Wątek: Norwegia 2010
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15.12.2010, 19:57   #26
JarekAT
Centralny Jarek
 
JarekAT's Avatar


Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: Bydgoszcz
Posty: 2,211
Motocykl: RD07, RD07a, RD07a, LC8, LC4, DRZ, K100, XL600LM
JarekAT jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 miesiące 2 tygodni 6 dni 19 godz 10 min 36 s
Domyślnie



Miejscowość turystyczna Flam


Najdłuższy tunel na naszej drodze 24,5km (słyszałem też, że to podobno najdłuższy tunel drogowy na świecie)

co 6km wykute jamy z niebieskim światłem co by nie zapomnieć jak wygląda niebo



Po drodze niesamowita liczba punktów widokowych.



Jechaliśmy coraz wyżej.


Było coraz zimniej.


Ale widoki coraz piękniejsze.



Mała wycieczka na lodowiec




Niektóre drogi były niestety nie przejezdne.


Mały offik.



Zbliżała się kolejna piesza wycieczka
Kierunek: Galdghopiggen 2469 m n.p.m. - najwyższy szczyt Skandynawii.
Niestety nie wszyscy zdecydowali się na tą jak się okazało najtrudniejszą wycieczkę wyjazdu. Przygotowania do wycieczki odbyły się już parę setek kilometrów wcześniej i objawiały się poszukiwaniem liny
potrzebnej do przejścia przez lodowiec. Miała nam służyć do związania się nawzajem w razie któryś z nas chciał by wpaść w szczelinę lodową.
Motocykle zostawiliśmy pod wyciągiem i w drogę. Wzięliśmy ze sobą linę, jakiś prowiant i naszą tajną broń - kondony przeciwdeszczowe(choć na opad się nie zapowiadało).
Pierwszy odcinek trasy prowadził nas przez kamienisty niezbyt stromy szlak. Dobre szybko się kończy, kamienie też. Pozostał śnieg i nasze nogi zapadające się po kolana. Wyglądaliśmy jak dzieci raczkujące po
podłodze próbując się wydostać z takowego zapadnięcia. Odbywało się to średnio co kilka kroków i zwiastowało niełatwą drogę na szczyt.
Docierając do granicy lodowca ujrzeliśmy ciekawą tablicę informacyjną, ostrzegawczą i już wiedzieliśmy o co chodzi i do czego potrzebna nam lina.



Droga przez lodowiec ciągnęła się nie miłosiernie. Chłopaki jako wzory sportowców nawet nie kwikneli, ja miałem już dość .


Po szczęśliwym przejściu przez lodowiec szlak zaczął się piąć stromo ku szczytowi. Po około 2,5-3 godz. byliśmy na szczycie. Znaczy Greg i Piotr byli a ja się za nimi wczołgałem stąd te granice czasowe .


Widok na górze rekompensował cały wysiłek. Byliśmy w najwyższym punkcie całej Skandynawii.




Czas na zejście ze szczytu, bo koledzy czekali na nas w Geiranger z zaklepanym noclegiem full wypas.
Nadeszła chwila na wykorzystanie naszej tajnej broni to jest kondonów przeciwdeszczowych. Z nimi na grzbietach i w pozycji poziomej zejście zajęło około 1,5 godziny. O zabawie z tym związanej chyba nie muszę
wspominać .


C.D.N.
JarekAT jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem