Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Uff, jak gorąco, czyli Gienia i Trampek gnają do Dakaru!:-) (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=46127)

trolik1 30.06.2024 21:32

Uff, jak gorąco, czyli Gienia i Trampek gnają do Dakaru!:-)
 
W moim podróżniczym życiu nigdy nie czułem potrzeby zwiedzenia krajów położonych w Afryce-podobnie mam z obiema Amerykami. Azja, a szczególnie Azja Centralna jest jest moim podróżniczym eldorado i tego się do tej pory trzymałem:-). Ten brak "chcicy" na inne kontynenty zaczął mnie jednak trochę zastanawiać ostatniej zimy i postanowiłem sprawdzić, czy moje emocje nie robią mnie przypadkiem w balona:-). Po sprawdzeniu kalendarza i przejrzeniu wszystkich kieszeni we wszystkich spodniach okazało się, że stać mnie na 2 wyprawy w tym roku-postanowiłem więc jak to się mówi w korpojęzyku: "zczelendżować" moje wewnętrzne "ja" i wybrać się na małą wycieczkę do Afryki. W związku z brakiem doświadczenia na tym kierunku przejrzałem FAT i znalazłem tam 2 kolesi planujących wyjazd do Afryki Zachodniej. Jeden z nich wykruszył się w trakcie przygotowań i tak zostałem ja i Grzesio. Grzesiek był wcześniej w Maroku i skorzystał z transportu do Malagi. Ja postanowiłem wracać na kołach, ale wysłać Gienię do Malagi transportem z Wrocławia-nie chciało mi się telepać zimą przez Europę w nieprzewidywalnych temperaturach. Plan był prosty; prujemy szybko na południe korzystając z dobrych autostrad w Maroku i spędzamy wakacje w Senegalu I Gambii. Na powrocie rozdzielamy się w Agadirze i Grzesiek wraca do Polski, a ja włóczę się jeszcze chwilę po Atlasie. Ogólnie plan się udał z wyjątkiem Gambii:-). https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Patrzę sobie teraz na tą niebieską linię na mapie i przypominam wszystkie przygody przeżyte podczas wycieczki: fajne (dużo ich było) i te mniej fajne (nie było ich mało).

Mhv 30.06.2024 22:16

Zaczyna się piknie:lukacz:

Rafał_RD 30.06.2024 22:19

Dajeszzzzzz:lukacz:

CzarnyEZG 01.07.2024 10:40

Czyta się :)

Colbe 01.07.2024 11:16

Czekamy na więcej!


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

szarik 01.07.2024 20:15

Się nóżką tupie , się czeka ! Kurde blaszka !!!

trolik1 02.07.2024 22:36

Dni 1-5 (09-13 Marca): Do Birganduz
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Przyleciałem do Malagi koło południa 9 Marca i zostałem od razu odebrany przez Grzesia, który był lekko połamany po nocy spędzonej w porcie lotniczym na podłodze...:-) Tfartki zawodnik! Prosto z lotniska pojechaliśmy po motorki i zastaliśmy tam taki piękny widok: https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Szybko przygotowaliśmy nasze rumaki i ruszyliśmy w kierunku Algeciras. Dalszych kilku dni nie będę opisywał, bo była to gonitwa po marokańskich autostradach (bardzo dobre i drogie!:-)). Przygoda zaczęła się gdzieś za TanTan, kiedy to przekroczyliśmy umowną granicę między Marokiem a Saharą Zachodnią. Nie wnikałem w geopolitykę, ale z tego co wiem to Sahara Zachodnia jest terytorium spornym między Marokiem, a Mauretanią. Szczerze powiedziawszy to ja tego sporu nie widziałem-Marokańczycy budują tam jak szaleni autostradę, różne fabryki, port w Dakli i tak dalej. Ogólnie rzecz ujmując-rozgościli się tam na dobre!:-) Dojazd do portu w TanTan był też dla nas znaczącym wydarzeniem, bo tam dojechaliśmy do wybrzeża oceanu, które od tej pory towarzyszyło nam praktycznie do Dakaru. Mam wrażenie, że Marokańczycy starają się szybko zabudować infrastrukturą ten teren aby później łatwo było im twierdzić, że to ich ziemia.:-). Jazda też stała się przyjemniejsza, bo często jechaliśmy prawie na skraju klifu i były piękne widoki na błękitny ocean.

Na poniższym filmie w oddali widać Daklę.

Planując wyprawę nie zdawaliśmy sobie sprawy z jednej ważnej rzeczy: Ramadanu, który rozpoczął się wkrótce po naszym wjeździe do Maroka:-). W związku z tym często mieliśmy problem ze znalezieniem ciepłego jedzonka w środku dnia i przez to pojawiał się Pan Głodek:-). Czasami jednak udawało się rozwiązać ten problem

Tak wygląda przydrożna restauracja w Saharze Zachodniej. Swoją drogą Tadżin z Seafoodem był bardzo smaczny!:-)

Fajnym wydarzeniem było spotkanie z francuskim rowerzystą gdzieś przed Birganduz- gość kompletnie nie miał pojęcia o mechanice rowerowej, swój rower wyciągnął gdzieś ze śmietnika w Agadirze ale za to był wyposażony w niespożyte zasoby pogody ducha!:-). Okazało się, że nie byliśmy w stanie mu pomóc- dzień po naprawie w jakiejś osadzie przy drodze znowu rozleciał mu się wianek łożyska w tylnym kole. Łożysko było posmarowane smarem o konsystencji gliny i to chyba było przyczyną awarii:-). Popatrzcie też na bieżnik tej opony...

Ostatnim przystankiem przed granicą Mauretańską był hotel Barbas w Birganduz, który wspominam z łezką w oku...

Lucky Luke 09.07.2024 11:06

Afryka to jest inny świat, trzeba się przekonać na własnej skórze. Fajna relacja

trolik1 11.07.2024 17:34

Cytat:

Napisał Lucky Luke (Post 856490)
Afryka to jest inny świat, trzeba się przekonać na własnej skórze. Fajna relacja

Taki był właśnie plan na tą wyprawę:-). Uprzedzając fakty powiem, że to jednak nie mój świat. Z wyjątkiem Maroka, które jest zdecydowanie moim światem!!:-)
pozdrawiam trolik

trolik1 14.07.2024 22:00

Szósty dzień, 14 Marca. Birganduz - Nałakszut
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Nie spałem dobrze tej nocy, chyba przez wredne ptaszory drące ryja w otwartym atrium hotelu:-). Jeszcze wielokrotnie podczas tej wyprawy miałem podobne sytuacje z ptaszorami, ale tym razem to były głównie gołębie więc nie było to nic szczególnie fajnego czy egzotycznego. Po szybkim śniadanku spakowaliśmy motorki i spokojnie ruszyliśmy w dalszą drogę-przed nami była tylko godzina jazdy do granicy, więc nie było się gdzie spieszyć. Na tym kilkudziesięciokilometrowym odcinku pustynia zmieniła się kilkukrotnie-zaczynaliśmy od piaskownicy koło Birganduz poprzez kilka średnio zakrzaczonych kilometrów aż do wietrzejących głazów piaskowcowych ciągnących się jak okiem widać. To była całkiem fajna jazda!:-). Po dojeździe do granicy zatankowaliśmy dobre marokańskie paliwo i podziwialiśmy całe sterty samochodowego złomu przygotowanego chyba do transportu dalej na południe. Później w Mauretanii i dalej w Senegalu widzieliśmy setki czy tysiące stareńkich aut (przede wszystkim mercedesów 190) ożywionych magicznymi rękoma mechaników. Wydaje mi się, że tego typu auta stanowią ok 80% floty samochodowej tych krajów. Z ciężarówkami i autobusami jest gorzej-z tego co ja widziałem to w większości mercedesy z lat 50tych i 60tych ubiegłego wieku.

Odprawa po stronie marokańskiej poszła szybko i po półgodzinie byliśmy już na ziemi niczyjej, która jest ok. dwukilometrowym kawałkiem czegoś, co kilkadziesiąt lat temu było drogą. Odprawa po stronie mauretańskiej nie była dla mnie zbyt przyjemna nawet mimo tego, że wzięliśmy majfrenda do załatwienia sprawy. Cała zabawa trwała chyba z 2 godziny i zostawiliśmy tam po 70 euro. Na koniec mieliśmy jeszcze sprzeczkę z majfrendem, bo uzgodnione wcześniej 15 eur za uslugę zamieniło się w 20 eur.... Po krótkiej dyskusji na temat uczciwości w biznesie jednak odpuściliśmy, bo koło naszego majfrenda pojawili się inni majfrendzi...także ten...trza płacić...:-) Po tej jakże przyjemnej rozmowie zjedliśmy jeszcze szybkie "cokolwiek" (do tej pory nie wiem co to było:-)) w pobliskim barze i ruszyliśmy w dalszą drogę.

Oddalając się od wybrzeża natychmiast poczuliśmy różnicę w temperaturze, która szybko wzrosła do 30 stopni, a kilkadziesiąt kilometrów dalej już do 40 stopni. Jednak bliskość oceanu robiła swoje - wcześniej podczas jazdy wzdłuż oceanu mieliśmy komfortowe 20 stopni i wiatr w plecy przez kilka dni. Teraz pustynia włączyła nam suszarkę dmuchającą gorące powietrze prosto w twarz:-). Wyjeżdżając z Maroka wzięliśmy kilka litrów dodatkowego paliwa nie wiedząc jak wygląda sytuacja ze stacjami benzynowymi w Mauretanii. Po drodze do Nałakszut widzieliśmy jedną stację z benzyną, aczkolwiek w drodze powrotnej znaleźliśmy (na szczęście!!!:-)) jeszcze 2 inne.

Mieliśmy też spotkanie z najdłuższym (prawdopodobnie) pociągiem na świecie. Pociągi te transportują rudę żelaza, które jest jedynym dobrem eksportowym tego kraju z głębi pustyni do portu na wybrzeżu. W Nałakszut spotkaliśmy Fina, który przejechał się tym pociągiem siedząc na wagonie-podobno fajna przygoda!:-)

Po kilku godzinach jazdy wjechaliśmy do stolicy Mauretanii czyli Nałakszut.

Od razu zwróciliśmy uwagę na jeden fakt - brak jakichkolwiek zasad ruchu drogowego. Inaczej: być może są tam jakieś zasady, ale nikt ich nie przestrzega:-). Było to ciekawe doświadczenie, choć na początku dosyć stresujące. Na szczęscie średnia wieku poruszających się tam pojazdów powoduje, że prędkości nie przekraczają 30, może 40 km/h więc jest to znośne:-)
Nasza miejscówka do spania nazywała się Triskell i mogę spokojnie polecić - fajne spanie, bieżąca woda i sklep w pobliżu.

trolik1 21.07.2024 09:01

Siódmy dzień, 15 Marca. Nałakszut do Saint Louis.
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Pamiętacie ten filmik z wjazdu do Nałakszut na końcu ostatniego odcinka? Niby fajne, normalne miasto z szerokimi asfaltowymi drogami prawda? Otóż "od środka" wygląda to troszkę inaczej-wyasfaltowane są tylko główne arterie, a wjazd w każdą ulicę oznacza kopanie się w piachu, mniej lub bardziej grząskim. I nie mówię tu o "suburbie", a o dobrej dzielnicy blisko centrum. Oczywiście nie oceniam - mówię tylko jak jest i jak różnie można przedstawić rzeczywistość w zależności od "miejsca siedzenia":-).

Po szybkim śniadaniu i rozliczeniu się z właścicielem ruszyliśmy w dalszą podróż, która nie trwała zbyt długo:-)

Okazało się, że Pan Prezydent postanowił zrobić sobie imprezę na wiadukcie, który był jedynym wyjazdem z miasta na południe...Na początku próbowaliśmy znaleźć jakiś objazd ,ale nie znając miasta było to trudne. W końcu się poddaliśmy i po 2 godzinach leżakowania podjechał koleś, który obiecał nas wyprowadzić na drogę za wiaduktem. Jak obiecał tak zrobił i mogliśmy jechać dalej!:-). Po kilkuset metrach kopania się w piachu zakurzeni i na wpół uduszeni spalinami z 50cioletnich ciężarówek wyjechaliśmy za wiadukt i pognaliśmy dalej:-). Początkowo pustynia była bardzo "pustynna", czyli wielka piaskownica. Im bliżej jednak byliśmy Senegalu, tym więcej pojawiało się roślinności, ludzi i zwierząt.

Kilkadziesiąt kilometrów od Senegalu wjechaliśmy do parku narodowego, którego środkiem poprowadzona była droga do granicy. W parku tym spotkaliśmy wiele fajnych zwierzaków, ale nie zatrzymywaliśmy się na dłużej - robiło się późno, a do Saint Louis był jeszcze niezły kawałek drogi. Poza tym będziemy wracać tą drogą więc nadrobimy tę zaległość na powrocie:-). Te fajne zwierzaki na filmie to rodzinka guśców:-)

Przejazd przez park był fajnym doznaniem po kilku nudnych dniach telepania się na asfalcie-był fajny ofrołd, była woda i zieleń ze zwierzakami. Cieszyłem się już na drogę powrotną przez to zajebiste miejsce:-). Prosto z parku wjechaliśmy na przejście graniczne,. Tym razem po stronie mauretańskiej nie było ceregieli-kasa została z nas już przecież wyciśnięta;-). Brak kondycji i brak doświadczenia dał się Grześkowi we znaki-podczas przejazdu przez park i na przejściu granicznym zapomniał napić się wody. Ten błąd przy temperaturze powyżej 40 stopni mści się szybko i już po kilkunastu minutach Grzesiek miał zawroty głowy.

Procedura po stronie senegalskiej zajęła nam może 20 minut już byliśmy w drodze do Saint Louis, a właściwie to do kempingu położonego na południe od miasta. Można byłoby pomyśleć, że kraje sąsiadujące ze sobą tak jak Mauretania i Senegal nie różnią się od siebie zbyt wiele. W tym przypadku jednak różnice było widać chyba we wszystkich aspektach. Od razu rzucała się w oczy zieleń roślinności, brak pustynnych krajobrazów (te częściowo były później), inny kolor skóry ludzi no i ustrój polityczny:-). Senegal jest demokracją, a my trafiliśmy właśnie na kampanię prezydencką:-). Ze wszystkich słupów i płotów patrzyły na nas twarze kandydatów, odbywały się wiece wyborcze itd - ogólnie fajnie było to obserwować:-). Po drodze zrobiliśmy małe zakupy, wzięliśmy paliwo i godzinę później zalogowaliśmy się na kempingu Zebra Bar. Cóz mogę powiedzieć - było cięzko...





trolik1 25.07.2024 08:18

Ósmy dzień, 16 Marca. Leżymy.
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Noc była spokojna, choć nad ranem usłyszałem jakieś dziwne szmery w przedsionku mojego namiotu. Na początku myślałem, że ktoś chce śmignąć mi jakieś rzeczy pozostawione poza sypialnią. Potem jednak okazało się, że był to krab-złodziej...:-)

Po tym przebudzeniu udało mi się jeszcze na chwilę zasnąć, ale chwilę później jakieś wredne ptaszysko usiadło na gałęzi dokładnie nad moim namiotem i zaczęło śpiewać serenady:-) Było pięknie:-)

Resztę dnia spędziliśmy na odpoczynku, nawadnianiu i jedzeniu. Ramadan w połączeniu z wysoką temperaturą w ostatnich dniach naprawdę nas wyczerpały i nie mieliśmy nawet ochoty wybrać się do Saint Louis. Wieczorem udało się złapać złodzieja na gorącym uczynku!:-)

trolik1 02.08.2024 21:35

Dziewiąty dzień, 17 Marca. Jedziemy na Gambię...:-)
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Poszedłem wcześnie spać, więc równie wcześnie się obudziłem słuchając śpiewu ptaszorów i szumu oceanu

Po szybkim śniadanku ruszyliśmy w drogę i już kilkanaście kilometrów od wybrzeża temperatura gwałtownie wzrosła do 40 stopni. Tak czy owak jechało się całkiem spoko, bo asfalt był dobry i w przeciwieństwie do Mauretanii było tutaj całkiem sporo zieleni.


Podobnie było z miejscowościami, przez które przejeżdżaliśmy-nie było tam co prawda drapaczy chmur czy szklanych domów, ale było kolorowo i żywo. Tu muszę wspomnieć o jednej rzeczy, która mnie zaskoczyła i urzekła. Właściwie to nie rzecz - to Ludzie. Ludzie w Senegalu są po prostu piękni. W oczy rzucają się nie tylko kolorowe, ze smakiem noszone ubiory kobiet, ale ogólnie ludzie są tam piękni-wysocy, smukli o szlachetnych rysach twarzy. Do tego dochodzi ich sposób poruszania się-nie jestem jakimś artystą, ale ten element rzucił mi się w oczy przede wszystkim.
Sieć dróg asfaltowych nie jest zbyt rozwinięta, więc każde skrzyżowanie większych dróg otoczone jest miastem, a w mieście jest bazar. Fajnie było przejeżdżać przez takie żywe, kolorowe miejsca.

Powoli zbliżaliśmy się do Touby, która jest stolicą prowincji. Temperatura wzrosła do 45 stopni, ale jadąc dawaliśmy rade wytrzymać ten skwar. W Toubie jednak musieliśmy się zatrzymać, bo kończyły nam się pieniądze i internet. Miasto jest całkiem spore i praktycznie od samego wjazdu wpakowaliśmy się w korki. Nie trudno sobie wyobrazić starszych panów w pełnych ciuchach motocyklowych, przebijających się przez korki w temperaturze 45 stopni....Miałem wrażenie, że pode mną zamiast motocykla znajduje się piec martenowski - wentylator pracował nonstop i obawiałem się o stan akumulatora po dłuższej walce...

Koniec końców udało nam się znaleźć kartę sim i pieniądze w jednym miejscu, więc ograniczyło nam to trochę wysiłek telepania się po mieście.

Jak widać na powyższym filmie nasze motorki zaparkowaliśmy w pełnym słońcu, co miało swoje konsekwencje... Po załatwieniu spraw ubraliśmy się w nasze zimowe ciuszki i dosiedliśmy rumaków, ale...mój rumak nie chce zakaszlać!:-). Szybki rzut oka na voltomierz i wszystko jasne-akumulator wymiękł w tej temperaturze. Po półgodzinnej walce polegającej na pchaniu, bieganiu i piciu wody w końcu znalazł się samochód z kablami startowymi i mogłem jechać dalej. Niemniej jednak walka w takiej temperaturze wykończyła nas strasznie i dalsza jazda do miejscówki ze spaniem polegała na zatrzymywaniu się co kilkanaście minut, nawadnianiu i powstrzymywaniu zawrotów głowy...

Spanie znaleźliśmy w miejscowości Kaolak, w małym hotelu przy drodze. Biwak był wykluczony, bo ze względu na stan zdrowia związany z odwodnieniem trzeba było być blisko lekarza i dużej ilości wody pitnej:-)

Dla mnie był to najtrudniejszy dzień na tej wyprawie-w kilku momentach byłem blisko utraty świadomości z powodu odwodnienia. Widziałem też, że Grzesiek ledwo się trzyma. Po spojrzeniu na prognozę pogody w Gambii (45 stopni i więcej przez kolejne dni...) podjęliśmy decyzję o odpuszczeniu dalszej jazdy na południe. Zdrowie jest ważniejsze od egzotycznych pieczątek w paszporcie. Uciekamy na wybrzeże!:-)



Lucky Luke 05.08.2024 14:11

Znajome widoki, ale nie zazdroszczę jazdy w tych temperaturach w moto ciuchach. Do tego trzeba mieć oczy w koło głowy, za to przygoda niesamowita ;)

trolik1 06.08.2024 22:56

Cytat:

Napisał Lucky Luke (Post 858079)
Do tego trzeba mieć oczy w koło głowy ;)

Właściwie to wszędzie czułem się bezpiecznie zarówno na drodze jak i poza nią. Nawet trochę byłem tym zdziwiony:-). Szczególnie w Senegalu kierowcy są zdyscyplinowani i przestrzegają przepisów (co prawda nie wiem czy są tam jakieś przepisy:-)).
pozdrawiam trolik

dj-napster 07.08.2024 12:18

Rok temu jeździłem po Maroku w środku lata i to z pasażerką. Temperatura w centrum kraju sięgała 50 stopni w cieniu. Nikt w południe nie jechał na moto, tylko my.
Jazda w pełnym czarnym ubiorze.

Dobry kierunek ale Europa po drodze czyści kieszeń.

Lucky Luke 07.08.2024 13:07

Ja nie zapomnę zeszłorocznego upału w Gambii, a lokalesi jeżdżą jak chcą :D

trolik1 09.08.2024 09:09

10 dzień, 18 Marca. Ucieczka nad ocean.
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Noc była straszna-mimo klimy temperatura w pokoju nie spadła poniżej 30 stopni i spało mi się źle. Podejrzewam, że dawały też o sobie znać skutki wczorajszego odwodnienia. Ogólnie przespanie może 2 godzin po takim ciężkim dniu nie zwiastowało powodzenia...

Za to mieliśmy czas, żeby wykombinować plan na następne dni:-). Wyszło, że jedziemy do miejscowości Palmarin i tam poszukamy kogoś, kto przewiezie nas łodzią po delcie rzeki Saloum. Zanim jednak ruszyliśmy postanowiłem jakoś "załatać" problem z akumulatorem:-)

Udało mi się za 80 zl kupić chiński akumulator i wziąłem tez gruby kabel, który przerobiłem na kabel rozruchowy. Za kabel zapłaciłem jak za zloto, bo koles zauwazyl ze jestem zdesperowany...:-). Najśmieszniejsze było to, że...te zakupy nie były potrzebne!:-). Przypadkiem odkryłem, że źródłem problemu był uszkodzony czujnik wciśnięcia sprzęgła-zawsze odpalałem na biegu i na stopce wciskając sprzęgło. W normalnych warunkach nie jest to problemem, ale przy uszkodzonym czujniku sprzęgła CPU nie pozwoli na uruchomienie rozrusznika. Ulga była niesamowita, bo już zacząłem walczyć z instalacją nowego aku, zmieniać kable...to wszystko w temperaturze ponad 40 stopni...:-).
No dobra- w końcu możemy ruszać nad morze!:-). Poniżej 2 filmiki pokazujące jak działa komunikacja publiczna. Nie widziałem pociągów w Senegalu, a transport długodystansowy odbywa się stareńkimi autobusami i busami mercedes z lat 70-tych.


Często przy drodze widzieliśmy umorusanych kierowców i mechaników próbujących ożywić te przedpotopowe bestie podczas gdy pasażerowie spokojnie czekali w palącym słońcu na zakończenie naprawy.
Po godzinie czy dwóch nastąpił dalszy ciąg naszych kłopotów motorkowych-tym razem w postaci gumy złapanej przez Grzesia:-)

Można by powiedzieć, że wymiana dętki to nic nadzwyczajnego, ale w takiej temperaturze dla nas to było naprawdę poważne wyzwanie:-). Koniec końców udało się nam ruszyć w drogę, choć zatrzymaliśmy się kilka kilometrów dalej w celu zwulkanizowania uszkodzonej dętki. Tutaj przeżyłem coś w rodzaju katharsis. Grzesiek poszedł załatwiać sprawę w szinomontarzu, a ja zatrzymałem się po drugiej stronie drogi w cieniu wielkiego drzewa i obserwowałem pracę młodego chłopaka zajmującego się grzesiową dętką. Pot lał się ze mnie strumieniem i musiałem co chwilę tankować wodę żeby nie osunąć się całkiem na glebę. Chłopak był ubrany od stóp do głów, miał na sobie ciepłą bluzę z kapturem, ciepły bezrękawnik i ciepłą czapkę. Wlał do rondla zużyty olej silnikowy i rozpalił w nim ognisko szykując się do wulkanizacji dętki. Teraz będzie trochę filozofii, ale to dla mnie ważne. Pocąc się pod tym drzewem zrozumiałem, że nie mam moralnego prawa oceniania kogokolwiek ze względu na pochodzenie, rasę, kolor skóry czy wyznanie. Ocenianie jest łatwe kiedy tylko "drapię powierzchnię" jakiejś nieznanej mi rzeczywistości, bo taką rzeczywistość przedstawia telewizja czy internet. Podróżuję właśnie dlatego, bo zrozumiałem że tylko ja sam mogę wczuć się w problemy innych ludzi i warunki ich życia, Kiedy zobaczę na własne oczy i poczuję. Nie mam filmu czy zdjęć z tej wulkanizacji, bo czułem, że byłoby to obrazą dla tego kilkunastoletniego chłopca. W ogóle mam mało filmów i zdjęć z ludźmi-może byłyby to ładne zdjęcia, ale ich uśmiechnięte na zdjęciu twarze nie przedstawiłyby cierpienia i ubóstwa które widziałem. Innymi słowy: zakłamywałbym rzeczywistość.
Po pół godzinie ruszyliśmy ponownie tylko po to, żeby zatrzymać się kilkaset metrów dalej na ładnego drona w towarzystwie pasterza kóz.

Zbliżając się do wybrzeża zaczęło robić się chłodniej i poczułem się zdecydowanie lepiej. Zatrzymaliśmy się w jakiejś wiosce na zakupy i udało nam się znaleźć bar, których nie widzieliśmy w Senegalu zbyt wiele. Problem był taki , że do zachodu słońca było jeszcze daleko (Ramadan) i Panie nie za bardzo chciały dla nas gotować. Na szczęście podszedł do nas Sakho i bardzo dobrym angielskim zapytał czy może pomóc. O tak!!:-) Po kolacji zapytaliśmy Sakho czy zna kogoś, kto mógłby przewieźć nas łodzią po delcie rzeki. O tak!!!:-) Po chwili wszystko było załatwione i mogliśmy spokojnie jechać na oddalony o kilka kilometrów kemping w miejscowości Palmarin

trolik1 15.08.2024 09:51

11 dzien, 19 Marca. Delta rzeki Samoun.
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Noc na kempingu minęła super-niska temperatura w nocy pozwoliła mi się wyspać więc obudziłem się pełny sił i gotowy na dzisiejszą wycieczkę łodzią po delcie rzeki. Po lekkim śniadanku ruszyliśmy do wioski, w której znajdował się nasz szyper i jego łódź. Oczywiście musieliśmy się zgubić w meandrach delty i odnaleźliśmy się z szyprem dopiero po godzinie błąkania się w głębokim, grząskim piachu:-).

Cóż można powiedzieć-wycieczka była zajebista, ale najlepsze było....jedzonko!! Na moich wyprawach miałem to szczęście, że często trafiałem do miejsc gdzie karmiono mnie super świetnie. Ta łódź była jednym z takich miejsc-może dlatego, że przez Ramadan byliśmy pozbawieni kalorii i białka:-). Tak czy owak piękne widoki Natury, super Szyper i wspaniałe jedzenie załatwiły nam super przygodę!!

Późnym popołudniem dobiliśmy do przystani i zadowoleni z siebie pojechaliśmy na kemping z pełnymi brzuszkami i radością w głowie. To był super dzionek!:-)

sluza 15.08.2024 10:37

Masz w sobie bezmiar zaraźliwego optymizmu, aczkolwiek Grzesiu chyba się uodpornił, mam wrażenie :)

Kamyk 15.08.2024 10:57

Mega relacja. Czekam na dalsze odcinki! Super się czyta!

Kamyk

Mucha 15.08.2024 17:20

Zajebioza wyprawa, piękny opis i ... dużo filmików!
Dzięki!

trolik1 16.08.2024 18:07

Cytat:

Napisał sluza (Post 858668)
Masz w sobie bezmiar zaraźliwego optymizmu, aczkolwiek Grzesiu chyba się uodpornił, mam wrażenie :)

To była pierwsza Grzesiowa wyprawa tego typu, więc przejmował się rzeczami niezasługującymi na przejmowanie się:-)
pozdrawiam trolik

trolik1 16.08.2024 18:59

Cytat:

Napisał Mucha (Post 858675)
i ... dużo filmików!
Dzięki!

Mam nadzieje, że to dobrze??:-)
pozdrawiam trolik

trolik1 16.08.2024 21:46

Cytat:

Napisał Kamyk (Post 858669)
Mega relacja. Czekam na dalsze odcinki! Super się czyta!
Kamyk

Dzieki za dobre slowo!:-)
pozdrawiam trolik

Mucha 17.08.2024 11:32

Cytat:

Napisał trolik1 (Post 858713)
Mam nadzieje, że to dobrze??:-)
pozdrawiam trolik

Oczywiście, że dobrze. To z mojej strony były podziękowania, że Ci się chce, docenienie czasu jaki poświeciłeś na pisanie - nie wspomnę o filmikach. Może te "..." trochę nietrafione.

Na gazie!
:)

trolik1 17.08.2024 17:37

Cytat:

Napisał Mucha (Post 858738)
Oczywiście, że dobrze. To z mojej strony były podziękowania, że Ci się chce, docenienie czasu jaki poświeciłeś na pisanie - nie wspomnę o filmikach. Może te "..." trochę nietrafione.
Na gazie!
:)

Spoko - pytałem, bo może za dużo wrzucam tych filmików zamiast zdjęć:-). Dzieki za dobre słowo!:-)
pozdrawiam trolik

Dredd 19.08.2024 10:00

Cytat:

Napisał trolik1 (Post 858752)
Spoko - pytałem, bo może za dużo wrzucam tych filmików zamiast zdjęć:-). Dzieki za dobre słowo!:-)
pozdrawiam trolik

Wszystko super! Dawaj dalej :)
Chociaż, ja lubię zdjęcia, więc jeśli jakieś masz, to chętnie obejrzę :drif:

trolik1 19.08.2024 15:22

12 dzień, 20 Marca. Do jeziora ,, różowego''.
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Jakże miło było się obudzić mając w pamięci wycieczkę poprzedniego dnia i przede wszystkim wspomnienie świetnego żarełka!:-). Celem tego dnia był dojazd do jeziora różowego, które znajduje się na przedmieściach Dakaru. Był to jednocześnie pierwszy dzień, w którym zaczęliśmy kierować się na północ, co dla Grześka oznaczało rozpoczęcie powrotu do domu. Naszła mnie wtedy myśl, że jednak moje emocje miały rację - taka Afryka, jaką widziałem na tej wyprawie do tej pory nie podobała mi się. Jestem człowiekiem gór i w związku z tym lubię oglądać świat z wysokości, nawet niewielkiej. Do tej pory zapierdzielaliśmy po terenie płaskim jak stół, rzadko porośniętym roślinnością, w nieznośnym upale. Może dla kogoś innego miałoby to jakąś wartość, ale dla mnie było to po prostu telepanie się w piachu. Pamiętam, że czułem wtedy rozczarowanie, choć z drugiej strony miło było poznawać ludzi tak innych ode mnie, ich sposób życia i kulturę.

Droga na północ była całkiem spoko, choć czasami oddalała się od plaży na kilka kilometrów i wtedy temperatura natychmiast wzrastała powyżej 40 stopni



Po drodze zatrzymaliśmy się na jedzenie w miasteczku rybackim Mbour. Tu mieliśmy ciekawą przyugodę: po raz tysięczny na tej wyprawie byliśmy głodni dzieki Ramadanowi i po raz tysięczny nie mogliśmy znaleźć nic ciepłego do jedzenia. Nagle zauważyłem elegancki napis "restaurant" na pancernej bramie przyczepionej do wielkiego muru...Oooo- pomyślałem sobie. Tam muszą być "Biali"!:-). W normalnych warunkach za żadne skarby nie odwiedziłbym takiego miejsca, bo wolałbym zjeść u miejscowych z miejscowymi. Ale byliśmy głodni!!!:-). Po przekroczeniu czarodziejskiej bramy znalazłem się w innym, "lepszym" świecie - właściciel i goście byli biali, a pracownikami byli miejscowi ludzie. Jedzenie co prawda było dobre, łazienka czysta itd, ale nie czułem się tam zbyt komfortowo. Po szybkim jedzonku wrociliśmy szybko do rzeczywistej rzeczywistości i ruszyliśmy dalej.

Dakar to wielkie miasto z rozległymi przedmieściami. Naszym celem było co prawda jezioro różowe, ale żeby tam dojechać musieliśmy przejechać przez te przedmieścia, co było przygodą samą w sobie. Miejski ofrołd to było dla mnie coś nowego:-)
[YOUTUBEHD]zXndmE_Rl9k[/YOUTUBEHD


Przed samym dojazdem do różowego jeziora trafiłem jeszcze na coś w rodzaju wiecu wyborczego. Bardzo fajnie to wyglądało-głośna muzyka, roześmiani, żywiołowi ludzie. Co prawda pociłem się strasznie i stresowałem jednocześnie starając się utrzymywać jakąś sensowną prędkość w tym korowodzie, jednak sama obserwacja takiego wydarzenia sprawiła mi dużo radości. Nie znam senegalskiej sceny politycznej, ale zazdroszczę im wspaniałych Wyborców!:-)

Pod wieczór zajechałem wyczerpany na kemping przy brzegu różowego jeziora. Samo jezioro podobnie jak kemping okazało się porażką-bardziej przypominało ono bowiem kałużę z brudną wodą. Podobnie kemping-woda znajdująca się w tamtejszym basenie nie była wymieniana chyba od jego budowy i dookoła kempingu rozchodził się nieprzyjemny zapach stęchlizny. Woda w tym jeziorze kiedyś podobno miała kolor różowy ze względu na zasiedlający je gatunek alg, ale ścieki z pobliskich domów i kempingów zrobiły swoje i teraz nie ma tam nic ciekawego.

RonDell 20.08.2024 09:43

Taka wyrypa to dla mnie mentalny kosmos.Oczywiście chętnie wybrałbym się na Czarny Ląd ale w tym samym czasie jednocześnie obawiam się, podziwiam i zazdraszczam.

Ktoś kiedyś napisał:
- Kto podróżuje żyje dwa razy.

Piekna sprawa.

trolik1 20.08.2024 21:23

Cytat:

Napisał RonDell (Post 858884)
Taka wyrypa to dla mnie mentalny kosmos.Oczywiście chętnie wybrałbym się na Czarny Ląd ale w tym samym czasie jednocześnie obawiam się, podziwiam i zazdraszczam.
Ktoś kiedyś napisał:
- Kto podróżuje żyje dwa razy.
Piekna sprawa.

Wydaje mi się, że Grześ myślał podobnie jak Ty, Ale przełamał się i ruszył!:-)
Uwierz mi - Warto!
pozdrawiam trolik

trolik1 22.09.2024 20:17

13 dzień, 21 Marca. Dakar
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Nieczęsto zdarzało mi się zbierać tak szybko jak z tego kempingu na "różowym jeziorem":-) brrrrr...

Droga do centrum miasta przebiegła spokojnie, a jazda wzdłuż plaży była po prostu zajebista!! Niestety nie mam filmiku z tej jazdy, bo z podniecenia zajebistością tego miejsca coś poplątałem w kamerze:-). Pierwszym punktem naszego dakarowego programu był najdalej na zachód wysunięty "cycek" Afryki. Grzesiek uczcił tą chwilę spożywając miejscowy browar
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Po dojeździe do hotelu umieściliśmy motorki w bezpiecznym miejscu i zajęliśmy się ablucjami. Poniższy filmik jest co prawda z poranka następnego dnia, ale fajnie przedstawia ten hotelik:

Po ablucjach skoczyłem jeszcze szybko do fryzjera, co kosztowało mnie jakieś 7 pln

Umyty, ostrzyżony i wypachniony mogłem ruszyć na zwiedzanko!:-)

https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Bywałem w różnych miejscach na świecie, ale w takim jeszcze nie byłem. Dakar odebrałem jako zjawisko z innej planety, coś dziwnego, okrutnego, ale zarazem bardzo realnego. Ne lubię zwiedzać miast, ale nie żałuję wizyty w Dakarze. Nadmiar bodźców spowodował, że nie chciałem zostać w tym mieście na następny dzień.

trolik1 29.09.2024 17:42

14 dzień, 22 Marca. Wracamy do Zebrabar
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Obudziłem się rano zmęczony jak cholera, bo dyskoteki na ulicy skończyły się jakoś koło 3ciej nad ranem. Muzułmanie, a potrafią się bawić!:-). Zebraliśmy się w miarę szybko i ruszyliśmy w drogę powrotną. Pamiętając o zajebistości drogi przez miasto przy plaży włączyłem kamerę, ale.... zapomniałem wyczyścić szkiełko kejsu i z filmików wyszła dupa:-(. Wydaje mi się, że powodem tego fakapu kamerkowego była duża wilgotność w Dakarze powodowana bliskością oceanu. Ale może się mylę. Jadąc na północ mieliśmy 2 drogi do wyboru: płatną autostradę lub drogę "wojewódzką". Wybraliśmy drogę wojewódzką, bo była położona bliżej wody i liczyliśmy na więcej chłodku. Chłodniej chyba nie było, ale za to droga była całkiem przyjemna.

Nie mam tego na kamerce, ale zauważyłem większą ilość śmieci podczas tej drogi. Często mijaliśmy całe hałdy śmieci leżące przy drodze w workach-podejrzewam, że jest to materiał opałowy do przygotowywania posiłków itd. Miasteczka przy drodze miały swój urok-w każdym z nich znajdował się ruchliwy targ wypełniony pięknymi, kolorowo ubranymi ludźmi. Przejazd przez takie miejsca sprawiał mi dużo radochy, która była nieco zakłócana korkami na drodze i spalinami z wlekących się przez miasteczka ciężarówek.


Poza miasteczkami droga była fajna, choć monotonna- piaskownica poprzetykana krzakami.

Późnym popołudniem dotarliśmy do Zebrabaru i mieliśmy jeszcze czas na ostatni spacer po senegalskiej plaży.


trolik1 06.10.2024 09:19

15 dzień, 23 Marca. Ponownie w Mauretanii
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Po jeździe w upale poprzedniego dnia miło było spać w chłodku blisko plaży, choć ptaszory obudziły mnie dosyć wcześnie. Tak czy owak nie chciałem spać za długo, bo nie mogłem się doczekać przejazdu przez park narodowy Diawling, gdzie poprzednio widziałem całe tłumy guśców i pelikanów. Plan na park był taki, że przybiję piątkę z guścem i podczepię się pod pelikana:-). Droga z kempingu do granicy zajęła nam jakąś godzinę i po mauretańskich ceregielach granicznych już byliśmy w parku!:-)

Guśce to strasznie śmieszne zwierzaki-nie boją się, podchodzą całkiem blisko i bardzo szybko się rozpędzają:-)


Z pelikanami był pewien problem. Zauważyłem wielkie stado niedaleko drogi. Zostawiłem Gienię przy drodze i podszedłem bliżej na jakieś 20 metrów, żeby wystartować drona. Stado było wielkie i liczyło ponad 100 bombowców, które na mój widok poderwały się do lotu. Widok był niesamowity! Ptaszyska były tak wielkie, że ich tłum startując zasłonił mi słońce:-). Już cieszyłem się na piękny film z drona, kiedy zauważyłem że nie włączyłem kamery...:-(. Tak czy owak pisząc teraz widzę te piękne wielkie ptaki przelatujące mi nad głową. Coś pięknego! Po 2 godzinach spokojnego pyrkania przez park wjechaliśmy na asfalt prowadzący do Nałakszut


Tak czy owak jazda przez różne rodzaje piaskownicy zaczęła być dla mnie trochę monotonna i zacząłem tęsknić za górami czekającymi na mnie w Maroku. Po kilku godzinach dojechaliśmy do Nałakszut i zalogowaliśmy się w znanym nam już zajeździe.

trolik1 14.10.2024 21:47

16 dzień, 24 Marca. Walka o paliwo.
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Nie wyspałem się za bardzo tym razem w Triskelu, bo Grzesiek strasznie chrapał:-). Celem dzisiejszego dnia był dojazd do Naładibu- miasta położonego na półwyspie. Podobno było tam cmentarzysko statków, które można obejrzeć podczas odpływu. Ruszyliśmy po śniadanku zatrzymując się jeszcze w mieście na stacji benzynowej, bo wiedzieliśmy że po drodze może być problem z paliwem. Na wszelki wypadek wzięliśmy również paliwo do butelek. Po drodze nie było jakichś nadzwyczajnych widoków, ale jechało się nieźle.


Po około godzinie jazdy zauważyłem, że jakoś tak dziwnie szybko schodzi mi paliwo. Grzesiek zauważył to samo, więc wlaliśmy zawartość butelek i pojechaliśmy dalej. Po kolejnej godzinie to samo-paliwo schodzi jak szalone!:-) Przypomniałem sobie, że jadąc na południe tankowaliśmy w Mauretanii tylko raz - w Nałakszut, a resztę jechaliśmy na paliwie marokańskim lub senegalskim. Dodatkowo przypomniałem sobie, że w Nałakszut dopełniliśmy tylko zbiorniki bo mieliśmy jeszcze paliwo w butelkach z Maroka:-). Tak.....no to szukamy stacji benzynowej...Na szczęście udało nam się znaleźć paliwo w połowie drogi i uszczęśliwieni pojechaliśmy dalej.


W przypływie tej szczęśliwości zapomnieliśmy jednak zabrać paliwo do butelek i po kolejnej godzinie znowu wskaźnik paliwa zaczął szaleć:-). Hjuston mamy problem!:-) Nie przypominałem sobie żadnej stacji benzynowej na tym odcinku drogi. Nie przypominałem sobie nawet żadnej wioski po drodze do granicy!:-). Gienia chlała paliwo jak szalona w tempie ponad 6 litrów podczas gdy normalnie bierze 4,2....Troszkę zmartwieni uruchomiliśmy wszystkie zmysły i jechaliśmy czujnie jak zające próbując wywąchać paliwo na pustyni:-). Gienia zaczynała już domagać się kolejnego tankowania kiedy wywąchałem coś w rodzaju dystrybutora za jakąś szopą. Jest! Za paliwo zapłaciliśmy ostatnimi mauretańskimi digidongami mając nadzieję, że uda nam się znaleźć nocleg za dolary. Znaleźliśmy taki nocleg u Holendra pod Naładibu

Zła wiadomość była taka, że cmentarzyska statków już nie ma - wszystko zostało pocięte i sprzedane na złom.

CzarnyEZG 15.10.2024 09:34

Miło się czyta gdy za oknem słota :)

trolik1 16.10.2024 17:20

Cytat:

Napisał CzarnyEZG (Post 862788)
Miło się czyta gdy za oknem słota :)

U mnie co prawda ładna pogoda, ale i tak lubię wracać wspomnieniami do tej wyprawy:-)
pozdrawiam trolik

trolik1 23.10.2024 17:33

17 dzień, 25 Marca. Znowu te granice:-)
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Dobrze, że spaliśmy w przygotowanym namiocie hotelowym, bo poranek tak blisko plaży był strasznie wilgotny i mielibyśmy problem z suszeniem gratów. Po śniadanku szybko się zebraliśmy i ruszyliśmy w drogę, bo smażenie glacy czekając na granicy w samo południe to żadna przyjemność:-). Po godzinie jazdy zajechaliśmy na przejście i po następnej godzinie już śmigaliśmy sobie spokojnie na północ. Ponowny wjazd do Maroka dobrze mi zrobił-byłem już zmęczony monotonnym krajobrazem Senegalu i Mauretanii, zmęczony śmieciami walającymi się w każdym kącie itd. W Maroku poczułem, że jeszcze jest szansa na fajną wyprawę!:-). Co prawda nadal czekały nas 2-3 dni telepania się przez pustynię, ale teraz będziemy jechali wzdłuż fajnej plaży, co jakiś czas trafi się fajne miasteczko z żarciem...:-)

Nocleg znaleźliśmy niedaleko drogi za pagórkiem. Było bajkowo, bo rozłożyłem namiot na tyle daleko że nie słyszałem grześkowego chrapania:-)

trolik1 27.10.2024 07:54

26 Marca, 18 dzień wyprawy. Zimno.
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
W nocy nastąpiła zmiana pogody i rano było już zdecydowanie chłodniej. Na domiar złego pojawił się silny północno-zachodni wiatr dmuchający nam prosto w kaski wilgotnym, zimnym powietrzem. Nie trzeba było długo czekać, abyśmy zmarzli do kości....Mimo założenia ciepłych ciuchów nadal trząsłem się z zimna, bo wilgoć w powietrzu powodowała osłabienie właściwości izolacyjnych moich super hiper ciuchów termo. Po koniec dnia dojechaliśmy do fajnego miasteczka Akfenir. Minus był taki, że było cholernie zimno i zaczynało mnie boleć gardło i zatoki. Plus był taki, że pierwszy raz od kilku dni udało nam się znaleźć żarcie w dużych ilościach!!:-)
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Jedzonko widoczne na zdjęciu to tylko starter podany nam w hotelu. Po szybkim ogarnięciu się wyszliśmy na miasto po zachodzie słońca i zatankowaliśmy brzuszki po brzegi cudownym jedzonkiem. Oj, jak mi było dobrze! W końcu po kilku dniach życia na chlebie i konserwach rybnych jadłem coś ciepłego! Do tego perspektywa jutrzejszej jazdy w góry....:-) To był super dzionek!. Gienia też była szczęśliwa, bo Radż (właściciel hotelu) znalazł dla niej piękny pokój na noc:-)

trolik1 05.11.2024 08:14

19 dźień wyprawy, 27 Marca. Wreszcie góry!!
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Noc minęła mi źle-miałem okno od strony ulicy, a miasteczko okazało się wielkim nocnym parkingiem dla ciężarówek robiących strasznie dużo hałasu. Na domiar złego miałem coraz większe problemy z zatokami, które sa zniszczone po 25 latach windsurfingu i kitesurfingu w ciepłych bałtyckich wodach:-). Na szczęście dzisiaj miałem pożegnac się z wilgotnym, zimnym wybrzeżem i ruszyć samotnie w góry. Jazda z Grześkiem była spoko-dogadywaliśmy sie bez problemu. Wyzwaniem był jednak czas. Ze względu na pracę Grześka mieliśmy napięty plan, który nie pozwalał na elastyczność w wyborze trasy czy tez miejsc które chcieliśmy odwiedzić. Po prostu każdego dnia trzeba bylo robić kilometry na południe lub na północ i tyle. Wiedziałem o tym oczywiście od samego początku, ale jeszcze w trakcie planowania mialem nadzieję ze uda sie zaoszczędzić czas na wiecej odpoczynku, skoki w bok itd.

Pożegnaliśmy sie z Grzesiem w Guelmim-on pojechał na północ, a ja skrecilem w prawo w góry. Po drodze wziąłem żarcie, wodę i paliwo w malej sennej wiosce i chwile później bylo tak:



Nocleg znalazłem na pierwszej lepszej górce, którą udało mi się wypatrzyć. Było cudownie-żadnych ciężarówek, hałasu, krzyków, asfaltu...Po prostu cisza., Natura i ja. Jak ja tego potrzebowałem! Biwak rozłożyłem wcześnie, bo czułem się zmęczony drogą i choróbskiem. Grzałem się na słoneczku, obżerałem i podziwiałem widoki.

https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Przed snem zapodałem sobie jeszcze pół tony chemii, która miała mnie uzdrowić:-). Dzień był ciepły, ale Atlas w marcu na wysokości 1500 m to nie plaża i musiałem założyć na siebie wszystkie ciuchy coby nie zmarznąć na kość. Tak czy owak było zajebiście!!

trolik1 13.11.2024 08:02

20/21 dzień wyprawy, 28/29 Marca. Odpoczynek u Mohammada
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Rano obudziłem się chory, ale piękna pogoda i widoczki osłodziły mi życie. Po szybkim przejrzeniu internetu znalazłem miejscówkę do spania pod dachem, bo potrzebowałem trochę ciepła i dobrego jedzenia. Do tego pogoda miała popsuć się następnego dnia, więc decyzja o noclegu pod dachem była tym bardziej uzasadniona. Plan na dzisiaj był taki, żeby pyrkać sobie spokojnie po górkach w kierunku noclegu i przed zachodem słońca zjechać do cywilizacji. Atlas jest zajebisty do mojego stylu jazdy-wąskie, kręte asfalty, ofrołd kiedy tylko chciałem, dobre szutry kiedy na to miałem ochotę. Ta część Atlasu miała jeszcze jedną zaletę: górki nie były zbyt wysokie i prawie na każdy szczyt prowadziła lepsza lub gorsza droga, którą należało wypatrzyć. Była to fajna zabawa, bo czasami wjeżdżałem do wioski w poszukiwaniu drogi na pobliską górkę i wjeżdżałem ludziom na podwórka:-).





https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Było po prostu cudownie! Po prostu tak jak lubię:-). Choróbsko brało mnie coraz bardziej, więc późnym popołudniem zacząłem kierować się no wioski o trudnej do wymówienia nazwie. Arabskie nazwy jestem w stanie jako tako wymówić, ale berberyjskie nazwy to już czarna magia:-).

Miejscówka była idealna - w miarę tania, czysta, z dobrym jedzeniem i miejscem dla Gieni. Moja frustracja związana z językiem berberyjskim spowodowała, że poprosiłem Ajuba i Aszrafa o pomoc w rozszyfrowaniu berberyjskich liter. Okazało się to łatwiejsze, niż myślałem:-)
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Było tak fajnie i czułem się tak źle, że postanowiłem zostać tutaj jeszcze jeden dzień i dojść do siebie.

syncronizator 13.11.2024 14:42

Ja byłem we wrześniu 2024... więc mam wspomnienia na świeżo
To wszytko trzeba zobaczyć na własne oczy, powąchać i posmakować.
Senegal spowodował we mnie głownie negatywne odczucia... może ze względu na to jak było w Rosso. Mauretania mniej drastycznie ale wrażenia ... bez szału.
Może gdybym pojechał drugi raz .... to trochę inaczej bym coś tam zorganizował.
Natomiast w mojej ocenie Maroko is the best i to pod wieloma względami... wiadomo że człowieka ciągnie na południe w głąb Afryki ale w samym Maroko można więcej skorzystać z wyjazdu niż w MR i SN. Co do fizycznie pięknych ludzi .... to się zgadzam. Natomiast głód na czyszczenie białych z kasy za byle co spowodował we mnie obrzydzenie do nich. Gościnność równa zero. Jesteś biały .. płać. Sam Dakar w miarę spoko... sporo białych na ulicy . Laski uprawiają jogging. Nawet fajnie. Po powrocie z badań wyszło, że mam jakiś tam minimalny poziom przeciwciał związanych z malarią. Nie zachorowałem ale jakiś kontakt z malarią był.
Ja byłem na kole ... i moje przemyślenia odnośnie podróży do Mauretanii i Senegalu to:
- .. jeśli ktoś chce zobaczyć czarną Afrykę to jednak wysyłka moto do Dahli.
- zabrać jakieś konserwy albo coś europejskiego co się da jeść .. musli ...nie wiem.
bo niestety w trasie tylko bagietka i sardynki dostępne + serek topiony i mleko.
- lekkie moto żeby cisnąc po piachach, bo inaczej nie zobaczysz głębokiej pustyni i długich plaż a nawalisz tylko kilometry.

Więc jeśli się wybiorę jeszcze raz to już nie AT.. tylko czymś lekkim.

trolik1 14.11.2024 21:00

Cytat:

Napisał syncronizator (Post 864736)
Ja byłem we wrześniu 2024... więc mam wspomnienia na świeżo
To wszytko trzeba zobaczyć na własne oczy, powąchać i posmakować.
Senegal spowodował we mnie głownie negatywne odczucia... może ze względu na to jak było w Rosso. Mauretania mniej drastycznie ale wrażenia ... bez szału.

Ja miałem mieszane odczucia odnośnie Senegalu - z jednej strony byłem zachwycony fizyczną urodą mieszkańców tego kraju oraz żywiołową demokracją (byłem tam w trakcie kampanii wyborczej na prezydenta - zajebiste imprezy w całym kraju!:-)). Z drugiej strony jako człowiek gór po prostu się tam nudziłem, bo nie było czego podziwiać. Oceanem nacieszyłem się już wcześniej w Maroku, a pustynia do mnie nie przemawia.
pozdrawiam trolik

trolik1 15.11.2024 17:00

Cytat:

Napisał syncronizator (Post 864736)
Natomiast głód na czyszczenie białych z kasy za byle co spowodował we mnie obrzydzenie do nich. Gościnność równa zero. Jesteś biały .. płać. .

Ja się z tym zjawiskiem nie spotkałem-może dlatego, że rzadko przebywaliśmy/przebywałem w miejscach uczęszczanych przez turystów.
pozdrawiam trolik

trolik1 21.11.2024 08:34

Cytat:

Napisał syncronizator (Post 864736)
- zabrać jakieś konserwy albo coś europejskiego co się da jeść .. musli ...nie wiem.

Właśnie ten punkt mnie ciekawi - ja myslałem, że brak żarcia był głównie spowodowany Ramadanem, ale widze ze to jest raczej ficzer, a nie bag:-)
pozdrawiam trolik

trolik1 24.11.2024 15:02

30 Marca, 22 dzień wyprawy. Cudowna Jazda!
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Choróbsko nadal mnie trzymało po obudzeniu, a pogoda nie zapowiadała się zbyt dobrze na ten dzień. Plus był taki, że prognoza na kolejne dni była już całkiem spoko. Nie miałem konkretnego planu, więc po śniadanku i pożegnaniu z rodziną Mohamada ruszyłem w kierunku wąwozu Al Mansur. Pogoda nie sprzyjała niestety i żałowałem trochę tych utraconych widoczków.
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0

Na szczęście warunki zaczęły troszkę się poprawiać i zrobiło się cieplej. Potrzebowałem tego ciepełka, bo choroba nie odpuszczała i nie było mi zbyt komfortowo.

https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Po jakichś 2 godzinach wyjechałem z wąwozu i trafiłem na skrzyżowanie dróg. Co dalej? hm.... droga na wprost wyglądała najgorzej, więc tam się skierowałem. Po kilkunastu minutach jazdy zobaczyłem to! Ziemia Obiecana!!!

Okazało się, że w dolinie znajduje się kopalnia złota Akka, że pogoda zdecydowanie się poprawiła, że są tam cudowne szutry i piękne widoki, że będę tam sam...mniammmm!!! No to jadziem!!




https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Śmigając w tej odludnej krainie czułem, że wszystkie poprzednie dni telepania się po asfalcie w środku niczego jadąc na południe i później na północ miały jednak sens - zasłużyłem mianowicie na RAJ!:-). Pisząc te słowa przenoszę się tam w tej chwili i znowu czuję tą wolność, przestrzeń i radość.



Po drodze spotkałem też dżygita, który również śmigał w tym tym terenie. Po kilku godzinach samotnej jazdy miałem wrażenie, że to Marsjanin, a nie lokales jadący do pracy w kopalni:-).
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0

trolik1 25.11.2024 07:01

30 Marca, 22 dzień wyprawy. Cudowna Jazda! c.d.
W końcu dojechałem do asfaltu i śmignąłem do wioski po paliwo, wodę i żarcie. Oczywiście ze względu na Ramadan nie było nic ciepłego więc żarłem konserwy rybne przetykane chlebem i cebulą:-) I tak już od 3 tygodni...:-). Po wyjeździe z wioski znowu trafiłem na skrzyżowanie:-). Najgorsza droga wywiodła mnie ponownie do pięknej doliny.


Zbliżał się wieczór i rozpocząłem poszukiwania miejscówki do spania. Niestety nie był to łatwy proces, bo albo trafiałem na miękki piasek, albo do wyschniętego koryta strumienia (ryzyko flash flood, bo pogoda nie była stabilna) albo na kamienie. No i tak jechałem sobie kręcąc łepetyną na lewo i prawo w poszukiwaniu dogodnego miejsca aż dojechałem do wioski...z kempingiem!:-) To znaczy czymś w rodzaju kempingu - wydaje mi się, że to miejsce powstało w ramach jakiegoś projektu państwowego - niby wszystko tam było, ale nic nie działało. Koleś siedzący tam był bardzo zdziwiony moim pojawieniem się i nie do końca wiedział co robić. Wieczorem okazało się, że kemping jest również świetlicą wiejską z co najmniej tuzinem chłopaków oglądających tv, grających w bilarda itd. Na szczęście byli w miarę cicho więc zasnąłem bez problemu.

trolik1 30.11.2024 09:34

31 Marca, 23 dzień wyprawy. Tisslit
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
 Noc minęła źle-wiatr pizgał mi w namiot mimo tego, że spałem za budynkiem. Choroba też nie pomagała, choć było troszkę lepiej.https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Po śniadanku ruszyłem w dalszą drogę, której celem był wąwóz Tisslit. Zaraz za wioską zaczął się wjazd na przełęcz z pięknymi widokami.


 Pogoda na przełęczy była zmienna, ale na szczęście nie padało i mogłem cieszyć się widoczkami.


https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Po zjeździe z przełęczy wjechałem na asfalt _drogi wojewódzkiej" i telepałem się powoli do drogi krajowej. Dzień był trochę bezbarwny może dlatego, że było zimno i i szaro, a ja nie czułem się najlepiej. Po jakichś 3 godzinach zacząłem wspinanie na przełęcz, z której miałem wjechać na drogę do Tisslit. Tisslit położone jest na wysokości ponad 2 km npm, co oznaczało zimno..... Do tego zaczął padać deszcz i ostatnie kilkadziesiąt kilometrów przejechałem w temperaturze 8 stopni i padającym deszczu. Na szczęście droga była całkiem dobra i tylko ostatnie pół godziny jechałem ofrołdem. Po dojeździe do Tisslit zalogowałem się w fajnej miejscówce.

trolik1 30.11.2024 18:31

ciąg dalszy;
Tak czy owak było warto! Nie widziałem jeszcze w życiu nic, co przypominałoby wąwóz Tisslit. Czułem się jak w bajce - widoki były tak nierealistycznie piękne, można było bez problemu wdrapać się na te przedziwne kształty i podziwiać wąwóz z góry. Bajka!!


https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Nie jestem fachowcem od geologii, ale wydaje mi się, że musiała tam kiedyś płynąć całkiem duża rzeka, która wyżłobiła te zajebiste kształty. Jestem wdzięczny też rzece za wyprodukowanie tak pięknego miejsca!! Po kilku godzinach wróciłem do miejscówki, gdzie zjadłem super obiadokolację z Rodziną Mohammada.
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
Mimo zimna i deszczu po drodze ten dzień był zajebisty!!

trolik1 06.12.2024 19:10

24 dzień wyprawy, 1 kwietnia. Znowu jest ciepło!:-)
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0
W nocy temperatura miała sięgnąć zera, więc na wszelki wypadek wieczorem naćpałem się chemii coby spokojnie przespać noc. Wysokość 2 km npm w kombinacji z zimnem, wiatrem i deszczem niszczyła moje zatoki w zastraszającym tempie. Musiałem uciekać w dół, do ciepła!:-). Rano po dobrym śniadanku zebrałem się szybko, pożegnałem z Mohamadem i ruszyłem w drogę do Todry. Pierwsze 2 godziny jazdy to był raj! Poruszałem się nadal po wysoko położonym płaskowyżu, ale słoneczko grzało więc mogłem spokojnie jechać. Do tego piękne, marsjańskie widoki... zobaczcie sami:



Po dojeździe do drogi krajowej telepałem się dalej na północny wschód bez wielkich wydarzeń. Plus był taki, że zjeżdżałem coraz niżej i robiło się cieplutko i komfortowo. Postanowiłem wykorzystać tą okazję i wbić się w coś w rodzaju skrótu, który stanowiła droga powiatowa. Nie zyskałem na tym czasowo czy kilometrowo, ale było super-ofrołdu na ten dzień miałem już dosyć, więc jazda po praktycznie pustej drodze w tak pięknym miejscu to był po prostu odlot. Piszę te słowa i znowu przenoszę się do tego miejsca i czasu i czuję tą samą radość i wolność!



Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:50.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.