Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16.12.2010, 21:46   #110
JaroGL
 
JaroGL's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2009
Posty: 137
Motocykl: nie mam AT jeszcze
JaroGL jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 dni 7 godz 56 min 41 s
Domyślnie

4.09 był dniem dla tych co lubią przeciskać się na zyletki między samochodami w niekończacym się korku w górskiej scenerii z przepasciami, oberwanymi drogami i wszystkim na drodze co jest sobie w stanie człowiek wyobrazić. To był poprostu horror i walka o zycie, choć nie ukrywam, że dość dobrze się w tym czułem. Poprostu była jedna zasada kto sprytniejszy ten jedzie. Oczywiście teraz jestem z tej jazdy dumny bo wyszedłem bez szwanku, ale uwierzcie mi jak tam jechalismy to nie było nam do smiechu. Oczy dookoła głowy. nie było nawet czasu popatrzyć na okolice. Żałuje tylko jednego, zbyt mało nakreciłem filmów z tej jazdy bo teraz są to najczęściej puszczane filmy dla znajomych. W sumie to na tym powinienem skończyć, ale jakies jeszcze przygody mielismy wiec coś skrobne.
Poczatek dnia nie zapowiadał takiego armagedonu na drodze, była jazda głebokim wąwozem wśród zieleni i pięknych widoków.

indie2010 003a.jpg

indie2010 004a.jpg

Były jakies zabytki i mosty wiszące oraz wodospady na ponad 100 a moze i 200 metrów.

indie2010 006a.jpg

indie2010 013a.jpg

indie2010 018a.jpg

Wąski miał problemy ze sprzętem, przerywał mu strasznie i co jakis czas wyrzucał z siebie kłęby dymu, wiec co chwilę grzebaliśmy przy nim.

indie2010 019a.jpg

Od Mandi zaczęła się walka o zycie na drodze, ale o tym juz pisałem, choć tak naprawdę nie ma słów aby to opisać. Szkoda, ze nie miałem mocniejszego sprzęta . Pamiętam, że miejscami padał też deszcz co skutkowało tym, ze cały syf z drogi lądował na naszych twarzach i ubraniu. Śmierdzieliśmy normalnie rynsztokiem. Pamietam, że gdy zrobiła się szarówka podjeliśmy decyzję, że stajemy w najbliższym mozliwym miejscu na nocleg. Oczywiści jak na złość nie było nic przez wiele km. Jechaliśmy więc po ciemku wśród tych samochodów bez swiateł, u nas też z oswietleniem kiepsko było, aż zatrzymaliśmy sie w jakiejś zapyziałej knajpie, bo głód był wielki. Jednak jak zobaczyłem, że miejscowi stamtąd wychodzą i puszczają pawie, a oni są odporni na wszystko, to pomyślałem, ze jak tam coś zjemy to bedzie nasze ostatnie jedzenie. Ruszyliśmy dalej, aż w końcu trafiliśmy do hotelu w strugach deszczu. Wygladaliśmy jak kocmołuchy. Nie wiem nawet gdzie był ten hotel, ale myślę że w okolicy Bilaspur.

indie2010 032a.jpg

indie2010 038a.jpg

Ostatnio edytowane przez JaroGL : 16.12.2010 o 21:50
JaroGL jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem