Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29.11.2010, 20:21   #29
Neno
 
Neno's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2010
Miasto: Zambrów
Posty: 1,024
Motocykl: CRF1000L
Przebieg: 64321
Neno jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 5 dni 9 godz 15 min 6 s
Domyślnie

Zainteresowanie jak by nikłe ale zacząłem to może i dociągnę do końca
Szkoda, że nie dało się tego pociągnąć live.
Ale co tam, lecimy dalej ...

Jest poranek, 15.11.2010
Noc minęła mi spokojnie, jest znacznie lepiej, choć śpiąc we wszystkim co mam nie czułem bym się przegrzał. Daje mi to do myślenia ale co tam, czas ucieka, trzeba pomaleńku się zabierać. Ogarniam graty porozrzucane po całym pokoju. Kolejna 2h sesja z biurem ( korzystam z dostępu do netu bo w hotelach w jakich mieszkamy jest z tym problem ) po której nieśmiało zaczynam się poruszać na 2 kołach.
Jedziecie ze mną ? Zapraszam !
Czarny Airoh SV55 ląduje na mej głowie. Odpalam Cardo Rider , MP3 ... w głośnikach leci :
http://karlikpl.wrzuta.pl/audio/afpD...kocham_wolnosc
ustawiam na funkcję repeat, wbijam jedynkę i ruszam ... Go !
Chyba jednak nie czuję się do końca sobą bo siadając na motocykl chcę zapinać pasy bezpieczeństwa – ot, taki odruch samochodowy Ale co zrobić, szkoda urlopu. Cel Aqaba i plaże Morza Czerwonego. Znów się wypocę Ssanie zaciągnięte przez 30km, jazda bez świateł , nie, nie jestem do końca zdrowy Ale najważniejsze, że jest ona, czarna, długa, pofałdowana, taka piękna...po sam horyzont...



Co tam choroba, przecież w końcu czuję wolność, tylko ja i moje marzenia, żadnych ograniczeń. Jadę tak wolno jak ja chce , staję gdzie i na jak krótko chcę, ogólnie jestem sobie żaglem i sterem. Postanawiam przepakować się tak, by mieć na wierzchu swój hotel, swoje wspaniałe, czyste M1. Niech się tylko ta choroba skończy...
Zatrzymuję się by „pyknąć” Petrę z góry - jest dziwnie chłodno i wieje silny wiatr. Taki, że żeby postawić motocykl do pionu z bocznej stopki muszę czekać na chwile przerwy z jego strony. Ale jestem osłabiony
Jadę... jadę tam, "(...)gdzie lśni horyzont, drga niebieską linią wprost w otwarte wrota chmur, tam, gdzie w kuźni słońca dzień powstaje nowy,
gdzie wytycza nowe drogi, właśnie tam "





W nadmorskim kurorcie jestem o 12, dzięki dokładnemu sms-owi od razu trafiam na chłopaków, którzy już się pakują do wyjazdu dalej. Ja zostaję na noc. Życzę im szczęśliwej podróży, albo i nie, nie pamiętam, wciąż chodzę jakiś taki nie swój.
Aqaba wita mnie tak :





Lecę w poszukiwaniu kogoś kto pokaże mi jak wygląda prawdziwa rafa, „sztuczną” mam w domu. Za cenę wynajęcia na kwadrans skutera nad Bałtykiem, jak nie taniej, oglądam podwodny świat Morza Czerwonego przez przeźroczyste dno, no może kawałek dna, łodzi .



No cóż, u mnie to wygląda o niebo lepiej, choć ryby nie mają takiej przestrzeni, to jest bardziej kolorowo. Tu widać mnóstwo martwych korali, mnóstwo chorych, już dogorywających, są też i wspaniałe duże okazy ale nie tak kolorowe jakie myślałem, że zastanę. Jakoś tak ogólnie skromnie, mało gatunków ryb ( choć bardzo, bardzo piękne, niektórych nie widziałem w handlu) . Ktoś tu jednak nad tym działa i próbuje sztucznie odbudować rafę stąd też mnóstwo opon i śmieci na których zwierzęta morskie zakładają swoje kolonie. Tam mówię opony, nawet czołg się trafił Jest też mnóstwo „pasożytów” niszczących rafę – jeżowców, na które potem musiałem uważać na plaży, bo jak mówi mój „marynarz” Mister this is dangerous

Aqaba z poziomu morza prezentuje się nad wyraz pięknie :







No nic, czas na plażowanie, kąpiel i no to …. nieważne







Słońce zachodzi, jest jeszcze piękniej. Widać światła Egiptu, Izraela i Jordanii – wszystko na niedługim kawałku nabrzeża.



Po ciemku jest jeszcze inny "klimat", ludziska palą fajki wodne, siadają obok siebie po kilka osób, odpalają radia FM z komórek na tej samej stacji i dają czadu





Fajnie, naprawdę zapada głęboko w pamięci. Kobiety zaś zrzucają szaty i biegają po plaży bez opamiętania, takie nagie, wyzwolone ...
Tak, to jest lek na jesienną depresję
Nie no, teraz to już mnie fantazja poniosła
Tak poważnie to zawirowania w brzuchu dają mi wybór : kolejna kąpiel albo wracamy do hotelu, i to natychmiast! Wybieram drugą opcję bo robi się chłodno, woda już jest cieplejsza niż powietrze. Idę, idę … daleko odszedłem od tego hotelu... co chwila posterunek policji więc pod palemką nie wypada Zaliczam McDonalds`a
Po wszystkim ruszam do hotelu ale wspaniałe zapachy i głód zapraszają do posiłku. Nie odmawiam im. Hmm... smakowało inaczej niż pachniało Zjadłem 1/3 porcji, zapłaciłem i podziękowałem. Już w hotelu okazuje się, że to chyba się zjada by poczuć smak tego czegoś w drugą stronę – smakowało o wiele lepiej i jakoś tak szybciej przez gardło przeszło
Niby na podwórku się ochłodziło ale w pokoju zaduch, którego rano nie czułem. W łazience już całkiem jeb***. Nie znoszę tego. Ale co to dla mnie, odkręcam kanister z paliwem.... mniam, to jest to ! Przymykam tylko drzwi od łazienki bo się boje, że jutro się nie obudzę i usypiam w błogim śnie. Blogi sen trwał godzinę … Ramadan jaki czy co ? Za oknem szaleństwo. Każdy przyszedł na plac z własnym krzesłem, ktoś przytargał TV, siedzą, gadają ( połowa przez telefony komórkowe, druga połowa między sobą), jedzą . I tak jakoś się tu życie toczy. Obserwuje to wszystko z okna hotelu.









Nie wychodzę by wmieszać się w tłum, gdyż mam „nawrót choroby” Sił na obserwacje wystarcza do północy, kładę się spać – jutro chciałbym dojechać w końcu do Wadi Rum, może zaliczyć nocleg na tej okazale prezentującej się ( w przewodniku i na zdjęciach w necie) pustyni. Jadę, pomimo, że chłopcy byli rozczarowani. Mam wrażenie, że na razie nic ich nie ucieszyło. Ale co mi tam do tego, niech każdy przeżywa swoją podróż na własny sposób! Ja od dziś biorę z niej to co najlepsze
Dobranoc.

Eh … , życie za oknem nie daje mi jednak usnąć. A może to podekscytowanie sytuacją?
Wyciągam przewodnik, przeglądam, czytam. Przeliczam gotówkę... uuuu będzie ciężko. Obym na swojej drodze spotykał już tylko sklepiki opisane poniżej. W każdym razie na Jordanię zostaje mi tylko kasa na paliwo, wodę i to „coś” o czym jutro, nie chcę zapeszyć. Dalej jakoś będzie.
Dobija 1AM, słyszę opadające kraty w sklepach, ruch zamiera. Telewizor zostaje na ścianie do rana, część krzeseł także.
P.S. Dziś spotkałem pierwszy uczciwy sklep, albo ten „zarabiający” najmniej I tak – wyszło , że za wodę mineralna do tej pory przepłacaliśmy x4, a za Coca Colę x2. Ten uczciwy sklep to przy głównej ulicy, 20m od plaży... daje do myślenia.
P.S. 2 Przepraszam za błędy, za kiepskie fotki (mam mały i kiepski monitorek!) - chciałem po prostu Was zabrać ze sobą, by ta jesień była inna Mam nadzieję, że chociaż część z Was to doceni i mnie usprawiedliwi ...
Dystans: 150km
Neno jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem