Początek drogi na kościach – do ekipy dołączyli Szwedzi
Remonty dróg, szczególnie w górach, to miejsce na osobną opowieść. Błoto, kamienie na tych stromiznach zdecydowanie przyspieszają bicie serca. Jest wymagająco, tak technicznie, jak fizycznie i mentalnie. Czasem czekamy dłuższą chwilę, czy cofamy się umożliwiając przejazd sprzętom budowlanym. Szczęśliwie pozostaje nieco sił na zachwyt nad pięknem otoczenia, tu już najprawdziwszych gór. Jest nadal bardzo ciepło i kojarzące się z chłodem hasło Syberia ma w tej chwili niewielkie zastosowanie. Rzeki tylko przeciskają się setki metrów niżej, potęgują wrażenie ogromnych przestrzeni i stwarzają piękno tego odległego miejsca. Jest prześlicznie i w tym słońcu na powrót dość kurzowo. Chwila na postój. Moczymy stopy w rzece, gadamy.
Podjeżdża Toyota Land Cruiser. Okazuje się, że to Szwedzi. Są w drodze dookoła świata, w tej chwili również kierują się na Magadan
[1]. Decydujemy się na wspólną jazdę i pojawia się pierwsza nieśmiała myśl, że z taką ekipą można będzie pokusić się o przejazd starą drogą, zwaną również „drogą na kościach”. Nazwę swą zawdzięcza, ponurym praktykom grzebania umierających z zimna i wyczerpania więźniów, którzy budowali drogę, bezpośrednio w niej samej. Stąd „droga na kościach”. „To jedna wielka mogiła” mówi Szwed. Czy będzie nam dane przejechać tym traktem - zobaczymy. Dużo zależy od pogody. Przekonamy się już wkrótce, którą drogę szykuje nam los.
Warto nadmienić, że obecnie do Magadanu prowadzi dość dobra, szeroka droga, zwana przez samych Rosjan, po prostu Kołymą. Stara droga we względnie dobrej jakości utrzymywana jest do miasta Tomtor.
Dalej, za miastem jest rzeka, na rzece podstarzały most, a na moście ustawiono znak, zakaz wjazdu. Od tego miejsca droga nie jest już nikomu oficjalnie potrzebna i dalej, do samego skrzyżowania z Kołymą, przez ponad 250km nie ma tam nic, co miałoby wpływ na władze by zajmowały się jej remontem. Wjazd na ten 250 kilometrowy odcinek warto poprzedzić chwilą refleksji. Obecnie jednak jesteśmy nadal na Kołymie i cieszymy się remontowaną grawiejką. Wspólnie dojeżdżamy do Kiubeme gdzie tankujemy i skręcamy w prawo na Tomtor, by zaraz natknąć się na rzekę.
To największa przeszkoda wodna, z tych które są na starej drodze. Jest na samym jej początku, a to i dobrze i nie. Dobrze, bo wiadomo, że dalej gorzej, niż tu już nie będzie. Słabiej, bo jak zacznie padać nie będzie można zawrócić.

Sporym zakolem, miejscami gdzie głębokość jest nie większa niż koło udaje mi się przejechać rzekę. BMW niemieckich podróżników przeprowadzamy we dwóch, na pracującym silniku w linii prostej. Woda sięga ponad kolana, zakrywa koła i silny prąd mocno znosi. Kufry stawiają silny opór płynącej wodzie, co sprawia że motocykl jest dość trudny do prowadzenia. Ciężka fizyczna robota. Na środku rzeki stoi też niewielka ciężarówka. Utknęła 2 dni temu. Kierowca kompletnie pijany, ale jego dwóch pasażerów szuka pomocy. Szwedzi Toyotą próbują pomóc wyciągnąć ciężarówkę, ale sami nie dają rady. Sprawę komplikuje to, że w ciężarówce nie pracuje rozrusznik, tym samym brak silnika i napędu… Dopiero przy pomocy innej napotkanej ciężarówki udaje się Toyocie wyciągnąć „utkniętych”. Ehh, Rosja. Akcja ratunkowa trwa kilka godzin i wymusza nocleg tuż przy rzece.
[1] Adres do bloga Szwedów: http://tosiberiaandbeyond.wordpress.com/2011/08/08/road-of-bones/