Zawracam pod szlabanem, delikatnie mówiąc jestem wściekły. Zupełnie nie tak to chciałem rozegrać.

Wracam po śladach do głównej, naginam oporowo, zakładając, że łowce lub kozy nie wylezą mi pod koła. W jednym miejscu akurat stadko się przelewało przez drogę, ale babuszka widząc, że nadjeżdżam zaczęła rozdzielać kolumnę, żebym mógł się przebić. Jak zwierzaki dalej lazły, to zaczęła w nie rzucać kamieniami.

Luzik, cel osiągnęła i stado poczekało przed drogą.

Lecę dalej, cały czas jakieś epitety mruczę pod nosem.

Odbijam na główną i poginam na Bileća. Pamiętam o wszechobecnych patrolach, więc obserwuję horyzont i nadjeżdżające fury (b. często mrygają jak smerfy stoją

). Droga "nic ciekawego": płasko i gorąco. W Bileća znajduję stację, jest naklejka Visa, jest szansa. Dopytuję przed zalaniem czy karta ok i leję spokojnie tanie paliwko (cena ok. 2,4 KM=niecałe 5zeta

). Dzida na granicę, szkoda czasu.
Bileca.JPG
Na granicy tylko parę puszek, ale kolejka coś stoi. Stawiam motóra w cieniu tira i grzecznie czekam. Skwar jest straszny.
Widoczki na granicy
100_0440.jpg
Długo odprawiają puszki, coś się pewnie posmarkało. Po 30 min jestem w MNE. Pogranicznik tylko wziął paszport, zajrzał i oddał życząc Srecan Put.

To ostatni mój wjazd do Czarnogóry.

Lecę dalej, na Niksić.
Po drodze fajne jezioro (Slansko J.). W tle oczywiście pożar na górze.
100_0443.jpg
Mijam Niksić.
Upał jest taki, że zaraz i ja się chyba zapalę.

Ponad 40st na pewno.

Woda w ustniku prawie parzy... Kolejny pożar...
100_0444.jpg
Chwilę potem Afra przekręca 90tkm, albo może 190...

W każdym bądź razie jeździ bezawaryjnie pod moim tyłkiem od 45tkm.
100_0445.jpg
Droga jest nuuudna i gorąąąąąąca...
100_0447.jpg
Dojeżdżam do Podgoricy, na szczęście jest "obwodnica". W miasto wjeżdżać nie muszę, bym się chyba wtopił w asfalt.
Naginam na Skadarsko Jezero. Plan na dziś: złapać jakieś spanie nad jeziorem.
100_0448.jpg
100_0450.jpg
Jezioro jest ogromne. Otoczone górami. Jest tu też Park Narodowy. Tym sposobem zaliczyłem wszystkie PN w MNE.

Tuż obok bo zboczu okolicznej góry wiedzie fajna droga. Wąziutka, kręta, z widokami. Na początku przejeżdża przez kilka rejonów winnych. Sporo sklepików z winem i knajpek. Ludziki też przy drodze sprzedają wyroby ze swych winnic.

Ja jadę dalej, degustować nie będę, a zabrać nie mam gdzie (minimalistik bagaż

). Po chwili nie ma już ludzi, domów, puszek, ani też słońca, które chowa się za górami.
100_0451.jpg
Tam dalej, w tej mgle/smogu jest Albania.

Widać też oczywiście jakiś pożar...
100_0456.jpg
Fajnie jest, odludzie, się jedzie, ale tak w zasadzie to bym chętnie jakiś nocleg znalazł.

Przy drodze nie ma nic, dosłownie. Czasem jakiś znak na kilka domków w dole. Nawet nie sprawdzam czy tam coś jest, nie ma sensu. Po dłuuuuuższej chwili widzę jakąś większą osadę nad brzegiem jeziora. a ja już jestem dość wysoko na górze. Nic to trzeba sprawdzić, bo innej opcji może nie być. Kręta serpentyna na dół, żwir na asfalcie, więc nie poszalejemy.
Do tego jeszcze, całkiem spokojnie, bez nerwacji stadko osiołków sobie łazi po drodze. Nic sobie nie robiły z tego, że chciałem przejechać.
100_0457.jpg
Wjeżdżam w miateczko, domki, wille, ale ŻADNYCH noclegów nie widzę. Jakiś dziadek do mnie woła, pyta się czy szukam kempingu. Odpowiadam, że nie mam namiotu (wrócił do kraju...).

Stwierdza, że to problem bo on ma pole namiotowe, ale bez domków. Pytam o jakieś "sobe/apartmani" i się okazuje, że nie ma nic takiego tutaj.

Pokazuje na brzeg i mówi, że tam knajpa z domkami. Tam próbować. Dziękuję i jadę na dół. Ciasna ścieżka do samej plaży nad jeziorem. Przebijam się przez piach i ląduję przy knajpce z bungalołami. Jest już prawie ciemno, więc i tak pewnie nie będę miał wyjścia. Podchodzi chłopak w moim wieku i dogadujemy się co do spania. 20E bez śniadania, słabo, ale jak pisałem wyjścia nie mam.

Dostaję pokoik w drewnianym domku (wyposażenie minimalistik: łóżko, szafa, stoliczek i krzesło) + klucz do osobnej łazienki. Oj przyda się po dzisiejszym dniu.

Zrzucam bety z motóra i instaluję się w lokalu.
Idę jeszcze oblookać jezioro o zmroku
100_0458.jpg
100_0461.jpg
Na zewnątrz się ochłodziło już delikatnie, ale niestety w domku sauna. Na zewnątrz za to robactwo wyszło na wieczorny żer.

Otwieram okno i drzwi na oścież, gaszę światło i siedzę przy mapie i nawi, planując dzień kolejny. Wcinam puszkę Turystycznej przywiezionej z kraju, galaretka jest płynna, ale spoko, nawet pożywna obiadokolacja.

Na koniec jeszcze chłodny prysznic i witam się z Morfeuszem.
[MAP]http://mapy.google.pl/maps?saddr=Nieznana+droga&daddr=Nieznana+droga&hl=pl&ll=42.490327,18.995361&spn=1.371105,2.117615&sll=42.543469,19.169083&sspn=0.34249,0.529404&geocode=FT_rjQIdsP0ZAQ%3BFbdbgwIdak4lAQ&vpsrc=6&mra=mru&t=h&z=9[/MAP]