22 listopada
5AM - pobudka, szybkie śniadanko – każdy zjada jakieś byle co, po wczorajszej kolacji nic już nie będzie smakuje jak dawniej. Była cool
Ja oczywiście nie omieszkałem zrobić kilku fotek dla upamiętnienia widoków jakie mieliśmy z naszych okien. Ale ja wyrozumiały człowiek jestem i nie będę Was nimi torturował. Ale pomęczyć pomęczę
Po takim początku dnia aż żyć się chce. Ja dodatkowo ocucony rześkim 4* powietrzem mam tego animuszu aż nadto. Zresztą jak co rano
Przekładamy mapy na właściwy kawałek i tniemy – cel plaże koło Sidi Ifni i wybrzeże Atlantyku.
Jest tak zimno , że po godzinie zatrzymujemy się na drugie śniadanie, ciepłą herbatę czy co tam kto miał lub chciał.
A , że jedzonko najlepiej smakuje w nie byle jakiej scenerii to sugeruję zjechać troszkę w bok... bo każda okazja jest dobra by zjechać z utartej ścieżki i poszukać własnej!
Słonko zaczyna mocniej świecić, przeciągamy się i zaczynamy pałaszować.
Po jedzeniu włączył nam się instynkt archeologiczny. Wiesław odnalazł zabytkową broń świadczącą o tym , iż nie tak dawno Chińczycy najechali także i na Maroko!
Próby ognia :
Niestety nie powiodły się. Broń, mimo, że nabita chyba zbyt długo leżała pod ziemią. By nie kusić losu zostawiliśmy ją w spokoju.
Ruszamy dalej korzystając ze słonka które rozgrzewa Wiesława termometr do magicznych 33*C. Szkoda, że mój pokazuje tylko 8...
Brrrr.
To chyba od tych gór pokrytych śniegiem tak wieje bo po przeciwnej stronie raczej tylko palmy, sady i równiny. Pięknie !
Droga wiedzie cały czas na wysokości 1800-1900mnpm, wierzchołki gór jakie mijamy w znakomitej większości mają powyżej 3000m.. Dopiero zjazd na ok 800mnpm pozwala by nasze organizmy zaczęły odczuwać jako taki komfort.
Wiesława zamiłowanie do Shela doprowadza do tego, że omijamy 3 stacje benzynowe i braknie mi paliwa. Zrzucam na luz, tocząc się, Wiesław popycha mnie nogą ze 3-4 razy i jest, udało się. Dojechałem na luzie pod dystrybutor. Dobrze, że mieli akurat benzynę bo jak wcześniej wspominałem zdarzają się sytuacje, że jej akurat nie ma. Leję 19L, Wiesław 21, ściągamy podpinki i śpiesznie udajemy się dalej. Piaski na plaży czekają !
"Kwiatki" z podróży N10ką:
Na plaży meldujemy się ok 15.
Chwila, która trwa
Może być najlepszą z Twoich chwil... pomyślałem i władowaliśmy się na plażę zupełnie nieskrępowani niczym!
Lekki Transalp daje sobie znakomicie radę, z Varadero jest duuużo gorzej Ja mam wrażenie, że mógłbym plaża dojechać do portu nad Morzem Śródziemnym, Wiesław boi się, że trzeba go będzie wypychać do asfaltu. Obawy miał całkiem słuszne - tak też się to skończyło
Wykorzystując ostatnie promyki słonka znajdujemy jakiś camping i rozbijamy wśród camperów po 150-300tyś zł swoje skromne namioty. Nie dość , że skromne to jeszcze mokre i całe w glinie.
Pociemniało

Widoczek na wieczorny Atlantyk :
Lepsza trójka naszej ekipy poszła w miasto na frutti di mare, ja zjadłem pospiesznie pieczarkowa di winiary i też byłem szczęśliwym człowiekiem. Po chwili wrócił Wiesław rozwścieczony na baby, zasiadł do mielonki, walnął dwa głębsze i mu przeszło. Ja nadal siedziałem w kanciapie wydzielonej na „internet cafe” by wysłać kolejny odcinek relacji. Plastikowe krzesła, płyta wiórowa jako stół, ale czego wymagać, camping w końcu był tani- wyszło jakieś 45Dh za załogę.
Tak minęło kolejnych 5h... Dopiero właściciel ośrodka uświadomił mi , że już starczy na dziś, że pora spać

Kazał więc poszedłem.
Ula czekała …
Ocean szumi jak cholera, Ula mówi, że nie może zasnąć a ja jej na to..... ja już chrapałem
Dziś ponad 500km.
Nasz dzisiejsza traska: