Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Maroko Enduro 2011 1-15.04.2011 (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=9337)

stoner 02.05.2011 03:55

Maroko Enduro 2011 1-15.04.2011
 
Jakiś czas temu informowałem Was w dziale umawiania wypraw o naszym planowanym wyjeździe do Maroka.
Trochę czasu minęło, wyprawa dobiegła końca, wróciliśmy już ze sprzętem do Polski poprawiając statystyki dotyczące udanych wypraw w rejony Sahary a przede wszystkim powrotów w całości z nadal względnie sprawnymi motocyklami.

Mamy za sobą 3000 km, 1 gumę, 4 awarie motocykli (problem z układem hamulcowym, 2x problemy z pompą paliwa, połamany kickstarter), 1 poważnie uszkodzoną oponę, na której udało się jednak dojechać do końca, śnieg, deszcz, upał, 41 stopniową aplitudę temperatur, piachy Sahary, kamieniste trasy Atlasu, wycieńczenie, wspaniałe widoki, wyjątkowych ludzi i stanowczo za dużo zjedzonych tajine. Ale przede wszystkim niezliczoną ilość wspomnień, które zostaną z nami na długo. I chętnie się tym z Wami podzielę. Tym bardziej, że był z nami WojtekII na swojej Królowej.

Wrzucam pierwszą część relacji, a w zasadzie wstęp, bo dotyczy głównie przygotowań do wyprawy. Zapraszam do lektury.

Początkiem każdej wyprawy, dużej czy małej jest pierwsza o niej myśl. Ona jest jak iskra, jeśli jej nie zgasisz za wczasu, dojdzie do reakcji, którą później już trudno zatrzymać.

Nie inaczej było w przypadku naszej Marokańskiej wyprawy. O wyjeździe zacząłem myśleć od około listopada- grudnia. Po dwóch latach od MotoAlbanii trzeba było się gdzieś wybrać. Tylko gdzie? Bałkany już były, na Kaukaz za mało czasu, Turcja będzie fragmentem przyszłej większej wyprawy. Kryteria pozostają bez zmian: musi być z dala od cywilizacji, dziko, nie asfaltowo, najchętniej odmiennie kulturowo, no i co nie zostaje bez znaczenia – w 2 tygodnie. Chwila moment, a może Maroko?

Motory można wysłać na pace, polecieć samolotem, budżet (jak się później okazało znacznie zaniżony) wygląda obiecująco.. Super, trzeba jechać. Telefon do Wojtka i Tomka z Albańskiego wyjazdu, chłopaki mówią czemu by nie.. więc trzeba kręcić temat dalej.

Bilety lotnicze na lot bezpośredni do Malagi i z powrotem okazują się być w przyzwoitej cenie 500 zł. Co prawda z Wrocławia, ale co tam. Nie rezerwujemy, badamy temat dalej.

Teraz transport motocykli.. Firmy spedycyjne drogie, no i trzeba budować klatkę na motocykl, odpada. A może podpiąć się pod jakąś wyprawę w samochodach 4x4, Maroko jest w końcu dosyć popularną destynacją takich wypadów offroadowych. Dzwonię tu i tam, do organizatorów różnych wyjazdów. Ten nie zainteresowany, tamten siedzi w Senegalu, a wszyscy mówią, że nasz budżet na przewóz sprzętu jest za mały. Jak może być za mały, skoro szukamy kogoś, kto i tak jechałby w tamtym kierunku? Zabierając nasze motory tylko zmniejszyłby swoje koszty. Nie ważne, nikt nie podłapuje tematu i powoli tracimy wiarę, że wyjazd wypali. Ale pojawia się światełko w tunelu, informacja na forum AT, w której ktoś oferuje komuś transport moto. Kontaktujemy się, pytamy o możliwość transportu do Malagi i okazuje się że … nadal jest za drogo. Musimy poszukać czwartego chętnego, żeby zmieścić się w założonych kosztach. Na szczęcie kumpel Tomka z Wrocławia – Arni jest zainteresowany wyjazdem. Na miejscu okaże się, że Arni jest super właściwym czwartym gościem w ekipie. No i w końcu mieścimy się w założonym budżecie.

Wszyscy potwierdzamy dostępność urlopów, najdogodniejszym momentem na wyjazd okazuje się początek kwietnia. Zaklepujemy urlopy, rezerwujemy bilety lotnicze i uzgadniamy szczegóły dotyczące transportu motocykli. Można zacząć kolejną fazę przygotowań- opracowanie trasy, formalności, przygotowanie motocykli i siebie.

Nie ma sensu dorabiać historii o jakimkolwiek ekspedycyjnym charakterze naszego wyjazdu. Maroko jest popularnym miejscem odwiedzin ekip offroadowych i mimo, że dla nas egzotyczne no i Afrykańskie, zostało już w całości wielokrotnie objechane. Co za tym idzie, jest stosunkowo wiele materiałów dotyczących tras i miejsc wartych odwiedzenia ułatwiających przygotowanie się do wyprawy. Poczytaliśmy relacje chłopaków z forum AT, po których już można było mieć dobre pojęcie o tym co nas na miejscu czeka. Do tego książka Chrisa Scotta Morocco Overland stanowiąca w zasadzie kompendium wiedzy dla kogoś wybierającego się na taki wyjazd. Wszystko zapowiadało niesamowitą przygodę. Martwiła mnie jedynie wysoka awaryjność motocykli lub ich właścicieli wynikająca z przeczytanych relacji. Wiele ekip wracało z kimś połamanym lub z niesprawnym motorem. Taka historia w naszym przypadku w ogóle nie była brana pod uwagę.

Na pierwszy rzut poszło przygotowanie trasy. Większość ekip leciała najkrótszą asfaltową drogą na południe do Merzougi. Arni zaproponował, żeby w Maroko lecieć wzdłuż wybrzeża na znacznie słabiej rozwinięty i mniej popularny turystycznie wschód, na skraj gór Rif i dalej do Merzougi jechać w dużej mierze offem. Pomysł super! Zrodził się konkretny zarys trasy, który przed wyjazdem widzieliśmy tak (zapis z bloga):

Głównym założeniem jest przemieszczanie się w miarę możliwości mało uczęszczanymi drogami ograniczając jazdę głównymi szlakami do minimum. Pozwoli nam to poznać prawdziwe Maroko z dala od turystycznego zgiełku.
Z lotniska w Maladze, gdzie odbierzemy nasze motocykle mamy krótką ( 140km) dojazdówkę do Algeciras, skąd promem dotrzemy do Ceuty albo Tangieru. Zależy to od dostępności biletów, decyzja zapadnie po drodze.
Naszą przygodę w Maroko rozpoczynamy z poziomu morza i kierujemy się na wschód wybrzeżem do Al Hoceima, następnie wschodnią stroną gór Rif jedziemy na południe, przez Taza, Missour, Boudenib do niesamowitych wydm Erg Chebbi. Po drodze przyjdzie nam poznać smak afrykańskiej hamady (kamienistej pustyni) i liczne przejazdy przez koryta sezonowych rzek.

Z Merzougi (obok Erg Chebbi), wzdłuż granicy z Algierią przemierzymy najdłuższy odcinek przez pustynną hamadę do Tagounite i Zagory. Tam może być wyjątkowo krucho z paliwem, niewykluczone, że trzeba będzie doposażyć się w dodatkowe jego pokłady (często nalewane w miejscowych „stacjach” z butelek i baniaków.

Od Zagory kierujemy się na północ w Wysoki Atlas i to właśnie tam spodziewamy się natrafić na najtrudniejsze technicznie odcinki. Najwyższe przejeżdżane przez nas przełęcze znajdują się na wysokości niemal 3000 m n.p.m, a drogi widoczne na mapach są niejednokrotnie górskimi szlakami, przez które zdolne są przejechać jedynie terenowe pojazdy. Po kilku dniach spędzonych w Wysokim i Średnim Atlasie jedziemy w kierunku miasta Fez. Mimo, że będziemy nadal jechać przez piękne góry oraz lasy cedrowe, będzie to już jednak powrót w kierunku promu. Fez to trzecie co do wielkości miasto Maroka, z niemal milionową populacją. Odwiedzimy tamtejszą Medynę i po raz pierwszy podczas tego wyjazdu pozwiedzamy miasto jak typowi turyści. Następnie jedziemy na północny zachód przez leżącą nad oceanem miejscowość Larache i kierujemy się do portu.
W ten sposób na trasie naszej podróży zaliczymy jazdę wzdłuż Morza Śródziemnego, skrawek Sahary, wjedziemy motocyklami wyżej niż sięgają wierzchołki najwyższych szczytów Tatr i w drodze powrotnej zahaczymy o Atlantyk.

Kilka słów o mapach i nawigacji:
Do planowania trasy i nawigacji wyposażyliśmy się w Mapę Michelin 742 1:1000.000 oraz mapa Reise Know How 1:1000.000 (niezniszczalna, zalaminowana, składana). Michelin jest bardziej szczegółowa, ale okazała się w zasadzie zbędna. Korzystałem wyłącznie z RNH.
Jako, że nie należę do osób, którym do orientacji w terenie wystarczy sama mapa, wiadomo było, że trasa ma być w szczegółach wpisana do GPS.
Korzystam z nawigacji GPS poprzez urządzenie PDA – HTC Touch HD, przy użyciu programu TwoNav Pocket do obsługi skalibrowanych map topograficznych. O ile samo PDA nie jest najlepszym urządzeniem służącym za nawigację w warunkach wyprawy, o tyle soft do nawigacji uważam za genialny. O wyższości poszczególnych urządzeń i programów do nawigacji są na każdym forum toczone są całe wywody doktorskie. Dla mnie zdecydowanie bardziej praktyczne i czytelne jest korzystanie ze wspomnianego TwoNav niż z Garmina. Jako mapa do gps posłuży skalibrowana, wspomniana mapa Reise Know How do pobrania w sklepie internetowym wydawcy. Niestety jest ona mało precyzyjna i jako wyłączna baza do tworzenia finalnej trasy pod GPS jest zdecydowanie nieodpowiednia. Zwróćcie uwagę na rozbieżność między drogą widoczną na mapie a zarejestrowaną faktyczną ścieżką. Mapa nadaje się za to do stworzenia wstępnego zarysu trasy do poddania go dalszej obróbce przy pomocy Google Earth.

https://lh4.googleusercontent.com/_I...screen%201.jpg

Dodatkowo przed samym wyjazdem udało mi się wyszperać w Internecie dwie fantastyczne mapy pod mój program GPS: szczegółową rastrową mapę topograficzną, bardzo precyzyjną w porównaniu do RNH:

https://lh3.googleusercontent.com/_I...2-5%20topo.jpg
https://lh3.googleusercontent.com/_I...2-5%20topo.jpg

Oraz hybrydową mapę zrobioną na bazie zdjęć satelitarnych w Google Earth. Plik był duży, ale pozwalał na podgląd okolicy bez potrzeby korzystania z połączenia internetowego. Niech ktoś spróbuje zrobić taki zestaw map na Garmina!

https://lh6.googleusercontent.com/_I...3%20hybrid.jpg
https://lh4.googleusercontent.com/_I...4%20hybrid.jpg

Finalna trasa miała wyglądać tak i miała mieć ok. 3000 km:

https://lh4.googleusercontent.com/_I...marokanska.jpg

Praca nad szczegółową trasą, która miała być wgrana w GPS wyglądała następująco. Zarys trasy (jak pokazany wyżej) był naniesiony w Google Earth, gdzie następnie na bazie zdjęć satelitarnych nanoszone były precyzujące waypointy tworzące w zasadzie nową bardzo precyzyjną trasę. Zaznaczone zostały praktycznie każde zakręty, każdy zjazd z ronda itd. W związku z tym, że pracowałem na zbliżeniu ok. 300 m, prześledzenie i zapisanie trasy liczącej ok. 3000 km było robotą na ponad miesiąc dłubania po nocach. Byłem przekonany, że rodzina mnie wyklnie.. Ciągłe przenoszenie plików, konwertowanie przy pomocy GPSBabel do formatu mojego GPS było bardzo praco i czasochłonne. Ale co z perspektywy czasu muszę podkreślić, było warte każdej godziny spędzonej za ekranem komputera i Google Earth.
Na całym wyjeździe mieliśmy ze 3 pomyłki nawigacyjne. Dobre opracowanie trasy pozwoliło na sprawne przemieszczanie, a w krytycznych sytuacjach pozwalało wybrnąć sprawnie i szybko, bez dodatkowego stresu związanego z szukaniem właściwej drogi. To uważam za jeden z największych sukcesów wyprawy, tym bardziej, że w ten sposób przygotowywałem tak dużą trasę po raz pierwszy. Moja cierpliwość do wytyczania trasy skończyła się gdzieś przy El Kebab, resztę na szczęście domalował Arni.

Wyznaczanie trasy trwało w zasadzie do ostatniej chwili. W międzyczasie załatwialiśmy inne formalności – np. dokumenty tymczasowego wwozu pojazdu do Maroko. Formularze dostępne są na marokańskiej stronie rządowej http://www.douane.gov.ma/web/guest/d...ter/formAT.jsf i warto je zawczasu wypełnić, wydrukować i zabrać ze sobą. Fragment dokumentu wygląda tak:

https://lh5.googleusercontent.com/_I...20wjazdowy.jpg

Przyspiesza to odprawę, oszczędza stresu na granicy i ogranicza pomoc granicznych majfrendów (jak poźniej nazwaliśmy zaczepiających nas wszelkiej maści marokańskich pomocników, dealerów haszu, pseudoprzewodników itd. Nazwa wzięła się oczywiście od ich przywitania Hello my friend! First time In Morocco? Welcome).

Z niepokojem obserwowaliśmy rozwój sytuacji w krajach północnej Afryki. Z jednej strony mieliśmy informacje, że w Maroko jest spokojnie, z drugiej jednak docierały do nas również niepokojące informacje o incydentach także w małych mieścinach położonych na naszej trasie. Dostaliśmy kontakty do osób w Maroko i upewniliśmy się, że przy zachowaniu pewnej ostrożności można śmiało jechać. Dodatkowo uzyskaliśmy namiary na człowieka na miejscu, który w razie potrzeby mógł pomóc. Na wszelki wypadek zarejestrowałem dodatkowo na nasz wyjazd na stronie MSZ.

Wielkim udogodnieniem było udostępnienie nam przez Motocyklowy Sklep i Serwis MOTOCHALLENGE w Warszawie satelitarnego lokalizatora Spot, który przekazywał na bieżąco poprzez satelitę nasze położenie do strony www podpiętej pod nasz blog. Dzięki niemu rodzina, przyjaciele i każdy, kto chciałby śledzić naszą wyprawę mógł sprawdzić gdzie aktualnie jesteśmy. Miało to szczególne znaczenie w obliczu niepewnej sytuacji w tamtym rejonie. Dodatkowo w sytuacji zagrożenia życia lokalizator umożliwia nawiązanie kontaktu poprzez satelitę (gdyby nie było zasięgu sieci GSM) z międzynarodowym centrum alarmowym, które po otrzymaniu takiego sygnału wysyła na miejsce wszelką możliwą pomoc. Raz jeszcze dziękuję Motochallenge!

Do tych przygotowań doszło też zapoznawanie się z tematem bloga, którego chciałem założyć przed wyjazdem. Mimo, że byłem zielony w temacie, poszło całkiem sprawnie i blog działa: http://marokoenduro2011.blogspot.com/

Motocykl w zimie odwiedził serwis, więc o sprzęt byłem względnie spokojny. Oczywiście potrzebne były nowe opony na wyjazd. Chciałem wziąć Michelin T63, ale ze względu na dobrą ofertę wziąłem sprawdzone już TKC80. Po wyjeździe w sumie żałuję tej decyzji. Tył jest i tak zużyty po Atlasie i wymaga wymiany, więc myślenie, że po powrocie posłuży jako wiarygodna opona również do jazdy drogowej było nietrafione. Podejrzewam, że Mitas 09 by tak nie ucierpiał na kamieniach, a ze względu na długi, poprzeczny wzór bieżnika mógłby lepiej napędzać na wydmach.

Zaryzykowałem i pojechałem na starym napędzie. Doposażyłem motor w dwa, 2L plastikowe kanistry na dodatkowe paliwo lub olej, które idealnie wpasowały się w stelaże od kufra. Przy spalaniu mojego Dakara, pokonywanych dystansach i dostępności paliwa okazały się one zupełnie niepotrzebne. Pomogły za to pewnemu Marokańczykowi, któremu zabrakło paliwa w motorowerze na pustkowiu. Zamontowałem też drugie gniazdo zapalniczki do ładowania różnych urządzeń, które zabierałem ze sobą.

Musiałem też wykombinować w co wsadzić niemałych gabarytów aparat. Jako, że nie podobał mi się pomysł wydania 500 zł na solidny tankbag, przerobiłem na potrzeby aparatu przenośną torbę – cooler, wstawiając do środka wycięty wkład z gąbki tapicerskiej. Torba jest przypinana paskami do kanapy motocykla i działa genialnie.

Mój Dakar w minimalnym stopniu różni się od standardowego egzemplarza:
- sprężyny przedniego widelca wymienione na progresywne
- zamontowane podwyższenie kierownicy 35mm
- 2 gniazda zapalniczki
- stelaże pod kufry
- własnej roboty uchwyt po mój gps (PDA)

Z części zapasowych wziąłem komplet zapasowych linek, klamki sprzęgła i hamulca, dętki, łatki, klucze. Wojtek miał kompresor, Arni dodatkowo pompkę.

Z wyposażenia kempingowego brałem kuchenkę gazową, śpiwór, matę aluminiową. Jechaliśmy bez namiotu, z planem na spanie w jakichś oberżach i kasbach po drodze.

Najwięcej kosztownych wydatków związanych było ze mną. Szczepienia (ok. 500 zł), zbroja pod kurtkę (ok. 500zł), kamerka na kask w celu utrwalenia różnych wyjazdowych wspomnień (dzięki Piotr i Asia!). Do tego nowy śpiwór na (!!) niższe temperatury i masa innych drobiazgów.

W ramach przygotowań do przyszłych wyjazdów (choć nie z myślą o Maroko) rok wcześniej zacząłem przyswajać sobie podstawy języka Arabskiego, co mimo miernych efektów pozwalało na miejscu wywołać uśmiech i sympatię ze strony napotkanych miejscowych. Nikt z nas nie deklarował wcześniej znajomości Francuskiego czy Hiszpańskiego, które umożliwiałyby swobodną komunikację (okazało się, że Arni trochę skłamał, bo jednak trochę parle wu). Zaopatrzyliśmy się w rozmówki Francuskie.

Ubezpieczenie obejmujące sporty ekstremalne, wizyty na pustyni itp udało mi się niemal w ostatnim momencie przed osiągnieciem 30-tki wykupić w ramach karty Euro 26 w bardzo przyzwoitej cenie ok. 130zł/rok (!!)

Przygotowania trwały w zasadzie do ostatniej chwili. W środę 30 marca przyjechał Jarek po nasze motocykle i bagaże, więc już na kilka dni wcześniej musieliśmy być gotowi i spakowani. Nie wszystko udałoby się później zabrać do bagażu podręcznego do samolotu. Przedstawione poniżej pakowanie jest przykładem na to jak nie powinno się tego robić, o czym przekonam się wkrótce.

https://lh5.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0023.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/_I...3_m-752425.jpg

W piątek, 1 kwietnia ostatni, krótszy dzień w pracy, jazda z Wojtkiem na Okęcie i o 16.10 wylot do Wrocławia na spotkanie z Wrocławską częścią ekipy i kolejny samolot, już do Malagi. Przygoda się rozpoczyna..

sambor1965 02.05.2011 09:25

Ślicznie napisane. A najsmieszniejsze ze 2 dni przed wami jechalismy z Tangeru przez Rif, Missour, Boudnib bokami aż do Merzougi. ;)
Czekam na reszte z niecierpliwoscia.

fundriver 02.05.2011 10:16

My, jako ze bylismy 2-3 dni za ekipa Sambora, spotkalismy sie face-2-face w Panoramie.

Dzieki chlopaki za piwo! Boski napoj w warunkach pustynych po ostrej walce z Ergiem!

PARYS 03.05.2011 01:39

Kurde bombastic fantastic panie.
Konkretna relacja.
Z przygotowań to te mapki ciekawe panocku. Chętnie się zainteresuję tematem bo widzę, że coś konkretnego

stoner 03.05.2011 01:52

Cytat:

Napisał sambor1965 (Post 175061)
Ślicznie napisane. A najsmieszniejsze ze 2 dni przed wami jechalismy z Tangeru przez Rif, Missour, Boudnib bokami aż do Merzougi. ;)

Dzięki za dobre słowo. Faktycznie, niezła historia z tym, że jechaliśmy niemal równolegle. W takim razie zapewne kojarzycie pewien hotel w El Jeba ;)

https://lh6.googleusercontent.com/_I...0/DSC04829.JPG

Cytat:

Napisał fundiver (Post 175067)
My, jako ze bylismy 2-3 dni za ekipa Sambora, spotkalismy sie face-2-face w Panoramie.

Dzieki chlopaki za piwo! Boski napoj w warunkach pustynych po ostrej walce z Ergiem!

A to dopiero było zaskoczenie! Miło było Was spotkać! Gratuluję zdobycia Ergu, nie sądziłem, że to wykonalne na takich sprzętach. Cieszę się, że browar tak trafił w okazję :beer2: Alkohol w ogóle inaczej tam smakował, zważając na gimnastykę potrzebną do jego załatwienia ;)

Cytat:

Napisał PARYS (Post 175219)
Z przygotowań to te mapki ciekawe panocku. Chętnie się zainteresuję tematem bo widzę, że coś konkretnego

Mapy są konkretne. Sporo wysiłku włożyłem, żeby coś wyszperać.
Tu znajdziecie wersje TOPO i HYBRID Maroka jak również masę innych map. Enjoy!

kajman 03.05.2011 02:29

Cytat:

Napisał stoner (Post 175225)
A to dopiero było zaskoczenie! Miło było Was spotkać! Gratuluję zdobycia Ergu, nie sądziłem, że to wykonalne na takich sprzętach. Cieszę się, że browar tak trafił w okazję

??????

to chyba nie ta ekipa

stoner 03.05.2011 10:21

Cytat:

Napisał kajman (Post 175233)
??????

to chyba nie ta ekipa

Kajman, pokazywałeś mi swoje trasy w Patrolu na dziedzińcu Panoramy..

kajman 03.05.2011 12:42

no właśnie
a cytowałeś Sambora i potem pisałeś o zdobyciu ergu
mam wrażenie że pomyliły Ci się ekipy - ekipa Sambora to jedna, a chłopaki i ja (co spotkalismy się) to inna ekipa

Któryś od was dzwonił chyba potem do mnie w sprawie scholowania - to od was??

sambor1965 03.05.2011 12:46

Kajman masz kłopoty z czytaniem ;)

kajman 03.05.2011 12:50

może ....
a bo to tyle sie ludzi najechało do maroca ze ciężko sie połapać
trzeba gdzieś dalej jechać ....

Ron 03.05.2011 13:17

pisz stoner, dobrze ci idzie.

RAVkopytko 03.05.2011 15:53

:lukacz:

stoner 04.05.2011 01:46

Cytat:

Napisał kajman (Post 175252)
Któryś od was dzwonił chyba potem do mnie w sprawie scholowania - to od was??

To ja dzwoniłem. Mój sprzęt padł między Iknioun a Alnif, chciałem sprawdzić, czy przypadkiem nie jesteście w pobliżu. Nie mogliśmy znaleźć przyczyny problemu.. Ale po kilku godzinach się udało. Opowiem o tym później.

stoner 04.05.2011 01:52

Właściwa przygoda zaczęła się dla nas już na Okęciu. Wtedy poczuliśmy, że to rzeczywiście się dzieje! Wkrótce będziemy jechać przez wszystkie odcinki, które do tej pory tyle razy oglądałem na monitorze komputera. To było fantastyczne podekscytowanie zbliżającą się przygodą.

Lot do Wrocławia trwał ok. 50 minut, nie zdążyliśmy nawet przeczytać gazetki LOTu, a już przebyliśmy drogę, która w pociągu zajęłaby 7 godzin. Zostawiliśmy Warszawę, gdzie zaczęło padać i wysiedliśmy w słonecznym Wrocławiu.
Mieliśmy 4 godziny do kolejnego odlotu więc Tomek zgarnął nas z lotniska i zabrał na bro. Pogadaliśmy chwilę i już trzeba było wracać na lotnisko.
Wrocławskie lotnisko było ciasne i mieliśmy wrażenie, że całe leci z nami do Malagi. Na lotnisku poznaliśmy Arniego, odprawiliśmy się i czekaliśmy na odlot. Lot się spóźniał więc umilaliśmy sobie czas czytając literaturę fachową. Na Tomka to nie działało.

https://lh6.googleusercontent.com/_I...2_m-754253.jpg

W końcu wsadzili nas do ciasnego samolotu i po 4 godzinach wypuścili na płycie lotniska w Maladze. Mmmm, ciepło, powietrze ładnie pachnie ..

Lotnisko w Maladze wywołało u nas pewien szok i utwierdziło w przekonaniu, że jesteśmy jako kraj nieco w tyle za Europą.

https://lh3.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0051.JPG

Było ok. pierwszej w nocy. Nasze motocykle miały dojechać za jakieś 2 godziny. Mieliśmy chwilę, żeby znaleźć odpowiednie miejsce na lotnisku i chwilę się przespać. Samego odpowiedniego miejsca szukaliśmy ze 20 minut. Lotnisko było duże, czyste i puste.

Po około 2 godzinach sms, motocykle sa lotnisku. Lekko zaspani wychodzimy przed terminal i zaczynamy ściągać motocykle. (XR widoczne na zdjęciu nie jest nasze ;) Wojtek nie ma powietrza w przednim kole..

https://lh5.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0057.JPG

Po ok. godzinie, ok. 4 nad ranem, przebrani, gotowi ruszamy w kierunku promu w Algeciras. Mamy do przejechania 140 km i wciąż 4 godziny do wschodu słońca.

Jazda przez Hiszpanię, wzdłuż wybrzeża, drogą A-7 mimo, że na dobrą sprawę otwierała nam sezon motocyklowy była nudna i mieliśmy wrażenie, że trwa strasznie długo. Byliśmy zaspani i droga nam się dłużyła. Do tego Tomkowi w DRZ przestała świecić ledowa tylna lampa. Podczas, gdy Tomek z Arnim ją naprawiali, Wojtek smacznie spał na hiszpańskim asfalcie.

https://lh6.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0063.JPG

Naprawa trochę zajęła i nie była w 100% skuteczna. Jedziemy dalej. Mimo 16 stopni Celsjusza w nocy nieźle zmarzłem. Do tego jacyś młodzi z mijającego nas Mercedesa pokazują nam fucka. Jakoś niemiło się ten wyjazd zaczął, ale i tak nastroje mamy dobre.

Ok. 9 docieramy do Algeciras i kupujemy bilety na prom do Ceuty. Ceny biletów w porcie i w sklepikach po drodze są porównywalne. Różnica wynosiła do 10 EUR, my kupiliśmy nasze najtaniej ze sprawdzanych miejsc za 107 EUR na linię Acciona. To cena za bilet na osobę w 2 strony z przewozem motocykla. Bilet nie ma określonej daty i godziny powrotu. Można go wykorzystać przez jakiś długi czas, nie pamiętam dokładnie jaki. Wskakujemy na prom i dzida do Afryki!

https://lh5.googleusercontent.com/_I...0/DSC04782.JPG

Jak się po godzinie w porcie okazało, mimo, że jesteśmy na innym kontynencie, wciąż jesteśmy w Hiszpanii.. Miasto stanowi hiszpańską jednostkę administracyjną, żeby wjechać na teren Maroka, trzeba wyjechać z miasta. Żeby było śmiesznie, na miejscu cofamy zegarki o 2 godziny i po tych wszystkich wojażach mamy na miejscu 8 rano i cały dzień przed sobą! A już mamy wrażenie, jakbyśmy byli od 2 dni w drodze.. Tracimy trochę czasu w Ceucie, jemy jakieś śniadanie, mieliśmy też nadzieję, że wymienimy tu pieniądze, kupimy karty telefoniczne, a tu nic, trzeba lecieć do Maroka.

Faktycznie, zaraz za miastem jest granica. Przy samej budce celników podchodzą do nas goście z plakietkami na szyi, ale ubrani po cywilu. Pytają o dokumenty, więc dajemy. Potem okazuje się, że to nikt inny jak majfrendzi, którzy chcieli pomóc w formalnościach. Wszystkie papiery mieliśmy wydrukowane wcześniej, więc za bardzo nie pomogli, ale mieliśmy wrażenie, że bez względu na to przyspieszyli sprawy i kilka euro się należy. Widać, że są układy między celnikami a tymi majfrendami, więc woleliśmy nie ryzykować.
Wszystko poszło szybko, sprawnie i bez stresowo, po chwili jesteśmy po drugiej stronie, już w Maroko i to od razu da się zauważyć.

https://lh5.googleusercontent.com/_I...0/DSC04789.JPG

Zaczynamy jechać w kierunku Tetouan. Droga jest asfaltowa, nic się nie dzieje. W Tetouan zatrzymujemy się przy placówce banku i w specjalnym bankomacie wymieniamy po 300 EUR.

Jadąc przez miasto dojeżdża do nas koleś na skuterze. Jadąc równolegle ze mną krzyczy do mnie po angielsku, gdzie jedziemy? Itd. Że świetnie trafiliśmy, bo w Tetouan jest dziś akurat targ, który odbywa się raz na kilka miesięcy i żebyśmy jechali za nami, on nas zaprowadzi..
Wszystko oczywiście odbywało w ruchu miejskim. Byliśmy świeżakami i nasza czujność na majfrendów była jeszcze na niskim poziomie. Mohammed zaciągnął nas do Medyny, mówiąc, że pokaże fajną restaurację, targ i co jeszcze chcemy. Wsiąkliśmy, koleś okazał się majfrendem.
Ostatecznie jednak był nam pomocny, bo oprócz tego, że pokręciliśmy się po zaułkach Medyny, zjedliśmy coś, to jeszcze długo krążyliśmy od punktu do punktu w poszukiwaniu karty na internet Maroc Telecom Menara 3G, przy pomocy której miałem przesyłać relacje i zdjęcia, a Mohammed służył jako tłumacz. Kartę kupiliśmy, ale nie działała.. Mieliśmy nadzieję, że to kwestia ustawień PDA. Ostatecznie Mohammed zasugerował, że należy mu się jakaś zapłata za pomoc. Mohammed w sumie trochę nam pomógł, ale też zajął ponad 2 godziny i zgodnie postanowiliśmy, że w przyszłości będziemy i od razu uprzejmie, ale stanowczo dziękować majfrendom.

https://lh5.googleusercontent.com/_I...0/DSC04791.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/_I...0/DSC04792.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0087.JPG

Wyjechaliśmy z Tetouan i .. zaczął się off. Przed nami długi kawałek wybrzeżem do Al Hoceima, a okazuje się, że gruba, czerwona na mapie droga N16 jest w remoncie i jest generalnie bez asfaltu. Jest dziurawa, pokryta szutrem, błotem, gdzieniegdzie z resztkami nawierzchni asfaltowej. To była bardzo fajna, kręta i widowiskowa droga. Wiła się przez łagodne zielone wzgórza i urzekała widokiem na morze.

Znacznie też spadło natężenie ruchu. Czuć było, że wjeżdżamy na prowincję. Trochę się pobrudziliśmy i było super! Po drodze kupiliśmy w małej ciastkarni fantastyczne lokalne ciasteczka za 1 MAD/sztukę (ok. 40 groszy – choć ten jeden raz nas nie oskubali). Znalazły się też dzieci chętne na słodkości, które miałem w kieszeniach kurtki.

https://lh5.googleusercontent.com/_I...0/DSC04812.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0114.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0106.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0111.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/_I...0/DSC04805.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0124.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0119.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/_I...norama%201.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0397.jpg

Do El Jebha wjeżdżaliśmy już po zmroku. Tam mieliśmy znaleźć jakiś hotel. El Jebha to mała wioska rybacka, która wygląda jak po trzęsieniu ziemi. Znaleźliśmy szybko hotel, ponegocjowaliśmy z sympatycznym bossem stawki i uzgodniliśmy 120 MAD, czyli 12 EUR za nocleg z kolacją i śniadaniem. Spytaliśmy gdzie możemy zostawić motocykle, na co właściciel odpowiedział, że możemy je wstawić na noc do jego knajpy, która jest na parterze.
Knajpa jest może złym terminem, bo można tam wypić kawę, herbatę i colę, ale mieli tam telewizor, na którym miejscowi oglądali mecz piłkarski, więc lokal spełniał rolę knajpy. Prysznic zrobił nam genialnie. Jeszcze lepiej zrobiła ryba, którą nam podano na kolację. Niestety kupno alkoholu nie było możliwe, musieliśmy uszczuplić nasze zapasy. To był fantastyczny, pierwszy, bardzo długi dzień.

https://lh3.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0130.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/_I...0/IMG_0524.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/_I...0/DSC04817.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/_I...0/DSC04827.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0144.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/_I...0/IMG_0516.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/_I...0/DSC04831.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/_I...9_m-788319.jpg

Tego dnia przejechaliśmy ok. 315 km.

Tymon 04.05.2011 02:22

:drif::drif::drif::drif::drif::drif::drif::drif:

Aż sie chce wsiąść na motor i jechać w nieznane...

wojtek II 04.05.2011 17:37

Była to pierwsza i moim zdaniem najsmaczniejsza kolacja podczas całego wyjazdu. Ryba była super, alkohol mieliśmy jeszcze swój ( później niestety się skończył ). No i był wszędobylski zielony groszek który już do końca wyjazdu towarzyszył nam chyba przy każdym lokalnym posiłku.

JaroGL 04.05.2011 22:33

Witam ekipę albańska.

My z Krzychem wyruszamy za tydzień na 2 tyg. Plan mamy podobny na kilka pierwszych dni a potem trochę bardziej po górach chcemy pochasać. Znalazłem taką drogę na wysokości 3050 m i mam zamiar na nią wjechać.

Widzę, że wyciągnęliście wnioski z Albanii i bagaż odchudziliście. Jestem pod wrażeniem. Najważniejsze że złapaliscie bagcyla i oto chodzi.

Napiszcie coś o cenach żebym miał wyobrażenie aktualne. Napiszcie też co tam warto jeść aby coś nie złapać.

Gratuluje udanego wyjazdu cało i zdrowo.

stoner 04.05.2011 23:35

Dzięki. Trzymam kciuki za Wasz wyjazd. Trudno mówić o wyciąganiu wniosków, bo Albania była wyjazdem o kompletnie innym charakterze. A Maroko z założenia miało być na lekko biorąc pod uwagę kilka trudnych odcinków.
W Maroko przy tych dojazdach i zbliżonym 2 tygodniowym planie i tak w najlepszym wypadku zrobisz 50/50 on/off.
A lekki sprzęt docenisz przepychając się przez piachy za Ramlią, czy na MH5.

Domyślam się, że mówisz o trasie Demnate-Agouti-Amesker-Bou Tharar. Z różnych informacji jakie posiadam jest nieprzejezdna, ale zawsze fajnie się samemu o tym przekonać. Też miałem taki zamiar, ale nie starczyło czasu. Odezwij się do Kajmana, wspominał mi, że ktoś z chłopaków próbował to zrobić, ale ostatecznie zawrócił.

Co to żarcia to wymagania można mieć a i tak jesz to, co jest, czyli tajine..
Na północy i nad oceanem udało nam się dostać do zjedzenia rybę (to dosyć oczywiste). Barana tak jak sobie wymarzyliśmy dostaliśmy jedynie gdzieś w wiosce w Rifie, w Tinghir i w Agoudal. Poza tym tajine z kurczakiem, tajine omlet, i inne odmiany tajine. Zupełnie jak w entliczek pentliczek.

Konkretnej rewolucji z brzuchami nie mieliśmy, Arni robił co mógł żeby skołować więcej whisky. Ceny niskie, paliwo po ok. 1 EUR, nocleg najdrożej wyszedł nam w Merzouga - po 20 EUR, najtaniej pod Algierską granicą - o ile pamiętam ze 2 EUR, czy inna absurdalnie niska kwota od osoby łącznie z tajine na kolację. Jak śrenio przyjmiesz 15 EUR za nocleg pewnie coś ci jeszcze zostanie. Alkohol w kilku miejscach udawało się załatwiać, ceny za puszkę bro dochodziły do 3 EUR, Ballantines 0,7 30 EUR. Załatwianie alko zazwyczaj przebiegało w klimacie organizowania przemytu broni lub innych nielegalnych transakcji.

Generalnie jest tanio. Nie negocjowaliśmy do upadłego, tylko do poziomu, który z naszego punktu uważaliśmy za rozsądny.
Zazwyczaj trafialiśmy na miłych ludzi i staraliśmy zostawić po sobie miłe wrażenie.

Powodzenia!

fundriver 05.05.2011 00:19

Cytat:

Napisał stoner (Post 175627)
...
Domyślam się, że mówisz o trasie Demnate-Agouti-Amesker-Bou Tharar. Z różnych informacji jakie posiadam jest nieprzejezdna, ale zawsze fajnie się samemu o tym przekonać. Też miałem taki zamiar, ale nie starczyło czasu. ...

Hmm, czy to moze droga przez Tizi'n Fougani (3010 m.npm) ? Jesli tak - dokad zmierza ta droga? Bylem przekonany ze to slepa droga prowadzaca z poludnia (np. Alemdoun) do El Mrabitine, gdzie w zasadzie sie konczy - we wszystkie kierunki spore gory, na zachod M'Goun - druga gora Maroka. Przynajmniej tak to wyglada na GE.

stoner 05.05.2011 01:24

Cytat:

Napisał fundiver (Post 175639)
Bylem przekonany ze to slepa droga prowadzaca z poludnia (np. Alemdoun) do El Mrabitine, gdzie w zasadzie sie konczy - we wszystkie kierunki spore gory, na zachod M'Goun - druga gora Maroka. Przynajmniej tak to wyglada na GE.

Teoretycznie, tj na mapie ścieżka istnieje i nie kończy się w El Mrabitine. Idzie dalej w kierunku północno-zachodnim i następnie rozwidla się na północ do Tabant oraz na zachód, a następnie na północ do Agouti.

https://lh4.googleusercontent.com/_I...20Alemdoun.jpg

Zanim zdobyłem tę mapę spędziłem ładnych kilka godzin wędrując w tym rejonie w GE i śledząc ścieżki, które zawsze gdzieś się urywały, więc odpuściłem.

Niemniej wygląda to bardziej na ścieżkę dla kozic górskich lub ewentualnie Błażusiaka. Trzebaby kiedyś spróbować. Ale jak wspomniałem, podobno droga nie jest przejezdna.

fundriver 05.05.2011 14:59

Cytat:

Napisał stoner (Post 175650)
...Niemniej wygląda to bardziej na ścieżkę dla kozic górskich lub ewentualnie Błażusiaka. Trzebaby kiedyś spróbować. Ale jak wspomniałem, podobno droga nie jest przejezdna.

To to o czym mysle :) W GE sa z przeleczy zdjecia: sciezka i jakis berber z kozami. Na droge to zdecydowanie nie wyglada, acz nie jest powiedziene, ze nie jest do przejechania. Od polnocy - wyglada na lagodny zjazd, od poludnia - dosc stromo, nawierzchni nie widac...

Na pewno to ciekawy cel na kolejny marokanski wypad !

fundriver 05.05.2011 15:22

Cytat:

Napisał fundiver (Post 175757)
To to o czym mysle :) W GE sa z przeleczy zdjecia: sciezka i jakis berber z kozami. ...

A dokladniej obładowane osły :D (o ile zdjecie jest poprawnie zgeotagowane).

http://static.panoramio.com/photos/original/5659938.jpg

A to http://www.panoramio.com/photo/1800768 ścieżka ... To chyba jednak cos dla Tadzia ;)

JaroGL 05.05.2011 21:07

Dokładnie to ta droga. Bedziemy próbować. Do El Mrabitine na pewno sie da dojechać, w własnie ta najwyższa przełecz jest wczesniej Tizi-n-Ait-Hamed 3050 m. Do Tabant chyba faktycznie bedzie ciężko dojechać. To zdjęcie powyżej jest z drugiej przełęczy Tizi-n-Ait-Imi 2910m.

stoner 09.05.2011 02:37

Dzień 2 - Serpentyny, asfalt, deszcz i tajine.
 
Brak dyscypliny wyjazdowej daje o sobie znać. Wstajemy późno, łazimy po miejscowości i robimy zdjęcia. Już czujemy pewną egzotykę, ale dobrze zdajemy sobie sprawę z tego, że prawdziwe atrakcje są daleko przed nami. Pogoda na wybrzeżu nie jest szczególnie piękna, ale tego też się spodziewałem po oglądaniu zdjęć innych osób z północnego Maroka.

Jemy śniadanie, kupujemy wodę i rozpoczynamy rytuał pakowania, który będzie nam towarzyszył przez kolejne 2 tygodnie. Ćwiczenie czyni mistrza, pod koniec wyjazdu umiałem w końcu tak uwiązać moje toboły, że zbytnio nie przesuwały się na wertepach.

Wkrótce po wyjeździe z El Jeba wjechaliśmy na bardzo dobrej jakości asfalt w kierunku Al. Hoceima. Przez nieuwagę przegapiliśmy zjazd na drogę niższej kategorii, która biegła najbliżej wybrzeża, ale byliśmy już zbyt daleko, żeby się cofać. Po drodze mijamy ciekawe skały lub ziemię koloru lawendy.

https://lh5.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0212.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0157.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0169.JPG

Zaczęły się niezłe serpentyny, co na dobrym asfalcie dawało dużo pola do zabawy w kładzenie się na zakrętach. Zabawa byłaby pewnie lepsza na supermoto, ale obładowane enduraki na kostkach dodawały jeździe elementu z ang. zwanego: thrill ;) Opony zostały pozamykane.

https://lh5.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0173.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0172.JPG

Droga zaczęła jednocześnie piąć się górę. Było coraz wyżej, coraz ciekawiej i coraz zimniej. Wjeżdżaliśmy w Góry Rif, najbardziej wysunięte na północ pasmo gór Atlas. Są to całkiem pokaźne góry ze szczytami dochodzącymi niemal 2500 m, ale są słynne z innego powodu. Z upraw konopi. Pochodzi stąd blisko połowa światowej produkcji haszyszu.

Nic dziwnego, że powietrze tego rejonu przepełnione jest specyficznym zapachem, o dostępności wyrabianych specyfików nie wspominając. Wjeżdżamy na 1300m. Po zjechaniu z górek krajobraz się zmienia z surowego skalistego na łagodne pagórki porośnięte trawą (zwyczajną).

Po drodze złapał nas deszcz. Marokański asfalt, gdy jest mokry staje się niemiłosiernie śliski. Prędkości rzędu 40-60 km/h były miejscami maksymalną bezpieczną prędkością.

https://lh6.googleusercontent.com/_I...norama%204.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0182.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0175.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0421.jpg

Toczyliśmy się tego dnia do Taza, średnio ciekawej miejscowości, gdzie zatrzymaliśmy się w trzecim sprawdzanym hotelu za 85 MAD, czyli ok. 8,5 EUR.

Po zmroku przeszliśmy się do centrum, gdzie odbywał się targ nocny. To było fantastyczne przeżycie – stragany ze wszystkim, jednak głównie owocami: świeżymi i suszonymi. Daktyle, figi.. Mniam.. Miasto żyje po zmroku, ale do ok. 22.

Mieliśmy trochę problemu ze znalezieniem miejsca, gdzie można coś zjeść. Miejscowi piją kawę, rozmawiają przy stolikach, ale nie jedzą. Jakiś miejscowy, ale nie majfrend, zaprowadził nas do baru przypominającego nasze polskie kebaby, czyli do takiej miejskiej, marokańskiej wersji fastfoodu ulicznego. Zamówiliśmy coś, co mieli ludzie przy sąsiednim stoliku, a jak zwykle dostaliśmy tajine.
Zaczęliśmy tracić wiarę w nasze możliwości komunikacji.. Po zjedzeniu niezachwycającego tajine, zawiedzeni koledzy czekali, aż ktoś dostał coś, co wyglądało apetycznie i nie było tajinem, poczym złapali kelnera i używając wszystkich dostępnych form komunikacji zamówili bezczelnie, pokazując palcem za zamówienie sąsiadów- to, co mają oni. Nie puścili kelnera, aż nie mieli 100% pewności, że nie dostaną ponownie tajine. Trzeba walczyć o swoje, a co!

https://lh4.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0199.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0201.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0203.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/_I...0/DSC_0204.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/_I...202%20mapa.jpg


Tego dnia robimy ok. 240 km.

stoner 05.06.2011 15:45

Dzień 3 Taza - Missour. Od śniegu po pustynię.
 
Jesteśmy w drodze już trzeci dzień. Zostawiamy nasz hotel w Taza i po 10 ruszamy w drogę. Dzień wcześniej w centrum miasta miała miejsce demonstracja, dziś jest już całkiem spokojnie. Każdy dzień przynosi nowe widoki, inne otoczenie, jest super a my wciąż czekamy na to najlepsze, które wciąż przed nami. Dziś planujemy dojechać do Missour, gdzie rozpoczną się tak oczekiwany przez nas odcinki pustynne.

Dobrej jakości asfalt prowadzi nas przez zielona pola w coraz bardzie górskie, surowe klimaty.

https://lh3.googleusercontent.com/-d...1_m-775466.jpg

https://lh6.googleusercontent.com/-K...0/DSC_0435.jpg

https://lh4.googleusercontent.com/-L...0/DSC_0431.jpg

https://lh4.googleusercontent.com/-2...0/DSC_0225.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-J...0/DSC_0438.jpg

Droga wije się i pnie do góry. Widoki robią się coraz lepsze, aż Arni z zachwytu wywija orła na poboczu drogi.
Robi się też coraz chłodniej. W pewnym momencie mamy już na sobie wszystkie ciepłe ubrania, jakie zabraliśmy. Coś nam tu nie gra, jesteśmy w końcu w Afryce..
Termometr Tomka pokazuje coraz to niższe wartości: 15, 12, 10. Droga prowadzi przez pustkowia, nie mijamy żadnych wioseczek, jest pięknie. Wraz z wysokością pojawia się gęsta, wilgotna mgła bardzo mocno ograniczająca widoczność i nasze poczucie komfortu termalnego. Po wyjechaniu z mgły okazuje się, że jesteśmy już w strefie śniegu. Są nim pokryte zbocza bliskich gór, a wkrótce śnieg zaczyna zalegać również na poboczu naszej drogi. Jesteśmy na wysokości 1900 m n.p.m, jest 7 stopni Celsjusza.

https://lh6.googleusercontent.com/-9...ma%2525205.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-6...0/DSC_0230.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-S...0/DSC_0457.jpg

https://lh4.googleusercontent.com/-j...0/DSC_0443.jpg

https://lh6.googleusercontent.com/-S...0/DSC04864.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-E...0/DSC_0453.jpg

https://lh6.googleusercontent.com/-S...0/DSC_0242.JPG

To już Średni Atlas. Wszystko fajnie, ale skoro teraz siedzimy na śniegu, a pod koniec dnia mamy pukać do wrót pustyni, postanawiamy lecieć dalej.
Kierujemy się cały czas na południe, snieg znika, ale wciąż pniemy się w górę.

Godzinę później wjeżdżamy na miasteczka, pełno tam ludzi na ulicy. Handlują lub nic nie robią po prosty siedząc na murku czy krawężniku i patrząc co się dzieje wokół. Atmosfera w miasteczku jest co najmniej dziwna, albo my to tak odbieramy. Chcąc nie chcąc mocno zwracamy na siebie uwagę. W normalnych okolicznościach polecielibyśmy dalej, czuliśmy się tam trochę nieswojo, ale intensywny zapach grillowanego mięsa zmienił nasze zdanie. Postanowiliśmy się solidnie posilić i lecieć dalej.

Zatrzymujemy się przy jednym z grilli obsługiwanym przez młodych miejscowych. Tuż obok jest buda w której rozbierają i sprzedają mięso, z rozwieszonymi mniejszymi lub większymi tuszami oraz zwisającym, odciętym bawolim łbem, który służyć miał chyba za reklamę i rzeczywiście skupiał uwagę miejscowych, którzy głównie podziwiali uzębienie martwego bawoła. Te okoliczności były dla nas podczas naszego wyjazdu totalną nowością i lekkim szokiem. Atmosferę podgrzewał absolutny brak komunikacji z obsługującego grilla miejscowymi. Czekaliśmy chyba z pół godziny, aż zrobiono i spakowano na wynos nasze zamówienie, przez ten czas robiliśmy za atrakcję dla otaczających nas miejscowych, którzy w milczeniu się nam przyglądali. Nie muszę dodawać, że nasze białe twarze mocno odbiegały od dominującej tam kolorystyki i były jedynymi białymi twarzami w całej wiosce.

https://lh4.googleusercontent.com/-h...0/DSC_0259.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-4...0/DSC04875.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-b...0/DSC04884.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-f...0/DSC04882.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-m...0/DSC_0250.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-m...0/DSC04883.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-w...0/DSC_0251.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-R...0/DSC04886.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-3...0/DSC_0253.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-3...0/DSC04893.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-E...0/DSC_0256.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-v...0/DSC04873.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-j...0/DSC04890.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-D...0/DSC_0257.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-P...0/DSC04869.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-U...0/DSC04891.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-Z...0/DSC04879.JPG

Naturalnie ostateczna cena różniła się na naszą niekorzyść od tej, którą uzgodniliśmy wcześniej. Zabraliśmy 2 torby pachnącego, grillowanego barana i uciekliśmy za miasto oddać się przyjemności konsumpcji we względnym spokoju i w wyłącznie własnym towarzystwie. Mięso było wyborne, a na miejscu oczywiście już po chwili pojawiły się, nie wiadomo skąd dzieciaki i piec przybłęda, równie szczęśliwy z naszego posiłku, co my.

https://lh3.googleusercontent.com/-P...0/DSC_0464.jpg

Dalsza droga z pełnymi brzuchami poszła nam sprawnie, z najwyższym punktem trasy powyżej 2400 m n.p.m.

https://lh6.googleusercontent.com/-S...0/DSC_0467.jpg

O 17 dotarliśmy do Missour. Wciąż było stosunkowo wcześnie, dlatego z rozpędu minęliśmy miejscowość, za którą od razu zaczęła się rozległa hamada. HURAA! W końcu dotarliśmy w miejsce, gdzie rozpoczyna się prawdziwie afrykańska przygoda!! Wjeżdżamy na hamadę i w pełnej ekscytacji robimy kilka kilometrów.

https://lh4.googleusercontent.com/-f...0/DSC_0470.jpg

Przed nami była potężna otwarta przestrzeń zachęcająca do dalszej jazdy. Cała hamada pokryta była mniejszymi lub większymi kamieniami. Trudno się po niej jechało. Zawieszenie dostawało łomot, kamienie non stop waliły o osłonę silnika, a od czasu do czasu po najechaniu na większy kamień potrafiło nieźle przestawić całą maszynę w bok. Można było jechać w dowolnym kierunku, choć najlepiej było się trzymać widocznej drogi, na niej było mniej kamieni i można było jechać szybciej.

Po krótkiej chwili zatrzymaliśmy się jednak podjąć ważną decyzję: jedziemy dalej, czy zatrzymujemy się na noc w Missour, gdzie można zatankować i przenocować w przyzwoitych warunkach. Było jeszcze wcześnie, można było śmiało jechać 2-3 godziny do zachodu słońca. Przed nami było jednak pustkowie bez żadnej rozsądnej miejscowości w zasięgu 100 km. Najbliższe miejsce ze stacją benzynową to Beni Tajite, mała górnicza wioska, prawdopodobnie bez żadnego hotelu sto ileś kilometrów od nas. Do tego potwornie wiało, wszędzie unosił się piach i pył, zapowiadało się na burzę piaskową. Adrenalina zaczęła buzować i proponowałem jazdę dalej w pustkowie. Zostałem jednak przegłosowany i kolejnego dnia okazało się, że była to bardzo dobra decyzja. Arni z Tomkiem pogrzali szukać hotelu a ja z Wojtkiem potrzebowaliśmy pokręcić się jeszcze po tej pustyni.

Zatrzymaliśmy się w sympatycznym hotelu z dużym hallem z kanapami, szerokimi korytarzami do pokoi i warunkami o niebo lepszymi, niż te, w których spaliśmy wcześniej. Mieli modny niebieski wystrój łazienki, ale co najważniejsze mieli piwo!! Choć cena nie była promocyjna, stwierdziliśmy, że zasłużyliśmy na ten luksus.

Całe drzwi wejściowe do hotelu oblepione były nalepkami różnych ekip rajdowych, czuliśmy że przed nami jest wielka przygoda.

https://lh3.googleusercontent.com/-b...0/DSC04901.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-m...0/DSC04902.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-v...0/DSC04903.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-T...0/DSC_0472.jpg

https://lh4.googleusercontent.com/-0...252520mapa.jpg

Tego dnia przejechaliśmy ok. 220 km.

stoner 28.06.2011 02:57

Dzień 4, Missour – Merzouga. W końcu pustynia.
 
Po trzech dniach pełnych emocji, z których każdy dostarczał nam nowej dawki fascynujących przygód, widoków i zmieniających się krajobrazów dotarliśmy w końcu do wrót tak oczekiwanej przez nas pustyni!

Wieczór minął nam miło w nastroju świętowania przebytej dotychczas trasy. Piwo, mimo, że drogie, smakowało wyśmienicie. Za to rano, atmosfera była zgoła inna. Mimo wielkiego podekscytowania pierwszymi odcinkami pustynnymi, pakowaliśmy się bardziej w skupieniu, niż beztrosce.

https://lh5.googleusercontent.com/-z...0/DSC_0271.JPG

Od wczoraj mocno wiał wiatr, co zapowiadało co najmniej konkretną zawieję, jeśli nie burzę piaskową. Z rana wiatr nie ustał. Wyglądając za hotelowe okno widać było, że palmami targa wiatr i widoczność jest ograniczona. Byłem wdzięczny chłopakom, że ostudzili mój zapał dalszej jazdy dnia poprzedniego, choć dopiero to, z czym zetknęliśmy się później tego dnia po drodze sprawiło, że jeszcze bardziej zweryfikowałem mój wczorajszy poryw do dalszej jazdy.

Każdy z nas chyba po cichu zastanawiał się jak dzisiejszy, dosyć długi odcinek nam pójdzie i z czym przyjdzie nam się zmagać. Ruszamy po 8 rano, wcześnie jak na nas i wyjeżdżamy z zaspanego i opustoszałego w tej wietrznej aurze Missour na pustynny odcinek rozpoczynający się tuż za miastem.

https://lh5.googleusercontent.com/-r...0/DSC04910.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-s...0/DSC_0285.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-u...0/DSC_0282.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-C...0/DSC_0473.jpg

Wieje, powietrze unosi piach ograniczając widoczność. Kieruję się po ścieżce wpisanej w GPS przed wyjazdem. Gdyby nie to, miałbym nie lada dylemat, którą z dróg wybrać. Po wjechaniu na szeroką, bezkresną hamadę droga rozwidla się wielokrotnie. Brak jest jakichkolwiek punktów odniesienia. Jest słońce na niebie no i GPS. To one wytyczają nam kierunek.

W związku z tym, że prześledziłem całą trasę na zdjęciach satelitarnych zawierzam całkowicie wskazaniom GPSa i kieruję się na kolejne waypointy, które mam wbite co kilkaset metrów maksymalnie co kilka kilometrów.

Hamada usłana jest większymi lub mniejszymi kamieniami, między którymi wyrastają gdzieniegdzie kępy pustynnej trawy. Jedziemy cały czas „drogą” przez pustynię, pokrywa się ona na szczęście z widocznym na zdjęciach satelitarnych śladem, który przyjąłem za wyznacznik naszej trasy. Otacza nas absolutne pustkowie.

https://lh3.googleusercontent.com/-_...0/DSC_0487.jpg
https://lh4.googleusercontent.com/-k...0/DSC_0490.jpg

Po ok. godzinie natrafiamy jednak na pierwsze utrudnienia, na wytyczonej trasie pojawia się koryto rzeki. Koryta są zazwyczaj trudne do przejechania, są tam bowiem nagromadzone większe kamienie niesione przez okazjonalne rzeki, a wymyte brzegi bywają wysokie do 2-3 m, sprawiając, że miejscami nie da się do koryta wjechać, bądź z niego wyjechać. Jako, że mieliśmy łagodny brzeg, zdecydowaliśmy się wjechać do koryta i jechać nim przez pewien czas.

https://lh3.googleusercontent.com/-b...0/DSC04913.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-0...0/DSC04912.JPG

Brzegi koryta pięły się w górę skazując nas na jazdę dnem wyschniętego strumienia. Jazda przez rozrzucone kamienie, pomiędzy którymi znajdował się rzadki żwir jest trudna, koła kopią się w żwirze, z kolei na większych kamieniach trzeba walczyć o utrzymanie równowagi. Koryto również się rozwidla, wybieram więc kierunki najbardziej zbliżające nas do kolejnego waypointu, jednak jeśli kolejny punkt jest w linii prostej za kilkaset metrów, lub kilometr, wybór odnogi koryta nie jest oczywisty – w końcu natura nie tworzy prostych linii. Cofamy się z jednej odnogi, wracając do innej i zaczynamy kluczyć w labiryncie wąskich, wysokich skalnych korytarzy.

https://lh5.googleusercontent.com/-N...0/DSC_0474.jpg

Jest dopiero po 9 rano, ale upał już daje się nam we znaki. Tym bardziej, że w zagłębienia w których się znajdujemy nie dociera wiatr. Robi się gorąco. Błądzimy ponad pół godziny docierając w ślepe zaułki koryta, przez które nie damy rady przejechać ani wydostać się na górę. Po którejś próbie dochodzimy do wniosku, że jedynym słusznym rozwiązaniem jest wydostać się z koryta na powierzchnię następnie próbować dotrzeć do kolejnego punktu orientacyjnego w GPS, który jest raptem 600 m w linii prostej od nas. Słowo w linii prostej jest kluczowe, bowiem ominięcie głębokiego koryta może oznaczać konieczność przejechania wielu kilometrów. Jednak trzymanie się wyznaczonej trasy jest dla nas gwarantem bezpieczeństwa i dotarcia do celu. Cofamy się do najbliższego miejsca, z którego mogliśmy wyjechać na powierzchnię rozpoczynamy podróż między zagłębieniami terenu w kierunku naszego najbliższego waypointu. Ale była radość, jak już tam dotarliśmy!

https://lh3.googleusercontent.com/-o...0/IMG_0571.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-O...0/DSC04915.JPG

Problemem okazał się widok satelitarny, bowiem widok z góry nie pozwala na jednoznaczne odróżnienie ścieżki od koryta rzeki. Nie widać w końcu z góry 2 metrowego dołu, który przecina wytyczoną trasę. Powrót na właściwą trasę kosztował nas ponad 45 minut, sporo nerwów i potu. Wszystko to wydarzyło się mniej więcej w 1/3 drogi do najbliższej widocznej na mapie miejscowości, zatem gdybyśmy zdecydowali się wczorajszego dnia podjąć wyzwanie i ruszyć dalej, błądzilibyśmy w tym korycie o zmroku i finalnie nocowalibyśmy na pustkowiu podczas piaskowej zadymy. Przyznam, że prysznic, browar, pranie i wygodne łóżko było lepszą opcją i dobrze, że ją mieliśmy.

Za Beni Tajjite jedziemy ładnym kanionem, wróciliśmy co cywilizacji i jest asfalt. Więcej, wśród tego pustkowia pojawiają się oazy pełne zielonych palm. Kanion i oazy urozmaicają wcześniejszą monotonną trasę przez względnie gładkie pustkowie.

https://lh5.googleusercontent.com/-R...0/DSC_0274.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-l...40/DSC_027.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-w...0/DSC04923.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-2...0/DSC04922.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-x...0/IMG_0579.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-J...0/DSC_0482.jpg
https://lh6.googleusercontent.com/-T...0/DSC_0480.jpg
https://lh4.googleusercontent.com/-8...0/DSC_0485.jpg

Widoki i robienie zdjęć rozbija nas trochę, jedziemy w podgrupach lub całkiem osobno. Toczę się z Tomkiem asfaltem, Arni i Wojtek są gdzieś z przodu. Jedziemy, jedziemy, aż spotykamy rozkraczonego na drodze Wojtka, który bezskutecznie próbuje uruchomić swój motocykl. Pierwsze podejrzenie pada na pompę paliwa. Rozkładamy się w tym samym miejscu, gdzie się zatrzymaliśmy, na asfaltowym pasie drogi. Poza nami nie widać innego uczestnika ruchu.

https://lh3.googleusercontent.com/-s...0/DSC_0281.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-N...0/DSC_0279.JPG

Tomek bierze się za sprawdzanie styków pompy, Wojtek mu asystuje, a ja biorę się za aparat.

https://lh6.googleusercontent.com/-e...0/DSC_0278.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-V...0/DSC_0280.JPG

Po pierwsze nie znam się na pompach od Afryki, po drugie i tak nie ma tam dla mnie miejsca. W pewnym momencie na horyzoncie pojawia się jakiś pojazd i po dłuższej chwili zatrzymuje się przy nas. To wojskowa (lub innych mundurowych) terenówka, goście w środku pytają co się stało i czy potrzebujemy jakiejś pomocy. Dziękujemy im serdecznie i zapewniamy, że to nic poważnego, że się z tym uporamy. Bez dodatkowych pytań wrzucają bieg i odjeżdżają. To jest bardzo nietypowa sytuacja. Ani nas nie sprawdzali, ani na nic nie namawiali.. Dziwne, ale miłe. Po chwili pompa i reszta Wojtkowej Afryki odżywa i możemy kontynuować jazdę. Żeby było śmiesznie, dziwnie machającego Wojtka mijał wcześniej Arni, ale z jego machania w stylu Jerzego Dudka przed bramką wywnioskował, że ma jechać dalej, co też zrobił. Szczęśliwie, wkrótce spotkaliśmy się wszyscy czterej.

Ale dość tego asfaltu, za Boudenib ponownie zjeżdżamy na piach i kamienie i ponownie wtapiamy się w monotonny krajobraz. Wieje jak diabli. Nosy mamy zapchane piachem.

https://lh5.googleusercontent.com/-O...0/DSC_0476.jpg
https://lh4.googleusercontent.com/-f...0/DSC_0289.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-n...0/DSC_0489.jpg
https://lh5.googleusercontent.com/-k...0/DSC04927.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-U...0/DSC04926.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-1...0/DSC_0479.jpg
https://lh4.googleusercontent.com/-2...0/DSC_0498.jpg
https://lh5.googleusercontent.com/-O...0/DSC_0496.jpg
https://lh6.googleusercontent.com/-X...0/DSC_0497.jpg

Dziwne to uczucie, ale momentami jedziemy po tym mało przyczepnym podłożu w sporym pochyleniu, walcząc z bocznym wiatrem i jednocześnie próbując utrzymać tor jazdy. Po dłuższym czasie jazdy mamy jakąś fatamorganę.. Po zbliżeniu okazuje się, że to dwa wielbłądy. W pobliżu jednak nie ma żadnych zabudowań ani nawet namiotu Berberów. Niesamowity klimat.

https://lh3.googleusercontent.com/-v...0/DSC_0287.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-D...0/IMG_0584.JPG

Robi się późno. Po 18 ponownie docieramy do asfaltu przed miejscowością Erfoud. Nie kombinujemy już z offem, musimy dziś dotrzeć do Merzougi.
Uzupełniamy paliwo, na klimatycznie oblepionej stacji benzynowej. To chyba ostatnia nasza tak cywilizowana stacja na trasie. Kolejną o podobnym standardzie zobaczymy dopiero za kilka dni.
https://lh4.googleusercontent.com/-n...0/DSC_0291.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-a...0/DSC04932.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-X...0/DSC04933.JPG

Jazda asfaltem jest mniej emocjonująca, ale gdy zbliżamy się do Merzougi i widzimy wielkie wydmy Erg Chebbi ponownie odżywają emocje. Gigantyczne złote hałdy piachu wybijają się w oddali w zachodzącym słońcu. Merzouga to popularna turystyczna mieścina na pustyni. Tuż za nią kończy się asfalt, który został tu położony, żeby nakręcić lokalną turystykę, usatysfakcjonować rzesze przywożonych tu turystów i dać zarobić lokalnym majfrendom. Dalej, wzdłuż granicy z Algierią jest tylko pustynia i wydmy.

Przy zachodzącym słońcu, po 20 docieramy do hotelu Panorama, znanego nam dobrze ze zdjęć m.in. Sambora.

https://lh6.googleusercontent.com/-0...0/DSC_0501.jpg

To niesamowite uczucie trafić w końcu w miejsce, które zna się ze zdjęć, o którym snuło się wyobrażenia jeszcze dawno przed wyprawą, zza komputerowego monitora. Jesteśmy szczęśliwi, że tu dotarliśmy. Mamy za sobą długi, pierwszy pustynny odcinek. A najlepsza jest świadomość, że przed nami kolejne, jeszcze lepsze przygody.

Hotel jest najdroższym miejscem, w którym się zatrzymaliśmy podczas całego wyjazdu. Płacimy 200 MAD, ale jest klimatycznie, no i po zmaganiach z pustynią możemy uraczyć się chłodnym napojem chmielopochodnym.

https://lh4.googleusercontent.com/-G...252520mapa.jpg

Tego dnia przejeżdżamy ponad 350 km.

dopra 28.06.2011 10:22

czekamy na więcej................

Ronin 28.06.2011 10:47

:lukacz:

puntek 28.06.2011 10:54

pięknie :drif:

Dubel 28.06.2011 17:03

:drif::drif::drif:
Nic więcej nie umiem z siebie wydusić
Pozdro

stoner 13.07.2011 05:12

Dzień 5, Merzouga
 
Tym razem zacznę nietypowo, bo od końca, od podsumowania. Dzień miał być w sumie nijaki – ot, takie kręcenie się wokół komina, trochę zabawy, trochę zasłużonego relaksu po kilku dniach jazdy. W każdym razie bez ambicji na jakieś specjalne wrażenia. No dobra, mieliśmy pewne oczekiwania. W końcu każdy z nas miał pierwszą okazję, by zetknąć się z jazdą po prawdziwych wydmach, mieć przedsmak prawdziwej rozległej Sahary i dowiedzieć się z czym zmagają się uczestnicy Rajdu Dakar. Ale na tym koniec. A dziś, z perspektywy czasu, patrząc na zdjęcia z tego dnia, wspominając przygody, stwierdzam, że ten dzień był przede wszystkim bardzo zaskakujący ale też dostarczył nam wielu absolutnie nowych doświadczeń i doznań.

Ten odcinek piszę z małej portugalskiej wyspy na wysokości geograficznej Rabatu, więc być może klimat Maroka mi się nieco udziela. Maroko jest oddalone o 600 km ode mnie..

Dziś mieliśmy prawdziwą mnogość wrażeń.

Po pierwsze – dostaliśmy w dupę.

Poranek w hotelu Panorama. Budzimy się w przyjemnych pomieszczeniach kasby, zbudowanej z gliniano-słomianych bloków, powleczonej podobnież glinianym tynkiem. Na podłodze dywany, wewnątrz panuje przyjemny chłód.

https://lh5.googleusercontent.com/-s...0/DSC04935.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-W...0/DSC04936.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-4...0/DSC_0328.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-i...0/DSC04937.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-c...0/DSC04938.JPG

Mamy fajne, wygodne łóżka, Arnie załatwił wczoraj zimny browar, czujemy się, jakbyśmy trafili do 4-gwiazdkowego hotelu. Do tego znajome widoki z relacji Sambora: ten sam stolik i krzesła z widokiem na pobliskie wydmy. Ten widok przewijał mi się przez wiele nocy przed naszym wyruszeniem w podróż. Budzimy się wcześnie, żeby złapać wschód słońca. Przynajmniej ja i Wojtek. Arnie i Tomek nie ulegają namowom i zostają w wyrach. Wychodzimy na dziedziniec naszej kasby. Dziś wiatr zdecydowanie osłabł, jest lepsza widoczność, jest jeszcze rześko. Panorama z hotelu jest rzeczywiście interesująca.

https://lh4.googleusercontent.com/-s...0/DSC04939.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-2...0/DSC_0301.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-h...0/DSC_0302.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-X...0/DSC_0330.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-P...0/DSC_0571.JPG

Na tyłach hotelu urzęduje sympatyczny jegomość.

https://lh6.googleusercontent.com/-v...0/DSC04945.JPG

Postanawiamy ruszyć z Wojtkiem w kierunku wydm, które są tuż niedaleko. Odpalamy sprzęty, zjeżdżamy nasypem ze wzniesienia, na którym położony jest hotel i jedziemy w kierunku wydm. Wzdłuż granicy z wydmami znajdują się inne hotele i domostwa, zajmuje nam chwilę znalezienie przesmyku, którym moglibyśmy się przedostać na hałdy piachu, które są tuż nieopodal. Za którymś mijanym hotelem, czy domem w końcu widzimy korytarz prowadzący na wydmy! Szczęśliwi jak dzieci dojeżdżamy do miejsca, gdzie gładka szutrowa powierzchnia styka się z kosmicznie rozległą hałdą piachu.

https://lh4.googleusercontent.com/-t...ma%2525207.JPG

Wspominam, jak to Despres i Coma tną piachy Sahary i już witam się z nimi, jak wielki zdobywca, na równi ze zwycięzcami Rajdu Dakar. Moja ekscytacja nie zna granic.. do momentu, kiedy dwa metry za brzegiem wydmy zakopuję się piachu i bezradnie sterczę przy granicy z gładkim szutrem. JA PIER…!!Jak się po tym poruszać?? Moje wyobrażenia o przemierzaniu bezkresu pustyni legły w.. piachu. Z Wojtkiem nie było lepiej. Być może on wczuł się bardziej we Francisco Lopeza, ale nic mu to nie dało. Stał równie żałośnie jak ja nieopodal. Zaczęliśmy wygrzebywać się z tego miejsca rycząc silnikami wciąż będąc w pobliżu zabudowań, o dość wczesnej porze. Nie była to komfortowa sytuacja. Starając się przebyć te 2 metry piachu widzimy na horyzoncie 2 przybyszów z Matpalenty, tyle że w innym wcieleniu. Jak się po chwili okazało, to majfrendzi, wcale nie z odległej galaktyki, a właśnie z Merzougi. Mieli w każdym razie na sprzedaż kryptonit i inne minerały zdolne dodać mocy superbohaterom. Wojtek uległ ich sprzedażowym zdolnościom i nabył onyksowego wielbłąda, czy inny super kosmiczny wspomagacz mocy.

https://lh3.googleusercontent.com/-_...0/DSC_0313.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-m...0/DSC_0317.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-9...0/DSC_0318.JPG

Pewnie dzięki temu udało nam się wydobyć nasze sprzęty na bezpieczną, szutrową nawierzchnię. Dziękując naszym majfrendowym postanowiliśmy oddalić się od nich na bezpieczną odległość, porzucając tym samy plany podbicia wydm, które kłaniały się nam we wschodzącym słońcu. Cóż, daleko się nie oddaliliśmy. Kilkaset metrów od tego miejsca mój motur stwierdził, że on już przednim kołem kręcić nie będzie i zahamował na dobre.

Po drugie – poznaliśmy handlarza oryginalnymi podzespołami BMW.

Co jest? Na klamkę nie naciskam, a hebel zaciśnięty. Jechać się nie da, bo koło jest zablokowane. A my na lekko się wybraliśmy, bez kluczy (jakoś nie pomyślałem o fabrycznym zestawie pod kanapą). Wojtek, dajesz po Arniego i jego klucze, a ja tu sobie poczekam. Wojtek pojechał. Ja czekam na wzmagającym słońcu i obserwuję w oddali jakieś wioskowe przygotowania do wesela.

https://lh6.googleusercontent.com/-i...0/DSC_0322.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-C...0/DSC_0326.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-i...0/DSC_0327.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-9...0/DSC_0321.JPG

Po chwili oczywiście pojawia się towarzysz – majfrend na lokalnym Simsonie oferując mnie, bezbronnemu, niemogącemu się oddalić turyście te same skamieniałe ślimaki, ręce Fatimy i inne kamyczki. To był szczyt bezczelności. Tkwię jak ofiara wzdłuż drogi, z niesprawnym motocyklem, w słońcu, a on mi zaczyna wykładać kamyczki. Normalnie człowiek by się uśmiechnął, podziękował i dał gazu, a tu dupa. Trzeba rozmawiać, wykręcać się, opowiadać o zepsutym hamulcu i Wojtku, który to jedzie z odsieczą. Na szczęście, nim 80% asortymentu plecaka majfrenda wylądowało na rozłożonej chuście, nadjechał Wojtek z Arnim na pace. No i z kluczami.

Odkręciliśmy zacisk, przywiązaliśmy go do kierownicy. Pożegnaliśmy się miło z majfrendem i oddaliliśmy się w kierunku naszego Hotelu Kasbah Panorama.

Na miejscu okazało się, że mamy problem. Ja konkretnie. Polegał na totalnym zniszczeniu zardzewiałej sprężynki odbijającej klamkę hamulca przy tłoczku hydraulicznym. Ze sprężynki pozostało kilka części. Wydłubałem resztki sprężynki, zacisk odblokowany, ale bez sprężynki klamka nie będzie odbijała.. Co ja zrobię..? Rozmówki francuskie, pytanie o warsztat i rysowanie sprężynki na kartce gościowi z hotelu nic nie dały. Zrezygnowany wyszedłem z hotelu i podzieliłem się moim nieszczęściem z Berberem handlującym muszelkami pod naszym hotelem. Pokazałem mu moją połamaną sprężynkę i smutnego Dakara stojącego kilka metrów od niego. Ten spojrzał ze zrozumieniem na połamaną sprężynkę, po czym wstał i oddalił się spokojnie w kierunku swojej motorynki opartej o gliniany mur kasby. Doszedł do niej, wyciągnął coś i wrócił do mnie. Gość wrócił z pompką.. Fajnie, pomyślałem, masz pompkę.. I co z tego? Po czym ten zaczął rozkręcać pompkę i wyciągnął z niej sprężynkę o podobnej długości i średnicy co moja. Co prawda nie stożkowa, ale co tam. Przymierzyłem i poczułem, że los się do mnie uśmiecha. Sprężynka pasowała idealnie i dała się nakryć oryginalną gumową osłoną. Hamulec działał perfekcyjnie. Totalnie nieprawdopodobna sytuacja, w małej wiosce na pustyni! Byłem niezmiernie wdzięczny sympatycznemu Berberowi i w podzięce kupiłem jakiegoś skamieniałego ślimaka. Kosztował ułamek ceny, jaką zapłaciłbym za wybawienie mnie z opresji, ale to przekonało mnie o tym, że szczęście może sprzyjać również w sytuacjach pozornie bez wyjścia. A myślałem, że tego typu historie są tylk w książkach i filmach.

https://lh4.googleusercontent.com/-M...0/DSC_0336.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-4...0/DSC_0333.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-n...0/DSC04940.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-Q...0/DSC_0329.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-h...0/DSC_0332.JPG

Po trzecie – mieliśmy dobrą zabawę.

Pojechaliśmy w stronę Erg Chebbi, zobaczyć największą wydmę w okolicy. Po drodze postanowiliśmy zahaczyć o pobliskie wydmy spróbować raz jeszcze jazdy po piachu. Tym razem okazało się, że jest to wykonalne. Zaczęliśmy ostrożnie, ale wraz z postępami, zaczęliśmy coraz bardziej odważnie wjeżdżać w głąb wydm. Dzida na płaskim, dzida po wydmach. Gleba za glebą, było fajnie.

https://lh5.googleusercontent.com/-N...0/DSC_0351.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-d...0/DSC_0403.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-7...0/DSC_0540.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-9...0/DSC_0361.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-7...0/DSC_0424.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-t...0/DSC_0541.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-4...0/DSC_0429.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-A...0/DSC_0544.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-o...0/DSC_0439.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-s...0/DSC_0341.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-N...0/DSC_0461.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-i...0/DSC04958.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-B...0/DSC_0345.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-R...0/DSC_0477.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-X...0/DSC04960.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-F...0/DSC_0346.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-B...0/DSC_0499.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-X...0/DSC04961.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-Z...0/DSC_0348.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-h...0/DSC_0381.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-S...0/DSC_0350.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-Z...0/DSC_0400.JPG

Punktem kulminacyjnym był Wojtek, który poprosił o kilka zdjęć, po czym ruszył w piachy. Wracając, jakby na zawołanie wykonał coś, w co do dziś trudno mi uwierzyć. Przed gotowym do strzelania obiektywem zainscenizował przedstawienie, za które mógłby kasować widzów na grube EURO. Już gdy zbliżał się do mnie widziałem, że coś idzie nie tak. Zaczęło nim bujać, przednie koło zapadło się i motocykl w chmurze wyrzuconego piachu zatrzymał się w pozycji bocznej ustalonej katapultując wcześniej jego kierowcę razem z butelką wody, którą miał wciśniętą przy owiewce. Wojtek swój efektowny lot wykonał w otwartym kasku i ucałował piachy Merzougi jeszcze zanim reszta ciała wylądowała z hukiem na ziemi. Powstał z tego fotograficzny tryptyk z Wojkiem i jego AT w roli głównej. Dodam, że Wojtek nie stracił bynajmniej dobrego nastroju i chęci do dalszej jazdy. Wojtek to prawdziwy twardziel.

https://lh5.googleusercontent.com/-C...0/DSC_0364.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-3...0/DSC_0365.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-z...0/DSC_0366.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-0...0/DSC_0369.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-C...0/DSC_0371.JPG

Jazda po piachu nie była łatwa. Potrzebowaliśmy trochę czasu, żeby złapać jak jedzie się najlepiej. W teorii było to proste: odkręcona manetka, tyłek bardziej do tyłu i dzida. Ale w praktyce różnie to wychodziło. Tylne koło mieliło piach i trudno było nabrać na nim prędkości. Poza tym na wydmie były miejsca twardsze oraz takie, które potrafiły zatrzymać motocykl niemal w miejscu. Wiele razy przewracaliśmy się, czy to na płaskim, czy na grzbiecie wydmy, staczając się z niej bez motocykla. Podnoszenie sprzętu na stromej wydmie też było niełatwe. Generalnie doświadczenia z tej jazdy uświadomiły mi jak diabelnie męczące i trudne są odcinki Rajdu Dakar przebiegające w takich warunkach z kilkuset kilometrowymi odcinkami specjalnymi.

Po zabawach w piachu wróciliśmy do centrum Merzougi przejeżdżając przez efektowną bramę. Tam, przy głównym placu zasiedliśmy w cieniu na colę i obiad obserwując jak życie leniwie płynie wokół. Dziś dla odmiany zamówiliśmy.. tajine. Nie mieliśmy z resztą innego wyboru. Uchwycona przypadkiem mina Arniego odzwierciedla jego i nasz entuzjazm z okazji oczekiwanego posiłku.

https://lh4.googleusercontent.com/-X...0/DSC_0547.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-U...0/DSC_0548.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-1...0/DSC_0549.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/--...0/DSC_0550.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-f...0/DSC_0553.JPG

Zanim tajine przyszedł, był czas na to, żeby odwiedzić sąsiednie stragany, zjeść trochę oliwek sprzedawanych w dużych wiadrach, każde z innym ich rodzajem. Był czas na papierosa i na rozmowy. I na kojeną colę. Tajine przyszedł. Był dokładnie taki, jakiego się spodziewaliśmy.
Po czwarte – zachód słońca na wydmach.

Zachodzące słońce zaczyna tworzyć wspaniałą grę cieni na pofalowanej powierzchni wydm. Każda fałdka piachu rzuca cień przy kładącym się złotym słońcu. To zdecydowanie najlepsza pora na robienie zdjęć. Wyskakuję z Arnim na piachy cyknąć kilka fotografii.

https://lh3.googleusercontent.com/-h...0/DSC_0579.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-l...0/DSC_0615.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-g...0/DSC_0617.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-D...0/DSC_0618.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-p...0/DSC_0592.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-t...0/DSC_0619.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-L...ma%2525208.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-l...0/DSC_0593.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-w...0/DSC_0621.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-t...0/DSC_0627.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-V...0/DSC_0601.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-z...0/DSC_0602.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-g...0/DSC_0609.JPG

W międzyczasie Tomek znalazł gdzieś miejsce, gdzie można z butelek uzupełnić paliwo, stąd jego zdjęcia.

https://lh6.googleusercontent.com/-u...0/DSC04964.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-V...0/DSC04965.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-r...0/DSC04966.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-n...0/DSC04968.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-P...0/DSC04970.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-f...0/DSC04973.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-H...0/DSC04976.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-O...0/DSC04980.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-C...0/DSC04981.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-L...0/DSC_0530.jpg

A także mały marokański sklepik:

https://lh3.googleusercontent.com/-L...0/DSC05004.JPG

Arni gdzieś się zakopał, ja z kolei korzystam z ostatnich chwil, które mogę wykorzystać na robienie zdjęć. Na odkopywanie Arniego będzie czas.. Spotykamy się w końcu, strzelamy kilka zdjęć na piachach i wracamy do naszej Panoramy. Zajęło nam to nieco dłużej niż się spodziewaliśmy, a uzgodniliśmy z Wojtkiem i Tomkiem, że zaliczymy jeszcze z buta przed zmrokiem jakąś konkretną wydmę, żeby sobie na niej zasiąść, popatrzeć na zachodzące słońce i pokontemplować. W te pędy polecieliśmy po chłopaków i już bez kasków, zbrój, w krótkich spodenkach pojechaliśmy ponownie w kierunku wysokich wydm. Tylko ja jak ten debil jechałem w butach enduro (byli wśród nas tacy, co jechali w klapkach) co już po chwili przeklinałem wspinając się przez jakieś 20 minut po stromym zboczu piaskowej góry. Zanim jednak do niej dojechaliśmy, widzieliśmy w oddali, że drogą jedzie jakaś ekipa 5-6 motocykli, wśród których było kilka Africa Twin. Jeśli w grupie jest kilka AT, to muszą być Polacy. Pomachaliśmy sobie z oddali i pojechaliśmy w swoim kierunku.

Wspinaczka na wydmę była pioruńsko męcząca, szczególnie dla mnie w tych endurowych kaloszach. Poddałem się w 2/3 góry. Słońce i tak już zaszło, więc nie było o co walczyć. Posiedzieliśmy tak sobie na górze, wypiliśmy napój chmielopochodny ukryty w reklamówce, co by nie drażnić wzroku mijających nas osób.

https://lh4.googleusercontent.com/-l...0/DSC_0615.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-a...0/DSC_0645.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-M...0/DSC04999.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-N...ma%2525209.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-0...a%25252010.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-G...0/DSC_0641.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-C...0/DSC_0643.JPG

Pokontemplowaliśmy do chwili, kiedy na dobre zaczęło się ściemniać. Zejście z góry zajęło nam trochę i do Panoramy wracaliśmy już w kompletnych ciemnościach. Ja jeszcze w mijanej miejscowości zauważyłem miejsce, gdzie możną kupić benzynę, więc uzupełniam do pełna. W miejscach jak to benzyna sprzedawana jest w glinianych chałupach, gdzie w izbie leży blaszana beczka z benzyną, z której przez kranik leje się ją do butelek. W zależności od zamówienia – benzynę odlicza się zazwyczaj w 5L lub 1L butelkach PET lub po alkoholu (!). Nie odczuliśmy, aby to paliwo było gorszej jakości.

Wjeżdżając na dziedziniec nieźle się zdziwiliśmy, cały był zastawiony motocyklami i jednym Nissanem Patrolem – wszystkie miały polskie blachy. To była ekipa afrykańców z Puszkiem (nie wymianiając już wszystkich) i Kajmanem w terenówce, wiozącym wszystkie graty i opony na zmianę. Fajnie mają, pomyślałem, jazda na lekko w takim terenie jest znacznie przyjemniejsza. To było bardzo fajne uczucie spotkać taką ekipę tak daleko i to jeszcze Polaków. Wyjeżdżając do Maroka spodziewałem się, że to będzie powszedni widok – na każdym kroku ekipy motocyklowe i 4x4. Było zgoła inaczej – nasi byli największą grupą, jaką spotkaliśmy. Poza nimi spotkaliśmy może z 3 dwu-trzyosobowe grupy Włochów i Niemców jeśli dobrze pamiętam.

Z rodakami jakoś się specjalnie tego wieczora nie integrowaliśmy, byliśmy zmęczeni i po krótkich rozmowach na dziedzińcu położyliśmy się spać. Ten dzień był dla nas dniem laby. Wiedzieliśmy, że jutro czeka nas jeden z dwóch najtrudniejszych odcinków całej wyprawy. Ponad 200 kilometrowa przeprawa przez absolutne pustkowia, koryta rzek i piach fesz fesz wzdłuż granicy z Algierią w kierunku Tagounite.

Nadchodzący dzień będzie najbardziej wycieńczającym, ale też jednym z najlepszych dni całej wyprawy.

fundriver 13.07.2011 09:45

Super relacja! Fajnie wraca sie do tych miejsc dzieki Twojemu opisowi. Ciekawy jestem jak Wam poszlo nastepnego dnia :)

stoner 22.08.2011 02:53

Dzień 6 – 7.04.2011

Merzouga – okolice Tagounite

Budzimy się Hotelu Kasbah Panorama i zbieramy graty. Czeka nas dziś długi odcinek, wzdłuż granicy z Algierią. Chcemy dojechać dziś do Tagounite, ale mamy kawał do przejechania i nie będzie to byle jaka dojazdówka.. Będziemy jechali autentycznym fragmentem odcinka specjalnego dawnego, prawdziwego Rajdu Paryż – Dakar. Świadomość tego przyjemnie łechce nasze ego. Z asfaltem pożegnamy się definitywnie w Taouz. Reszta to ponad 200 km prawdziwie pustynnej przeprawy. Jest lekka obawa o paliwo i wodę. Spodziewałem się, że może być ciężko, ale nie sądziłem, że zaliczę tego dnia najbardziej męczący przejazd w moim życiu.

Z Merzougi ruszamy zatankowani, toczymy się przy majestatycznej hałdzie piachu – sięgającej ok. 150 m wysokości Erg Chebbi. Toczymy się spokojnie asfaltem do Taouz, gdzie główna asfaltowa droga kończy się posterunkiem i murem postawionym w poprzek drogi.

Kombinujemy jak to objechać, by trzymać się wyznaczonej trasy. Od razu do akcji wkracza kilku majfrendów mówiąc, że musimy się cofać, że jest objazd, że dalej droga jest nieprzejezdna itd. Ich wskazówki nijak się mają do naszej wytyczonej trasy, a my nie mamy zamiaru z niej rezygnować. Odjeżdzamy kilkaset metrów poza miejscowość i od razu zaczepia nas kolejny majfrend. Rysuje nam mapę okolicy tłumacząc jak mamy jechać i mówi, że nas poprowadzi swoim motorowerem..

https://lh5.googleusercontent.com/-S...0/DSC05007.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/--...0/DSC05018.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-V...0/DSC05014.JPG

Nie po to tu przyjechaliśmy. Enduro nie penia. Dziękujemy majfrendom i zmykamy jak najszybciej w kierunku kolejnych waypointów, objeżdżając jednak fragment z posterunkiem i murem na środku drogi. Zaczyna się off i robi się ciekawie. Wracamy na naszą wyznaczoną trasę i wjeżdzamy w Oued Ziz – odcinek Rajdu Paryż – Dakar. Oued występujący również pod nazwą Ued lub Wadi to po prostu sucha dolina rzeki, która okazjonalnie w porze deszczu tworzy szerokie, wartkie i błotniste rozlewisko. Podczas naszego wyjazdu było sucho. Pamiętając opisy przejazdów przez te rejony omylnie stwierdzamy w pewnym momencie, że najgorsze mamy za sobą i zdegustowani niskim poziomem trudności jedziemy dalej. Jest potwornie gorąco, cały czas jedziemy przez pustkowia. Gdzieniegdzie są różne krzaki czy palmy, ale generalnie trudno tu o cień.

https://lh4.googleusercontent.com/-M...0/DSC05025.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-a...0/DSC05015.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-j...0/DSC05016.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-o...0/DSC05019.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-k...0/DSC05021.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-g...0/DSC05022.JPG

Docieramy odmiejscowości Remlia w dolinie rzeki Rheris. Remlia to kilka glinianych chałup na pustkowiu. Dzieciaki biegają wokół zabudowań i na nasz widok wykazują rodzaj zainteresowania, którego staramy się unikać. Gdyby nie to, że na jednej z glinianych chat widnieje namazana farbą informacja, że sprzedają tu benzynę, pewnie byśmy się nie zatrzymali.

Tankujemy, przy okazji kupując zimną colę (sam nie wiem jak oni to robili – generator chyba..) Jest bardzo miły zadaszony taras, po chwili do zimnej coli wjeżdżają orzeszki jako poczęstunek. Dzieciaki od razu oczywiście próbują nam sprzedać różne pamiątki. Robimy krótką regenerację wdając się w pogaduchy ze starszymi miejscowymi. Ci niepokoją nas nieco zdecydowanie odradzając dalszą podróż obraną trasą. Mówią wręcz, że nasze motocykle tego nie przejadą, że popalimy sprzęgła i zostaniemy tam na dobre. Mówiąc to szczególnie spoglądają na Africę Wojtka kręcąc jednoznacznie głowami. Mówią, że czeka nas 5 kilometrów miękkiego, miałkiego piachu fesz fesz, że niedawno miała miejsce jakaś impreza sportowa i ciężkie pojazdy rozjeździły dodatkowo i tak trudny do przejechania odcinek.

Kilka słów o samym fesz fesz. Jeśli śledziliście dzieje rajdu Dakar, termin ten pojawiał się w nim wielokrotnie. Występował zawsze bardziej jako opis konfrontacji zawodnika z trudną do przebycia przeszkodą niż jako surowy opis rodzaju nawierzchni. Fesz fesz to rodzaj bardzo miałkiego, lekkiego piachu przypominającego talk. Jest potwornie kopny, pyli się niemiłosiernie i strasznie utrudnia jazdę.

Wiedziałem, że napotkamy trudny fragment z fesz fesz na dzisiejszej trasie, ale przyznam, sądziłem, że mamy go już na nami.. Tradycyjnie namawiają nas na zmianę kursu, a my tradycyjnie butnie mówimy, że jak to, my tego nie przejedziemy??

Ostatecznie decydujemy się kontynuować trasę wg plau, czyli wkroczyć w pełną fesz feszu dolinę rzeki Rheris. Pierwszy kontakt z fesz feszem był totalnym szokiem. Nie zdążyliśmy na dobre odjechać od wioski, dzieciaki jeszcze za nami biegły, jak „droga” wyjazdowa przeistoczyła się w jednej chwili dosłownie w szlak pokryty tonami beżowej mąki. Pierwszy Arni zaraz się zakopał, Wojtek za nim się wywrócił.. Ja widząc to co się dzieje nie bardzo wiedziałem, czy jechać, czy stanąć i czekać. Tylko na co? Nie można było tego objechać, bo początkowo „droga” ogrodzona była z dwóch stron drucianym płotem. Później płotu już nie było, ale przestało mieć to znaczenie, bowiem fesz fesz był wszędzie dookoła.

https://lh3.googleusercontent.com/-L...0/DSC05037.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-4...0/DSC05028.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-g...0/DSC05029.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-s...0/DSC05032.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-q...0/DSC05034.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-G...0/DSC05036.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-t...0/DSC05035.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-r...0/IMG_0619.JPG

Wjeżdżając w to diabelstwo momentalnie motor się zakopywał lub przewracał, tworząc jednocześnie za sobą chmurę pyłu, przez którą nic nie było widać. Dalsza jazda była próbą wypychania ciągle buksującego tylnim kołem sprzętu, odpychając go nogami w grząskim piaskowym pyle. Pot zalewał oczy, pył zapychał nos, wentylator dmuchał gorącym powietrzem po nogach a dodatkowo co chwilę trzeba było podnosić przewrócony motocykl. Woda zaczęła znikać w tempie ekspresowym. Zaczęło robić się nieciekawie. Upał dawał się we znaki.

https://lh5.googleusercontent.com/-G...0/DSC05024.JPG

To był istny test na wytrzymałość fizyczną i psychiczną. Ciągłe zmaganie się z motocyklem w tych warunkach, w kasku, zbroi, kurtce było wykańczające. Walcząc z piachem rozdzielaliśmy się kilkukrotnie, szukając pomiędzy zaroślami swojej własnej ścieżki, co wzmagało niepokój – perspektywa utknięcia samemu na środku tego pustkowia, z ograniczonym zapasem wody i bez łączności nie była komfortowa. Ja co prawda miałem ze sobą lokalizator satelitarny, którym w razie potrzeby mógłbym przywołać pomoc. A wierzcie mi, naprawdę zaczęły pojawiać się w głowie myśli, że taka pomoc może okazać się konieczna. Nadziei dodawały fragmenty twardszego piachu, ale one zaraz się kończyły zmuszając do dalszej wycieńczającej walki z fesz feszem w palącym słońcu.

Mój oddech stał się płytki i bardzo szybki. Zacząłem całkowicie opadać z sił. W pewnym momencie stwierdziłem, że dalej już z nie dam rady. Muszę odpocząć. Dalej po prostu nie miałem już sił walczyć z tym piachem. Miałem jeszcze ok. 1,5L wody, to bardzo niewiele jak na takie warunki. Zostawiłem motor w miejscu, w którym się zatrzymałem, zdjąłem kurtkę i zarzuciłem ją na pobliski krzak, kładąc się w jej cieniu. Nie byłem w stanie uspokoić oddechu przez następne pół godziny. Przegrzałem się, to na pewno. Tomek został ze mną, chyba miał się lepiej, bo był w stanie myśleć o zrobieniu zdjęć. Arni z Wojtkiem byli gdzieś przed nami.

https://lh5.googleusercontent.com/-o...0/DSC05040.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-T...0/DSC05038.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-A...0/DSC05039.JPG

To była jedna z najprzyjemniejszych przerw, jakie sobie kiedykolwiek zrobiłem. W ogóle nie miałem ochoty wychodzić spod tego krzaka. Leżałem sobie na zdjętej zbroi, kurtka dawała odrobinę cienia, na głowę, ale w nogi paliło niemiłosiernie. Buty enduro do przewiewnych nie należą. Odwlekałem to wstawanie tak długo jak mogłem. Chyba nawet udawało mi się przysnąć na chwilę. Wiedzieliśmy, że to jedynie 5 kilometrów do przebycia, że dalej powinno być już znośnie, ale przy kończącej się wodzie przychodziły mi do głowy myśli, żeby przeczekać ten piekielny dzień pod tym krzakiem i jechać nocą, jak będzie chłodniej. Ze 3 kilometry z tych piekielnych 5 już przejechaliśmy, ale do końca nie wiemy czego się spodziewać, jak już wyjedziemy z fesz feszu. W końcu po niemal godzinie, gdy znowu mogłem swobodniej oddychać siły wróciły na tyle, żeby podjąć dalszą walkę z piachem. Wyjechaliśmy w bardziej otwarty teren, bez krzaków, ale w dalszym ciągu w polu widzenia mieliśmy jedynie wydmy. Było przed 17, przed nami kawał drogi, a my nawet nie wiemy gdzie jest Wojtek i Arni. Po władowaniu się w miałki piach zbyt dużo energii kosztowało wypychanie załadowanego motocykla z tej pułapki. Zostawiałem motor i dreptałem przez piach 100-200 m na zasadzie miękko, miękko, twardo, szukając najłatwiej przejezdnej ścieżki i markując trasę śladami. Jak trafiałem na miękki piach, szukałem wokół twardszego podłoża i dreptałem dalej. Potem wracałem po motocykl i podążałem za swoimi śladami.

https://lh5.googleusercontent.com/-n...0/DSC05042.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-b...0/DSC05043.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-X...0/DSC05048.JPG

I tak w kółko. Za którymś razem na horyzoncie pojawiło się jakby wypłaszczenie nie pokryte już wydmami.. Jaka to była radość!! Zbyt wczesna co prawda, bo musieliśmy się tam jeszcze dostać przez hałdy piachu wciąż będące przed nami, ale w tej sytuacji człowiek jest w magiczny sposób wykrzesać dodatkowe siły do brnięcia przez przeszkody.

W końcu, po ostatnim korycie rzeki wyjechaliśmy na płaski teren bez piachu! Jaka to była ulga!

https://lh3.googleusercontent.com/-Z...0/DSC05055.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-m...0/DSC05056.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-_...0/DSC05057.JPG

Powiedziałem sobie, że jednak to była przesada i jeśli kiedyś wrócę do Maroka, ominę to miejsce szerokim łukiem. Ale to co było dalej, było chyba nagrodą za wszystkie trudy, jakie mieliśmy wcześniej. Najpierw wytoczyliśmy się na szeroką dolinę z pięknymi skałami pasma El Mziouida od północy. Wciąż nie wiedzieliśmy gdzie Wojtek i Arni, ale nie zostawało nam nic innego jak jechać do przodu. Arni miał miał wgrane namiary trasy, więc wcześniej czy później powinniśmy się spotkać. W końcu zauważyliśmy przed mijaną z oddali kasbą motocykle chłopaków. To było fantastyczne spotkanie! Okazało się, że chłopaki długi czekali na nas za piachami w palącym słońcu, siedząc jedynie w cieniu motocykli. A że upał był niemiłosierny, ruszyli dalej w poszukiwaniu lepszego cienia.

https://lh5.googleusercontent.com/-H...0/IMG_0620.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-v...0/IMG_0624.JPG

Zatrzymaliśmy się w chłodnym (!) wnętrzu kasby, gdzie można było zamówić nic innego jak tajine i sałatkę, ale mimo wszystko to był fantastyczny posiłek. Muszę też przyznać, że prowadzący ją Berberzy byli jednymi z najmilszych ludzi, jakich wspominam z całego wyjazdu.

https://lh5.googleusercontent.com/-P...0/DSC_0538.jpg
https://lh3.googleusercontent.com/-T...0/DSC05059.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-L...0/DSC_0537.jpg

Po posiłku siły wróciły w pełni. Dale było coraz lepiej. Zaczęła się ultra szeroka, gładka równina, jak dno wyschniętego jeziora. Można było nią jechać w każdym kierunku – to jest dopiero nieskrępowana wolność. Jazda na azymut przez wiele kilometrów z zawrotną tego dnia prędkością 80-90 km/h była niesamowitym przeżyciem, po doświadczeniach z doliny Rheris.

https://lh4.googleusercontent.com/-r...0/IMG_0615.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-B...0/DSC_0533.jpg
https://lh4.googleusercontent.com/-A...0/DSC_0534.jpg
https://lh4.googleusercontent.com/-3...0/IMG_0614.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-N...0/DSC_0661.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-I...0/DSC_0648.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-p...0/DSC_0650.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-o...0/DSC_0652.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-0...0/DSC_0659.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-t...0/DSC_0660.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-5...0/DSC_0666.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-J...0/IMG_0626.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-9...0/IMG_0627.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-C...0/IMG_0628.JPG
https://lh5.googleusercontent.com/-u...0/IMG_0629.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-b...0/IMG_0631.JPG

Robiło się jednak późno i zdawaliśmy sobie sprawę, że nie mamy szans dojechać przez zmrokiem do Tagounite. Podejmujemy decyzję, że zatrzymujemy się w pierwszym możliwym miejscu do spania. Po drodze pomagamy Berberowi na motorowerze, który jadąc z synem przez pustkowia stanął bez benzyny. Oddałem mu 2L z bocznego kanistra. Był wdzięczny, ale z jego miny wywnioskowałem, że i tak nie pozwoli mu to dojechać do domu. Więcej nie mogłem i nie miałem jak mu oddać. W pewnym momencie wybawieniem okazuje się posterunek policji. Jesteśmy bowiem w strefie nadgranicznej z Algierią i raz na jakiś czas trafiamy na kontrolę i szlabany. Dowiadujemy się, że niedaleko jakaś rodzina ma namioty berberskie, w których można przenocować.

Trafiamy tam bez problemu, choć dojeżdżamy na miejsce już po 21. To, czego doświadczamy tego wieczoru i kolejnego ranka zasługuje na osobny rozdział. Jest bowiem dowodem na to, że im dalej od cywilizacji się znajdujesz, masz szansę poznać wyjątkowych, ciepłych, szczerych i ciekawych ludzi, którzy nie widzą w tobie jedynie gotowego do wydojenia z pieniędzy europejczyka. Trafiamy w miejsce prowadzone przez rodzinę, ale zajmują się nami wyłącznie dzieci. Rodziców nawet nie poznajemy. Najstarszy z chłopców, może 16-letni, jest naszym opiekunem. To on tłumaczy gdzie możemy się zatrzymać i zaprasza do salonu – pokoju telewizyjnego. Cywilizacja dotarła i tutaj, choć zdawało nam się być znacznie poza jej granicami. Był prąd, telewizor i antena satelitarna. Salon nie odbiegał jednak standardem od typowego, polskiego, wiejskiego garażu. Betonowa podłoga, ściana z łuszczącą się farbą olejną. W rogu stoi motorowej 50 ccm. To co odróżniało ten pokój od garażu to stojący w drugim rogu telewizor, zdjęcia rodziny i religijne muzułmańskie plakaty na ścianach oraz dywany na podłodze. Oczywiście mimo naszego odczucia, że to garaż, należało zdjąć klapki z nóg mijając próg domu. Za chwilę chłopak przygotowuje herbatę i przynosi z innej części budynku naszą wspólną kolację – tajine z Kus Kus i cielęciną lub baraniną i chleb. Jemy wszyscy razem z zajmującymi się nami chłopcami z jednego talerza. Oni są wyraźnie ciekawi nas, a my ich. Próbuję komunikować się po arabsku, sięgam za słowniczek arabski i dodatkowo puszczam z telefonu moje lekcje arabskiego na mp3. Chłopaki mają wyraźną radość, śmieją się i odpowiadają na pytania. Przeglądają słowniczek i pokazują mi pojedyncze słowa.

https://lh3.googleusercontent.com/-i...0/DSC_0543.jpg
https://lh6.googleusercontent.com/-d...0/DSC_0668.JPG
https://lh4.googleusercontent.com/-I...0/DSC_0541.jpg
https://lh5.googleusercontent.com/-2...0/IMG_0632.JPG

Miałem naprawdę duży szacunek do tej rodziny. Mieli podobno 11 dzieci, ale widzieliśmy samych chłopców. Wytłumaczyli jaki mają podział obowiązków, jeden z nich jest np. pastuchem i tyle. Kiedy część z nich idzie do szkoły, tamten idzie wypasać stado. Czuć było, że żyją zgodnie z prostymi, prawymi zasadami. Wokół musiała być jakaś oaza, bo zdarzało się, że żaby wskakiwały do salonu. Chłopcy z prawdziwą troską, delikatnie wynosili je poza dom. To był zdecydowanie najciekawszy wieczór, jaki spędziłem w Maroko i wielokrotnie wracam do niego myślami. Dzieciaki nie miały w sobie ani odrobiny fałszu. Sprawiały wrażenie bardzo dojrzałych.

Mimo, że mogliśmy przenocować w salonie, zdecydowanie ciekawszą opcją było dla nas przenocowanie na otwartym powietrzu, pod przygotowanym namiotem i milionami gwiazd nad naszymi głowami. Wojtek zadbał o nastrój zapalając świeczki. Arni również zadbał o nastrój częstując nas resztką alkoholu i czymś tam jeszcze. Nocleg kosztował nas ok. 8 złotych. W to miejsce muszę kiedyś absolutnie wrócić, spotkać ponownie tych chłopaków i zawieźć im kilka zdjęć z tego wieczoru.

https://lh4.googleusercontent.com/-j...a%25252011.JPG
https://lh6.googleusercontent.com/-H...0/DSC_0670.JPG
https://lh3.googleusercontent.com/-x...0/DSC_0672.JPG

To jeden z dwóch dni, który po wyjeździe najbardziej zapisał się w mojej pamięci. Nocujemy w osadzie, której nawet nie ma na mapie: Longitude: -5.196822, Latitude: 30.103823. Jeśli ktoś z Was ma zamiar tam dotrzeć, skontaktujcie się proszę ze mną, przekażę im jakiś drobiazg.

Tego dnia robimy ok. 200 km.

https://lh6.googleusercontent.com/-R...52520mapa1.jpg

Missyou 23.08.2011 22:40

Świetna, lekko napisana relacja, no i oko do zdjęć też macie niezłe :Thumbs_Up:

Neno 25.08.2011 20:21

Cytat:

Napisał stoner (Post 175428)
Ceny biletów w porcie i w sklepikach po drodze są porównywalne. Różnica wynosiła do 10 EUR, my kupiliśmy nasze najtaniej ze sprawdzanych miejsc za 107 EUR na linię Acciona. To cena za bilet na osobę w 2 strony z przewozem motocykla.

Super relacja !
Będę wdzięczny za adresik do tej agencji ;)

stoner 26.08.2011 21:10

Missyou dzięki, prawdę mówiąc bardzo przyjemnie wraca mi się pamięcią do tamtego wyjazdu

Neno naturalnie adresu nie znam, ale podpowiem, że było to w samym porcie w Algeciras. Będąc przy doku, z którego startuje prom do Ceuty, wystarczy przejść pieszo na drugą stronę nieodległej ulicy. Jest tam agencja przy agencji i oferują nieco inne ceny za ten sam rejs.

duzy79 28.08.2011 12:29

Zdjęcia rewelacyjne, szczególnie robak na piasku, pogratulować wykonującemu.

Ronin 28.08.2011 18:12

:lukacz::lukacz:

dopra 30.08.2011 09:47

Panowie Rewelacja, ja szykuję się na Maroko na początek roku 2012 :)

stoner 19.09.2011 01:45

Koleżanki, koledzy, popełniłem film z wyjazdu:


sawy 19.09.2011 12:06

filmik jest bardzo bardzo :) :drif:

Ronin 19.09.2011 13:38

Stoner, dzięki!
Bardzo przyjemnie się ogląda, a widoki :drif::drif:

Ola 19.09.2011 14:27

Stoner - piękne :Thumbs_Up:

Neno 08.11.2011 10:38

Cytat:

Napisał stoner (Post 175048)
W międzyczasie załatwialiśmy inne formalności – np. dokumenty tymczasowego wwozu pojazdu do Maroko. Formularze dostępne są na marokańskiej stronie rządowej i warto je zawczasu wypełnić, wydrukować i zabrać ze sobą. Fragment dokumentu wygląda tak:

Mogę prosić o pomoc w znalezieniu ?
:(
Będę naprawdę zobowiązany.

sambor1965 08.11.2011 10:47

http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=86

Dzięki Podosowi tu masz wszystko co do Maroka potrzebujesz.

Neno 08.11.2011 11:30

Piękne dzięki. W sumie to jakiś spory czas czas temu nawet tam zaglądałem ale jak widać pamięć jest ulotna .
Jeszcze raz dzięki.

stoner 08.11.2011 11:44

na wszelki wypadek podaję aktualny link do formularza (kiedyś był inny i przestał działać, nie wiem jaki ma Podos):
http://www.douane.gov.ma/web/guest/d...ter/formAT.jsf

polecam też stronę Chrisa Scotta, gdzie można znaleźć aktualne info:

http://www.morocco-overland.com/docs/index.htm

Tomek 29.05.2012 09:43

Super wyprawa :)

stoner 29.05.2012 12:57

niestety relacja niedokończona. w wolnej chwili wrzucę chciaż relację z punktu kulminacyjnego czyli MH5, bo ta zalega gdzieś już spisana na kompie..

otrab 06.11.2018 18:46

Super wyprawa. Również planujemy w przyszłym roku Maroko. Czy oprócz tego dokumentu do którego podałeś link są potrzebne jeszcze jakieś inne dokumenty. Czy standard czyli: dowód i ubezpieczenie plus ten dokument? Możesz przekazać jakieś rady dotyczące przekraczania granicy? Z góry serdecznie dziękuję.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:29.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.