Dzień pierwszy, godzina zero
Poranne wstanie, szybkie objuczenie krówki, no i dziiida. Szybki lot po lusterka i o 8:30 jestem u Barana pod blokiem.
100_0082.jpg
W między czasie wynika "problemik". Tygrysek gubi płyn chłodniczy, a my lecimy w ciepłość.

Więc zabieramy się za grzebanie
100_0085.jpg
Po ładnych kilku godzinach i wywaleniu termostatu, udało się bezpiecznie uruchomić Angola i można było ruszyć. Byliśmy już mocno opóźnieni, więc plan był tylko na opuszczenie kraju. Wybiliśmy się na Słowację, po ciemaku szukaliśmy noclegu z navi w Żilinie i dopiero przy którymś z rzędu namiarze się udało. Wszędzie nie ma miejsc lub coś w ten deseń. Nawet cały akademik ponoć zajęty (środek wakacji, czwartek

). Śpimy w ubytownicy na tyłach salonu BeMWe (ale motków nie mają), za całkiem sensowną kasę z motórami pod oknem recepcji.
100_0088.jpg
Rano szybkie żarło, pakowanie i dzida dalej.
Słowacja to nuuuuda....
100_0092.jpg
Węgry też...
Omijamy płatne drogi i co bardziej uczęszczane, przynajmniej próbujemy.
100_0093.jpg
Z Pecs napieramy na Chorwację.
Granica w D. Mihojlac idzie zwinnie
Croatia na chwilę
100_0094.jpg
Dalej żółtą kierujemy się na BiH. Trochu nawi nas poniewiera przed granicą w Slavonskim Brodzie (zamiast na most, to prowadzi nas przez osiedla dołem, żeby od boku i tak na ten sam most wjechać

). Pchamy się w korku przed granicą, między furami, ludźmi, rowerami, chodnikami, trawnikami, aż dobijamy tuż przed szlaban. Wreszcie jakaś inność. Zaczyna się.

Jesteśmy w Bośni.