Dzień 27 874km. 23.07
Rano wilgoć w pokoju jest chyba większa, niż na zewnątrz budynku. Rzeczy nie bardzo przeschły. Cały pokój jest zawalony naszymi bagażami. Totalny bałagan.
Po śniadaniu czas na naprawę Roberta Hondy. Tak jak po pierwszym upadku w ruch idzie srebrna taśma i kleje .
W zasadzie nie bardzo jest o czym pisać. Po drobnym face liftingu Varadero ruszamy
i jedziemy dalej na zachód. Połykamy kolejne setki kilometrów. Na nocleg zatrzymujemy się zjeżdżając z głównej drogi, gdzieś na polu.
Śpimy tutaj : N56.11523 E87.66167
Dzień 28 1043km. 24.07
Po śniadaniu pędzimy w stronę Kemerova. Za miastem żegnamy się z Bajraszem , który jedzie do Kazachstanu, a my w stronę Polski . Pogoda dzisiaj jest bardzo ładna .
Na drodze spotykamy Amerykanina, który podróżuje na Harleyu Sportsterze. Doug ( bo tak ma na imię ) dwa razy objechał kulę ziemską, a teraz jest trzeci raz w podróży przez Rosję. Jedzie do Magadanu, Traktem magadańskim, lub inaczej zwaną „drogą na kościach”. To jest dopiero Gość !!
Na nocleg zatrzymujemy się około 80 km od Omska. Pierwotny plan zakładał, że z powrotem będziemy wracali przez Ukrainę, tak dla urozmaicenia trasy. Roberta motocykl nie wygląda jednak za ciekawie i boimy się ciągłych konfliktów z ukraińską policją. Przejazd mógłby się okazać w konsekwencji kosztowny, bowiem znany jest apetyt ukraińskiej policji na wymuszane łapówek. Odpuszczamy sobie i w zamian tego w nasz plan wstawiamy Katyń.
Po kolacji i piwku kładziemy się spać.
Miejsce noclegu: N54.98207 E74.37813
Dzień 29 1122km. 25.07
Nie będę się rozpisywał, bo nie bardzo jest o czym. Krótko… śniadanie i nawijanie na licznik następnych kilometrów. Na stacji benzynowej, przy którymś z rzędu tankowaniu spotykamy dwóch Anglików. Jadą na GS1200 dookoła świata. Szkoda tylko, że Mongolię omijają. Śpimy za Czelabińskiem. Jutro przekraczamy granicę Azja-Europa .
Śpimy tutaj: N54.97975 E60.96108
Dzień 30 1054km. 26.07
Dzisiaj jest piękna pogoda. Z dobrym nastawieniem do jazdy, zresztą jak co dzień, połykamy setki kilometrów. Jak co dzień są też kryzysy i ziewanie w kasku. Jazda asfaltem jest nużąca. To nie to, co stepem

. Najgorzej jest po jedzeniu, kiedy człowiek jest tak szczęśliwy, iż mógłby poleniuchować na trawce z dwie godziny. Mijamy potężna Wołgę. Rzeka robi wrażenie. Porty rozładunkowe i pływające statki. Jednym słowem- pełno żeglowna rzeka dokładnie na odcinku 3400 km, według danych w Internecie. W Tatarstanie na polach mnóstwo kiwonów ( żurawi pompowych ) .
Mijamy też liczne w Rosji przydrożne posterunki policji. Wykorzystywane są one do dnia dzisiejszego. Obrazują nam, jakim krajem policyjnym była Rosja w czasach komunistycznych. Nie łatwo było podróżować przez ten kraj niezauważonym .
Po południu jest +38 °C. Asfalt dosłownie rozpływa się.
Co jakiś czas widać samochody cysterny, które polewają nawierzchnię drogi. Jadąc 80-100 km/h jest znośnie, jednak zatrzymywanie się w korkach powodowanych przez remonty dróg jest mało przyjemne. Miejsce do spania znajdujemy ok. 150 km przed Penza. Pierwszy raz w czasie tej wyprawy, podczas pobytu w Rosji nie ma komarów !!!

Możemy bez pośpiechu zjeść kolację i wypić piwo .
Miejsce spania : N53.12762 E47.30625
Dzień 31 1016km. 27.07
Po niespiesznie zjedzonym śniadaniu ( wreszcie nie trzeba było oganiać się od komarów ) ustalamy, że w południe w czasie największego upału zrobimy przerwę, by odpocząć gdzieś w cieniu. Na obwodnicy Moskwy jest potężny korek. Kilkanaście kilometrów pojazdów ustawionych w rzędzie czeka, aż uprzątną z drogi TIR-a, który wpadł do rowu i stanął w poprzek drogi. Nam udaje się przejechać bokiem, choć policjant początkowo nie zgodził się na ominięcie miejsca wypadku. Dzisiaj jedzie się lżej . Jest trochę chłodniej bo zaledwie +37 °C
. Śpimy za Moskwą. Komary tną niesamowicie . Odporne są na wszelkie repelenty .
Śpimy tutaj: N55.52855 E35.36108
Dzień 32 1008km. 28.07
Rano w odróżnieniu od dnia poprzedniego w pośpiechu łykamy śniadanie. Komary już się dowiedziały o naszej pobudce i też zleciały się na swoje śniadanie. Pakujemy się i szybko uciekamy. Jedziemy do Smoleńska i dalej kierujemy się na Katyń. Na przedmieściach Smoleńska na stacji benzynowej pytam gościa z obsługi, gdzie jest miejsce katastrofy samolotu rządowego. Opowiada mi jakoś pokrętnie o drodze, której jednak w wyznaczonym miejscu nie było. Nie chcemy błądzić po lasach, więc jedziemy dalej do Katynia .
Robert:
Jakby problemów było mało, nagle przy 120km/h usłyszałem huk z tyłu motocykla. Nic się jednak nie dzieje. Motocykl prowadzi się normalnie i nic nie lata. Domyślam się, że musiałem na coś najechać i postanawiam kontrolnie obejrzeć maszynę przy tankowaniu, które miało być za jakieś 50km. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że powodem zajścia był odpięty pas transportowy (jeden z kilku), który spinał pozostałości moich bagaży. Koło złapało za klamrę i przewinęło ku tyłowi urywając ją od pasa i łamiąc w drobiazgi tylny błotnik. Znów w ruch poszła pancertaśma i teraz już viaderko oklejone było równomiernie ze wszystkich stron.
Sebastian:
Na terenie cmentarza jest jakaś uroczystość. Są władze państwowe Rosji i przedstawiciele z Polski .
Zwiedzamy muzeum, oraz chodzimy przy tabliczkach upamiętniających pomordowanych Polaków .
Przy wyjściu z cmentarza po prawej stronie dostrzegam jakieś inne muzeum. Idę zobaczyć, co jest w środku . W muzeum są eksponaty z czasów komunizmu .
Robię kilka zdjęć i wracam na parking. Na parkingu podszedł do nas jakiś jegomość, który zaczął coś nam tłumaczyć o ówczesnych czasach. Z jego „paszczy” czuć było wątpliwe zapachy wczorajszej libacji alkoholowej

. Podsumowując zwraca się do nas- „Bracia Słowianie”, stwierdza ,że to co stało się w tym miejscu było niewłaściwe , ale czas idzie do przodu i powinniśmy być przyjaciółmi. Z Katynia kierujemy się w stronę granicy z Łotwą. Na granicy rosyjskiej ładujemy się przed szlaban. Odprawa trwa około 15 min !! Po stronie łotewskiej powtarzamy manewr, jednak tam młody pan ze Straży Granicznej niechętnie patrzy na nasze pominięcie kolejki. Odpuszcza nam jednak po chwili i po załatwieniu formalności jesteśmy już na Łotwie. Teraz bez granic możemy jechać do domu. Jedziemy dosyć długo. Pogoda jest paskudna. Pada deszcz, a światła motocykla bardzo kiepsko oświetlają drogę, w tych warunkach. Mokra nawierzchnia w jakiś sposób odbija światło. O naszym postoju definitywnie decyduje sytuacja, gdzie przed Piotra motocyklem przebiega sarna. Nie mam ochoty jechać, bo jest zbyt niebezpiecznie. Po 23-ciej zatrzymujemy się na stacji benzynowej . Tankuję paliwo i pytam pracownika, czy możemy rozbić na parkingu namioty . Otrzymujemy zgodę i po chwili jesteśmy już w śpiworach .
Śpimy na Litwie jakieś 140 km od granicy z Polską .
Robert:
W czasie jazdy zaczęły nam doskwierać problemy związane z nadmiernie długą podróżą.
Od ponad tygodnia bolały mnie uszy, uciskane delikatnie przez kask. Wszyscy też narzekaliśmy na miejsce „gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę”.
Tego dnia poszliśmy spać grubo po 23ciej. Nie było jak i gdzie stanąć. Do lasu wjechać się nie dało, bo jak bardzo słusznie zauważył Piotr, wszystko rozmoknięte i po ciemku uszarpiemy się bezsensownie z motocyklami. Zmęczenie wyszło z nas gwałtownie. Za długo się nawarstwiało. Jeszcze tydzień temu byliśmy nad Bajkałem. Rozbicie namiotów za stacją benzynową na asfaltowym placu było jedynym możliwym rozwiązaniem. Czuliśmy się bezpiecznie. Na dole kratka na wodę deszczową, na górze latarnia z kamerą monitoringu. Kilka sms-ów do domu i nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Zbudziło nas wołanie Piotra- „Panowie już słońce świeci -wstajemy”
Zerwałem się i jak się okazało pierwszy wyszedłem przed namiot. Nie padało, ale było zupełnie ciemno. Zerknąłem na zegarek. Dochodziła czwarta rano. To, co niewyspany Piotr wziął za jasność poranka było w istocie czerwonawym światłem sodowej żarówki latarnianej.
Co tu dużo mówić. Każdego z nas ciągnęło już do domu i na tym etapie podróży chcieliśmy być tam jak najszybciej.
CDN.............