Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07.09.2011, 16:54   #8
hans
 
hans's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Krk-NH
Posty: 381
Motocykl: XT 600E stage 2
hans jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 1 dzień 10 godz 32 min 11 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał felkowski Zobacz post
Nie to żebym się czepiał ale nie do końca się zgodzę. Ale gdyby miało się to komuś do cześ przydac podaję. Turbaza żeczywiście się spalila jakiś czas temu. W jej miejscu powstał drewniany dom z pokojami do wynajęcia. Taka nazwijmy to agroturystyka. Pani nazywa się Olga jeśli dobrze pamiętam. Warunki bardzo ok. Na wysokości sklepu trzeba przejechać przez strumień na wschodnią strone w kierunku kolei.
- dobrze wiedziec. Nie weryfikowalismy opinii lokalsów.


================================================== ================================================== ============================================


Za to rano, budzi nas o świcie walący o namiot deszcz. Nienawidzimy tego odgłosu…. Zaczynamy powoli rozumieć znaczenie wieczornego chichotu niebios.... Plany - zakładające suchość, jako warunek wjazdu w najpiękniejsze rejony, też jakby ciut zaczynają się z deczka je...ć. Z lekka przejaśnia się kolo południa, wiec zwijamy się na Wołowiec.


Po drodze sprawdzamy prognozy i są do du... złe. Ma lać. Mocno i długo. I faktycznie, sprawdziło się. Od tego dnia lalo nam codziennie – po parę godzin, po pół dnia lub i dzień cały, a błoto rosło, rosło, rosło, jak śpiewał swego czasu bard. W mocnym deszczu docieramy do Hulkywi za Wołowcem, u stóp połoniny Borżawa, gdzie z racji deszczu i temperatury ok. 12-13st.C i błota stajemy u leśniczego.


Rankiem, z racji iż akurat chwilowo nie leje (hurra), a chwilowo prawie jest słonecznie, mamy w planie na lekko atakować Borżawe. Taaaaa, jasne. Tam lało już od 2 tygodni. Leśniczy pożycza nam syna, który ma nam pokazać jak jechać. Idzie bosko, do pierwszego b. ostrego podjazdu, gdzie Cleo zawodowo polega po 80m, a ja - równie zawodowo - po 120, tracąc przy okazji prawe lusterko. Bo jebnąć to trzeba umić. No, ale tylko mięczaki używają lusterek : ) Błoto genialne, kostki w oponach zalepione, nawet ustać ciężko, ale juz po 30 minutach jesteśmy z powrotem u stóp podjazdu.









Misza proponuje atak z Wołowca, co też uczyniamy. Podjazd już nie tak ostry, ale za to w 10 cm błotnistej breji, rozjeżdżanej przez terenowe Ziły 6x6 do zrywki drewna. Tu idzie nam znacznie lepiej, bo pokonujemy z 1500m, a potem robi się błoto za kostkę, kałuże w błocie do pół łydki… wiemy już, że na mokro nic z tego nie będzie. Cholernie mam żal i szkoda.






Sprytnie zmieniamy plan i chcemy przejechać przez przełęcz Beskid w kierunku na Oporet's, ale sytuacja się powtarza. Droga chwilowo przejezdna dla ciężarówek terenowych only.








Albo czegoś takiego:


Zaczyna bardzo lać, wracamy.

Przejechaliśmy tego dnia może z 20 km łącznie, zmachaliśmy się za to okrutnie. Rozczarowanie pogodą narasta, a gleb nie liczę, bo, po co?

A kolacja wygląda tak:

Wieczorem pada. Błoto rośnie. To już 3 rok z rzędu, jak jedziemy w deszczu. Wywołana naszymi planami wesołość w Niebieśiech narasta....


cedeen
__________________
Każdy dobry uczynek zostanie ukarany.
Przykładnie.
------------------------------------------------------------------

chroń mnie Boże przed przyjaciółmi,
z wrogami poradzę sobie sam...
------------------------------------------------------
Mój ból głowy, moja skrucha,
Moje kiszki, moja franca,
Moja wreszcie groza ducha,
Gdy Kostucha rwie do tańca!

Ostatnio edytowane przez hans : 07.09.2011 o 16:58
hans jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem