Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: Poznań/Złotów
Posty: 355
Motocykl: CRF1000/CRF300
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 15 godz 57 min 55 s
|
B&B Bałkany 2010
Piątek 11.12.2009 gdzieś w Poznaniu....
SMS: „Idziesz na lodowisko?”
ODP: „Idę.”
SMS: „Ale na dworze jest -20 stopni!!!!”
ODP: „To może jednak na piwo?”
SMS: „Namówiłaś mnie.”
Kilka godzin później w jednym z poznańskich pubów:
-”(...)wiesz marzy mi się wyjazd na Sri Lankę...słonie, pola herbaty, słońce... .
- Ja wolałbym pojechać na Bałkany, marzą mi się od kilku lat.
- Hmmm....w sumie nad Bałkanami jeszcze się nie zastanawiałam...”
7.30 rano, 21.09.2010 - dzień wyjazdu.
„- Ale obiecujesz, że pojedziemy na Sri Lankę?
- No przecież już obiecałem chyba ze 20 razy, weź już ten śpiwór, bo nie wyjedziemy do jutra.”
- No tylko sprawdzam... .”
Ani Bartek, ani Basia nie lubili pakowania rzeczy na motocykl zwłaszcza, że linki i pająki zawsze miały tendencję do gubienia się w ostatniej chwili...także szybkie pakowanie, jak to bywa, okazało się wcale nie takie prędkie .
Wyjechali gdzieś koło 8:00, krajówkami, w kierunku granicy polsko-słowackiej. Tam ostatnim posiłkiem w malowniczej knajpce na skarpie, pożegnali ojczyznę na najbliższe 16 dni... .
Słowacja minęła prawie nie zauważona. Jedynie objazd z powodu zalania drogi dał się we znaki i pierwszy nocleg musieli spędzić właśnie tam, a nie tak, jak planowali na Węgrzech.
W przydrożnym motelu odbywały się przygotowania do wesela – owoce, krzesła , serwety – wszystko w ruchu, ale i dla nich znalazło się miejsce...i kilka lokalnych piw . Nic więcej do szczęścia nie było potrzebne, jeszcze tylko sen... .
22.09.2010
Plan na dziś – Rumunia.
Na postoju Bartek wyciągnął telefon:
„(…)Przed samą granicą walczyliśmy nie z celnikami, a z naszym GPS-em, który ewidentnie prowadzi nas wprost na blok , co gorsza dookoła 4 ulice i żadnych znaków w kierunku przejścia. Ale już jesteśmy za granicą rumuńską w Satu Mare...”
Od razu rzuciła im się w oczy grupa rodaków na motocyklach (oczywiście ze stajni BMW). Z powiewającą na tylnym kufrze flagą, krążyli dookoła rynku, ewidentnie czegoś szukając. B&B postanowili mniej rzucać się w oczy i udali się w kierunku budki z kebabem. Jakież było zdziwienie białogłowy (a w zasadzie czarnogłowy :P) gdy w jej tortilli wylądowały frytki.
– „To tak zawsze tutaj?
– Ano zawsze... .” Bartek kiwał głową ze zrozumieniem.
Na pierwszy nocleg obrali miejscowość Sapanta. Bo w górach, bo pięknie, bo nas trasie, ale przede wszystkim, aby rano zwiedzić Wesoły Cmentarz (Cimitirul Vesel). Jako dzielnie przygotowani do podróży „globtroterzy” wyciągnęli spis campingów i ruszyli z planami rozbicia namiotu i gotowania fasolki w swojej kuchence turystycznej. Jednak każdy dobrze przygotowany globtroter wie, że nie wszystko idzie, jak się chce. Znalezienie kempingu na 2km kwadratowych Sapanty zajęło im 1.5 godziny:
- „Gdzie to? (Basia pyta wskazując palcem na adres spisany na kartkę)
- Pani 3 km prosto.”
…
…
Po 3 kilometrach:
- „Proszę Pani gdzie to?” - czynność się powtarza.
- „A, to musi się Pan cofnąć 2km.”
…
…
Po 2 km ponowna próba:
- „Oj daleko, za kościołem w prawo do końca.”
Potem było jeszcze w prawo, w lewo, pod górkę, szutrem, piaskiem, po asfalcie, aż ich oczom ukazał się upragniony...NIECZYNNY w tym sezonie camping.
– „Koniec tego, czas na kabanosa!”
Znalazły się kabanosy, znalazł się i przyjaciel, który w dowód wdzięczności za podarowany kawałek mięsa, merdając ogonem, poprowadził ich pod dom swojej właścicielki.
W międzynarodowym, podróżniczym języku migowym motocyklowa ferajna dogadała się z przesympatyczną staruszką, która oddala im na tę noc swoje poddasze.
W momencie, gdy Bartek poszedł po kufry, z pokoju wydobył się pisk...
– „ Co się dzieje?”
– ”Kabina prysznicowa jest w motylki!!!!”
Ahh...baby .
Pozdrawiamy Basia&Bartek
cdn
|