![]() |
MABDR - Mid Atlantic
5 Załącznik(ów)
Zaplanowałem szczegółowo wyprawę na dziki zachód, w poprzek całych Stanów, przez pustynie, wysokie przełęcze i w letnich już temperaturach. Przez pół zimy przygotowywałem siebie i motocykl, aby wybrać się na co najmniej 8 tygodni. Jednak na dwa dni przed wyjazdem otrzymałem kopertę od Wujka Sama, która oznajmiła, że ta trasa musi zaczekać na przyszły rok, ponieważ zostałem wezwany do urzędu na dwie wizyty w nieokreślonym jeszcze, ale zbliżającym się terminie. Czyli szybka zmiana planów: spakowałem jakieś cieplejsze ubrania zamiast letnich i szybko znalazłem trasę w pobliżu, aby zdążyć między jedną a drugą wizytą. Wybór padł na lokalny projekt MABDR - Mid Atlantic Backcountry Discovery Route, który koncepcyjnie przypomina trasę TET. To 800 mil szutrowych i krętych dróg, a trasa prowadzi na południe, więc może uda się złapać trochę słońca.
Dzień 1: Plan jest taki, że w weekend ruszam na start i jak czas pozwoli, to rzucę się na pierwsze szutry. Potem od poniedziałku do piątku praca z kawiarni, a po 17 na osła i 2-3 godziny jazdy. Drugi tydzień biorę wolne i z okazji świąt mam 10 dni na przygodę. Mówiłem, że będę się przepakowywał, ale byłem załatany i tak ruszyłem z tym, co miałem spakowane na 2 miesiące. Nie jest to na lekko, ale będzie musiało za takie uchodzić. Na start miałem jakieś 320 mil bocznymi drogami, ale po śniadanku, kawce i załadunku, wyszło że to już 10. Żeby nadrobić, wybrałem trasę dwupasmówką. Słońce grzeje, w kasku dobra książka i tak można jechać... Mile znikają pod kołami, osiołek odhacza nowe stany: Connecticut, New York, Pennsylvania przywitała nas gradem... Kto by się spodziewał, że najbardziej irytujące będzie to, że te małe ziarna gradu uderzając w nawigację, ciągle chcą w niej coś zmienić, to zawrócić, albo dołożyć paręset mil ekstra. Niby już dojechałem, ale jest wcześnie, grad zamienił się w deszcz i nie chce przestać. Radar pogodowy mówi, że na południe ode mnie mniej pada, więc jadę dalej - pierwsze 100 mil szutrowego eldorado na wschodnim wybrzeżu. Szybko się okazało, że to te szutry z gatunku :lc8:, prowadzą przez piękne górki, coś w stylu naszych Bieszczad, i wydają się nie mieć końca. Załącznik 134858Załącznik 134859Załącznik 134860 Meandrują, a co jakiś czas jest jakiś punkt widokowy i można wychylić nos, żeby zobaczyć, co tam widać. Załącznik 134861 Parę razy osiołek przypomniał mi, że to mój pierwszy dzień takiej zabawy i że dawno nie jeździłem, miotając mną na błocie, ale dzień uznaję za udany. W oknie bez deszczu udało mi się rozstawić namiot i z całym dobytkiem załadować do środka. Załącznik 134862 |
Pisz, pisz …..
|
Ooo. Dobrze Cię widzieć znowu.
pisz pisz :) |
Siema Tedix:) Szutry piękne, pozazdrościć.
|
8 Załącznik(ów)
Dzień 2
Nie wiem, jak to jest, ale na urlopie wstawanie o 6 rano wydaje się łatwiejsze. Człowiek chce czy nie, poranna gimnastyka, żeby się ubrać w małym namiocie, rozbudzi cię już do reszty. O 2 przestało padać, więc złożyłem namiot jak zużytą chusteczkę do nosa, licząc, że może uda mi się go wysuszyć gdzieś podrodze, jak tylko słońce wyjdzie. Jeśli nie, to pewne, że przez dwa tygodnie w sakwie zaczną mi wyrastać opieńki. Dzisiejszy plan to dotrzeć do cywilizacji na nocleg, tak żeby w poniedziałek nie szukać internetu po krzakach. State Campus, czyli miasto Penn University, wydaje się idealne na znalezienie kawiarni do pracy. W linii prostej nie tak daleko, ale w GPS wbijam szutrówki tak, żeby zahaczyć wszystkie alternatywne odcinki â wyszło z tego około 200 mil. Załącznik 134880Załącznik 134881 Załącznik 134884Załącznik 134885 Załącznik 134887 Trzeba powiedzieć, że dbają tu o swoją przyrodę i chcą, żeby każdy mógł znaleźć kawałek jej dla siebie. Co chwila są tabliczki obwieszczające o szlakach pieszych, miejscach piknikowych, trasach na rowery górskie i oczywiście trasach dla 4x4 i SSV. Jadąc przez lasy, co jakiś czas natrafia się na punkty wydobycia ropy, które sobie sennie pracują pośrodku pięknie przystrzyżonego trawnika. O tej porze roku widać też dużo panów w pomarańczowych kamizelkach, którzy piją piwo przy swoich przerośniętych pickupach i szykują się na polowanie albo brodzenie w rzekach i łowienie pstrągów. Zwierzyny jest tu od zatrzęsienia â tego dnia widziałem z 5 stad saren, misia, jastrzębie i nawet ich herbowego łysego orła. Ja zwierzynę tylko podziwiałem, a polowałem natomiast na zdjęcie z Amiszem :) Załącznik 134882 Wiemy już, że zdjęcia wypłaszczają, ale i nie ukazują deszczu â tak więc wierzcie mi na słowo â podjazd był stromy i błotnisty, a kierownik gapa i koło mu wyjechało i bum. Załącznik 134883 Na koniec się okazało, że pogodynka mnie oszukała i na południu też pada, więc nocleg w hotelu, żeby rano jakby nic pojawić się na callu. Może można to podciągnąć pod kemping â namiot jest prawie rozłożony. Załącznik 134886 |
Pisz Pan dalej!
A gdzie w hotelu podziałeś kota, którego wyraźnie widać w namiocie? ;) |
2 Załącznik(ów)
Kot jest tylko myślami ze mną - został w domu. Wiedział co robi chłopak bo ma padać większość tygodnia i są ostrzeżenia o podtopieniach i tornadach w okolicy.
Załącznik 134890Załącznik 134892 |
Tadku szerokiej drogi .
Niedźwiedzie ? ? ? ? ciał |
7 Załącznik(ów)
Dzień 3
No jak na złość, dziś piękne błękitne niebo, kiedy ja mam spotkanie jedno za drugim. W ramach urozmaicenia otoczenia, około lunchu przeniosłem się do centrum, żeby doładować witaminę D i kofeinę. Gdy zaparkowałem ubłoconego Osła w szeregu chopperów i bobberów, od razu przypomniało mi się, jak z ekipą UĆ umawialiśmy się na Piotrkowskiej po lataniu wokół komina – pozdrowienia dla Czarnuchów z Łodzi. W tak zwanym międzyczasie sprawdzam pogodę i dokąd mogę dojechać. Wygląda na to, że będzie padać do końca świata, ale trzymam kciuki, że pogodynka się myli. Sprawdzę prognozę, jak dojadę. W opcji mam z 10 kempingów przed większym miastem, więc jest w czym przebierać. W ogóle fajna inicjatywa grupy outlanderów, żeby zebrać POI z dzikimi kempingami, chociaż większość w lasach stanowych i tak po jakimś czasie dorabia się stołu i paleniska. 16:30, życzę wszystkim w biurze miłego popołudnia i ruszam w drogę. Do przejechania mam 130 mil, z czego 80% to szutry. Trasa prowadzi na południe zygzakiem – do przejechania są Appalachy, które w tym miejscu wyglądają jak zmarszczki na obrusie, ułożone dokładnie w poprzek tego, jak jadę, i tak pięć razy wspinam się szutrowkami, tylko po to, aby za chwilę zjechać do doliny. Każda ze „zmarszczek” jest inna: jedna ma prosty, długi podjazd, gdzie trzeba się opamiętać, żeby nie zapiąć 6. biegu, inna to krótkie lewo-prawo pod liniami wysokiego napięcia, jeszcze inna ma hopki, a kolejna to bajkowy asfalt z patelniami, gdzie tylko słychać, jak centralka szoruje. Załącznik 134920Załącznik 134916 Załącznik 134921Załącznik 134917 Załącznik 134915 Powyżej ostatnie miejsce kempingowe – piękne, tylko że pogoda niezmiennie pokazuje deszcz, a ja muszę jutro być na kamerze z klientami i nie mogę się pojawić jak mokry bezdomny pies. Decyzja pada znowu na hotel. A że mam sporo pracy, to biorę na dwie noce. Jutro, jeśli będzie czas, to bez bagażu wyskoczę sobie w góry na jakąś mniejszą pętelkę. Mówiłem już, że się zakochałem w tych mega farmach? Załącznik 134919Załącznik 134914 |
1 Załącznik(ów)
Grzegorz słusznie mi zwrócił uwagę, że nie mówię, gdzie tak naprawdę jestem. Ale prawda jest taka, że sam dobrze nie wiem - planuję z dnia na dzień, trochę po tracku, trochę spontanicznie. To trasa z ostatnich 3 dni i zarys planów na następne.
Załącznik 134922 |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:57. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.