Wysypało mi się wczoraj tylne łożysko od strony tarczy. Dosłownie się wysypało, a kulki wyszły przez simera. W zimie sprawdzałem tylne łożyska i były jeszcze ok, nasmarowałem całość, dałem nowe simery i złożyłem z powrotem. Przednie łożyska wymieniłem, bo już były lekko przyrdzewiałe. Od tego czasu zrobiłem ok.8tkm, w różnych warunkach, błota trochę było i kałuż, brodów...
Łożysko sypnęło mi się 300km od domu, na prostym, gładkim asfalcie (dobrze, że nie np. na zadupiu, bez zasięgu tel i cywilizacji w okolicy...

). Zaczęło bujać tyłem, więc myślałem, że guma poszła. Zjechałem, pomacałem koło i się okazało, że ma lekki luz na boki. Próbowałem przejechać spokojnie jeszcze parę km, ale zaczęło bujać mocniej i piszczeć, więc zjechałem znowu i tym razem już kulki wyszły bokiem. Łożysko było zasyfione i zardzewiałe (obustronnie kryte, ale nie wiem co bo ja ich nie ruszałem). Były symptomy, że jest nie halo, ale ponieważ klocki z tyłu mi się skończyły ostatnio, to zakładałem, że to one szumią o tarczę, mój błąd.
Na szczęście udało się zorganizować takie łożysko (pomimo, że była 18ta, niedziela i jeszcze mała miejscowość - motocykliści to jedna, wielka rodzina

). Z wybijaniem starej bieżni było duuuuuuuużo zachodu. Nie wyobrażam sobie robić tego na ulicy. Mieliśmy dostępne pręty, śrubokręty, płaskowniki, diaxa, młotki i szło opornie. Dobre 2h się z tym męczyliśmy. Ale finalnie udało się wybić cholerę i nabić nowe. Do nabicia nowego dobre jest stare łożysko (sama bieżnia, tylko trzeba ją przeciąć, żeby się nie zaklinowała razem z nowym łożyskiem). Zaraz wymieniam komplet z tyłu, to będę miał spokój na trochę.
Sypnęło mi się o 17tej, a ruszyłem dalej o 21.30. Ale

do domu.