A rano czoło zmarszczyło się pierwsze...
9-ty dzień naszej podróży przywitał nas huraganowym wiatrem, morskimi falami, chodem i dziwnym deszczem. Wiało naprawdę mocno. Na tyle mocno, że woda nie zachęcała do porannej kąpieli, a na głowę trzeba było naciągnąć czapkę! Po śniadaniu wiatr przegonicł chmury i znowu lampa! Główna atrakcja dnia to przejazd przez Arbacką Striełkę, na której poza trawą i piachem nie ma nic
Ale mi się podobało! Były momenty, że nie wiadomo w które odgałęzienie drogi skręcić.. ale było to w gruncie rzeczy bez znaczenia - i tak w końcu drogi łączyły się, to znów rozdzielały.
Nagle z przeciwka dostrzegam galopującą dziko i tańczącą na piachu supertenere! Zatrzymujemy się. Nasz gość także! Wymieniamy uprzejmości.
Aftica The Queen - mówi on,
Tenere The Legend - mówię ja. Pośmialiśmy się... Nie pamiętam jak nasz gość miał na imię, Siergiej chyba... bajker z Moskwy, pyta czy będziemy w Moskwie? Zaprasza. Ale nie będziemy... Dziękujemy... Pyta czy mamy wodę, czy mamy paliwo, mówi, że dalej dużo piachu, później mówi: no dawaj... (?!) i żegnamy się robiąc po kolei tak zwanego niedźwiedzia - niesamowity gest jak na takie odludzie, zupełnie niespodziewany... Ruszamy każdy w swoją stronę, on na południe my na północ...
Na końcu Arbackiej robimy przystanek na kąpiel, w końcu nie wiadomo czy wieczorem będziemy nad wodą... Ruszamy w drogę powrotną... Pola i asfalt... I tak już do końca dnia. Miejsce na nocleg znajdujemy za Mikołajowem, w którym już raz byliśmy

Miejsce niespecjalne, ale na uboczu - skrawek lasu między polami.
I tak nam minął dzień. Kolejny raz spotkaliśmy się z ludzka życzliwością, Michał doświadczył jazdy załadowanym motocyklem w kopnym piachu - początki były trudne, ale pod koniec drogi, za drobnymi namowami odważył się częściej odkręcać gaz i jechać na stojąco - dla mnie to najlepszy sposób, żeby kontrolować sprzęt w takich warunkach - no i ja miałem lepsze opony na takie warunki - będzie dobrze!
--
luki