Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19.11.2010, 11:38   #48
JaroGL
 
JaroGL's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2009
Posty: 137
Motocykl: nie mam AT jeszcze
JaroGL jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 dni 7 godz 56 min 41 s
Domyślnie

Czas coś w końcu napisać.

Pomysł wyjazdu zrodził się w mojej głowie kilka lat temu, chyba zaraz po podróży Sambora, ale dopiero w tym roku został zrealizowany. Od początku jednak zakładałem, że pojadę klimatycznie na Royalu aby było bardziej po hindusku.
Zakładałem, że bedzie to mała 3 osobowa grupa, tak aby jazda szła sprawnie bez przystanków co 5 minut na różne potrzeby. Jak się okazało to przystanki były częstsze bo trzeba było co zakret fotki i filmiki robić, albo sprzęt naprawiać. Podzielilismy tez bagaż tak aby jeden miał kuchnie drugi narzędzia a trzeci namiot i inne tam rzeczy.
Trzon grupy stanowił:
Sprawdzony rok wczesniej w Albanii Krzysiek "Kris"
INDIE - 0646a.jpg
Maciek "Talaxon" lub "Galaxon" jak kto woli, którego spotkałem na "castingu" u Pretora
indie2010 609a.jpg
Ja czyli Jarek "Jaro" jako organizator całego zamieszania
indie2010 088.jpg
Dwa tygodnie przed wyjazdem, gdy wszystko było już poukładane skontaktował sie z nami jeden z forumowiczów Dawid "Dejv" vel "Młody" lub "Wąski" i uprosił nas aby go zabrać. Początkowo nie bardzo byłismy za tym, ale ostatecznie postanowiliśmy go przyjąć, ponieważ może kiedys my bedziemy w takiej samej sytuacji jak on i ktos nam poda ręke. powiem szczerze, że nie dokońca wierzylismy, że uda się mu wszystkie papiery załatwić (wiza, bilet itd), ale udało mu się. Wize chyba odebrał dzień przed wylotem, a leciał dzień wcześniej niz my bo na nasz samolot sie nie załapał.
indie2010 089a.jpg

O pakowaniu i przelocie nie ma co za bardzo pisać oprócz tego, że w Moskwie gdy czekalismy bodaj 8 godzin na nastepny samolot to zakupilismy po flaszeczce Danskiej Vodki 50 %, która nas potem w Indiach ratowała przed zatruciami. Aha poznaliśmy tez dwie laski z Polski co zostawiły mężów z dziećmi w domu a same wybrały sie do Indii po przygodę.
W Delhi wylądowalismy o czasie, lotnisko piekne, udalismy sie troche w stresie po odbiór bagażu, bo tego najbardziej sie bałem, że by nie poleciał gdzieś indziej. Oczywiście nasz bagaż wyjechał jako ostatni co podniosło nam troche ciśnienie, ale to chyba dlatego, że takich worów wojskowych tu nie widzieli nigdy. Idziemy do informacji, tam dowiadujemy sie między innymi, że droga do Leh przez przełęcze jest w tym roku nie przejezdna ze względu na powodzie. Ta wiadomość nie była optymistyczna. Potem wymiana 50 $ tak na początek i kierujemy sie do wyjścia. Drzwi sie otwierają wychodzimy a tu szok: gorąc niemiłosierny, parówa, zatęchłe powietrze, gulgotanie hindusów i klaksony. Walnęlismy tobołki w pierwszym zacienionym miejscu, pot nas zalał, Kris poszedł targować taxi na Korol Bagh. Podjechało Suzuki Maruti bagażowe, jak wleźlismy do środka to jak śledzie, ale ruszamy. Początkowo szeroka droga mały ruch ale z każdą minutą sytuacja ulega zmianie, aż w końcu jedziemy w rzece aut, roksz, motoriksz itd w odległościach centymetrowych. W końcu dojeżdżamy do dzielnicy, okazuje się, że nasz drajwer nie wie gdzie jest adres więc zaczynamy sie pytac, kazdy pokazuje w inną strone więc zwiedzamy sobie dzielnice wzdłuż i wszeż, aż w końcu po ok pół godziny jest upragniony cel. Wysiadamy, jest ok. 8:00, bety pod ścianę, nie tak wyobrażałem sobie to miejsce, okolica wyglada jak Warszawa w 1945, wypożyczalnia zamknięta.
indie2010 065a.jpg
indie2010 074a.jpg
Dzwonimy do właściciela z informacją, że juz jesteśmy, ten nam mówi , że umawialismy sie na 12 to on o takiej godzinie przyjedzie, ręce w dół, ale co tam i tak dobrze że przyjedzie i ze wogóle odebrał telefon. Dzwonimy do Młodego, żeby do nas sie kierował. Przyjeżdża za ok pół godziny, w miedzyczasie organizujemy jakąś wodę do picia, tubylcy co chwile podjeżdżaja i proponują nam transport, hotel, motory itd.
indie2010 057a.jpg
indie2010 070a.jpg
W końcu przyjeżdża Mohit o godzine wcześniej, otwiera kramik, a tam sterta motorów nic nie przygotowane, no to sobie mysle że już my pojechali dziś, ale nagle nie wiadomo skąd zjawia sie z 10 pomagierów i zaczynają składać motory. My sie przygladamy, probujemy coś pomagać i przymierzamy się do motorów, oczywiście wszyscy do jednego. Jest srebrny, czarny i dwa identyczne bordowe. Robimy wiec losowanie. Krisowi przypada jeden z bordowych jak się później okazuje ma najlepszy tzn najmocniejszy silnik, ale zarazem najbardziej pechowy bo chyba najwięcej do niego dołożył, drugi bordowy przypada Talaxonowi, jest słaby, ale mniejsze koszty, ja dostaje czarnego z wyglądu ok ale chyba najsłabszy silnik, koszty małe, Młody dostaje tego na którego my wszyscy sie nastawialiśmy, faktycznie silnik był mocny, ale na powrocie było z nim troche problemów.
Jako, że to składanie motkow sie nieco przeciągało Mohit zabrał nas na wyżerkę do dobrej knajpy. Już wtedy wiedzielismy, że to będzie pięta Achillesowa całego wyjazdu, ale wyjścia nie ma coś trzeba jeść.
indie2010 081.jpg
Bodajże w knajpi oznajmia nam, że droga do Leh jest nadal nieprzejezdna. To już druga taka informacja.
Ok. 16 motki były gotowe, pożegnalene zdjęcie i w drogę na stacje benzynową i na autostradę.
indie2010 090a.jpg
Początkowo jazda w tych korkach to tragedia, nie ma żadnych zasad, trzeba jechać na centymetry bo inaczej zaraz ktoś się wciśnie, po paru kilometrach to czwarty ledwo widział pierwszego, ale jak dopadliśmy autostrade to juz było coraz lepiej. Po ok 50 km zaczęły sie problemy z motkiem Talaxa i moim. U niego padło łożysko w kole, a u mnie coś ze skrzynią bo miałem albo 1 i 2 albo 3, 4 i 5. Dotaśtalismy sie do jakiejś wiochy, kupiliśmy łożyska, a u mnie wystarczyło dopasować tulejkę i skasować luz poosiowy na dźwigni zmiany biegów.
Tego dnia dociągnęliśmy do Ambali i w super warunkach jak sie rano okazało to chyba w burdelu spedziliśmy noc.

Ostatnio edytowane przez JaroGL : 20.11.2010 o 15:48
JaroGL jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem