Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20.01.2011, 06:12   #57
felkowski
 
felkowski's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,485
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
felkowski jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 21 godz 47 min 41 s
Domyślnie

Zaraz za granica postój w jakiś masakrycznym baro-sklepie i kantorze zarazem. Zbite z desek prowizoryczne baraki w najgorszym stylu. Jedyne co usprawiedliwia zatrzymanie tutaj to, że inni złomboliści też się tu zatrzymują. W kantorze orzynają, w sklepie drogo a baru nawet nie próbuję. Sam widok zniechęca. Pogawędki z innymi uczestnikami.
P1000504.jpg
I jedziemy do miasta. Wyrwać kasę ze ściany i coś przegryźć. Mazurek wie o jakiejś fajnej knajpie po drodze. Miron jednak się upiera na cokolwiek. Byle już. Ponoć dupa już mu gąbkę z siedzenia podgryzła. W sumie od śniadania nic nie jedliśmy. Jest już sporo popołudniu. Z drugiej strony wypatrzyłem kebabcici. Nie mogłem się oprzeć. Zagryzamy pizze tymi glutkami i walimy dalej. Całe szczęście, że przyjąłem te glutki bo tej knajpy do nocy nie spotkaliśmy.
P1000505.jpg
Jedziemy jakimiś transgalaktycznym zadupiem. Widać tylko zachodzące słońce, kukurydzę i wysychające słoneczniki. Knajpy żadnej. Podjazdy pod górę i górskie serpentyny. Wszystko jest jeszcze w miarę fajnie. Jakoś za każdym razem gdy robi się fajnie to jest już ciemno. Zatrzymujemy się na stacji zatankować. Coś jest chyba nie chalo. Bo węże są pokryte pajęczyną. Chyba dawno nie były używane. Ale my musimy, to i tankujemy. W trakcie mijają nas Elutka, kurierzy i Ferdek. Doganiamy ich na jakiejś przełęczy pod knajpą.
P1000519.jpg
Mazukowi giną prądy. Ja mam chwilę na wizytę w knajpie. Zaczepia mnie jakiś lokales wcinający może obiad? Tylko czemu o dziewiątej wieczorem. Zaczynamy gadkę. A z kąd? A dokąd ? A po co? Moją uwagę przyciąga jednak zmrożona butelka przy barze. W środku pływają jakby jakieś glutki. Co to ? pytam barmana. A on bez słowa mi nalewa. Pokazuje mu na migi, że prowadzę. Zbywa to gestem ręki i leje pół. Próbuję. Smakuje ciekawie. Niby słodkawe niby anyżkowe. Co to ? Mastika. Odpowiada zdawkowo. Mastika, z kitem mi się kojarzy. To, było zdecydowanie lepsze. Na tarasie jest miło choć już niestety ciemno. Miron grzebie w Mazurkowch prądach.
P1000528.jpg
A ja cóż, poznałem Wirginie. Choć nie wiem czy to czasem nie ona poznała mnie. Mówi, że chce jechać ze mną. Siadła se na kufer i jedziemy. Po jakimś czasie dotarł do niej chłód. Nie wiedziałem jak jej powiedzieć, że ja już taki jestem, zimny drań. Sama jakoś poczuła. A ona w samym tiszerciku a i tego nie było za bogato. Ani chybi zanim do Stambułu dotrzemy zmarznie biedaczyna. Żal mi się zrobiło i odwiozłem do knajpy na pożarcie lokalesom.
P1000550.jpg
Droga w dół to istna masakra. Nasze drogi przy tym są super. Tu mamy do czynienia głównie z dziurami, a od czasu do czasu z łatą asfaltu. Lataliśmy miedzy dziurami szukając każdy własnej drogi. Z za sterów auta jadącego za nami wyglądało to jak taniec świetlików. Spotykamy Wartburga. Ponoć wysypała się uszczelka pod głowicą. Nic nie możemy pomóc. Od etezetki nie pasuje. A miałem. Jedziemy dalej.

Na stacji rozbierają już jakiegoś kombiaka. Asystuje temu pół złombolu. Nie znajdujemy tu nic dla siebie i jedziemy dalej. Po drodze mamy się zatrzymać na jakiejś lepszej stacji celem zakupu jakiegoś paliwa gronowego. Na wieczór. Niestety nie udało nam się trafić żadnej choćby jako takiej stacji. W końcu wjeżdżamy do Sozopolu. W nocy Miasteczko wygląda jak getta luksusowych hoteli a cała reszta jak z innego świata. Zajeżdżamy na coś jakby rynek/deptak.

Spotykamy Helmuta jednego z organizatorów. Czekają w knajpce na jakieś żarcie. W sumie niezły pomysł. Choć trochę późno na obiad. Nasze wątpliwości rozwiewa kelnerka. Po prostu nas wyrzuca. Twierdzi, że już zamknięte. Inni nadal siedzą. Spadać i koniec. Tracimy apetyt. W drugiej jest podobnie. W końcu robimy zaopatrzenie w sklepie. Jakoś nie wydaje mi się żeby u nas zamykano knajpy przed dziesiątą. A już na pewno nie nad morzem jak są turyści.
P1000571.jpg
Dojeżdżamy do wrót kempingu. Jedyne słowo jakie wydusił z siebie ponury recepcjonista to Pasport. Dopiero potem otworzył pancerne wrota. Wjeżdżamy do środka. Rzut oka w poszukiwaniu jakiejś miejscówki. Ciemno jak w dupie u murzyna. Ale jak tylko wjechaliśmy to od razu znalazło się kilku uczynnych złombolowych przewodników. Tam, tam są wasi. Po takich wskazówkach bez pudła trafiamy do Elutki i Lewara. Nikomu się nie spowiadaliśmy, a i tak wszyscy wiedzą kto z kim się zadaje.

Jakoś nie chce mi się rozstawiać namiotu. Pompuje sobie materac i starczy. Oczywiście w tle leci disco partyzani. Wyciągam wiktuały i w rytm muzyki rozpoczynamy konsumpcję. Robi się wesoło. W pewnej chwili podchodzi do mnie gość z twarzy podobny do nikogo, gdyż ciemno było. Gadał po naszemu, ani chybi złombolista.
- Stary, to nie twój paszport ?
- No mój.
- A z tych może znasz kogoś ?
- A skąd je masz ?
- Na ulicy za bramą leżały. Osiem znalazłem. Chyba ten smutas z bramy je zgubił.
- Jeszcze trzech osób szukam.
Jeśli na ciebie trafię kolego, to bardzo Ci chciałbym podziękować. Bo chyba dopiero po czasie do mnie dotarło jak bardzo jestem Ci wdzięczny. Trochę kłopotów mi to zaoszczędziło.

Ale wracajmy do atrakcji wieczoru. Tu i ówdzie zaczynały się mniejsze lub większe spotkania i pogaduchy. Bumboxa kurierów nikt jednak nie był w stanie zagłuszyć. Po jakimś czasie przylatuje Ostach, a może to był Artu, rozpromieniony do czerwoności.

- Stary ale jazda! W tamtym hotelu jest basen. Wleźliśmy tam z bumboxem. Takaaa imprezka.

Zebrał jeszcze kilkanaście osób i pognali . W międzyczasie lunęło deszczem. Gdy zaczęło padać schowałem się pod jakąś plandekę i tyle tego wieczoru było nasze. Później okazało się, że z materaca uchodzi powietrze. Ale było mi to już bardzo wszystko jedno.
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg P1000538.jpg (351.9 KB, 11 wyświetleń)
__________________
felkowski
sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne
felkowski jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem