Dzięki ale pociągnę temat dalej bo po trzech latach udanego pożycia Afryka ma mnie chyba dość
Zaczęło się od tego że urwała mi sie blaszka zabezpieczająca przewody przy alternatorze. Ucięła jeden przewód a dwa uszkodziła. Wszystko na postoju wiec większej demolki nie było. zdjąłem koło magnesowe żeby ją wyjąć (zablokowała się miedzy dużym kołem zębatym (sprzęgło rozrusznika) a karterem). polutowałem kabelki i zabezpieczyłem termokurczami. Wyskoczyłem parę razy wokół komina i wydawało mi sie że jest ok. Pojechałem w wakacje na Krym i się zaczęło

Najpierw były problemy z odpalaniem na światłach ale po przekroczeniu granicy i tak ich już nie używałem wiec było git. Przynajmniej dopuki nie złapała nas noc w Jałcie. Odpaliłem elektrownie i po półgodzinie był zgon akumulatora. Okazało się że termokurcze się rozpadły pod wpływem oleju, jeden przewód znów został uszkodzony. polutowałem, dorobiłem blaszkę(wczesniej zapomniałem), zabezpieczyłem czym innym, naładowałem akumulator i do domu jakos wróciłem. i teraz najlepsze, po pomiarach wyszło mi że alternator daje miedzy poszczególnymi przewodami jakies 4-5v zmiennego napięcia. kupiłem nowy, wszystko przed chwilą poskładałem do kupy i kupa, znowu 4-5v

Możliwe żeby od tego wszystkiego szlag trafił koło magnesowe? bo innych pomysłów juz nie mam.