Jest piątek, tygodnia koniec i początek jak to śpiewał Liroy

Wróciliśmy na kwaterę, słychać tylko gul gul... robimy szybką partyjkę bilarda jednocześnie planując co zrobić jutro ostatniego dnia naszej wycieczki... bo wyprawa to zbyt wielkie słowo jak na czterodniowy wypad

Parafrazując dalej Liroya ... chłopaki na pewno nie siedzą przy kawie

... wokół nas muza, browar i ...
Rano o dziwno pogoda zachwyca. Słońce już od 6.00 zagląda do naszego pokoju i daje komendę do wyjazdu. Nie czekając za długo - prysznic, kabanosik i o 8.00 już lecimy w kierunku trasy transfogarskiej. Pamietając z dnia wczorajszego znaki informujące o zamkniętym tunelu zakładamy lekkie buty, zwykłe spodnie z myślą, że dojedziemy do końca, wypijemy kawkę w schronisku, ewentualnie wybierzemy się na kolejną wycieczkę w góry.
Po drodze mijamy osuwiska na pół drogi, niezabezpieczone, żadnych ekip... nikt się tu niczym nie interesuje ...
Mimo, że nie jest zimno, grube warstwy śniegu zalegają nie tylko na poboczu.
Wpada we mnie dzika furia, nie wytrzymuje i zostawiam na chwile kolegę
15 minut szaleństwa mi wystarczy, wracam na drogę
Teraz coś dla kolegi, dla mnie w sumie też, czyli czas polatać po czarnym

Latamy jak szaleni, to w górę , to w dół, korzystamy, że droga jest prawie nieuczęszczana.
Turyści z kolejki, która jest chyba nonsensem, bo prowadzi wzdłuż drogi..., podziwiają nasze wygłupy
W końcu przeginam, zaliczam lekki uślizg tylnego koła i na tym postanawiamy zakończyć. Pniemy się dalej ku górze.
25km zakrętasów powoduje,że nasze usta wyglądają jak banany
W końcu docieramy. Wspaniałe panoramy, wspaniała pogoda! Czujemy się usatysfakcjonowani po wczorajszym łażeniu w chmurach.
Parkin płatny...ale co tam, jest zamknięty

parkujemy więc na poboczu i focimy.
Czas sprawdzić co z tym tunelem, o co tyle krzyku

Jedziemy...100m po lodzie

Shinko dają radę.
Dunlopy kolegi- niekoniecznie

Pchamy

Tu powinno być zdjęcie/video ale nie było żywej duszy koło nas ...
Tyle na dziś, czas popracować

O kur*** , na tarczy kilka minut po 9tej