Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23.12.2011, 09:32   #12
lukasz809b


Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Wa-wa
Posty: 21
Motocykl: nie mam AT jeszcze
lukasz809b jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 dzień 16 min 9 s
Domyślnie

Okolice Jakucka – grawijeką w towarzystwie Niemców

Tuż przed Jakuckiem zmieniam w motocyklu opony i zębatki. Na tyle ląduje 47 zębów, zamiast standardowych 45. Przednia opona ląduje na śmietniku, w sumie ma najechane ponad 20tys.km, to i tak przyzwoity wynik, na jej miejsce wskakuje nowiutkie TKC. Tylną zdejmuję, oczywiście zabieram na powrót a zamieniam również, na nowiutkiego Continentala. Tenera jest teraz wolniejsza, ale zdecydowanie lepiej jedzie się po tych trudnych drogach. Już po chwili okazuje się, że zmiana opon to był bardzo dobry pomysł, jazda w tym deszczu, strugach błota, po świeżo remontowanych drogach, z łysym przodem byłaby nie lada wyzwaniem.



W tych okolicach trudno nam również znaleźć miejsce na nocleg. Ściana lasu i górzysty krajobraz sprawiają sporo kłopotów w poszukiwaniu. Obozujemy na porzuconej drodze do kamieniołomu. Jest sporo błota, które skutecznie oblepia opony, buty a potem oczywiście namioty, ale na jedną noc daje radę.
Grawiej chwilami jest doskonalej jakości i pozwala jechać nawet 70km/h. W większości to jednak pełna dziur, błota, piachu i kamieni pozostałość po drodze, która potrafi trząść tak, że zęby stukają o siebie, a zegary wibrują przed oczami (po czym okazuje się, że są urwane w mocowaniu). To wymagająca część drogi. Pojawia się też czasem rodzaj tarki, która potrafi również być wzbogacona o koleiny i kopny piach… całość po prostu wymaga koncentracji i nieco zacięcia. Myśli uciekają od trudów zimnego, deszczowego dnia i pokrzepiają wyobrażeniem ciepłej, domowej kąpieli. Padający deszcz, podnosi nieco trudność jazdy, ale pozwala na pokonywanie drogi bez kurzu, który stanowi tu ogromną przeszkodę. Jest niemal niemożliwym by, bez narażania siebie, wyprzedzić ciężarówkę. Tuman kurzu szczelnie zasłania obraz przed jadącym. W takich warunkach, do oddychania konieczna jest też osłona twarzy i ust. Warto również zadbać o motocykl. Chusteczki założone na wlot powietrza zatrzymują część pyłu.


Piękne widoki rekompensują jednak wszelkie trudności. Krajobraz, który z gęsto zalesionego przemienił się w urzekający obraz pagórków, gór z rzadka pokrytych tylko drzewami zapiera dech w piersiach. Surowość otoczenia i dziewicze piękno przybliżają do natury. Do rzeczywistości przywracają, trwające i tu remonty dróg. Są obietnicą przyszłego komfortu, obecnie jednak oferują raczej dodatkową i to sporą dawkę adrenaliny. Luźne kamienie, błoto, czy na poczekaniu robiony spycharką przejazd są wyzwaniem, dla raczej przyciężkich na taki teren motocykli. Szczęśliwie obywa się bez upadków. Pod wieczór, oblepieni błotem zatrzymuje się na drugi, wspólny z Niemcami nocleg na ślicznej polanie. Do komarów można się przyzwyczaić, ale tu wieczór i poranek urozmaicają również malutkie muszki. Są ich miliony. Na chwilę pozostawiony otwarty namiot i przez najbliższe 30 minut mamy zajęcie z doprowadzeniem go do stanu używalności. Poranne ubieranie się i zakładana na zewnątrz getra, również gwarantuje dostanie się muszek pod tę część garderoby. Wieczorem b. bolesne doświadczenie tego, że część muszek przetrwała i zdążyła się pożywić. Później od miejscowych dowiemy się, że w czasach dawniejszych, gdy chciano się kogoś „pozbyć”, nacinano jego skórę i pozostawiano w lesie. Podobno po 2 godz. pracy muszek, pozostawały same, białe kości…



Późnym popołudniem dojeżdżamy do przeprawy promowej przez Lenę. Czekamy razem z kilkoma samochodami. Urozmaicamy sobie czas oczekiwania na prom kąpielą w rzece. Krótka wymiana zdań z dwojgiem Rosjan, których spotykamy przy brzegu. Młodzi chłopcy wracają z pracy. Pracowali za papierosy i jedzenie. Do domu mają jeszcze kilka ładnych tys. km. Od czterech dni czekają na okazję. Od czterech dni nie jedli. Od czterech dni piją wodę z rzeki… Zostawiamy im to co mieliśmy ze sobą do jedzenia, a chwilę później z przyjemnością obserwujemy jak w końcu, ktoś zabiera chłopaków w drogę do domu. Ot Rosja. Pozostanie bez zapasów, w tym miejscu jest o tyle mało radosne, że jeśli dziś prom nie przypłynie, to najbliższy sklep po naszej stronie został jakieś 70km trudnej drogi za nami. Szczęście jednak sprzyja, 2 godz. czekania i płyniemy. Pod prąd zajmuje to około 2 godz. Drugi brzeg osiągamy w ciemnościach, nocleg, bez kolacji wypada więc tuż przy rzece.


Dalej standardowo grawiejka (tu o asfalt jest już bardzo trudno..). Liczba samochodów spada do kilkunastu dziennie. Piękno otaczającej przyrody zdumiewa i tworzy szczególny nastrój intymnej relacji człowieka i natury. Na kolejną noc zostajemy w korycie, obecnie suchej rzeki. W tym miejscu warto już uważać na niedźwiedzie. Posiłki zjada się poza obozem, a na noc jedzenie też lepiej jest wynieść poza namiot. Ognisko pozwala poczuć się trochę lepiej.


A sami Niemcy. On około pięćdziesięcioletni globtroter, autor książek podróżniczych, relacji prasowych. Ona, jego żona, pracuje w księgarni i obecnie towarzyszy mężowi, jako kompan podróży oraz wdzięczny obiekt katalogowych fotografii. Jemu dośc często zdarza się powtarzac, że wszystko mają nowe. BMW zaopatrzyło ich we wszystko, co w takiej trasie może być potrzebne, z motocyklami z pełnym wyposażeniem Touratecha włącznie. Dysponują nie tylko telefonem satelitarnym, ale urządzeniem, które wysyła sygnał do satelity, który w internecie zaznacza miejsca, gdzie się aktualnie znajdują. Zapewnia to program, w którym uczestniczą. W razie katastrofy mogą alarmować i doczekają się pomocy[1]. Ja bez nich mogę korzystać jedynie z SMSów…





[1] Adres do bloga Niemców http://www.tourenfahrer-blog.de/
lukasz809b jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem