Lewarze drogi, to ja myślałem, że jako łódzki cwaniak i pokolenie „sztosów” na takie numery się nie łapiesz…rozczarowany jestem.
Roberto, odpisując Ci na priwa: Pisz chłopie, pisz, bo mam pomroczność w głowie. Miałem na myśli, żebyś uzupełnił relację o kilka ciekawych spostrzeżeń z podróży.
A Ty jakieś pierdoły na mój temat pociskasz. Zbyt wiele osób mnie tu zna, żeby ktoś uwierzył, że fajny jestem. Lepiej zamieść trochę fotek, bo ja z Ukrainy mam ich raptem…dziewiętnaście!
Kilku godzinny nocleg na ławce, wysoka temperatura zaraz potem, gmol, spawacze, naciągacze...wszystko to źle wpływa na frajdę z jazdy. Nawet przerwa na fajkę nie sprawia przyjemności. Noo, może tylko mnie, bo Robertowi nic nie przeszkadza. Potrafi sobie jeszcze jednego strzelić, nawet już po uzgodnieniu startu i wbiciu się przeze mnie kask.
Krym w remoncie, więc długo sobie nim nie zawracamy głowy.
I zdjęcie wręcz sensacyjne: Roberto w pośpiechu

)) i Ymski budda
Grill, kawiarnia, restauracja i skład budowlany w jednym. Po prawej był jeszcze warzywniak i rybny.
Do Kerczu docieramy strasznie zmarnowani. Szybki telefon-toyota stoi w porcie i czeka na prom. Jeszcze kufel zimnego kwasu I NARESZCIE ICH DOGANIAMY!
Ja się cieszę, bo już tak mam, oni się cieszą…nie wiem dlaczego…ale wyglądają na takich, co też tak mają. Robert się też cieszy, bo może nareszcie zajarać bez pośpiechu, bez mojego ciągłego poganiania.
No i jeszcze z faktu, ze jego 140% bagazu jest w zasięgu oka i ręki. Cieszymy się wszyscy.
Plan przeprawy jeszcze wieczorem do Rosji, bardzo szybko ustępuje pomysłowi wzięcia zimnego prysznica i dobrej zapoznawczej najebki. Znajdujemy świetną miejscówkę niedaleko portu…u Leny i Aleny. Wieczór zapoznawczy trwał długo i intensywnie. Zasypiam w niebo wzięty…już jutro Rosja.