Cóż, czytam z uwagą Wasze wypowiedzi i z wieloma niestety się nie do końca zgadzam.
Nie jestem singlem, który sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem, choć też ma zapewne jakichś rodziców, którzy się o niego zamartwiają.
Od 2 lat mam kat.A i moi rodzice (oboje z przeszłością motocyklową) nie piali z zachwytu po zdanym za 1 podejściem egzaminie. Natomiast byli mocno przejęci po 1 szlifie, który zakończył się miesięcznym skakaniem o kulach. Ale to oni.
Jest jeszcze mąż i 2 dzieci, no i oczywiście proza życia - zobowiązania, kredyty, etc. Sama jeżdżę mało. Długie trasy pokonujemy wspólnie. I zawsze, gdy w nie ruszamy, zostawiając za sobą wszystko to, co dla ,mnie najdroższe, czyli dzieci i dom - jestem w rozterce i żegnam się tak, jakby to miało być ostatnie pożegnanie, mając świadomość, że tak niestety może być.
Wierzę,że każdy z nas ma gdzieś swoją karmę i długość oraz jakość życia nie do końca zależy ani od bezpiecznego sportu, ani bezpiecznego seksu

. Ale mam również świadomość podejmowanego ryzyka i jego konsekwencji dla siebie i swoich najbliższych.
Ktoś pisze o"bujaniu w chmurach", czyli zgonie po prostu. Czasami to wybawienie. Można zostać sparaliżowanym na wiele lat, a wtedy to nie jest już tylko "nasza sprawa, nasz problem, nasze hobby..."
Nie odwodzę nikogo od jazdy. Apeluję jedynie o rozsądek i chwilę zastanowienia.
Ashanti - odpowiadając na Twoje wątpliwości - można pogodzić pasję i dzieci, ale bez kompromisów się niestety nie obywa

.