na pustyni, mokrej zresztą po opadach dzień wcześniej, co niektórzy mieli problemy z....
co niektórzy sobie trochę pojeździli...
w drodze do Ksar Ghilan niestety Synaj, na DRZ 400 miał poważny wypadek, motocykl wyrzucił go na koleinie w powietrze, niefortunnie spadł na rękę i złamał ją w przedramieniu, wtedy zaczęły się nasze kłopoty....
Niestety nie mam żadnego zdjęcia z tego zdarzenia, udało nam się dodzwonić do kolegów w Douz, ściągnęli Land Cruisera i zabrali go do "szpitala". Tam okazało się, że ręka wisi na mięśniu, chirurga nie ma i nie będzie, musimy jechać do innego miasta. I tak Synaj rozpoczął podróż, z wiszącą ręką od szpitala do szpitala szukając pomocy, ale o tym może on sam opisze............
Pozostała część ekipy została z dwoma motocyklami w plusie. Zaczęliśmy organizować transport z Douz do Tunisu, nikt nie chciał się tego podjąć, kierowcy się bali, wprowadzono godzinę policyjną, nikt nie wiedział co się stanie, zamieszki ogarnęły cały kraj............policja uciekła, ludność zaczęła brać sprawy w swoje ręce............
Większość z nas nie miała pieniędzy, bo bankomaty i banki były spalone, od kilku już dni, w 90% nie działały terminale na karty kredytowe.
Udało się w końcu załatwić pickupa, gość zabrał 2 motocykle, ROB, KSTR i ja - dopra pojechaliśmy z motocyklami, 2 część grupy została w szpitalu, w Kebili z Synajem i Sikorp-em.
Po drodze mieliśmy problemy w każdej miejscowości na trasie do Tunisu, wszędzie zamieszki, blokady dróg, uwierzcie, że podjazd na motocyklu do grupy młodzików (18-22 lata) stojących na środku drogi, koło palących opon, krzewów i śmieci, oni z maczetami, rurami i kamieniami, wywoływał gęsią skórę na karku, czegoś takiego w życiu nie przeżyłem, za każdym razem zastanawiałem się, czy któremuś z nich nie wpadnie do głowy zamachnąć się tym co trzyma w ręku...................