Dzięki wszystkim za troskę i niepokój, przyznam się, że trudno myśleć o relacjach w tak pięknych okolicznościach przyrody i niepowtarzalnej. Ale kontynuując:
Z Bocas del Toro w strugach deszczu udaliśmy się w kierunku Panamy.
01.JPG
W mieście David jako dwójka rumuńskich podróżników zostaliśmy zaproszeni przez lokalną grupę motocyklistów o swojsko brzmiacej nazwie 'Orły ze stali' na wycieczkę w stronę malowniczego wulkanu. Herszt bandy przewodząc zbieraninie różnej maści sprzętów poruszał się dziwnie znajomo wyglądającym motocyklem.
01a.JPG
02.jpg
03.jpg
04.JPG
Jak gdzieś zdążył zauważyć kol. Wieczny za wąski jestem w klacie w związku z czym nie podjęliśmy próby bezpośredniego ataku na Darien Gap. Postanowiliśmy opłynąć Darien z lewej strony. Z Panama City dojechaliśmy piękną choć niestety od niedawna wyasfaltowana droga do Carti skąd łódką dopłynęliśmy do pobliskiej wyspy Sugdup zamieszkanej przez indian z plemienia Kuna.
05.JPG
06.JPG
07.JPG
08.JPG
09.JPG
10.JPG
Poczuliśmy się trochę jak w kosmosie. Kuna to plemię zamieszkujące kilkanaście spośród około czterystu niewiekich i niezwykłej urody wysp rozsianych wzdłuż wybrzeża panamskiego, tworzących archipelag San Blas. Podczas oczekiwania na statek, który mógłby zabrać nas do Kolumbii uczestniczyliśmy w życiu plemienia. Podział ról jest tu bardzo prosty, gdy mężczyźni zajmują się łowiectwem, kobiety pilnują domowego ogniska. W wolnych chwilach robiliśmy wypady do pobliskich, niezamieszkanych wysepek. Czasami naszą chatę odwiedzał szaman z powodu ciężarnej.
12.JPG
12a.JPG
13.JPG
14.JPG
15.JPG
16.JPG
17.JPG
Po trzech dniach oczekiwania, w mojej głowie zaczęły rodzić się alternatywne pomysły. Znalazłem odpowiedniej wielkości dłubankę i silnik, który wymagał naprawy.
18.JPG
19.JPG
Niestety dłubanka okazała się przeciekać a zanim zabraliśmy się do naprawy przypłynął statek kapitana Sierry który zgodził się naz zabrać do Puerto Obaldia - ostatniego portu w Panamie. Jak tylko odpaliłem Kata zbiegły się dzieci z całej wyspy. Widok motocykla jest dla nich raczej niecodzienny więc przewiozłem kilkoro z nich, co okazało się niedozwolone. Ulka stanęła przed radą starszych co skończyło się naszczęście tylko pouczeniem.
20.JPG
21.JPG
Statki krążące po San Blas to zazwyczaj małe sklepy, które zajmują się handlem wymiennym. Kokosy są wymieniane przez indian na ryż, cukier i coca-colę. Statek kapitana Sierry okazał się połączeniem Castoramy z RTV-AGD. Mieliśmy na pokładzie, cement, pustaki, drut i inne mat. budowlane oraz lodówki, pralki, klimatyzatory i telewizory plazmowe. Płynąć od wyspy do wyspy Sierra realizował wcześniejsze zamówienia a my penetrowaliśmy kulturę Kuna.
22.JPG
23.JPG
24.JPG
25.JPG
26.JPG
26a.JPG
27.JPG
29.JPG
30.JPG
Po trzech dniach rejsu, jakże by inaczej, urwał się ster i dopłynięcie do brzegów Kolumbii stanęło pod znakiem zapytania. Zaradni jednak marynarze wezwali na pomoc małą łódkę, która naprowadzała nas na kurs.
31.JPG
32.JPG
33.JPG
Po dopłynięciu do Puerto Obaldia zostaliśmy przesadzeni na małą łódkę, która dowioza nas do brzegu (Puerto Obaldia nie ma pomostu dla dużych statków). Tu odprawiliśmy się po stronie panamskiej. Tą samą łódką dopłynęliśmy do odległej o 20 minut kolumbijskiej Capurgany, skąd nic prostszego, statkiem towarowym o wdzięcznej nazwie "Nie ma to jak bóg" nadaliśmy motor, żeby odebrać go na drugi dzień w Turbo - pierwszym kolumbijskim mieście do którego można dojechać drogą lądową.
34.JPG
35.JPG
36.JPG
Aktualnie przemierzamy Kolumbię od której niesamowicie pięknych widoków robi mi się niedobrze.
37.JPG
Wracając do pomysłu na przepłynięcie San Blas dłubanką, uważam, że to jeden z lepszych pomysłów. Woda o tej porze roku jest tu spokojna prawie jak na jeziorze. W zasięgu wzroku zawsze jest brzeg i kilka przepięknych wysp na których można nocować, żywiąc się kokosami. Co jakiś czas zdarzają się zamieszkane wyspy na których można uzupełnić zapasy. Mam nadzieję wrócić tam jeszcze kiedyś choćby z dmuchanym kajakiem! Do następnego!