Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   [Ameryka Południowa - Styczeń 2010] www.motoamerica2010.pl (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=4983)

Big_Brother 05.01.2010 04:01

[Ameryka Południowa - Styczeń 2010] www.motoamerica2010.pl
 
Hej Wszystkim!

Ruszam w nową podróż - widać trasy po Mongolii mi nie zbrzydły.
Co prawda 7greg sugerował aby temat umieścić w umawianiu - ale to chyba bez sensu... bo cóż:
dopisać się już nie da :)... motocykle na miejscu - my lecimy za kila godzin.
Jedzie jedna afri (ja) jeden trampek i 4 Bmy... :(

wszystko jest na nowym blogu www.motoamerica2010.pl , który ma być prywatną podstroną oficjalnej www wyprawy

znajdziecie tam relację, foto oraz linka do spota - z aktualną pozycją GPS.

W planie Argentyna, Chile, Boliwia, Paragwaj, Urugwaj... i może Peru i Brazylia po kawałeczku.

Mówią, ze każda największa podróż zaczyna się od zrobienia jednego małego kroku.
Ten pierwszy krok jak się okazuje już po raz kolejny nie jest taki prosty…za mną ciężkie dni pakowania i żegnania rodziny, przyjaciół i firmy na 7 tygodni.

Trzymajcie kciuki... będziemy czekać na kibiców i wrzucać tu na forum też jakieś relacje...

Tradycyjnie już jadę na powiększonym zbiorniku Włodara.... może zapomni, że mi pożyczył :)

Maciej Graczyk

PS Jest szansa, że uda nam się Dacar złapać na mecie... choć to raczej czarny scenariusz - i zrealizuje się w wypadku, gdyby nam przeciągali przez ponad tydzień formalności celne :/

zombi 05.01.2010 04:09

To już trzymam kciuki - powodzenia.
Trasa wygląda ciekawie i egzotycznie. I fotek ładnych narobić.

PS.
Big_Brother info o 3 tuż przed wyjazdem, chyba przyzwyczajasz się do innej strefy czasowej ;)

sambor1965 05.01.2010 09:03

e tam... Ta nowa strefa to nie w tę stronę.

Adagiio 05.01.2010 09:15

Powodzenia :at:

Robert Movistar 05.01.2010 09:47

Trzymam kciuki i zazdraszczam jak ch....j:drif:
Powodzenia!

7Greg 05.01.2010 09:57

Powodzenia :Thumbs_Up:

zagon 05.01.2010 12:53

Bro, na boga... 02:47. Myślałem że to jakaś panna z potrzebami śle eskę po nocy ;-))).
Przyjemności i pyłu w zębach.

bajrasz 05.01.2010 12:59

Noo, to jest wiadomośc dnia, a nie jakieś tam "Tajne misje Oleksego"
Powodzenia:Thumbs_Up:

nicek27 05.01.2010 22:45

Cytat:

Napisał Big_Brother (Post 92002)

Argentyna, Chile, Boliwia, Paragwaj, Urugwaj... i może Peru i Brazylia po kawałeczku.
:/

Tylko czekać, kiedy będą uciekać helikopterem przed kartelami itp.;)

Izi 06.01.2010 00:17

Big Brother powodzenia na trasie i widoków ładnych, i ludzi ciekawych, i szczęśliwego powrotu do domu.
Jakby co koleś tam podróżuje więcej tu: http://www.wojtektravel.pl/
może się gdzieś traficie, a może razem się gdzieś trafimy, bo plan mamy aby do niego na chwilę dołączyć :)

romanek72 06.01.2010 06:04

1 Załącznik(ów)
WITAM,http://s3.amazonaws.com/advrider/wave.gif
gratuluje super wyprawy.http://s3.amazonaws.com/advrider/clap.gif
Jak moge, jedno pytanko.http://www.advrider.com/forums/image...usicboohoo.gif

w Styczniu z Urugwaju jedziecie do Patagoni czy na pulnoc do Boliwi.http://s3.amazonaws.com/advrider/lurker.gif
Romanekhttp://s3.amazonaws.com/advrider/thumb.gif

Big_Brother 11.01.2010 19:08

czołem!

narazi walczymy o odbiór sprzętów z cła oraz NIESTETY czekamy ja kombinuje jak odzyskać skradziony/zagubiony? przez linie lotnicze bagaż.

jak ruszymy - pójdą relacje bardziej na gorąco... na razie kilka fragmentówz bloga na
www.motoamerica2010.pl :at:
(tam też zdjęcia, galeria i ślad ze spota gps)

NIEŹLE SIĘ ZACZĘŁO… JESTEŚMY BEZ BAGAŻY
Wchodzimy na pokład samolotu, a tam… REWELACJA! Ok. 70% wolnych miejsc! Każdy z nas wyspał się na 4 fotelach
Ale nic za darmo… Dostaliśmy BONUSA.
Bonusa w postaci “zaginiętego” bagażu
Siedzimy więc na lotnisku i załatwiamy ubezpieczenie – zaginęły nam WSZYSTKIE BAGAŻE!
Trochę nas to przeraża, bo został nam jedynie bagaż podręczny, w którym znaleźliśmy jedynie gazety na drogę, GPS-y, paszporty i kasę na drogę. Dobre chociaż to…
Rozdygotane nerwy pomaga nam uspokoić “cerveza fria” \

Udało nam się nie przepić całego odszkodowania jakie uzyskaliśmy za brak bagaży! Na razie dostaliśmy po 150 $ za opóźnienie a jeżeli się nie znajdą w ciągu 5 dni zaczniemy normalną likwidację szkody. Późno w nocy polskiego czasu (około 2) udało nam się dużym wodolotem dotrzeć do Montevideo. Tutaj czekał na nas nasz kolega Tomek.
Miasto dość dziwne, wygląda jak opuszczone a na ulicach dużo policji i dość niespotykane samochody.
Dzisiaj walczymy o swoje motory. Ciekawe co z nich zostało?

MONTEVIDEO
Po “wczorajszej” podróży (chyba nikt z nas nie liczył godzin spędzonych w samolotach, busach, promach itd) jesteśmy wreszcie w Montevideo.

Sytuacja dość niekomfortowa. Brak bagaży, nie wiadomo co z motorami, wyczerpani fizycznie ruszamy do naszej agencji celnej- gdzie po całym dniu spędzonym w kolejce do Immigration Office dowiedzieliśmy się, że motocykle będą do naszej dyspozycji za 7 dni…. ale ROBOCZYCH.
Zasugerowaliśmy więc, że od jutra przychodzimy do nich do biura codziennie- i że będziemy gotować tam na podłodze obiady oraz spać (a nie tworzymy cichej oraz miłej dla oka i nosa grupy )…
Po tego typu dyskusjach Pan agent pojechał z nami do portu, pokazał nasze rumaki oraz co najważniejsze!! udało nam się uzyskać lekkie przyspieszenie wszystkich procedur.

Jutro robimy jakieś podpisy i w połowie przyszłego tygodnia powinniśmy być wolni.
Nasze ulubione linie lotnize znalazły 5 z 9 walizek – więc jest nieźle :/ to już większość…

STYCZNIOWY WEEKEND NAD ATLANTYKIEM
Noc na atlantyckiej plaży… Ciepły piaseczek… Ogromne fale i woda ciepła jak w wannie…
Taaak… Zdecydowania na to zasłużyliśmy
Po ciężkich i pełnych nerwów dniach w mieście wypożyczyliśmy 12-osobowego busa i przy wtórze latino-music pojechaliśmy spędzić styczniowy weekend na plaży .
Trochę się martwiliśmy, że w busie marnuje się 6 miejsc i nawet zaczęliśmy się rozglądać za jakimiś autostopowiczkami, ale okazało się, że nawet 5 z 9 naszych toreb wypełniło pół ciężarówki…
Ta ogromna ilość bagażu, oczywiście o ile znajdzie się reszta, będzie nie lada wyzwaniem dla naszych crossów.
Niby wszystko było OK, ale po obiedzie dowiedzieliśmy się, że losy pozostałych walizek są nadal nieznane.
Ja nie mam nic!!! Kask, buty, śpiwór, kurtka, części do motocykla krążą sobie gdzieś po świecie…

WSZYSCY PIJACY SĄ DLA NAS NICZYM… NICZYM BRACIA!
Wczoraj udało nam się wreszcie zobaczyć coś godnego uwagi. Pojechliśmy niestety jeszcze busem na plaże- rezerwat …. Cabo Polonio, http://en.wikipedia.org/wiki/Cabo_Polonio ana której wylegują się foki.

Pomijając woń roznoszącą się wokół są to bardzo miłe zwierzątka tylko mają duże zęby i mordy jak nasze burki. Żeby tam dojechać trzeba zostawić samochód na parkingu i W PEŁNYM SŁOŃCU PRZY TEMPERATURZE 38 STOPNI tłuc się takim dziwnym pojazdem. Po godzinnym pobycie na plaży i drodze w jedną i drugą stronę jesteśmy tak opaleni, że prawdopodobnie wszystkim zejdzie skóra.

Następnym naszym celem była plaża Punto del Diablo….
Która jest mekką surferów. Poskakaliśmy w naprawdę dużych falach nadziałem się na jeżowca i pojechaliśmy sobie w poszukiwaniu miejsca do rozbicia kampingu.
Wczorajszy dzień był dla nas na tyle przełomowym, że uświadomiliśmy sobie, że podróżowanie w grupie 6 osobowej będzie bardzo trudne jeśli będziemy chcieli zachować tempo podróży. Sześć motorów – każdy może się popsuć, samo tankowanie trwa dłużej, sześciu facetów jeden chce napić się kawy drugi akurat zrobić fotkę itd.
Podjęliśmy więc decyzję o rozbiciu grupy na dwie. Jeszcze nie wiemy czy jechać w tym samym kierunku czy też wyjechać w przeciwnych i spotkać się po drodze i przekazać sobie informacje na temat ciekawych miejsc. Właśnie siedzimy sobie w kafejce i ustalamy szczegóły trasy…

sambor1965 12.01.2010 15:06

A u nas tez piekna pogoda. Przestalo padac, jest +16 i wszyscy jezdza na motorkach. W dodatku nagle potanialo paliwo - jest teraz po 2,30 zl. Szkoda ze was nie ma bo do polowy lutego mozna motorkami jezdzic po wszystkich parkach narodowych - bez ograniczen.

A tak bardziej serio to zazdroscimy Wam i wspolczujemy jednoczesnie. Powodzenia w procedurach, bedzie Wam potrzebne zdaje sie... Bo chyba ida na zmiekczenie skoro 3maja motorki tyle dni. Przeciez wszystkie docsy mieli. Oby tylko nie krzykneli wam jakiejs extra oplaty i powiedzieli ze jak nie to procedura sie przedluza i trzeba placic slono za kazdy dzien...

Big_Brother 14.01.2010 08:29

http://motoamerica2010.pl/
Dzisiejszy dzień to powrót do Montevideo. Postanowiliśmy przejchać przez La Paloma. Zastaliśmy tam poranne dogorywanie szalejącej całą noc imprezy i koncertu reagge. Ludziska śmigali jeszcze na pakach pickupów nawołując i pokrzykując. Wstąpiliśmy do knajpki i przy kawie i winie debetowaliśmy co i jak dalej z kierunkiem trasy.
Po naradzie ruszyliśmy w stronę miejsca gdzie nocowaliśmy w piątek. Udało nam się trafić do bardzo urokliwego miejsca Parku Narodowego Laguna de Roche Po przywitaniu nas przez strażnika parku na małym crossie od którego otrzymaliśmy błogosławienie i ulotki informacyjne pojechaliśmy na sam koniec cypla na odludną lagunę. Jak zwykle kąpiel, opalanko, kilka śmiesznych fotek jazda dalej.
Wstąpiliśmy do miejscowości San jose gdzie chcieliśmy coś kupić i zjeść. Doznaliśmy szoku cenowego gdzyż Maciek z Dimą za kawę i loda zapłacili 420$urugwajskich – co daje ok 70 zł. Okazało się, że znajdujemy się w jednym z droższych kurortów w Urugwaju. Teraz siedzimy na plaży i szykujemy kolację.

Z ostatniej chwili. Obecnie jesteśmy w hotelu SUR w Montevideo. Samochód oddany. Mamy też pozostałe bagaże oprócz torby Maćka. Są małe nadzieje że się odnajdzie w następne dwa dni.
Będzimy więc robić zakupy choć coś znaleźć na tego dryblasa nie będzie łatwo.:)
Wieczorem idziemy na wielkie steki i urugwajskie wina. Mamy szanse wyjechać na motkach za 1-2 dni.
No jakże by miało być inaczej zorganizowanej grupie tak wyśmienitych podróżników zabrakło paliwa w busie kilka km przed firmą do której zwracaliśmy auto:):
Autorem wpisu jest nasz wyjazdowy kolega Pretor- Jacek Starosielec

Big_Brother 14.01.2010 08:32

http://motoamerica2010.pl/ - foto i relacja live ;)
CZARNY DZIEŃ…. :( A NA KONIEC JAKIŚ PLUS
Dzień zaczeliśmy w od wizyty w naszych ulubionych liniach Aerolineas Agrentinas… no i od razu duży strzał w łeb – bo okazało się, że mój bagaż ostatecznie zaginął —no i muszę kupić sobie wszystko co potrzebuje na tą wyprawę… Jednym słowem duży probem bo po pierwsze kasa, a po drugie dotępność tego wszystkiego w Urugwaju (zwłaszcza w moim rozmiarze). Jednak po długich poszukiwaniach (na zdjęciu przymiarka kasku w sklepie dla policjantów) …udało nam się znaleźć odpowiedni horrendalnie drogi kask i gogle – rzecz najbardziej potrzebną do poruszania się po drodze. Było to już bardzo potrzebne- gdyż udało nam się potwierdzić odbiór motocykli na popołudnie. I tutaj uwaga… nacieszyłem się sprzętem poniżej godziny. W chwili nieuwagi w kolejce do odprawy celnej ktoś z miłych współinteresantów raczył złapac za moją torbę zawierającą nowiuteńki kask – i wybiec gdzieś w siną dal… Jak się zorientowałem – to jedyne co nam pozostało to kupić kolejny SHIT! Ale ostatecznie dzień skończył się pozytywnym akcentem – maszyny odebrane. Jutro rano ruszamy w drogę, promem do Buenos Aires (gdzie kupimy mój cały brakujący sprzęt) i dalej w dwóch grupach. Dima i ja na północ Reszta wyprawy na południe. Zgodnie z tym co wcześniej ustaliliśmy w Polsce – daje to jedyną szansę zrealizowania całego planu w ramach wyprawy. 4 osoby jadą prosto do ziemi ognistej i wracają Chile do granicy z Peru- dalej w zależności od czasu wjeżdżają do Boliwii i wracają do Montevideo. My z Dimą jedziemy trasą: Urugwaj- Buenos-Brazylia-Paragwaj-Boliwia-Peru-Chile… najbardziej jak się uda na południe -i (mamy nadzieję, że też dotrzemy do Ziemi Ognistej) tak by dać radę w 5 tygodni wrócić do Monevideo!

sambor1965 14.01.2010 10:26

No i tak nie jest zle. Macie w koncu motorki. Teraz szerokiej drogi i oby kask Ci sluzyl tylko jako zabezpieczenie przed wiatrem.

Wiem co czujesz, bo kiedys wyladowalem w Biszkeku i nie bylo mojego plecaka z ciuchami motocyklowymi.
Powodzenia!

Big_Brother 15.01.2010 14:16

ta... żeby opisać co czuję posłużę się kawałkiem dowcipu, kiedy to mama pyta Jasia o to co tata powiedział jak zobaczył świadectwo...

a Jaś mówi: - a ominąć brzydkie słowa?
- No jasne
- no to w zasadzie NIC NIE POWIEDZIAŁ :)

Big_Brother 17.01.2010 05:55

0 KM – MONTEVIDEO *** WYRUSZYLIŚMY!!
WRESZCIE! UDAŁO NAM SIĘ W KOŃCU WYRUSZYĆ!

Na pierwszych dwustu kilometrach trasy utwierdziliśmy się w przekonaniu, że małe grupy są rozsądnym rozwiązaniem.

Najpierw Włodkowi spadła klema i zanim dostał się do akumulatora szukaliśmy się po drodze i pół godziny leżeliśmy.
W trasie Rogalowi skończyło się paliwo – i na szczęście Africa Twin z 42 litrowym bakiem mogła połużyć mu za stację paliwową.
Około godz 16 stan licznika: 220km – dotarliśmy na prom do Buenos Aires.
I znowu ZONK…
Kolejne ponad sto USD za przeprawę popsuło nam humory.
Próbowaliśmy się zorientować, gdzie i jak załatwić pozostałe formalności celne związane z faktem zaimportowania motocykli do Urugwaju.
WSZYSCY jednak nam mówili, że to nie problem. Że wystarczy 1 godz przed check-in’em…
Uznaliśmy zatem, że to OK i pojechaliśmy na obiad (prom miał płynać od 20 wieczorem).

Siedzimy sobie spokojnie, na luziku w knajpie i nagle, PRYWATNYM samochodem, przyjeżdża jakiś facet i mówi, że jest celnikiem. I że skończyli już co prawda pracę, ale ponieważ
dzwonili do nich z Montevideo, że przyjedziemy – to cały czas na nas czekają.
Gość pojechał szukać nas po całym mieście! I znalazł!!! SZOK!
Gdyby nie on, to by nam się wszystko znowu przesunęli o 24 godziny. No i strata kasy za prom.
Wróciliśmy więc czem prędzej do portu, dzie dokończyliśmy odprawę i załadowaliśmy się na prom.
O północy odbiliśmy i popłynęliśmy do boskiego Buenos…

220 KM – ARGENTYNA *** BOSKIE BUENOS!
14.01 – OD PÓŁNOCY DO RANA…
Siedzimy w porcie w Buenos, gdzie w ramach ciągu dalszego mojego pecha, okazało się, że właśnie padł system komputerowy Urzędu Celnego i musimy poczekać…
No i cóż, czekamy…
Nareszcie! Nad ranem, wolni i z permitem na poruszanie się motocyklem po Argentynie, wyjeżdżamy na ulice tego 18-milionowego miasta giganta.
Krótkie pożegnanie z resztą naszej paczki (ich dalsze losy możecie śledzić na blogach podlinkowanych na stronie głównej) i zostajemy z Dimą sami.
Znaleźliśmy hotel z podziemnym garażem, który czasy świetności miał zaraz po II wojnie swiatowej… i „Buenos Aires sinior Siara~!”

14.01 – PIERWSZA POŁOWA DNIA
Szukamy w tym mrowisku sklepów ze sprzętem turystycznym i motocyklowym… To naprawdę ogromne mrowisko…
Dodatkowo temperatura jak w hucie, zmusza do przemykania pod ścianami w poszukiwaniu skrawków cienia.
Plan na wieczór – wreszcie wyruszyć na Północ

1270 KM *** NOC WŚRÓD DZIKICH… STWORÓW
I SZLIFOWANIE ASFALTU
Spędziliśmy noc pod namiotem, przy ognisku. Wokół las pełen odgłosów i wrzasków dzikich stworzeń.
W pewnym momencie mówię do Macieja: “Patrz, jakie pająki tu się wałęsają”. Świecimy latarką, a tu godnych rozmiarów, czarna, włochata tarantula…
Od rana gorąco nie do opisania. Wszystko wokół w czerwonym pyle.
Ale trzeba też wspomnieć o przebłysku szczęścia w morzu dotychczasowego pecha. Kiedy wyjeżdżaliśmy z Buenos Aires Maciej przy wyjeździe z rodna, uciekając przed rozpędzoną taksówką, zahacza kufrem o mnie! Ja poleciałem do przodu, a on zaczął szorować kufrem po asfalcie. Nie do wiary – nie zaliczył gleby! Afryka w pędzie się podniosła i pojechała dalej! Uff!!!
Dziś mamy reszcie off road i planujemy wieczorem zawitać do Brazylii. Po drodze chcemy zobaczyć wodospady Iguazu.

yasiu71 17.01.2010 10:14

Czytam i czytam. Patrze na termometr, jest -4st.c. Pająków nie widziałem chyba ze 3 miesiące. Chyba wam zazdroszcze[tej tarantuli oczywiście]. POWODZENIA.

sambor1965 17.01.2010 10:57

troche sie u nich dzieje. Przeklejam za motoamerica wiesci z niedzieli...


W drodze do Peniusula Valdes

Pogoda nas zabija. W drodze nad morze termometr wskazuje 39 stopni! Dakar zaczyna się przegrzewać. W tym upale jego max prędkość to 100 km/h. Wcześniej po drodze zabieramy na ogon małego crusera na brazylijśkich numerach. Próbował trzymać tempo 120 km ale w pewnym momencie zobaczyłem w lusterku obłoki dymu. Rogal się przy nim zatrzymał. Poszła chłodnica oleju. Przystanki robiliśmy co 50 km aby się ochłodzić gdzieś w cieniu lub na stacji benzynowej. Dobiliśmy do jakiegoś campingu w górach. Vlad złapał gumę w tylnym kole. Z rana trwają prace remontowe. Ruszamy dalej aby nadgonić. Nocujemy ponownie na dziko przy wielkim klifie. Strasznie wiało więc sen słaby a w dodatku w namiocie kurz. Pobudka o 6, kawka i kanapka i w drogę. Po 10 km zaczyna się super szutrówka. Rozdzielamy się i mkniemy kilkadziesią km wzdłóż klifu. Motocykle rzuca od czasu do czasu. Jest zjazd na plażę. Ogień i już jadę przy wodzie. Powrót na drogę niemożliwy. Gs kopie się po osie. Chłopaki wypychają. Lecimy dalej. Wyprzedza mnie Tomek. Leci jakieś 110 km/h po szutrze na łysych gumach. Źle się to kończy. Przed wioską ląduje w rowie. Motocykl mocno rozbity. Kawałki części rozleciały się na jakieś 50 m. Zebra nie ma reflektora, owiewki połamane, kufry powykrzywiane i popękane, kierownica skrzywiona...itd.

Tomek obolały ale cały. Dzisiaj klejenie sprzęta.

Zmęczeni całodziennymi zdarzeniami lądujemy w miasteczku Viedna.

Andrzej_Gdynia 17.01.2010 13:37

Jezu, to horror w odcinkach...

Robert Movistar 18.01.2010 12:46

Faktycznie, jakoś pechowy jak dotąd ten wyjazd....

sambor1965 19.01.2010 22:09

No z tego co wyczytalem to Tomek z Transalpem wychodzi jutro ze szpitala.

Z oficjalnego blogu:

Informacje

1. Do rodzicow Tomka.

Prosze sie nie martwic. Ogolnie wszystko wyglada pozytywnie. Tomek mial sporo szczescia. Udalo nam sie go pozostawic pod opieka jednego z najlepszych lekarzy w miescie ktory akurat spedzal weekend w miejscowosci gdzie zdarzyl sie wypadek. Szptal w dobrym stanie a sama sluzba zdrowia nie stwarza problemow z dokumentami. Lecza Tomka za darmo. Jak wyjezdzalismy to Tomek juz czul sie normalnie. Troszke nas martwi brak kontaktu z nim. Jakby cos zawsze zawrocimy lub spotkamy sie po drodze. Trzymamy reke na pulsie. Dodatkowo Tomek dobrze sobie radzi bo zna dobrze angielski i w miare dobrze dogaduje sie po hiszansku.

2. Do Tomka.

Tomek odezwij sie chociaz w tym blogu w komentarzach lub napisz cos do nas na swoim blogu.
Czekamy na tel od Ciebie ale wiemy ze masz klopoty z karta. Nie pisz na mojego maila bo ja odbieram go z outlooka a nie zawsze jest wifi. MASZ NAPISAC KONIECZNIE CO ZAMIERZASZ.
Martwimy sie i zbytnio nie wiemy co dalej robic w Twojej kwestii. Moze kup
Dzisiaj jedziemy dalej.

Big_Brother 22.01.2010 07:00

hej.

po pierwsze gwoli wyjaśnienia- to rozdzieliliśmy się na 2 grupy... z czego ja jadę w tej północnej - (aktualnie w Boliwii)
nasza relacja bardziej aktualna niż u nas na forum na www.motoamerica2010.pl

po drugie kolega Tomek wyszedł ze szpitala.

po trzecie - co niewiarygodne Policja w Urugwaju odzyskała mój skradziony kask!!!- jasny gwint- 3śwat - a jednak pracują. dzisiaj policjant z posterunku w Montevideo wysłał do mnie list ze zdjęciami kasku - bym potwierdził, że to mój!!
:at:

Big_Brother 22.01.2010 07:11

ciąg dalszy relacji:

1685 KM – U STÓP IGUAZU
WIECZORKIEM DOJECHALIŚMY DO WODOSPADÓW IGUAZU.
Drogę mieliśmy dobrą, ale nie bez przygód.
O nie! Na trasie skończyła się przednia opona Maćka.
Musieliśmy więc szukać nowej i dokonać wymiany.
Na szczęście udało się.
Pod koniec dnia otrzymaliśmy niewesołą informację od grupy południowej, że jeden z naszych kolegów miał wywrotkę…

Wpadł do rowu, rozwalił motor i sam niestety również trochę się poobijał. Obecnie jest w szpitalu na obserwacji, a reszta chłopaków usiłuje zreanimować motor.

1725 KM – WODOSPADY IGUAZU,
BRAZYLIA I WJAZD DO PRAGWAJU
Wstaliśmy wcześniej żeby mieć więcej czasu na oglądanie Parku Narodowego Iguazu. Nasze plany pokrzyżowała pogoda – iście tropikalna ulewa, jednak i tak już ok. godz. 10 byliśmy w parku, deszcz ustał a słońce ponownie dawało się we znaki.
Na zwiedzanie parku przewiduje się 3 dni. My nie mieliśmy tyle czasu.

Udało nam się jednak zrobić ponad 7 km spacer po lesie tropikalnym oraz obejrzeć największy wodospad – Garganta del Diablo (Gardło Diabła), który ma wysokość 72 m, wyższą niż Niagara. To naprawdę robi wrażenie.

Ładne zdjęcia pod adresem: http://obiezyswiat.org/index.php?gallery=106

Lekko wyczerpani spacerami (temperatura 40 stopni w cieniu wilgotność bliska 100%) ruszyliśmy w dalszą drogę.
Wjechaliśmy do Brazylii. Pierwsze odczucie to że jest się w Europie. Bardzo odbiega ten kraj od pozostałych z tego rejonu.
Udało nam się jeszcze przekroczyć granicę z Paragwajem. Tutaj wszystko wróciło do normy – 3 świat.
Najbliższe dni będą dla nas chyba największym wyzwaniem terenowym??? Czeka na nas najtrudniejsza trasa regionu. Przewodnik mówi że w porze suchej autobus jedzie tam 28 godz. kiedy pada kilka razy dłużej- a własnie pada
Dobiegły nas nieststy niezbyt dobre wieści od grupy południowej. Nasz kolega Tomek został jednak dłużej w szpitalu. Reszta popędziła dalej. Może ich dogoni…

2353 KM – DROGA TRANSCHACO
PARAGWAJ-BOLIWIA
Wreszcie udało nam się znaleźć stację benzynową
i po raz pierwszy od dawna zasięg GSM. Wczoraj dotarliśmy do stolicy leżącej w centrum Paragwaju
- Asuncion. Dość długo szukaliśmy miejsca na nocleg,
w końcu ok. północy udało się.
Stolica, jak to stolica – bieda, żebracy,
handel i gastronomia w podłych warunkach…
Ponadto komplety brak jakichkolwiek drogowskazów. Jeśli idzie o przestrzeganie przepisów to nikt sobie tym głowy nie zawraca . Nawet zastanawialiśmy się, czy jakieś przepisy tam obowiązują, ale ten problem rozwiązali policjanci. Okazało się, że jednak jakieś przepisy obowiązują. Kazali nam kupić kamizelki odblaskowe, bo, zgodnie z przepisami, trzeba w nich jeździć od 18 do 6 rano .
Dobrze że w końcu znaleźliśmy stację benzynową, ponieważ ostatnio kupowaliśmy paliwo w butelkach po Coli od miejscowych wieśniaków.
Koszmarny upał, choć w nocy troszkę się ochładza. Temperatura “spada” do 38 st. C gdzieś w okolicach 24-tej
Jazda w ciuchach motocyklowych absolutnie nie wchodzi w grę.
Właśnie skończyły nam się mapy w GPS-ach i teraz suniemy na czuja. Całkowity brak drogowskazów, o którym pisałem wyżej, nie ułatwia nam zadania, oj nie ułatwia .

3050 KM – BOLIWIA I BRAK WSZYSTKIEGO
OSTATNIE KILKASET KILOMETRÓW TO KOMPLETNE BEZDROŻA.
Ostatnie ok. 400 km brak stacji benzynowej, sklepów, brak wszystkiego.
Jesteśmy w Boliwii, a tu nie wiedzą, co to takiego internet, więc o fotkach jak na razie nie macie co marzyć
Na dodatek zaczęły się łapówki…
Łapówki i kontrole. Trudno znaleźć miejsce na nocleg, bo strefa przygraniczna nieustannie patrolowana. Nawet w nocy się szwendają…
Odprawa paszportowa jakieś 200 km przed granicą Boliwii, a w Boliwii 80 km za granicą! Ledwo trafiliśmy jadąc zapylonymi w pień bezdrożami.
Noclegu szukaliśmy już po ciemku, w krzakach. Noc nie upłynęła zbyt spokojnie – cały czas jakieś stwory buszowały wokół namiotu.
Rano Maciej łapie laczka i po łataniu gumy w morderczym upale wreszcie ruszamy. Kilka km od miejsca naszego noclegu miejscowi wyprawiają skórę geparda, albo innego kotka… Ciekawe czy to ten, który nas budził?
W BOLIWII OBOWIĄZUJE HASŁO DLA KIEROWCÓW: PIJ NIE WIĘCEJ NIŻ DWA PIWA!
Teraz pomykamy przez góry w kierunku Solar de Uiuni.

polecam artykuł o Boliwii:
http://www.polskatimes.pl/magazyn/18...tml#material_1

:):at:

Misza 22.01.2010 10:10

Ja pierdziele. Czadzik po prostu.

bajrasz 22.01.2010 13:35

Jak tak dalej pójdzie, to zaoszczędzą na transporcie motocykli, bo nie będzie co wysyłać z powrotem ;)

Big_Brother 25.01.2010 05:09

3140 KM – BEZDROŻA BOLIWII

Bezdroża Boliwii
Dotarliśmy wreszcie do misteczka z internetem.
Ostatnie kilometry to naprawdę trasa rajdowa…
No i na dodatek trasa, która nie wybacza żadnych błędów!
Na każdym zakręcie pełno krzyży po nieszczęśnikach,
którzy byli mało uważni.
Droga osypuje sie, a prowadzi nad kilkusetmetrowymi przepaściami. Pełna luźnych kamieni i piasku. Obaj już mieliśmy po krytycznym hamowaniu – takim, że włosów siwych nam przybyło.
Mamy takimi drogami jeszcze ok 400 km do miejscowości Uyuni, gdzie planujemy przejechać przez największy solar na świecie.


3720 KM – UYUNI I CHOROBA WYSOKOŚCIOWA

CHOROBA WYSOKOŚCIOWA I GLEBA ZA GLEBĄ…
Dziś kolejny dzień jazdy przez góry. Dotarliśmy do miejscowości Uyuni, z której wybieramy się na Solar de Uyuni – największą na świecie pustynię solną. Wyobraźcie sobie wyschnięte jezioro na wysokości 3700 m n.p.m.
W górach nie udaje nam się zrobić więcej niż 250-300 km dziennie. To bardzo trudny teren, który raczy nas wszystkimi możliwymi utrudnieniami: kamienie duże i małe, sypki piasek, koleiny, bardzo zmienna pogoda i bardzo wąskie drogi cały czas nad przepaścią (od 50 do kilkuset m).
Zdarzało nam się jechać z prędkością 10 km/godz., przytuleni do ściany, bo strach było spojrzeć w dół.
Kamienie są tak ostre, że po przejechaniu kilkuset km skończyły nam się opony. Na szczęście udało nam się wcześniej kupić opony na tył motoru Macieja. Z kolei mój motor nabiera coraz bardziej off-roadowego wizerunku.
Niektóre jego elementy, jak tylny błotnik i podnóżek znajdują się w bagażniku, a nie na swoim miejscu.
Lewy kufer mam już bardzo pogięty i jakiś czas temu stracił szczelność.
Przy tym wszystkim Boliwia, to jak na razie najpiękniejszy kraj, jaki widzieliśmy.
Fantastyczne góry – cały czas przebywamy na wysokości do 4500 m n.p.m. Bóle głowy i takie tam. Na szczęście sprzedają tu takie zielone listki. Nie wiemy co, ale pomaga
Przejeżdżamy przez przepiękne płaskowyże o różnych barwach i odcieniach.
Ludzie są bardzo uprzejmi i zainteresowani naszą wyprawą. Jedzenie, które nam serwują takie sobie, ale da się zjeść.
Na stacji benzynowej powiedziano nam, że benzyna dotrze… za dwa dni! Trochę nas to załamało, ale udało nam się coś załatwić.
No to lecimy na pustynię.
PS1
Oglądajcie na satelicie TV Bolivia bo udzieliliśmy wywiadu!. Niezłe jaja
PS2
Pozdrowienia dla chłopaków z południa!
Mamy nadzieję, że Tomek już Was dogonił!

Big_Brother 30.01.2010 00:45

zdjęcia, mapa, filmiki itd na stronie bloga www.motoamerica2010.pl :)
:at:

4300KM – LA PAZ I WSPOMNIENIA Z SALAR DE UYUNI
No i dotarliśmy do jednego z ważniejszch punktów naszej wyprawy. Salar de Uyuni. Wyschnięte słone jezioro na płaskowyżu Altiplano w Andach. Położóne na wysokości ponad 3600 m zajmuje powierzchnię ponad 10 tys. km2. Trudno nie oprzeć się wrażenu ze stoi się na zamarzniętym morzu a jednak to czysta sól zbita w kamień.
Wszędzie gdzie spojrzysz po sam horyzont skorupa soli w dodotku idealnie płaska – różnica wzniesień nie przekracza 40 cm.

Oczywiście jest to doskonały biznes dla miejscowych którzy masowo z pobliskiej miejscowości Uyuni wożą turystów swoimi samochodami terenowymi na tą dziwną pustynię. Sama miejscowość Uyuni to przepraszam za wyrażenie ale zabita deskami dziura jakich tu wiele. Brak restauracji, hoteli, czegokolwiek nawet utwardzonych dróg w centrum.
Dodatkową “atrakcją” w Uyuni jest złomowisko parowozów na obrzeżach miasta.

Niestety miejscowi chyba źle zrozumieli intencję tego miejsca i uznali je za śmietnik więc masowo przywożą w tutaj śmieci. Nie wpływa to pozytywnie na zwiedzanie tego “muzeum”.
Po wizycie na solnisku pojechaliśm w stronę La Paz – siedziby rządu Boliwii. Ponownie czekał nas spory kawałek “szutrami” przez góry.
Udało nam się znaleźć piękną polanę na nocleg. Wprawdzie niezbyt daleko od “drogi głównej” ale była naprawdę urocza i płaska!
Jesteśmy w górach więc pogoda nas tu specjalnie nie rozpieszcza. Temeratury wachają się od 29 do 6 stopni! Dodoatkowo często pada deszcz. W nocy spotkała nas taka ulewa, że spanie było dość utrudnione. Dobrze natomiast zrobiło to motorom bo były tak oblepione solą, że trochę się o nie obawialiśmy. Wielki szacunek dla polskiego producenta namiotów (nie napiszemy jakiego – kryptoreklama) – przetrwaliśmy bez szwanku. Rano okazało się, że cała polana jest pod wodą a nasz namiot stoi w jedynym w suchym miejscu. Ale szczęście.
Drogi w Boliwii należą do wymagających ale po intensywnych opadach ich stan przkroczył nasze najśmielsze oczekiwania. Cały ten pył i kurz jaki wzbijał się podczas pokonywania kolejnych kilometrów zamienił się w gliniastą maź. Dla jeżdżących motorami crssowymi (pozdrowienia dla wszystkich znajomych nieznajomych motocyklistów) temat jest znany i określany mianem – RODEO!!! Tyle że tutaj występuje to we wzmożonej sile a spływająca, całymi rzekami, z gór woda nie ułatwia podróżowania.

4490 KM – CAMINO DEL MUERTE – DROGA ŚMIERCI…

Droga śmierci
Wyjechaliśmy z La Paz w ulewie.
Przełęcz na wysokości 4700 m pokonywaliśmy przy temp. 5 st. C.
Po dniu pełnym mordęgi, z oczami dookoła głowy, pokonaliśmy najniebezpieczniejszą trasę świata – Drogę Śmierci. Rocznie ginie tu ok. 300 osób!!!
“Droga” wiedzie na przepaściami. Na ich dno prowadzą pionowe, 500-metrowe ściany.
Po pierwszych ok. 80 km względnie utwardzonej nawierzchni, szlak zaczął prowadzić pełnym błota, szerokim na 3 m traktem po urwiskach. Na czymś takim muszą mijać się ciężarówki… A wygląda to tak, że kiedy dwa takie pojazdy się spotkają, to po długich targach i kłótniach, ktoś musi ustąpić i na wstecznym szuka miejsca, gdzie dadzą radę się minąć.
Manewr wymijania wygląda tak, że koła prawie wiszą nad przepaścią, a blachy się o siebie ocierają.

Na szczęście mamy to już za sobą i jutro zaczynamy… najtrudniejszy of road wyjazdu: króciutkie kółko Kordylierami. Ca 680 km, na końcu których czeka nas jez. Tititaca.
Część naszej trasy biegnie ścieżkami, wzdłuż strumieni. Przy tych drogach widnieją na mapach ostrzeżenia: “Przejezdne wyłącznie w porze suchej!”.
Diabli wiedzą, jak to będzie – bo właśnie popaduje

Big_Brother 30.01.2010 00:49

zdjęcia, mapa, filmiki itd na stronie bloga www.motoamerica2010.pl
:at:

5040 KM – PIEKŁO I RAJ NA ZIEMI…

PO OSTRYM OFF-ROAD’ZIE
WRESZCIE DOTARLIŚMY NAD JEZIORO TITICACA
Ostatnie kilkaset kilometrów to niesamowite przeżycie i wyzwanie, które zafundowaliśmy sobie po krótkiej analizie trasy kolegów z grupy południowej. Postanowiliśmy nie jechać już na samo południe Ameryki.
Obaj sporo jeździmy lekkimi motocrossami, więc uwierzcie nam, że byle szutrowej lub błotnistej dróżki nie nazwalibyśmy wyzwaniem…
Wielu z naszych kolegów jeździło w góry na krótkie wyprawy enduro i wiedzą, że zabawa zaczyna się kiedy jest podjazd dłuższy niż 30 m. A najlepiej, jak ma minimum 300 m. Tutaj 300 m było od zakrętu do zakrętu o 180 stopni! A podjazdy ciągnęły się po kilka kilometrów. Kamienie. Duże i małe oraz świeżo zmoczona glinka. Pełna frajda. Jeśli się zatrzymywaliśmy natychmiast ześlizgiwaliśmy się w dół!!! I ponowna próba. Wszystko to nie lekkimi crossami, tylko maszynami po 350 KG!!! Sami nie wierzymy, że nam się udało.

Można odnieść wrażenie, że Boliwia podzielona jest na dwa światy A i B. Tutaj trafiliśmy zarówno do piekła (B) jak i nieba (A) na ziemi… Zaczęło się od wysokości w niebie i w chmurach – 4700 m n.p.m. z temperaturą 3 st. C. w ulewie, przez szybkie zjazdy do wysokości 500 m n.p.m. z temperaturą 42 st. C i w wilgotnością 100%. I do tego 100 % dżungli.
I tak przez 3 dni: bezustanna walka z drogą ledwie trzymającą się zboczy nad przepaściami po kilkaset metrów.
Raz widoczność na kilkanaście kilometrów, za moment na 5-10 metrów… Co było tym trudniejsze do zniesienia, że wcześniej wdzieliśmy ile można by pofrunąć w dół…

Boliwijski świat „B” to ludzie żyjący w biedzie i ubóstwie. Nie pracują, a ich jedynym zajęciem w życiu to nie robienie niczego. Siedzą sobie przed domem i myślą, co przyniesie jutro. Z tego, co zauważyliśmy, w przerwach między nic nie robieniem zajmują się głównie płodzeniem dzieci. Z drugiej strony, to niespecjalnie mają co robić. Brak pracy i perspektyw na jej zdobycie, odcięci od świata odległością, a właściwie czasem podróży do niego. Każdy spotkany Boliwijczyk podawał nam odległości w godzinach, a nie w kilometrach. Nie zawsze się to sprawdzało, ponieważ jeden brał pod uwagę rower a drugi np. ciężarówkę z kamieniami.

Ta beznadzieja doprowadza do takiej samej rozpaczy ich zwierzęta domowe. Na jednym z OESÓW Maciejowi rzucił się pod koła ogromny byk pasący się przy drodze. Miejscowi mówili, że pewnie chciał popełnić samobójstwo. Niestety przeżył. Oczywiście byk. Maciejowi też nic się nie stało, tyle tylko że ma teraz jeden z kufrów pokryty futerkiem.
Jadąc po 12h udawało nam się zrobić aż… 150km dziennie!
Strumienie przykrywające całkowicie siedzenie motocykla, zawalone drogi, przewrócone drzewa, lawiny błotne, osuwiska skalne, ciągłe zmiany wysokości i miliony owadów na dole!! A do tego choroba wysokościowa, gdzie nawet rozbicie namiotu kończy się zadyszką, a co dopiero podnoszenie motoru.

Któregoś dnia budzimy się rano i okazuję się, że namiot jednak nie taki dobry – bo ma dziury… Po chwili znaleźliśmy sprawców. Część namiotu oraz kilkadziesiąt kilkucentymetrowych dziur w spodniach i poważnie nadjedzone buty – to sprawka termitów! Mamy jednego zasuszonego na wzór.
Niewiarygodne! Gdyby ktoś nam to opowiadał w życiu byśmy mu nie uwierzyli. Termity w jedną noc zniszczyły sprzętu za parę tysięcy zł!
Warto było nadrobić te kilka dni drogi dla takiej przygody. Dla zainteresowanych mamy ślad z nawigacji.
:vis:

wlodar 07.02.2010 10:32

Panowie!!!
Ważna sprawa! takiego smsa dostałem od Macieja vel Big_Brothera:

"Wazne! Mozesz kogos zapytac? Co to jest. Dymi bardzo mocno jak hamuje biegami. Bierze olej. Zaczelo sie dzisiaj. Ile da sie na tym jechac!?"

tak ze wyglada to średnio ciekawie... piszcie co to może być i czy da radę z tym jeszcze coś pojechać.

rambo 07.02.2010 12:58

pewnie uszczelniacz od zaworów, ale mam nadzieje że sie myle :Thumbs_Down:

danek-dr 07.02.2010 13:01

Na moje oko ciągnie olej z góry z głowicy, jeśli to przy hamowaniu silnikiem. Może uszczelniacze. Mniej prawdopodobne że to pierścienie puszczają, ale wykluczyć nie można. Tylko że tak z nagła? Może jakaś odma pociągneła do airboxa i wywaliła do gażników. Lub się przewrucił/położył maszynę i tam się przelała oliva. To mi przychodzi do głowy.

puntek 07.02.2010 14:00

Cytat:

Napisał danek-dr (Post 98545)
Na moje oko ciągnie olej z góry z głowicy, jeśli to przy hamowaniu silnikiem. Może uszczelniacze. Mniej prawdopodobne że to pierścienie puszczają, ale wykluczyć nie można. Tylko że tak z nagła? Może jakaś odma pociągneła do airboxa i wywaliła do gażników. Lub się przewrucił/położył maszynę i tam się przelała oliva. To mi przychodzi do głowy.

da się jechać ale oliwę trzeba sprawdzać częściej - np po 100 km sprawdzić jak się mam do poprzedniego stanu...
tragedii nie ma , chyba że się okaże że po 100 km brakuje litra :(

rambo 07.02.2010 14:59

Cytat:

Napisał danek-dr (Post 98545)
Na moje oko ciągnie olej z góry z głowicy, jeśli to przy hamowaniu silnikiem. Może uszczelniacze. Mniej prawdopodobne że to pierścienie puszczają, ale wykluczyć nie można. Tylko że tak z nagła? Może jakaś odma pociągneła do airboxa i wywaliła do gażników. Lub się przewrucił/położył maszynę i tam się przelała oliva. To mi przychodzi do głowy.

AIRBOX ma odpływ wiec raczej to nie to. Owszem w airboxie moze się zebrać olej jak odpływ się już wypełni(fabrycznie jest tam korek by nie lało pod moto olejem) to może się nalewać do gaźników.
Maciek napisał Włodarowi, że ubywa oleju, wiec tak nagle to tylko mogło uszczelniacz zaw. wyjebać, albo uszczelkę od odmy, pomiędzy deklem od zaworów a głowicą. Nic innego mi do głowy jako nie mechanikowi nie przychodzi :confused:

wieczny 07.02.2010 16:52

Myślę, że uszczelniacz. U mnie tak było.

Z resztą co by nie było, jedyne wyjście to dolewać i jechać, nie? I słuchać czy nie stuka coraz głośniej.

MECENAS 07.02.2010 22:14

Niezły horror mam nadzieję że z happy endem będzie.
Napięcie rośnie z odcinka na odcinek.

Trzymam kciuki.

magda 08.02.2010 12:56

Panowie!!!
Maciej raz jeszcze potrzebuje Waszej pomocy, sms od niego:
"PILNE! thx za odpowiedź. Afryka się sypie, ile trwa wymiana sprzęgła w niej.Ile ujadę na ślizgającym się się sprzęgle. Da się coś naciągnąć itp. by jechała dalej"?
Z góry wielkie dzięki za podpowiedzi!

Poncki 08.02.2010 13:01

Niech się wypowie ktoś mundry ale tak sobie myślę, że jeśli bierze olej i pada sprzęgło, to może Afri wzięła dużo oleum i przytarły się tarcze.

Nie wiem czy ma to sens ale rzucam do przemyślenia.

wlodar 08.02.2010 14:38

Robi się coraz ciekawiej... Czyż nie?? ;)

rambo 08.02.2010 14:43

No żeby się afryka psuła a bmw nie :dizzy:
to chyba jakiś fotomontarz :confused:





;)

Lepi 08.02.2010 14:46

Na sprzęgło jest kilka rozwiązań tymczasowych. Nie wiem do końca jak jest w afri ale pewnie nic specjalnego.
Opcja 1, podłożyć podkładki pod sprężyny dociskające tarcze.
Opcja 2, dołożyć jedną przekładkę więcej (jak się ma) może być z innego moto, ew. przetoczyć żeby wlazła.
Opcja 3, (hardcore) przewiercić w dwóch miejscach przekładki razem z tarczami i wsadzić dwie śruby. Sprzęgło zazębione na stałe więc problem z ruszaniem, trzeba na pych. Niemniej koleś tak przejechał kawał Mongolii :)

Ostatecznie sprzedać afrykę ;)

Franz 08.02.2010 14:54

- czy raczej nie spalił tarcz z powodu braku chłodzenia (czytaj braku oleju).W ciężkich warunkach afra olej bierze. No niestety.
Na czas nieskontrolowany stan, potrafi się przypiec to i owo i może przytarł
pierścionki i dlatego dymi i bierze jeszcze więcej?

wlodar 08.02.2010 17:03

Wszystkie spostrzeżenia i opinie wysłałem Maciejowi.
Mam nadzieje ze dadzą sobie radę.

MECENAS 08.02.2010 20:31

Włodar na zwrot zbiornika to chyba już nie liczysz ???

podos 08.02.2010 23:06

Miał KNa? ubogo ustawioną mieszankę do jazdy po wysokościach? Mogli przegrzac glowicę. Z tym sprzeglem to nie wierzę, ze predzej by nie zatarł panewek. Nie wiazał bym tych dwóch spraw. Za duzo dzidy na połsprzęgle?

wlodar 09.02.2010 03:03

Cytat:

Napisał podos (Post 98869)
Miał KNa? ubogo ustawioną mieszankę do jazdy po wysokościach? Mogli przegrzac glowicę. Z tym sprzeglem to nie wierzę, ze predzej by nie zatarł panewek. Nie wiazał bym tych dwóch spraw. Za duzo dzidy na połsprzęgle?

O tym samym pomyślałem wczoraj, przypominając sobie wasze przygotowania i naukę rozbierania DynoJetów w Kletnie;)
z resztą teraz mniejsza o przyczynę ważny jest skutek.
Chłopaki walczą i na razie chyba wygrywają:)
takiego smsa dostałem godzinę temu od Macieja:
"Narazie jedzie. Zrobilismy z gumki taki odciag linki przy silniku. Pzdr i dzieki."
Czyli jak to Misiak mawia:
"nie rób dziadostwa, zwiąż drutem!"chłopaki dają radę, w końcu szara tasma zbrojona i guma do żucia to podstawowy materiał naprawczy wszystkich urządzeń ;)
Oby wytrzymało do końca!!!!

sambor1965 10.02.2010 09:02

Z bloga Maćkowego
"Po wchłonięciu całej wody z chłodnicy, a następnie oleju biedna Africa nie miała innego wyjścia, jak spalić sprzęgło i… przestać jechać.
Do Montevideo najkrótszą drogą zostało nam około 3000 km. I to przez najbardziej suchą pustynię świata – pustynię Atacama. Do tego przeprawa przez górskie przełęcze na wysokości 4000 m n.p.m.
Po nocy pełnej dyskusji na temat tego, co dalej robić, jak tego trupa dostarczyć na prom oraz po kilku telefonach do zaprzyjaźnionych mechaników, dowiedzieliśmy się, że mamy kilka rozwiązań. Od delikatnych działań typu podkładka pod docisk sprzęgła, po bardziej drastyczne propozycje: przewiercenie tarcz sprzęgłowych i skręcenie ich na stałe. W tym przypadku pytanie, jak ruszać i się zatrzymywać pozostawało bez odpowiedzi…
Zdecydowaliśmy się na własną metodę – dorobiliśmy “profesjonalny” odciąg linki sprzęgłowej i… ŻYJE!!!
ŻYJE I JEDZIE!

Fakt, że trochę wolniej, a co 100 km dolewamy pół litry oleju i wody ale JEDZIE!
To jednak niezawodny motor. Zobaczymy co czeka nas dalej. Póki co jesteśmy dumni ze swego kunsztu mechaników i śmiało wyruszyliśmy pustyni na spotkanie."

Troche groznie to wyglada, niby duzo nie zostało, ale...

zombi 10.02.2010 12:27

O Qrwa. Są twardzi.
Problem za problemem, a kolesie drutem, patykiem, taśmą i dzida do przodu.
BRAWO PANOWIE :brawo:

Poncki 10.02.2010 12:29

Wysłałem bratu ten wycinek relacji i mi odpisał:

<style>v\:* { BEHAVIOR: url(#default#VML) } o\:* { BEHAVIOR: url(#default#VML) } w\:* { BEHAVIOR: url(#default#VML) } .shape { BEHAVIOR: url(#default#VML) }*</style><o:smarttagtype namespaceuri="urn:schemas-microsoft-com<img src=" images="" smilies="" redface.gif="" border="0" alt="" title="Embarrassment" smilieid="2" class="inlineimg"></o:smarttagtype><style> st1\:*{behavior:url(#default#ieooui) } </style><style> <!-- /* Font Definitions */ @font-face {font-family:Wingdings; panose-1:5 0 0 0 0 0 0 0 0 0;} @font-face {font-family:Verdana; panose-1:2 11 6 4 3 5 4 4 2 4;} /* Style Definitions */ p.MsoNormal, li.MsoNormal, div.MsoNormal {margin:0cm; margin-bottom:.0001pt; font-size:12.0pt; font-family:"Times New Roman";} a:link, span.MsoHyperlink {color:blue; text-decoration:underline;} a:visited, span.MsoHyperlinkFollowed {color:purple; text-decoration:underline;} span.Stylwiadomocie-mail17 {mso-style-type:personal-compose; font-family:Arial; color:windowtext;} @page Section1 {size:595.3pt 841.9pt; margin:70.85pt 70.85pt 70.85pt 70.85pt;} div.Section1 {page:Section1;} --> </style>Eee, miałem tak w komarze : ) Przejeździłem kilka tysięcy bez oleju, tylko co pewien czas trochę dolewałem żeby do skrzyni się dostało. Przy wrzucaniu jedynki trzeba było go trochę pchnąć, żeby nie było walnięcia ; )
Ale w Afryce nie zazdroszczę.... Niezła wyprawa : )

:)






Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:52.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.