z Mykiem , Novym, Helmutem Załącznik 126185 i 2021 z Zylkiem i Helmutem. Załącznik 126186 W tym roku Ropuch i Zylek - towarzystwo przednie. Załącznik 126188 Tyle z historii - przy okazji historię zaczerpnąłem z opracowań Jean-Francois Helias - mam nadzieję, że nie ma za złe. C.D.N. |
:lukacz:
Pierwsza klasa :bow: |
Super.
|
Elegancko.
|
Śledzę wątek bo jest na mojej liście do zrobienia.Czy w tym czasie w lipcu da się już wjechać na fort Jafferau czy lotera? Czekam na więcej.
|
Cytat:
PS2 Johny ty to nie tylko masz nawigację w głowie ale i potrafisz pisać:) |
To już 11 lat ,ale jak dziś pamietam jak Sławkowi przy zjeździe z fortu skończyły się hamulce w Afryce
|
3 Załącznik(ów)
Cytat:
Tak było na Stelli w 2021, ma podjeździe na Monte Jafferau, ciężko to przebrnąć. Załącznik 126222 A takie autostrady jak śniegu nie ma lub się go ominie. To ta kreseczka Załącznik 126223 Cytat:
Zjazd do Bardonecchi po stoku w 2014 Załącznik 126224 |
1 Załącznik(ów)
To co jedziemy dalej. Historia już była, moja historia to też już kilka wyjazdów, więc trzeba było powtórzyć. Na forum rzucam hasło polskiego campu, ponieważ w 2018 Myku zabrał polską flagę i tak sobie pomyślałem, ze fajnie byłoby zrobić obóz z większą ilością namiotów w naszych barwach. Niestety wielkiego zainteresowania nie ma ale trudno. Jest tam od groma Niemców, Brytoli, Holendrów itp., może jeszcze potrzeba z 10 lat i my na forum też będziemy takimi freak'ami i nas pojedzie więcej :-).
Najważniejszym czynnikiem decydującym o wyjedzie jest pogoda. Bez okna pogodowego wyjazd na kilka dni nie ma sensu. W 2018 roku wyjeżdżałem w czwartek, robiłem 1600 km na miejsce, siedziałem piątek, sobotę na miejscu i wracałem w niedzielę. Bez słonecznej pogody to bez sensu jak mysz w piz.... z tego kawału. Od 2021 zmieniłem formułę i wyjeżdżam w środę po południu około 16, dojeżdżam do Grazu i na czwartek zostaje bez stresu 800 parę. Na miejscu piątek i sobota, a w niedzielę powrót na dwa dni. W tym roku też był taki plan. Zgłosiło się dwóch śmiałków. Zylek to ma luzik, mieszka sobie kilka godzin od Bardonecchi, więc on to może na popołudnie tam wyskakiwać co tydzień :-) . No ale Ropuch - Ropuch to jest gość :-). Dość, że kupił ode mnie rower, to się jeszcze do mnie odzywa :-). Tak mnie męczył, od kiedy napisałem na forum, że trzeba jechać, aż wybłagał wyjazd :-). A na poważnie, to w środę o 9.30 zapadłą decyzja, że jednak jedziemy. Moje prognozy były przekonywujące, choć jak się okazało Ropuch do końca myślał, że odpuszczę. Teraz na bank by żałował :-) . Skoro decyzja zapadła to jedziemy. Ropuch wyjechał trochę wcześniej, ja około 15. Miałem go dogonić. Nie miałem kogo za bardzo gonić, bo Gorzyczkach chłopak tak zabawił na Orlenie , że prawie go miałem. Mnie z Krakowa do Gorzyczek złapała mała burza, większa trafiła się jakieś 50 km za Ostrawą. Tam już czekał Ropuch. Walnęło mocno. Poczekaliśmy około 30 min, ja się ubrałem w ciuszki co to zapewniły mi "suchotę" aż do Grazu. Przy okazji wyszło dlaczego Ropuch ma ksywę Ropuch - on po prostu lubi jak jest mokro :-) . Nie wiem czy zapomniał , czy z premedytacją, czy co , nie zabrał nic na spodnie przeciwdeszczowego. Nic wielkiego niby ale na koniec dnia ( 22.30), kiedy raczej udawało nam się omijać co większe ulewy ( po prostu kilka minut padało i później długo nic), na wjedzie do Grazu, tak nam doyebao, że w 10 minut chłopak miał wodę w butach. Katastrofa, pioruny latały kilka km od nas ale centrum prysznica była nad nami. Pieprzone 10 km od zjazdu z autostrady do centrum Grazu. Nawet pod hotelem nie padało. Na szczęście wzięliśmy hotel, przynajmniej spodnie wyschły. Buty nie miały szans. Plan zakładał piwko wieczorne w Grazu ale zlewa pokrzyżowała nam plany i postanowiliśmy zakończyć ten mokry dzień - piwko jutro w Piemoncie. Trasa na środę była jak poniżej, oczywiście w innych czasach dojazdu. Ja wyjechałem około 15, na miejscu byliśmy około 22.30 - trochę zajęło przeczekiwanie burzy ale nie było źle. Załącznik 126289 Od następnego dnia będzie już więcej zdjęć - no bo co tu fotografować na autostradzie :-) |
Poczekaj aż mu się klocki w dryndzie skończą, albo łańcuch wyciągnie. Te pochwały to za wcześnie :haha2: .
|
2 Załącznik(ów)
Cytat:
Załącznik 126302 Załącznik 126303 |
Ropuch - ja Cię nie poznaje! Tyle mięsa a Ty już wymieniasz? ;)
|
12 Załącznik(ów)
Czwartek, pobudka w Grazu, spodnie suche, buty mokre, jak to u żaby :-). Zbieramy się szybko i opuszczamy Graz. Pan był żeby zjeść śniadanie na starówce ale szybko go zmieniamy na inny. Śniadanie na OMV na autostradzie i lecimy dalej w kierunku Villach. Tam miało być tradycyjnie tankowanie bo poza autostradą nawet 40 centów różnicy ale po drodze Ropuch mi coś tam macha i pokazuje na bak. To ja mu pokazuję 5 palców, że 50 km i stacja. Okazało się, że on myślał, że 5 km. Za 10 km pokazuje mi znowu na bak, to ja mu 4 palce i się zorientował, że to dziesiątki :-). Na oparach lądujemy w Pörtschach am Wörther See i tankujemy wcześniej. Okazuje się przy okazji, że piękna miejscówka nad jeziorem Wörthersee, czuć "piniądz" ale też klasyczny austriacki ordnung. Villach już pomijamy, dalej tylko włoskie tunele, wiadukty, tunele, wiadukty itd. Za Udine na radarach i w realu znowu czarno. Ubieramy się w co mamy :-) i dalej jazda. Chmury okazały się groźniejsze na radarze niż w realu więc Ropuch spodnie miał suche. Po drodze tankowanie w Vincenzie i dalej monotonia. Autostrada w Austrii to w porównaniu z odcinkiem Venecja - Turyn, super hiper odcinek widokowy :-).
Nie ma co opisywać na tym kawałku włoskiej autostrady, poza upałem, włoskimi kierowcami unikających prawych pasów na trzypasmowej autostradzie nie ma nic ciekawego raczej wkurzającego :-) Jeszcze szybkie espresso i kanapeczka i Turyn się zbliża. Załącznik 126513 Pomiędzy Milanem i Turynem trafiamy w okno pogodowe i przejeżdżamy pomiędzy dwoma dużymi burzami i tyle było już deszczu na cały wyjazd. Poza jakimś deszczykiem w nocy i kilkoma kroplami w Ostrawie na powrocie. Mówiłem, jak jadę to nie pada :-))))). W okolicy Turynu Ropuch zauważa na bramkach pasy z wymalowanym motocyklem i twierdzi, że to pas dla moto , bramka jest krótsza i za darmo. No to jazda, bokiem i bez biletów. Moja teoria jest inna na ten temat. Mianowicie, kilka lat temu włoskie organizacje moto protestowały i żądały zniesienia opłat lup wprowadzenia połowy opłaty na autostradach. Nie wypaliło to ale wprowadzono zniżki dla posiadaczy ichniejszych "VIATOLI". Jeżeli posiadasz urządzenie to masz rabat. No i te pasy z wymalowanym moto są właśnie żółte ( jak pasy dla automatów), szlaban jest krótszy, dlatego że czujniki mogą nie wykryć motocykla i nie blokują się przejazdy, po prostu jedzie się obok szlabanu ale system wykrywa urządzenie i kasuje. Na niektórych pasach żółtych jest znak zakazu moto , dlatego że szlabany nie są krótkie. Ropuch twierdzi, ze historycznie tak jeździli i nic nie przyszło. Jak będzie teraz się okaże :-) Późnym popołudniem docieramy do Salbertrand. To wioska przed Bardonecchią. Ponieważ byłem już kilka razy na Stelli, spałem na "górze", to proponuję towarzystwu małą zmianę. Spanie na "górze" ma swoje uroki , trzeba tam być ale jest też upierdliwe. Jeżeli jesteś tam kilka nocy, to codziennie musisz i tak dymać kilkanaście km po szutrach , kamieniach góra, dół , bo twoje trasy są w około. Na miejscu są tylko cztery ToiToie i stumych. Woda w nim wiadomo jak z lodówki. Codziennie po trasach masz 100 kilo piachu na sobie i 3 kilo w zębach. Prysznic wtedy jest zbawieniem. Więc i tak codziennie w ostatnich wyjazdach, na koniec dnia jeździliśmy na kemping Gran Bosco w Salbertrand i korzystaliśmy z socjalu za małą opłatą. Dlatego też proponuję bazę od czwartku do soboty po południu na kampingu, a z soboty na niedzielę na "górze". Szybkie konsultacje z Zylkiem i decyzja kamping. Tak oto pod wieczór zawitaliśmy na kempingu Gran Bosco - baza wypadowa setek motocyklistów w tym rejonie. Załącznik 126507 Załącznik 126508 Na miejscu czekał już Zylek, wygodne panisko :-) przyjechało sobie w kilka godzinek swoim busowozem i zajadał pizzę popijając piwko. Później już tylko wieczorne rozmowy Załącznik 126511 Dzień był długi i monotonny ale cóż zawsze to lepiej niż 1600 km na raz :-) Załącznik 126510 Trzeci dzień, może drugi i pół prędzej :-) , to już klasyka. Rano pobudka i że to piątek, a w piątek droga przez galerie del Seguret zamknięta, to wyjazd w kierunku Asietta. Po włosku Strada dell'Asietta. Załącznik 126514 Niemcy, a jest ich tam dużo nazywają ją Asietta KaammStrasse, czyli drogę po graniach ( czy tam po grzebieniu ). Ma ona kilkadziesiąt km i jedzie na wysokości ponad 2000 m.n.p.m. Można na nią wjechać od Sestriere, Sauze'd Olux lub od Colle delle Finestre. Każdy wjazd jest świetny bo i tak później już cały czas w górkach. Ja miałem przyjemność wjeżdżać kilka razy z każdej strony, Zylek też, więc Ropuch musiał zdać się na nas. Szybkie śniadanie, kawka i wyjazd z kampu w kierunku Susa. Tankowanie i podjazd na Colle delle Finestre. Załącznik 126512 Wjazd na Finestre od Susy, czyli co najmniej 30 nawrotów w odstępach nie raz nawet 50 m. Później szuter. Załącznik 126509 Szuter w tym roku jakiś okrągły i luźny, ciężko było się na nim utrzymać. Myślałem , że to efekt Giro d'Italia ale sprawdziłem, w tym roku nie jechali. W każdym bądź razie podjazd pierwszy raz nie należał do przyjemnych, po prostu było ślisko, jechało się jak po piłeczkach. Załącznik 126515 A to już dream team Załącznik 126516 No i widoczki Załącznik 126517 Załącznik 126518 CDN |
10 Załącznik(ów)
Asietta jest zamknięta dla pojazdów silnikowych w środy i w soboty od 9 rano do 17. Jeżeli ktoś się wybiera to warto o tym pamiętać, Po za tymi godzinami jest otwarta i też ma swój urok. Na pewno nie ma tylu motocykli i samochodów, w lecie dzień długi więc można spokojnie objechać. Jadąc od Finestre, najpierw właśnie wjeżdża się na Colle del'Assietta 2472m.n.p.m, później jest jeszcze kilka przełęczy : Colle Lauson 2491, Colle Blegier 2379, Colle Costapiana 2322, Col Basset 2424 i zjazd do Sestriere.
Jak jest pogoda to jest to jedna z ładniejszych szutrowych tras w Europie. To nie tylko wyjazd na jakąś górę i zjazd, tylko 30 km po graniach, a w tej części Europy to nie jest normalna sprawa. Załącznik 126527 Załącznik 126528 Załącznik 126529 Załącznik 126530 Załącznik 126531 Załącznik 126532 Załącznik 126533 Z ciekawostek, to jak pierwszy raz byłem w tych rejonach, a nawet trochę dalej bo w Alpach francuskich, to takich "chłopków" siedzących na krzesełkach i robiących zdjęcia motocyklistom, kolarzom, czy tez fajnym furkom widziałem słownie dwóch. I to z jednej firmy. Dzisiaj jest ich jak grzybów po deszczu , nawet na Assiettcie. Efekt poniżej ale ze znakami wodnymi. Załącznik 126534 Załącznik 126535 Załącznik 126536 Można zamówić gadżety albo same odbitki. Przyznam się, ze w 2012 zamówiłem sobie odbitki, no bo jak się samemu jeździ to się ma pamiątkę. Ciekawe czy taki biznes wypalił by na patelniach w Chabówce - może jako zdjęcie typu "ostatnie pożegnanie" :-) , kto jeździł ten wie o czym mowa. |
Pogoda była naprawdę PETARDA - fajnie się czyta wiedząc o czym jest pisane i znając uczestników wycieczki za miasto, faktycznie - pięknie tam :)
Tylko ten GS1150 jakiś takiś w stylu retro i średnio pasuje do okoliczności przyrody - na szczęście nadanrzał :) |
16 Załącznik(ów)
Piszę post pod postem, bo niestety ale jak się więcej załączników daje to coś wywala i roboty na dwa razy.
Cały czas jesteśmy w piątek i jedziemy po Strada Assietta. No dobra już zjeżdżamy do Sestriere. To miejscówka znana z olimpiady w Turynie i dość popularna w tej części miejscówka narciarska. W lecie mnóstwo rowerów, zarówno górskich jak i szosowych. Generalnie włosi lubią pedałowanie, taki chyba ich sport po piłce. W Sestriere zaczyna się asfalt ale dla na na niedługo. Po kliku kilometrach zjazdu wjeżdżamy do doliny Argrntera. Od co najmniej dwóch lat, wjazd kosztje 5 euro. Przynajmniej inflacja ich nie dopadła, bo jak w 2021 roku Zylka tam zabrałem to też tyle kosztował wjazd. W 2012 kiedy byłem tam pierwszy raz było za friko, podobnie jak w 2014 i 2018. No dobra, nie ma co narzekać - przynajmniej można wjechać i droga jakoś utrzymana. Na początku dolina to coś na kształt naszej Chochoowskiej, dość szeroka, środkiem wartki strumień, tylko wysokość nie ta. Valle Argentera na wjeździe leży na 1650 m.n.p.m. Na końcu można się wspiąć na 2440 m.n.p.m ale to już na prawdę inna dolina, która ma swoje odgałęzienie i jest jakby na wyższym piętrze - to Valle de Gran Miol. To właśnie końcówka drogi na Gran Miol, bacówka ze stajniami i dalej tylko szlaki. Załącznik 126537 Załącznik 126538 Załącznik 126540 A tu Zylek odkrywa, że jego centrum dowodzenia wszechświatem w postaci Garmina przestało łądować. Załącznik 126539 Próba reanimacji okazuje się porażką, to znaczy nie do końca, bo stwierdza, że to raczej na zasilaczu - więc odpuszcza z naprawą i spadamy. Jedziemy w dół do Argentery i skręcamy do schroniska na Alpe Plane, leży sobie na 2100 m.n.p.m i mają tam swojskie serki i wędliny. Piwo tez mają ;-) To już można powiedzieć tradycja, bo już drugi raz tam staję na pożywienie. Dojazd do schroniska prawie jak w Theth :-) Załącznik 126545 Załącznik 126546 Załącznik 126547 A w schronisku specjały lokalne Załącznik 126541 Załącznik 126542 Załącznik 126543 Zjechać można z tą samą drogą co się wjechało lub wybrać wariant stromy. Początek cholernie stromy i z luźnymi głazami ale na ciężkim sprzęcie da się rade. Załącznik 126544 Dzięki temu można zrobić pętelkę a nie jechać tą samą drogą. Oczywiście wrócić z doliny trzeba i tak tym samym szlakiem bo jest doliną ślepą dla zmotoryzowanych ale to zawsze jakieś urozmaicenie. Cała dolina, a nawet dwie to jakieś 13 km w jedną stronę, robiąc schronisko - pętelka to następne 30 km po szutrach. Po wyjeździe z doliny czuć już zmęczenie u wszystkich. Dobijamy jeszcze następny szutrowy odcinek na Sagnaa Longa i zjeżdżamy po trasie narciarskie. Oczywiście jest ona legalna, w lecie to dojazd do domków i górnej stacji narciarskiej, w zimie niezła nartostrada. Tak dojeżdżamy do Claviere. To małe miasteczko narciarskie na granicy z Francją. Że Ropuch tu pierwszy raz to proponuje się dobić małą pętelką asfaltową przez Francję do Bardonecchii i dalej na kamping. Ropuch mówi ok, Zylek mówi pass, bo chce jechać naprawiać ładowanie centrum dowodzenia wszechświatem. No to ładujemy z Ropuchem do krainy żabojadów, spadamy do doliny Claree i przez przełęcz Col de l'Echelle 1762 wjeżdżamy do Bardonecchi. Załącznik 126548 Załącznik 126549 Załącznik 126550 Załącznik 126551 Dalej już tradycją stają się zakupy w markecie w Oulx i powrót na kemping. Na kempingu piwko i próby reanimacji zasilacza w garminie u Zylka. Odpadł na lutach jakiś element, coś jak dioda , kondensator czy coś, nie wiem , nie znam się , zarobiony jestem. Ja się upierałem, że to się na taśmę zrobi , Zylek że lutowanie potrzebne. Niestety jak gospodarz kempingu uraczył mnie w 2012 roku kompresorem do czyszczenia filtra powietrza, tak tym razem lutownicy nie miał. No to mówię , jadę do marketu coś tam kupimy. To wskakuję w krótkich gaciach na brykę i ładuję do marketu, tam lutownica za dziesięć ojro i powrót. Piwko , prąd , cyna w jakiś dziwnych paskach , poparzony palec i jest - uratowani !!!!! Zlutowane , działa. To co piwko , lizo , winko i do spania - jutro maraton po Francji :-) Załącznik 126552 |
Czyta się!
Widzę ze tam bez Ciebie można się normalnie zgubić!! |
Cytat:
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka |
Cytat:
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka |
Wielkie dzięki za tę relację! To prawdziwe kompendium wiedzy i zachęta, żeby się tam wybrać!
|
Zachęcacie :)
Czy po tych szutrowych drogach to można ot tak śmigać czy tylko na czas imprezy? Może nie doczytałam a nigdy się tym kierunkiem nie interesowałam a teraz przez Was Łobuzy zaczynam kminić :D |
Cytat:
|
Pytanie zupełnie serio - czy ogarnięty kierownik na szosowym motocyklu da radę to przejechać? Pytanie w typie czy na Anakach da radę - jeśli Bóg pozwoli będę tam w okolicy początku września ale moto nie będzie raczej CRF300 :/
Czy jest tylko szuter czy fragmenty głębszego żwiru lub większe kamienie? |
Hornetami, vespami tam wjeżdżają, jak umiesz jeździć to na byle czym wjedziesz.
|
No i nie może być ostrych zjazdów bo nie da się wyłączyć ABS ;)
|
Cytat:
|
Cytat:
|
Pewnie, że się da. Byłem tam na Siracach, Tkc 70, Karoo Streetach i w tym roku na łysym Batletrax ADV. Jeżdżą tam na wszystkim.
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka |
Takich odpowiedzi się spodziewałem. Będę się w weekend przedzierał z Annecy do Ancony - już wiem którędy.
|
8 Załącznik(ów)
Sobota to rozkmina dnia. Znaczy się, ja nie mam rozkminy bo okolice znam dobrze, a Ropuch to tym bardziej nie wie gdzie jest :-). Rozkmina dnia to dylemat, czy atakować Monte Jafferau ( wreszcie dowiedziałem się od lokalsa jak to wymawiać) czy zrobić krajoznawczą wycieczkę po sąsiednim kraju jakim jest Francja. Podjazd na Jafferau o tej porze roku obarczony jest walką ze śniegiem na Col Basset 2596, dalej juz powinno być ok ale ta walka na takich klocach i oponach praktycznie szosowych jeszcze nigdy nie okazała się wygraną. W 2018 z Mykiem i Novym nawet nie próbowaliśmy objeżdżać bokiem, w 2021 Zylek się wahał, ja nawet nie myślałem z moimi krótkimi kulasami. Były myśli żeby po śniegu się przebijać ale szybko wyparowały na szczęście.
No ale co w tym roku - dojazd z Salbertrand przez Galerie del Seguret jest czymś niespotykanym, do tego Fort Pramand - to wszystko przedsmak Jafferau, tylko co robić. Ropuch się nasłuchał o tym śniegu, jakimś tam tunelu i mówi, że lepiej może do Francji. Mi ta Francja leżała, bo miałem nie zaliczone ze dwie przełęcze i chciałem sprawdzić czy można skrótem szutrowym ominąć L'Alpe d'Huez i dostać się na Col de Sarrene 1999 m.n.p.m. Ropuch nie koniecznie o tym wiedział, więc nie cisnąłem na tunel i Jafferau. Zdziwiony trochę byłem, że nie bardzo chce tam jechać, no ale co zrobić - będzie okazja z nim tam wrócić. Padła decyzja, że jedziemy z Ropuchem na Francję, a Zylek będzie się bawił w swojej ulubionej piaskownicy, czyli Monte Jafferau w tą i nazat kilka razy z każdej strony :-) Zanim dojdę do naszej wycieczki sobotniej po francuskich Alpach to wrzucę kilka fotek z moich wcześniejszych wyjazdów na Monte Jafferau - człowiek się na niej czuje jak dosłownie na dachu świata, bo stoi się na stropie fortu na 2815 m.n.p.m. Co ciekawe, to nie jest najwyżej położony fort, bo w oddali wznosi się Mont Chaberton 3131 m.n.p.m i na niego jeszcze z kilkanaście lat temu można było wjechać na moto. Załącznik 126611 Załącznik 126612 Załącznik 126613 Załącznik 126614 No i słynna łacha śniegu na Col Basset Załącznik 126615 Poniżej mam stary filmik z 2012 roku jak wjeżdżałem na Jafferau przez tunel. Przejazd przez tunel zaczyna się w okolicy 9:30 minuty. Warto zerknąć żeby później nie mieć wątpliwości czy jechać :-). Osobiście uważam, że warto. Jest on specyficzny, bo normalnie tunel to przechodzi "na wylot" jakiejś góry, a ten skubany wchodzi i wychodzi po tej samej stronie. Robi on pewnego rodzaju zakole i omija potężne urwisko. To te gigantyczne "jaskinie' jakie widać na zdjęciu - tu w 2018 roku Załącznik 126618 Tu od 9:30 minuty tunel. Tunel był kilka lat zamknięty. Tak było w 2018 roku kiedy byliśmy na Stelli, dało się wjechać po nasypie zagradzającym wjazd ale wyjazd już był hard. Czesi jacyś utknęli na katach i się wróciliśmy. Kilka lat temu został umocniony ( bo groził zawaleniem) i drogą zarządza wojsko. Przejazd dla pojazdów samochodowych jest dostępny dwa razy w tygodniu, zamienie z Assietta. Na Monte JAfferau ja odkryłem co najmniej 4 podjazdy, oczywiście prędzej czy później się one łączą ale nie czas na opisywanie tych dróg teraz. Może skuszę się kiedyś na opisanie wszystkich szutrowych dróg po Alpach jakie zrobiłem, to się rozpiszę :-) A tu dla zobrazowania jak jest przebieg tunelu. Załącznik 126619 Ok, po przydługim wstępie muszę napisać, że Ropuch się nie zdecydował na tunele i śniegi ( mówiłem, wrócimy tam jeszcze ) więc padła decyzja na Francję. Zylek jako, że był na lekkim moto i z oponami do tego celu postanowił nie tłuc się z nami, tylko atakował jak się później okazało Monte Jafferau w tą i w tamtą :-) Ale epizod francuski już następnym razem :-) Powiem tylko tyle, że zrobiliśmy francuski ekspres 360 km. Na zachętę Załącznik 126620 |
:Thumbs_Up: W pytkę Panie. :)
|
No i namówili ;)
|
Mnie chyba też :) start 11.08 po szychcie.
|
31 Załącznik(ów)
To jak "w pytke" że namówili :-) to jedziemy dalej. Francuski epizodzik podczas weekendu okaże się nie jedynym francuskim :-)
Jak już pisałem decyzja o sobotniej wycieczce podjęta. Zabieram Ropucha do żabojadów - czy to przypadek prze pana ? Po śniadaniu startujemy w kierunku Claviere na granicy. Byliśmy tam już wczoraj ale dzisiaj szybki asfaltowy skok. Przy okazji w Cesana Torinese możemy podziwiać zabytkowe rajdówki z lat 80. Kilka Lancii Delta Integrale przepuszczamy na rondzie. Chyba mają w tym samym czasie co rok rajd albo wyścigi górskie w kierunku Sestriere, bo jak dla mnie to deja vu. Jest na czym oko zawiesić. Dalej od Claviere do Briancon lecimy mocno w dół po szybkich zakrętach. Mi udaje się jeden nawet przestrzelić ale wychodzę obronnie i jedziemy dalej :-) . W Briancon jest piękny zespół fortów. Generalnie stare miasto to jeden wielki fort. Przejeżdżałem tam chyba z sześć razy ale to wszystko w czasach kiedy się liczyły kilometry :-) i czasu nigdy nie było na zwiedzanie. Teraz ma przynajmniej plan :-). Generalnie polecam - z zewnątrz już robi wrażenie. Lecimy dalej- w Briancon wpadamy już w część Routes des Grandes Alpes. Ponad 700 km trasy z nad Jeziora Genewskiego do Mentony nad morzem. Kiedyś zrobiłem ja całą z jakimiś odnogami i bez wątpienia uważam ją za jednych z najładniejszych górskich tras w Europie. Pewnie dlatego, że jest w najładniejszych, najrozleglejszych Alpach Francuskich. Większość drogi to oznaczenie D902 ale jeszcze nie tu. Koniec pitolenia, wspinamy się na Col du Lautaret 2058 m.n.p.m - w iście ekspresowym tempie pokonujemy kilometry i wysokości. Droga delikatnymi łukami, pnie się na samą przełęcz, po bardzo szerokiej drodze. Prędkości można przeginać tylko na fotoradary uważać - na szczęście Yanosik gada po polsku :-) Załącznik 126673 Tu zaczynają się już wysokie górki . Skręcamy na przełęcz Galibier 2642 m.n.p.m i podziwiamy widoki. Niebo do tego już w swojej błękitnej okazałości przeplatane obłoczkami. Tu jeszcze Lautaret Załącznik 126668 Tu wjazd na Galibier Załącznik 126669 No i oczywiście wjeżdżamy na słynny nr drogi D902 :-) Załącznik 126674 Dalej już tylko pod górkę i slalom między kolarzami - mają tam raj. Załącznik 126670 Co jakiś czas tylko tabliczki informujące o dystansie do przełęczy i nachyleniu Załącznik 126672 Można tak stawać co chwilę i robić zdjęcia ale wybraliśmy dzisiaj opcję długodystansową, więc co chwilę mówię : dawaj Ropuch, jedziemy dalej :-) Załącznik 126671 Galibier jest dość ciekawą przełęczą. Na górze można skrócić sobie drogę i przejechać tunelem pod nią. Oczywiście dużo się traci z widoków, dlatego nigdy nie wybrałem tej opcji. Okazuje się, że droga przez przełęcz została zbudowana, ponieważ tunel wymagał remontu. Mowa oczywiście o samym jej górnym odcinku, bo sam tunel leży na wysokości 2556 m.n.p.m. Tu pod Ropuchem obok budynku jest wlot do tunelu. Załącznik 126646 A pode mną wylot - albo jak kto woli odwrotnie. Tunel ma ruch wahadłowy sterowany światłami, podobno najwyżej położona taka instalacja w Europie :-) Załącznik 126647 Na górze oczywiście sesja zdjęciowa i dość częste słowa : Ropuch lecimy dalej. Załącznik 126648 Załącznik 126650 Załącznik 126649 Załącznik 126651 No i znowu nam cyknęli fotkę na radarach :-) Załącznik 126652 Załącznik 126653 Straszna konkurencja się zrobiła z tymi fotkami. No dobra więcej już ich po necie nie szukałem. Spadamy. Po drodze mijamy Valloire, ośrodek narciarski. Leży on pomiędzy Galibier, a Col du telegraphe 1566 m.n.p.m. Ładnie położona miejscowość w dolinie, która też nisko nie leży. Col du telegraphe to przełęcz, która jest zawsze łączona z Galibierem podczas Wielkiej Pętli - Tour de France leciał tędy ponad 30 razy. Załącznik 126656 Załącznik 126657 Później zrobiło się już gorąco, bo zjechaliśmy do doliny L'Arc. Niby 30 stopni ale na wysokości około 900 m.n.p.m dało się odczuć. Może dlatego, że z 2600 zjechaliśmy na te 900 w około 30 km, końcówka była w lesie, a jak wyjechało się na tą patelnie to żar tropików dał sie we znaki. Właśnie w tych rejonach brakowało mi kliku przełęczy, głownie Col de la Croix de Fer czyli przełęczy żelaznego krzyża. Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie wybrał naj, naj , naj. Najcieńszych , najbardziej krętych i najbardziej stromych dróg. Olałem główną drogę i po mojemu wyjechaliśmy, jak się okazało bardzo męczącym podjazdem w ten upał. Ale przy okazji Ropuch mógł mieć następne zdjęcia z tablicami przełęczy do swojego pamiętnika :-) . Pamiętam, w czasie moich pierwszych wyjazdów w Alpy Francuskie każdą przełęcz miałem sfotografowaną. Moje trasy to mniej więcej taki styl :-) Załącznik 126658 A później były jeszcze dwie małe ale urokliwe przełęcze Załącznik 126659 Załącznik 126660 Czas uciekł, Ropuch cały czas pytał czy jakaś kawka czy "cuś" , a ja tylko- później, jedziemy. No i po dość szybkim podjedzie dotarliśmy na Col de la Croix de Fer. Zawsze jakoś tak zostawała z boku jak tam jeździłem, a że w zeszłym roku oglądałem etap Tour de France na niej , to se kurde pomyślałem - muszę tam wpaść przy najbliższej okazji . No to jest okazja. Załącznik 126661 Załącznik 126662 Załącznik 126664 Załącznik 126665 Załącznik 126667 Załącznik 126663 Załącznik 126666 Znowu pada magiczne , Ropuch jedziemy . Stajemy dosłownie na chwilkę , na zdjęcie nad jeziorem Lac le Grand'Maison, robimy kilka zdjęć "aparatem Zorką pięć" i spadamy w kierunku L'Alpe d'Huez. Załącznik 126675 Załącznik 126676 Załącznik 126677 Załącznik 126678 No i znowu coś wywala przy załączaniu zdjęć więc dokończę następnym razem :-) |
Cytat:
Oraz pamiętna...., rozsypał mi się rozrusznik, prezkładnia planetarna:vis: Dalej przez tydzień tylko kopka, a to nie takie oczywiste w tym przypadku.... Za to tunelu nic, a nic nie pamiętam. |
Cytat:
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka |
Czad!!!
|
Galibier, rowno rok temu bylem ,ale akurat jebało żabami dwa dni, nic nie widzialem poza zalana szyba kasku :), trzeba powtorzyc., Chociaz te drzwi widziaem.
|
Buła moda na Bałkany, na Stany, na Turcje i Maroko.
Widzę ze zaczyna się nowa era ;) |
:Thumbs_Up:
Patrząc na te agrafki rozmarzyłem się, jeszcze nie cały miesiąc i znowu Alpy. :) |
26 Załącznik(ów)
Cytat:
Dobra jedźmy dalej. Na czym to kończyłem, aha Ropuch jedziemy :-) Z jeziora Lac le Grand'Maison zjeżdżamy do drugiego, Lac du Verney - jest tam muzeum hydroelektrowni, zarządzane przez francuską energetykę. Oczywiście, że nie mamy czasu na zwiedzanie, nawet nie myśleliśmy o tym. Dzisiaj liczyły się kilometry tylko, bo trzeba być w miarę wcześniej na kempingu. Spakować się i wyjechać na górę na nocleg. Po szczycie zapory przebiega droga, po jej zboczu również. Pięknie się tu Tour de France prezentował. Załącznik 126768 Załącznik 126767 Po krótkiej pogawędce z kolarzem zaatakowaliśmy wjazd do L'Alp d'Huez. Nie był to klasyczny najbardziej znany podjazd z 21 zakrętami, gdzie każdy zakręt ma tabliczkę ze zwycięzcą etapu. Pojechaliśmy przez przełęcz Pas de la Confesison 1542 m.n.p.m. Załącznik 126771 Załącznik 126769 Uważam, że ten wjazd do L'Alp d'Huez jest bardziej wymowny. W pewnym momencie jedzie się po prostu półką skalną nad doliną położoną około 700 m niżej. Widoki przepiękne, droga wąska cały czas na krawędzi. Załącznik 126770 Tu te słynne zakręty do L'Alp d'Huez Załącznik 126773 Załącznik 126776 Do centrum nie wjeżdżamy, tylko zjeżdżamy tymi słynnymi zakrętami troszkę niżej. Plan zakłada dojazd na przełęcz Sarenne, gdzie najbliżej właśnie jest przez centrum tego znanego kurortu ale nie byłbym sobą gdybym nie pojechał na około. Po kilku zakrętach odbijamy w lewo i wjeżdżamy na półkę skalną. Droga ma ograniczenia co do wysokości i długości pojazdów. Jest jakby kopią drogi, która idzie z Grenoble do Briancon ale leży ona kilkaset metrów wyżej. Jechałem nią w 2012 roku tylko w drugą stronę, to pomyślałem, że zabiorę Ropucha. Warto było. Załącznik 126774 Załącznik 126775 Załącznik 126772 Tu też miałem plan sprawdzenia, czy moje jeżdżenie palcem po mapie się sprawdzi w realu. Znalazłem sobie kiedyś szutrowy odcinek, który przecina się na przełęczy Col de Cluy i jedzie bezpośrednio na przełęcz Sarenne. W zimie to typowa nartostrada. W lecie okazała się piękną szutrową autostradą. Plan wypalił, następna przełęcz zaliczona :-) Col de Culy 1801 Załącznik 126777 Załącznik 126778 Załącznik 126779 Następną przełęczą miała być Sarenne 1999 m.n.p.m. To miało być miejsce, które poniekąd było powodem mojego negowania kawy lub czegoś do zjedzenia, jakie Ropuch proponował. Myślałem sobie, że staniemy na przełęczy, wstąpimy do schroniska do Hilde, napijemy się coś, zjemy, popatrzymy na widoczki. A tu na górze okazuje się du..a. Schroniska nie ma. Zostały tylko schody betonowe. Pusto. Załącznik 126780 Dziś już wiem, że 27 grudnia 2016 schronisko się spaliło. Zajęło się prawdopodobnie od jakiegoś wiadra z żarem, które wywrócił wiatr. Straż pożarna nie dojechała, bo utknęła na oblodzonej drodze i zderzyła się z policją. Szkoda - nie było to co prawda typowe refuge ale jak to właścicielka Hilde nazwała, takie pół refuge, pół hotel. W 2012 roku za noc z trzy daniową kolacją z winem i śniadaniem zapłaciłem 105 euro - to był mój nocleg wszechczasów na tamte lata :-). Ale warto było, piękny poranek, jedzenie w 100% od nich z plantacji. Dzisiaj zostały tylko wspomnienia. Podobno zbierają pieniądze na odbudowanie ale wątpię czy odbudują bo podobno powstało nielegalnie :-) Kiedyś wyglądało tak Załącznik 126781 I takie widoczki rano miałem Załącznik 126782 Załącznik 126783 No dobra ostatni plan na trasie to PLATEAU D'EMPARIS. To ogromny płaskowyż położony na około 2200 m.n.p.m. Wjazd na niego zaczyna się od wioseczki Basse. Docieramy do niej oczywiście wcześniej zjeżdżając z Sarenne. Wioseczka piękna kamienna, domy kryte łupkiem. Załącznik 126784 Załącznik 126785 Załącznik 126786 Niestety tutaj popełniłem błąd i poszedłem zapytać pani w informacji, czy coś się zmieniło od mojego ostatniego pobytu tutaj. Chodziło mi o to czy dalej jest możliwy przejazd z Basse do Mizoen, no i pomyliły mi się nazwy. Zapytałem o La Grave, a tam tylko szlaki prowadziły, więc pani odpowiedziała , ze nieeee, tam noooo. Mówię Ropuchowi, że trzeba będzie się wracać z góry, pętli nie zrobimy. Więc postanowiliśmy odpuścić i w iście ekspresowym tempie wdrapać się jeszcze raz na Lautaret, tylko od zachodniej strony i wrócić na kemping. Trochę żałuje, że się pomyliłem bo trasa bardzo ładna, zwłaszcza o 9 rano jak nie ma nikogo. Tu kilka fotek z mojego wyjazdu w 2012 roku na PLATEAU D'EMPARIS Załącznik 126787 Załącznik 126788 Załącznik 126789 Załącznik 126790 Załącznik 126791 Dojazd do kempingu już tą samą drogą , przez Briancon, Claviere tylko chyba jeszcze szybciej niż rano. Zwłaszcza podjazd do Claviere od strony francuskiej. Nie wiem dlaczego ale ile razy tam jadę to mi się lampki bezpieczeństwa wyłączają i próbuję lokalnym kolesiom na ścigach pokazać, że się nie dam :-) . Może to droga tak prowokuje, szeroka ale zarazem kręta i oddzielona od przepaści betonowymi barierkami nie metalowymi, które tak nie paraliżują. Dzisiejsza trasa to coś jak na mapce. Załącznik 126792 Została jeszcze teleportacja pod schronisko Scarfiotti gdzie musimy rozbić namioty. To właśnie miejsce noclegu, ostatnie miejsce skąd można wcześnie rano zaatakować Sommeiller - miejsce spotkań frak'ów z całej Europy, a może i nie tylko. Po południu spotykamy się z Zylkiem na kempingu. Zylek opowiada o wszystkich swoich podjazdach na Jafferau, o tunelu, śniegu, Vespach co to im świecił w tunelu itp. Walimy po piwku, pizzy niestety nie zjedliśmy, bo dopiero od 18 godziny, a my musimy się spakować , jakiś prysznic i wio na górę. |
10 Załącznik(ów)
Zostawiamy kemping i jedziemy do Bardonecchi. Tam już klasyka, wpijamy w kierunku Rochmolles i gonimy na miejsce. O tej porze budka z opłatami już zamknięta. W tym roku to nowość , 8 euro za wjazd. Nie jest to dużo uważam, może z tej kasy ktoś próbuje utrzymać drogę? Może, bo z roku na rok coraz gorsza :-).
Po trzynastu kilometrach i kilogramie piachu w gębie jesteśmy na miejscu !!!! VOILA - znowu tu jestem:-)))) Załącznik 126793 Problem tylko jest jeden - zawsze byłem tam jako jeden z pierwszych. Dwa lata temu z Zylkiem w piątek rano, to chyba pierwsze namioty stawialiśmy. Dzisiaj znalezienie miejsca na parkingu graniczyło z cudem, a jeszcze większym cudem było znalezienie miejsca bez placka krowiego :-) . Ale od czego mamy Ropuszka - rzucił okiem tu to tam i zarządził rozbijanie obozu. Ty tu, ty tu, a ja tam :-) No i gra. Piwko jakieś jedzonko , znowu piwko i spacerek dookoła. Ale co tu pisać - tu trzeba być !!!! setki motocykli, setki namiotów, setki ludzi . Jedni wyglądają jakby stąd nigdy nie wyjeżdżali od 1966 roku inni ledwo stoją na nogach. Motocykle przerobione , normalne , adv, szosowe, skutery, Harleye - wszystko co się wymarzy. No i góry, góry i góry. W tym roku pierwszy raz jestem kiedy nie wieje wiatr. Powoduje to, że dym z ognisk zostaje w dolinie i tworzy pewnego rodzaju mgiełkę. A ognisko ? Jak chcesz zapalić to przywieź sobie z dołu jakiś gałęzie , tu już nawet krzaki nie rosną :-) Zresztą co tu pisać - oglądajcie :-) Załącznik 126794 Załącznik 126795 Załącznik 126796 Załącznik 126797 Załącznik 126798 Załącznik 126799 Załącznik 126800 Załącznik 126801 Załącznik 126802 |
10 Załącznik(ów)
|
10 Załącznik(ów)
|
10 Załącznik(ów)
|
7 Załącznik(ów)
Załącznik 126833
Załącznik 126834 Załącznik 126835 Załącznik 126836 Załącznik 126837 Załącznik 126838 Załącznik 126839 Dzisiaj był długi dzień ale to taki dzień , który się pamięta. Zapowiadała się chłodna noc, jak zwykle w tym miejscu. Zmęczenie dało o sobie znać, kilka piwek i nie doczekaliśmy się miliona gwiazd na niebie. Niebo było w tym roku zasłonięte dymem, a może było jeszcze za jasne bo wcześniej spadliśmy do namiotów? Pewnie tak. Nie ważne, warto tu jechać tyle nawet na jedną noc - takich klimatów u nas nie ma. Jutro znowu morderczy dzień :-) |
Pięknie panie DzOnY!!!
|
17 Załącznik(ów)
Nadeszła druga niedziela lipca, a to oznacza, że to finał Stella Alpina. Pozostaje nam wyjechać na Colle del Sommeiller i rozpocząć powrót do domu. Poranek, jak i noc okazują się ciepłe jak na tą wysokość. Dla mnie to najcieplejsza noc w tym miejscu, pośród moich pobytów tu. Na pierwszy wyjazd kupiłem nawet dobry śpiwór, przydał się on rewelacyjnie wtedy ale dzisiaj nie było tak zimno. Nie było nawet przymrozka, jak dwa lata temu, kiedy po przebudzeniu nasze namioty były pokryte szronem, a torby motocyklowe można było łamać – tak były pokryte lodem. Może ta noc była cieplejsza, bo nie było wiatru. A może przez brak wiatru, dolina była spowita dymem i to powodowało, że było trochę cieplej? Podobno takie zabiegi z zadymianiem stosuje się w winnicach na wiosnę, kiedy to pogoda straszy przymrozkami i pali się wtedy bele ze słomą. Kto wie. Ja bynajmniej nie narzekałem na zimno w tym roku.
Ropuch wyglądał na niewyspanego :-) Załącznik 127076 Wieczorem ustaliliśmy kolegialnie, że wstajemy wcześnie rano i bez śniadania, porannej toalety, siadamy na nasze maszyny i wyjeżdżamy na 3000 m.n.p.m. Później, pakowanie, śniadanie i w drogę do domu. Zylek miał luźniej, ponieważ on miał tylko do zjechania później na dół do kempingu, spakować motocykl i wrócić na popołudnie do domu. Mi z Ropuchem zostało 1600 km do domu. Rano baza wyglądała jak o zachodzie słońca, w rzeczywistości to 6 rano. Ropuch w pełnej gotowości. Zylek spał i nie bardzo chciał wstawać. Załącznik 127077 Załącznik 127078 A z góry wyglądał tak Załącznik 127079 Tak więc po szybkiej pobudce ruszyliśmy w kierunku przełęczy. Załącznik 127080 Załącznik 127081 Od miejsca bazy namiotowej, czyli małego płaskowyżu przy schronisku Scarfiotti droga na przełęcz ma kilkanaście km. Można powiedzieć, że dzieli się ona na kilka etapów. Pierwsza część to 16 ciasnych nawrotów z pięknymi widokami na dolinkę i wodospady Rochemolles. Później dość powoli pnący się krótki odcinek z lekkimi łukami, żeby znowu przejść w trawers i dosłownie po kilku nawrotach wylądować na Pian dei Frati. To można powiedzieć taki przedsionek do ostatniego podjazdu – wydaje się, że chyba najtrudniejszego. Na tym odcinku najczęściej dochodziło do finału, który spowodowany był dużą ilości zalegającego śniegu. Od kilku lat organizator załatwia przekop i można bez większych przeszkód wdrapać się na górę. W tym roku śniegu były już tylko śladowe ilości. Tu zdjęcia z mojej pierwszej wizyty w tym miejscu w 2012 roku. Na dole polna gdzie teraz jest obóz. Załącznik 127082 Tu jak zaczynają się serpentyny i powyżej schroniska wodospad. Załącznik 127083 Tu lekkie wytchnienie od serpentyn ale cały czas pod górę Załącznik 127084 To właśnie Pian dei Frati i Ropuch w powrotnej drodze. Załącznik 127085 A tyle śniegu było dwa lata temu Załącznik 127086 Od Pian dei Frati podjazd to już typowe trawersowanie, coś koło 14 nawrotów ale bardzo wąskich, z dużymi luźnymi kamieniami. Trzeba się przełamać i cały czas na gazie. Odpuścisz to leżysz 😊. Może to kwestia terminu i jeszcze za wcześnie było, ponieważ kiedy byłem tu dwa razy w terminach sierpniowych, miałem wrażenie, że droga trochę była posprzątana z tych głazów, a może tylko to złudzenie. Załącznik 127087 Sam środek Pian dei Frati i strumień płynący przez niego Załącznik 127088 A tu Ropuch szczęśliwy jakby dwójkę strzelił :-) Załącznik 127089 Tu chyba dwójkę wrzucił, bo przemknął jak szalony Załącznik 127090 Załącznik 127091 A tu Pian dei Frati widziany z góry Załącznik 127092 |
Faktycznie była szybka "2" - nie dowiózłbym towaru na górę ! :)
|
16 Załącznik(ów)
W każdym bądź razie my z Ropuchem pomalutku swoim tempem na ciężkich osiłkach pchaliśmy się do góry, kiedy to właśnie na najtrudniejszym odcinku dopadł nas Zylek. Pospał chłopina dłużej i tak nas dopadł, biorąc pod uwagę nawet fakt, że Ropuch korzystał z naturalnej toalety w okolicznościach przyrody. Taki swoisty naturalny ToiToi odwiedził na wysokości 2800 m tylko ścianek z plastiku nie było, co najwyżej jedna ze skały 😊.
Po nie całej godzince byliśmy na przełęczy. O 7 rano ziemia była jeszcze zamarznięta więc można w miarę było się przemieszczać bez błotka. Na przełęczy nocowały dwie terenówki z namiotami na dachu – piękna miejscówka na nocleg. Do tego dosłownie kilka motocykli i to jest największa zaleta wyjazdu o 6 rano . Później już ruch jak na Giewont. Pamiętam z przed dwóch lat, że trzeba było czekać na nawrotach, aż zjedzie kilka motocykli. Teraz tego uniknęliśmy. Śniegu na górze też mniej w tym roku . Nowością jest nowa budowla , przypomina ono schronisko ze zdjęć z przeszłości. Jeszcze zamknięte ale zastanawiam się co to będzie. Robimy szybką rundę wokół jeziorka, które w połowie jest wypełnione śniegiem , lodem, kto wie czym. Kilka fotek dla potomnych i zjeżdżamy do obozu. Zylek na swoim potworze, jak już nas dogonił. Załącznik 127102 No i oczywiście wreszcie upragnione Coll de Sommeiller Załącznik 127093 Załącznik 127094 Załącznik 127095 Ropuch i powyżej Pic de Sommeiller 3333 m.n.p.m Załącznik 127096 No i dziwna budowla przypominająca stare schronisko, które tu było. Załącznik 127097 Załącznik 127098 Załącznik 127099 Załącznik 127100 W to miejsce przyjeżdża się z dołu, to praktycznie sama przełęcz. Tyle motocykli było o 7 rano. Załącznik 127101 O 8 byliśmy już przy namiotach. Zjedliśmy śniadanie i idealnie słońce wyszło zza gór w dolinę , więc można suszyć i pakować menele. Dziewiąta 30 siedem wybiła i przyszedł czas wyjazdu. Okazało się, że przy pakowaniu motocykli spotkaliśmy jeszcze dwóch Polaków, jednak nie byliśmy jedynymi na tym wyjeździe wariatami. Chłopaki byli chyba z Białegostoku czy jakoś tak. Ropuch będzie pamiętał, bo wymieniał się uwagami, kto ma dalej. Zjechaliśmy jeszcze razem we trójkę do Bardonecchi,, tam czułe pożegnanie z Zylkiem i rozpoczęliśmy z Ropuchem dalszy etap podróży. Okazuje się, że miał element historyczny i to związany ze zlotem. No i miał on charakter również francuski 😊. Śniadnie na trawie Załącznik 127103 Załącznik 127104 Dlaczego historyczny? A to dlatego, że zaliczyliśmy dwie przełęcze, które są powiązane ze zlotem. Oczywiście poza Sommeiller. Pierwsza z nich to Col de L’Iseran – to na niej, rok przed pierwszym zlotem Stella Alpina, Mario toczył dyskusje z Jean’em Murit’em, na temat organizacji zlotu. Druga to znane Stelvio – to na tej przełęczy odbyła się pierwsza Stella. Można powiedzieć, że zaliczyliśmy wszystkie historyczne punkty Stelli – trochę przez przypadek. Może Stelvio było trochę planowane, bo Ropuch od samego początku cały czas coś wspominał, że nie zaliczył Stelvio kilka lat temu ( nie pamiętam z jakiego powodu), a mi nie trzeba dwa razy powtarzać- chcesz to jedziemy. Col de L’Iseran dołożyłem do trasy, żeby zaliczyć najwyżej położoną przełęcz asfaltową w Alpach. Znaczy pokazać Ropuchowi, no bo oczywiście: byłem tam 😊 jak to często odpowiadałem Ropuchowi na pytanie , byłeś ? Ale po kolei. Pożegnanie z Zylkiem już było, więc trzeba się było dostać do Francji, Najkrótsza droga z Bardonecchi to oczywiście tunel Freju. No tak , tylko on kosztuje jakieś chore pieniądze i jeszcze jedziesz przez ciemną dziurę, w której niektórym zdjęcia robione są za dodatkową opłatą. I nie są to zdjęcia, które chcemy pamiętać i oglądać często jak na przeleczy Galibier. Druga droga to przez wspomnianą przełęcz Galibier ale tam już byliśmy wczoraj. Pozostaje trzecia droga, przez przełęcz Mont Cenis. Tą drogę właśnie wybieramy. Wcześniej korzystamy z (jak się nam wydaje) darmowej autostrady i z Bardonecchi szybkim tempem przemieszczamy się do Susy. Ostatnie zakupy w Piemoncie, tankowanie i wio w górę. Droga na przełęcz jest kręta ale dość szeroka, można ścigać się z lokalsami ale gwarantuje, że stawanie w szranki ze ścigaczami, które są pół metra krótsze od naszych ADV, jest bez sensu. Po chwili jesteśmy już nad zaporą i podziwiamy jezioro Mont Cenis. Można je objechać nawet szutrami dookoła. Jest też miejscem gdzie można w kilka wysokich szutrowych dróg się udać. My na to nie mamy czasu, plan na dzisiaj był ambitny. Załącznik 127105 Załącznik 127106 Zaliczamy przełęcz i spadamy w kierunku doliny Arc. Z niej właśnie zaczynamy wspinaczkę na L’Iseran. Kilkanaście , może nawet dwadzieścia parę kilometrów podjazdu w pięknych okolicznościach przyrody daje zapomnieć o temperaturze, później czekało nas piekło. Załącznik 127107 Załącznik 127108 |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:22. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.