Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03.12.2011, 21:02   #14
Mech&Ścioła
 
Mech&Ścioła's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 289
Mech&Ścioła jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 3 dni 21 godz 48 min 42 s
Domyślnie DZIEŃ 4 – 23 maja, poniedziałek

28_01.jpg

Nocleg był fajny, ale ta kiełbasa z kauflandu szczyściła mnie jak misia po kalafiorach! Musiałem zwlec się o 3.20 i pójść w krzaki.

Podróż przez Bułgarię do granicy. Jadę, patrzę i myślę. Mało samochodów, drogi słabiutkie, niektóre tragicznie dziurawe, jak na Ukrainie. Biedota. Wsie i miasta po prostu ohydne! Za to dużo lasów i upraw, winogrona itp. Bardzo dużo ludzi na polach pracuje własnymi rękami i prostymi narzędziami (motykami) jak w XVII w. Widziałem ze 2 traktory i koniec.

29_01.jpg

Jadę drogą chyba ostatniej kategorii i wjeżdżam do wioski pod groźną nazwą Generał Inzovo.

30_01.jpg

Moją ciekawość wzbudziły szyby sklepu, całe wyklejone klepsydrami. Niektóre mają już po kilka lat, prawie wszystkie zawierają, oprócz standartowych informacji, również zdjęcie zmarłej osoby.

31_01.jpg

Jakoś mi tu dziwnie.
Jadę dalej i moim oczom ukazuje się piękny widok makowej łąki.

32_01.jpg

Jest też biało-czerwony motyw.

33_01.jpg

Zostawiłem motocykl na poboczu i pognałem z aparatem w tę łąkę. Porobiłem zdjęć, odwracam się w kierunku drogi i motocykla i widzę niebanalnej wielkości dźwig.
– Ocho! – myślę sobie, to jest właśnie to coś głupiego, co zaraz zrobię! Wlezę na samą górę i stamtąd to dopiero natrzaskam fajnych fotek. Podjechałem i mina mi trochę rzednie, bo teren ogrodzony, psy szczekają, z daleka wydawało mi się, że to opuszczony złom. No, ale nic. Gaszę silnik, z budki wychodzi cieć. Zagaduję i widzę, że sympatyczny gość. Mówię skąd się wziąłem i dokąd zmierzam, i że po prostu muszę tam wleźć! A on, że nie, bo jak się szef dowie, to go wywali. Próbuję jeszcze przekupstwem, ale sam w to nie wierzę.
– Dam 10 eurobaksów!
– Nie, nie mogę. – odpowiada i na otarcie łez przynosi mi zielonych, ale całkiem smacznych śliwek.
Fajne spotkanie, ja rozbawiłem jego, a on mnie.

34_01.jpg

O mały włos zabrakłoby mi dziś paliwa w Bułgarii. Oczywiście, dla uspokojenia siebie samego (pamiętam z relacji Beddiego, jego kłopoty z wachą na tureckiej autostradzie), a także żeby moja wyprawa wyglądała bardziej poważnie, zabrałem z Polski kanister na paliwo, ale w tej najpotrzebniejszej chwili był pusty. Zresztą nie miałem okazji podczas całej podróży ani razu go napełnić, o czym napiszę w dalszej części. Pomiędzy miasteczkami Jambol i Svilengrad dojrzałem na mapie wieś o nazwie Polski Gradec, do której moje patriotyczne serce zapragnęło dotrzeć. Niestety, od dłuższego czasu jechałem już na oparach. Bak mojej dominatorki ma pojemność 15 litrów i na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy udało mi się przejechać na tej ilości paliwa 218 – 220 kilometrów. W końcu jest, stacja benzynowa. Niestety, bardzo podrzędna, jakiś nieprzyjemny babochłop z pogardą popatrzył na moją Visę. Bułgarskich lewych nie mam, planowałem przejechać ten kraj kupując jedynie benzynę na (porządnych) stacjach benzynowych.
– Może sprzeda mi pani za rumuńskie leje? – pytam z nadzieją w głosie. W zamian otrzymuję tylko lekceważący uśmiech.
– No dobra, a euro? Jedno euro, jeden litr paliwa, ok? – pytam.
– Nie ok.,2 euro za litr.
– O pani, toż to rozbój w biały dzień – mówię, a myślę, że tyle to będę płacił już niedługo w Turcji. Miałem w portfelu tylko 1,5 eurobaksów monetami, resztę banknoty, najmniejszy 50. W końcu dostałem ten litr upragnionego paliwa za 1,5 euro, odmierzonego co do ostatniej kropli i odjechałem w siną dal. Gdy szczęśliwie dotarłem do następnej stacji benzynowej, licznik wskazywał przejechane 246 kilometrów, a w baku zmieściło się 14,64 litra świeżutkiej benzynki.

35_01.jpg

Jest 16.10, siedzę w jakiejś mordowni 4 kilometry od przejścia granicznego BG-TR w Kapitan Andreevo. Udko kurczaka pływa w zupie, przede mną jeszcze stos ćwiartek pomidorów + ser + cola. Dużo i nadspodziewanie smacznie za 5 eurobaksów.

36_01.jpg

Przejście graniczne z Kapitan Andreevo (BG) do Edirne (TR) poszło bardzo sprawnie, zero ruchu, 20 minut, wiza za 18 eurasów i jestem. Kilka kilometrów dalej zatrzymuję się, żeby strzelić fotę jakiegoś mostu będącego „under construction”. Po chwili zatrzymują się dwaj kolesie na skuterze i pytają czy wszystko w porządku, czy nie potrzebuję pomocy. Pierwsze kroki na tureckiej ziemi i od razu tak miło!

37_01.jpg

Ale wspaniały nocleg! Zjechałem tylko z głównej drogi prowadzącej do Çanakkale, około 10 km za Keşan, w prawo do lasu. Zjazd był dosyć karkołomny, celowo utrudniony, żeby samochody z niego nie korzystały. Droga szutrowa po kilkudziesięciu metrach zmieniła się jakby w wyschnięty żleb, koryto rzeki. Później domyśliłem się, że są to specjalne pasy p-poż, zapobiegające przedostaniu się ognia z jednej do drugiej części kompleksu leśnego. Po 300 metrach droga (pas p-poż) zaczęła gwałtownie się nachylać. Zatrzymałem motocykl i poszedłem zbadać teren.

38_01.jpg

Jakieś 150 metrów niżej – strumyk! Wkoło sosnowy las. Już wiem, że będę tu spał! Wdrapałem się z powrotem do motocykla i aż się zziajałem, tak było stromo. Wolniutko i ostrożnie zjechałem na dół. Po kąpieli i praniu wracam do namiotu, zdążyło się już zrobić ciemno. Patrzę, a tu cała armia latających wojowników! Robaczki świętojańskie! Ale super!

39_01.jpg

I tak leżę w nocy na suchym igliwiu i przez zdefoliowane korony sosen obserwuję gwiazdy na niebie. Jest zupełnie cicho, nawet ustał ruch samochodów na pobliskiej szosie. Nie ma wiatru, komarów i żadnych zmartwień. Trwaj chwilo! Przypominam sobie jedną piosenkę i wlewam ją sobie do uszu. „Niektórzy czują ciągle nienormalny żar i życie im szybciej płynie i płonie...”. Dubska, Barcelona. Przechodzą mnie ciarki!

Pozycja noclegu wg gps: N40˚42΄40,60΄΄ E26˚44΄27,12΄΄
Najbliższe miasto: Yerlisu, Keşan, TR
Dystans dzienny: 513 km
Dystans skumulowany: 2163 km
Mech&Ścioła jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem