Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Jak rozśmieszyć Boga, czyli wakacyjnej wyprawy plan. Zakarpacie '11 (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=10351)

hans 05.09.2011 20:08

Jak rozśmieszyć Boga, czyli wakacyjnej wyprawy plan. Zakarpacie '11
 
Niezamierzone motto wyprawy - „…jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, to opowiedz mu o swoich planach…”
My, rozbawiliśmy Go setnie.
Wiele razy.


Ale do rzeczy. Rok temu, po zakończonym wypadzie do Rumunii http://www.africatwin.pl/showthread.php?t=7435 , a wczesniej do Rosjii http://www.africatwin.pl/showthread.php?t=3919 Szanowna Współ tj. Paulina, (czyli Cleo) doszła do wniosku, że koniec plecakowania, czas jeździć samej http://www.africatwin.pl/showthread....highlight=cleo. Zatem szybko dokończyła prawko kat. A i późną jesienią, drogą kupna za złotówki polskie, weszliśmy w posiadanie motocykla dla Cleo. Padło na Yamahę XT 600 ‘2001.
Przez zimę moto zostało przygotowane do adventure….(stalowe oploty, bak Acerbisa, skarpety, gmole, stalaże, centralka, obniżone siedzenie, motoiler, handbary itd. - standardzik)


I tak, wiosną Cleo przejeżdżała samodzielnie pierwsze w kilometry w życiu (nigdy wcześniej niczym – poza rowerem -nie jeździła), a zauważyć trzeba, iż XT nie jest najprostszym moto do nauki jazdy, szczególnie dla drobnej kobiety (przede wszystkim jest dość wysokim motocyklem. Szczególnie jak się na 162 cm wrostu). Nie ukrywam, że przez tą wiosnę postarzałem się nieco ; ). A kroki byly w pionie i poziomie. Wiosną też padł pomysł wyjazdu typu raczej off, na Ukrainę Zakarpacką. Początkowo wyjazd planowany był na 1 motocyklu (moim), ale ostateczną decyzję, czy jedzie sama, czy jako pasażer miała podjąć Paulina. I podjęła – jadę sama. Znowu się postarzałem…

Plan był ambitny – połoniny, Czeremosz, Czarnohora, a warunki tylko dwa. Pierwszy, że Cleo da technicznie radę, a drugi, że nie będzie padać, albowiem Karpaty są błotniste i bez deszczu, a na mokro robi się z lekka dramat. W końcówce czerwca, zapakowaliśmy zatem dwa motocykle (Cleo swojego XT, a ja swoją Africa Twin) i…. pojechaliśmy ze znajomymi w Bieszczady. Po paru mocno deszczowych bieszczadzkich dniach, koledzy wrócili do Krakowa, a my odbiliśmy na UA. Nie wspomnę, że przez te parę dni spaliśmy mało, ale za to..... robili dużo czego innego.

I tak niewyspani i skacowani, przy chmurnym niebie, bez specjalnych zdarzeń ze strony służb, przekroczyliśmy granice UA w Krościenku. Kierowaliśmy się w kierunku Sambor – Przełęcz Użocka – Użok, gdzie zamierzaliśmy spać na zaznaczonej na mapie turbazie. Po przewaleniu się przez dzionek po dramatycznych asfaltach (a raczej dziurach w asfalcie), okazało się ze turbazy: niet, ale Maria (to ją pytaliśmy o turbazę) zaproponowała nocleg u siebie. Ot, tak. Nie trzeba było namawiać nas 2 razy. Na dzińdybry dostaliśmy jeść, a potem heja w wiochę. Maria robiła za przewodnika – min. wyciągnęła kościelnego z domu i kazała otworzyć nam super zabytkową cerkiewkę. A za cerkiewką, pod sam szczyt góry, ciągnie się zarośnięty cmentarz, z grobami z XIX w. A potem się zaczęło – bimber – ogóreczki – bimber – znajomi Marii - rosołek – bimber…..


Dygresja – za 5 wódek 50 ml zapłaciłem….. 7 pln.. Żal wracać….


Żal było też rano, bo kac był okrutny, ale cóż robić... śniadanko i w drogę, trasa Użok – Żjedniewo.


Piękny dziurawy szuter, idylliczne widoki, słonko, bez ludzi, i – co miło zauważyć mi było, Cleo ogarniała. Niestety trudy nocy ubiegłej dawały znać o sobie, co wymusiło zjazd nad potok i godzinna drzemkę w cieniu motorków.






A potem – decyzja szybka – lecimy na Turytsię, a z stamtąd na Połoninę Runa. Z Turytsi pniemy się najpierw asfaltem, potem szutrem i kamieniami, potem lasem, potem czymś, co było kiedyś betonowymi płytami, a teraz jest zasadzką i tak po malunku coraz wyżej, aż wreszcie - jest.

Noż normalnie szok – wielka, trawiasta, wietrzna połonina (szczyt na 1479 mnpm) widoki boskie, wiatr okrutny, a pod szczytem stado półdzikich koni, z których jeden upodobał mój kufer sobie i strasznie chciał go otworzyć – co nie wpływało korzystnie na równowagę motocykla. I moją też. Zmian w równowadze konia nie odnotowano.







A pod szczytem opuszczona baza wojsk rakietowych b. ZSRR. Słonce, wiatr, konie. Bajka. O glebie mojej i Cleo nie pisze, bo, po co. Ale Cleo wjechała – kurcze dumny z niej jestem, jak nie wiem co.


Czmychamy i na dole stawiamy namiocik, palimy ognisko, myjemy się w rzece i jest bosko.

Jesteśmy cali w skowronkach - zaczyna się bosssssko, a będzie jeszcze lepiej. Na dochodzący z niebios stłumiony chichot nie zwracamy uwagi...



JuIo 05.09.2011 20:24

szock! znajome krzoki widze.
Piknie poprostu pikinie jak nie wiem co, pan piszesz dalej, pan sobie nie przeszkadzasz...

majki 05.09.2011 20:47

Dajesz Hans, zaczyna się dobrze. :D :lukacz:

wieczny 05.09.2011 21:06

+1

Ty też coś skrobnij Misiu :).

jacoo 05.09.2011 22:53

będzie góóóóóóóóód opowiastka

goł on

Pajdor 06.09.2011 14:06

Ja mam tylko nadzieje że to już nie koniec histerii historii

felkowski 06.09.2011 14:40

Cytat:

Napisał hans (Post 194770)
okazało się ze turbazy: niet, ale Maria (to ją pytaliśmy o turbazę) zaproponowała nocleg u siebie.


Nie to żebym się czepiał ale nie do końca się zgodzę. Ale gdyby miało się to komuś do cześ przydac podaję. Turbaza żeczywiście się spalila jakiś czas temu. W jej miejscu powstał drewniany dom z pokojami do wynajęcia. Taka nazwijmy to agroturystyka. Pani nazywa się Olga jeśli dobrze pamiętam. Warunki bardzo ok. Na wysokości sklepu trzeba przejechać przez strumień na wschodnią strone w kierunku kolei.

hans 07.09.2011 16:54

Cytat:

Napisał felkowski (Post 194913)
Nie to żebym się czepiał ale nie do końca się zgodzę. Ale gdyby miało się to komuś do cześ przydac podaję. Turbaza żeczywiście się spalila jakiś czas temu. W jej miejscu powstał drewniany dom z pokojami do wynajęcia. Taka nazwijmy to agroturystyka. Pani nazywa się Olga jeśli dobrze pamiętam. Warunki bardzo ok. Na wysokości sklepu trzeba przejechać przez strumień na wschodnią strone w kierunku kolei.

- dobrze wiedziec. Nie weryfikowalismy opinii lokalsów.


================================================== ================================================== ============================================


Za to rano, budzi nas o świcie walący o namiot deszcz. Nienawidzimy tego odgłosu…. Zaczynamy powoli rozumieć znaczenie wieczornego chichotu niebios.... Plany - zakładające suchość, jako warunek wjazdu w najpiękniejsze rejony, też jakby ciut zaczynają się z deczka je...ć. Z lekka przejaśnia się kolo południa, wiec zwijamy się na Wołowiec.


Po drodze sprawdzamy prognozy i są do du... złe. Ma lać. Mocno i długo. I faktycznie, sprawdziło się. Od tego dnia lalo nam codziennie – po parę godzin, po pół dnia lub i dzień cały, a błoto rosło, rosło, rosło, jak śpiewał swego czasu bard. W mocnym deszczu docieramy do Hulkywi za Wołowcem, u stóp połoniny Borżawa, gdzie z racji deszczu i temperatury ok. 12-13st.C i błota stajemy u leśniczego.


Rankiem, z racji iż akurat chwilowo nie leje (hurra), a chwilowo prawie jest słonecznie, mamy w planie na lekko atakować Borżawe. Taaaaa, jasne. Tam lało już od 2 tygodni. Leśniczy pożycza nam syna, który ma nam pokazać jak jechać. Idzie bosko, do pierwszego b. ostrego podjazdu, gdzie Cleo zawodowo polega po 80m, a ja - równie zawodowo - po 120, tracąc przy okazji prawe lusterko. Bo jebnąć to trzeba umić. No, ale tylko mięczaki używają lusterek : ) Błoto genialne, kostki w oponach zalepione, nawet ustać ciężko, ale juz po 30 minutach jesteśmy z powrotem u stóp podjazdu.



Misza proponuje atak z Wołowca, co też uczyniamy. Podjazd już nie tak ostry, ale za to w 10 cm błotnistej breji, rozjeżdżanej przez terenowe Ziły 6x6 do zrywki drewna. Tu idzie nam znacznie lepiej, bo pokonujemy z 1500m, a potem robi się błoto za kostkę, kałuże w błocie do pół łydki… wiemy już, że na mokro nic z tego nie będzie. Cholernie mam żal i szkoda.



Sprytnie zmieniamy plan i chcemy przejechać przez przełęcz Beskid w kierunku na Oporet's, ale sytuacja się powtarza. Droga chwilowo przejezdna dla ciężarówek terenowych only.


Albo czegoś takiego:


Zaczyna bardzo lać, wracamy.

Przejechaliśmy tego dnia może z 20 km łącznie, zmachaliśmy się za to okrutnie. Rozczarowanie pogodą narasta, a gleb nie liczę, bo, po co?

A kolacja wygląda tak:

Wieczorem pada. Błoto rośnie. To już 3 rok z rzędu, jak jedziemy w deszczu. Wywołana naszymi planami wesołość w Niebieśiech narasta....


cedeen

Wegrzyn 08.09.2011 16:57

Czekam na cedeen ...

Rychu72 09.09.2011 14:58

Szacun za wybór tak ambitnej trasy :Thumbs_Up:
Jutro wybywamy do Rumunii i będziemy jechać na podstawie Twoich map. Ja i Jagna nie mamy kostek, to zabawa będzie dwa razy większa. :D
Jeszcze raz dzięki za mapy.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:04.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.