Z Chibin kierujemy się w kierunku Murmańska.
W okolicy miejscowości Apatiti, jedziemy za ciężarówką, które pewnie wiozła apatyty

ruch spory jak na takie zadupie, nie ma możliwości wyprzedzenia, a co jakiś czas na wybojach przy podskoku ciężarówki wyskakują z niej kamienie, zwiększam dystans. Po chwili widzę szklaną mgiełkę na przedzie motocykla, zatrzymujemy się.
20 zł w plecy. Africa dostała apatytem.
W takim stanie dojechałem do Polski. Kilka razy zatrzymywała nas milicja, ale nikt nawet nie pytał, nie przyczepiał się, to mnie trochę zdziwiło
Mijamy motocykle jadące z naprzeciwka. Zwalniam, oglądam się...a to polskie tablice! wot niespodzianka! Zawracamy, tamte motocykle się zatrzymały.
Ich relacja pojawiła się na adv.pl
Chwilę gadamy, dowiadujemy się, że mały GS nie mógł odjechać ze stacji po zatankowaniu. Miejscowy szaman musiał jakieś czary na stacji odstawiać. Z dużego kapie cały czas paliwo jak jest pełno (widać kałużę na powyższym zdjęciu), podobno ten typ tak ma.
Chyba zaczynam rozumieć sens tematu:
http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=1908
Jedziemy dalej, przed nami miasto-gieroj.
Trochę kiepsko, bo w centrum korek, a z kuframi jest za szeroko.
Znajdujemy kafejkę z internetem. Kiedy sobie czekam przy motocyklach podchodzi koleś i zagaduje. Mówi, że pracował z Polakami na platformach w Norwegii. Chciał się upewnić, czy nam się podoba w Rosji, mówi gdzie pojechać, co zobaczyć.
Po kilku godzinach wyjeżdżamy z miasta. Kupujemy jeszcze po drodze obiecaną flaszkę dla Wiecznego. Obowiązkowe foto i kierunek południe.
Śmiejemy się, że jedziemy dopóki się nie ściemni...
W pobliżu Monczegorska (
http://pl.wikipedia.org/wiki/Monczegorsk) krajobraz mocno przemysłowy.
Przejeżdżamy około 600km, zrobiło się ciemno...ale tylko dlatego, że na niebie pojawiły się czarne chmury, co skutkowało tym, że sucho nie było

Zjebani jak koń po westernie o godzinie 1 wjeżdżamy na stację wyjazdem (żeby nie podjeżdżać bliżej, a odległość między wjazdem a wyjazdem spora), przekraczającym tym samym linię podwójną ciągłą. Kilkadziesiąt metrów dalej była budka DPC.
Tankujemy, płacimy i dumamy, gdzie przenocować.
Na stacji obok TIRów? ale czy na TIRy nie czyhają amatorzy cudzej własności, którzy przy okazji mogliby nas skroić? a może zapytać palicejskich, czy możemy się rozbić koło budki DPC? ale czy tutaj milicja to nie mafia? albo po prostu odjedziemy kawałek dalej, wbijemy się w las i już?
Wyjeżdżamy kulturalnie wyjazdem. Zbliżamy się powoli do budki DPC, machnięcie lizakiem, stoimy na poboczu, dokumenty i do środka.
Małe didaskalia: scena rozgrywa się z budynku DPC.
Aktorzy: Dery, Dylu, dwóch milicjantów.
Motocykliści przekonani, że można nie płacić w Rosji łapówki.
Milicjanci przekonani, że trzeba pobierać łapówki.
Kasa na łapówkę nie występuje w tej scenie.
Jest natomiast książeczka z rysuneczkami o ruchu drogowym.
Kapie z nas woda. Milicjanci przeglądają nasze papiery. Każdy siedzi przy swoim biurku, ja siedzę pomiędzy biurkami, Dery stoi. Stoi i nawija po polsku. W kółko to samo: "na granicy nam powiedzieli, że można jechać 90 i cały czas jedziemy 90, od granicy do Murmańska i z powrotem, nie przekroczyliśmy prędkości, nie złamaliśmy żadnego przepisu, to nasza pierwsza kontrola..." oczywiście przy tym gestykulując mocno rękami i pokazując gdzie ta granica i jak daleko jest do Murmańska...
Ja siedzę i nic nie mówię. Milicjanci siedzą i nic nie mówią. Przeglądają papiery. Gramy na czas, ok. W sumie to ciepło tu, nie pada. Młodszy próbuje zacząć po angielsku, ale po jednym słowie kończy się na "hmmm...kak skazać"...Starszy gada po swojemu i mówi, że za przekroczenie linii ciągłej muszą nam zabrać prawo jazdy i nie wyjedziemy z Rosji. (taa i może jeszcze w tiurmie zamkną?

). Naprawdę nie wiem o co mu chodzi.
(przyjęta technika - brak zrozumienia rosyjskiego

) W końcu widzi, że nie ma zrozumienia z mojej strony (na Derego nie zwraca uwagi, bo ten ciągle nadaje to samo). Zaświeciła mu się chyba żarówka nad głową, bo wyciąga wspomnianą wcześniej książeczkę. Znalazł odpowiednią stronę i pokazuje, mówiąc, że złamaliśmy zakon. Ja się do żadnego zakonu nie zapisywałem. Nie odczuwam powołania.
Mówi, że zabierają nam dokumenty, wypiszą kwitek, który mamy pokazać na granicy. Długopis zbliża się do karteczki i patrzy na naszą reakcję. Nic nie mówię. Powstrzymał się od pisania. Siedzimy kilka minut w ciszy, woda kapie z ubrań...
W końcu pytam po rosyjsku (powołania nie odczuwam, ale poczułem oświecenie, a zarazem zrozumienie obcej mowy):
- szto budiem dielat?
odpowiedź natychmiastowa:
- a kak ty dumajesz

Więc sięgam po portfel do kieszeni. A w swoim krótkim życiu łapówki nie zapłaciłem i nie zamierzam tego zmieniać. Więc żeby się tego trzymać, przyjęliśmy zasadę, że w portfelach mieliśmy po ok. 500-700 rubli, na następne tankowanie, piwo i chleb. Reszta schowana po kufrach. A ponieważ przed chwilą tankowaliśmy...
Otwieram portfel tak, żeby widział co tam mam. Wyciągam po kolei banknoty...100, 50, 20, 10, 10...gość z niedowierzaniem patrzy i kręci głową, mówi, że wsio płocho...
- Dery wyciągaj portfel!
Obaj wiemy, co się tam znajduje

Kwota podobna.
Starszy koleś mocno niezadowolony, kiwa głową, mówi, że to za mało.
My uparcie twierdzimy, że nie mamy więcej. Nie wierzy. Widać, niegłupi koleś. Z powrotem bierze długopis do ręki i zbliża go do druczku. Siedzimy.
Jak już wspomniałem, koleś jest niegłupi, więc po chwili przerwy zadaje błyskotliwe pytanie:
- a jak chcecie wrócić do domu?
Jako, że nie wiedziałem, jak to powiedzieć, sięgam do portfela, żeby wyjąć plastik, ale gość był szybszy:
- kreditka?
- da, kreditka.
Mhhmmmmmm. Siedzimy kolejną chwilę. Takżeee tegooo.
Popatrzyli po sobie. Złożyli dokumenty, oddali i życzyli szczęśliwej drogi.
Sprytni Polacy vs. sprytni Rosjanie - 1:0.
Drobne na piwo i chleb zostają w portfelach. Pogardzili tak małą kwotą.
Odjeżdżamy kilka kilometrów, wjeżdżamy w boczną drogę w las, rozbijamy namiot i spać. Rano kierunek Petersburg!