instruktor jazdy
Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Kraków
Posty: 365
Motocykl: XT600E
Online: 1 miesiąc 3 dni 12 godz 16 min 0
|
A ja sobie jechałem do Kapadocji. Autostrada świetnej jakości – stacje benzynowe często. Będąc już blisko Ankary zaświeciła mi się kontrolna rezerwy – wcześniej, niż się spodziewałem. To miał nie być problem, bo stacje są co chwilę. Są, ale nie na ankarskiej obwodnicy. I tak, w czasie podjazdu pod górę – afri stanęła. Jako, że obwodnica też jest częścią autostrady, jest ogrodzona i nie da się jej opuścić poza zjazdami. Nie pamiętałem, kiedy widziałem ostatni zjazd. Przypomniałem sobie historie o dmuchaniu w bak, przechylaniu motocykla itp. Z litości do własnej osoby oszczędzę wam szczegółów kiwania zapakowanym motocyklem, w motociuchach, w upale… Nie podziałało. Obróciłem więc motocykl i zalotnie odpychając się nóżkami, zalewany przez pot zacząłem się toczyć w dół poboczem – oczywiście pod prąd. Tak „jechałem” przez 5 km. Nikogo to nie zdziwiło, nikt się nie zatrzymał. Motocykliści akurat mnie nie mijali.
Wcześniej zdradziłem, że lubię objuczoną Afryką holować objuczoną tenerę po autostradzie, teraz odkryłem, że lubię pchać nie busa, ale własny załadowany motocykl, nie pod górę, ale w upale.
W chwili odpoczynku, przysiadając na barierce zobaczyłem, że w moją stronę, też pod prąd i też po poboczu jedzie jakiś mały dostawczy samochód na awaryjnych. No tak, mają mnie – pomyślałem.
Zatrzymuje się koło mnie biała furgonetka, wysiada gość i mówi – nie możesz tak jechać. Cóż, przyznałem mu rację. Facet zapytał retorycznie, czy mam problem z paliwem i zaczął od razu narzekać, że to takie tureckie, że w większości miejsc stacje są jedna na drugiej, ale jak nie ma, to na długim odcinku. Powiedział mi, że akurat jestem na dwustukilometrowym odcinku bez stacji przy autostradzie, ale, żebym się nie martwił i nie ruszał z miejsca ani nie zostawiał motocykla, on przyjedzie i pomoże. Odjechał, rzecz jasna dalej pod prąd. Wrócił po jakimś czasie z piątką benzyny. Sam mi wlał do baku i powiedział, że jest motocyklistą, skierował na stację za zjazdem, powiedział, jak najlepiej dojechać do Kapadocji, dał swój numer telefonu i maila i kazał dzwonić w razie problemów i odwiedzić, jak będę w okolicy. Absolutnie nie chciał pieniędzy. W końcu miły akcent.
Zatankowałem więc na wskazanej stacji ubijając paliwo i pojechałem dalej.
Dalej poszło już zgodnie z brakiem planu – dotarłem na przedmurze Kapadocji i zacząłem szukać noclegu. Widokami zostałem zmiażdżony od razu.
|