20 lipca.
Wstawszy wczesnie rano dojechałem do Kalay Pandz.
Tam sobie jest post:
...tylko ten szlaban taki troche na słowo honoru... :?
Panowie zieloni z kałachami zaczeli mnie widac jak swojego. Przyszedł jakiś gosciu co znał kilka słów po angielsku i zawołał zebym poszedł za nim za winkiel.
idziemy, a tam siedzi ekipa w kółku i jarają blanta wielkości cygara z czystym zielskiem bez dodatku tytoniu. I tak jarają okrężne, jarają a blanta nie ubywa, perpetum mobile :lol:
A że tam jest legalne to Situś sie podłączył i obadał czy aby nie mdłe....
....i jakos bariera językowa przestała być problemem i zaczelismy sie dogadywać :lol:
Dalej zaczyna swój bieg rzeka Wakhan.
I w ogóle mnie dziwi że tadżycką strone Piandzu od Iszkaszim do Langaru nazywa sie Korytarzem Waknanskim :evil:
Wjeżdzam w doline Wakhanu i droga zaczeła sie robić co raz lepsza:
Ale radocha szybko sie skonczyła bo Situś napotkał piach i wesoło pchał 50kg rower przez to wszystko.
Ile brzydkich wulgaryzmów na k i na ch poleciało w strone człowieka co mnie tam posłał to tylko ja wiem :lol: Elwood - jeśli wtedy miałeś czkawkę - to moja robota

Jakbym go wtedy spotkał to bym mu kazał ten piach i otoczaki zeżreć, wot ******** jego "dobra droga" :evil:
No, ale potem mi przeszło.... :lol:
I tak se pedałujem wesoło non stop pod górę, mija mnie terenówka. Babka angielskim głosem zaprasza mnie do wioski Kipcut. Że to niby 10km dalej....
Nie 10 tylko do cholery 15, a róznica zasadnicza bo nie 2 a 3 godziny pedałowania i pchania :evil:
W koncu dojechałem do wioski gdzie była szansa troche odpocząć i napić sie herbaty:
A mieszkanki tego domu to niemieckie lekarki (chyba zakonnice) które pomagają miejscowym.
Ich opowieści troche mnie posmuciły.... ludzie tam żyją biednie, jedzą byle gówno a duzo pracują. Sa schorowani, maja problemy z kręgosłupem, jedza za mało witamin.
Dzieci umierają czesto po porodzie, a jak juz przeżyją to umierają w wieku kilku lat.
Ci którzy przeżyją mogą mówic ze mają duzo szczęścia....
.... jakoś trodno w takich warunkach jeździć sobie i pykać fotki i mówić sobie "Łojezusicku jak tu piknie" skoro oprócz pieknych widoków łażą sobie ludzie którzy cierpią i mają trudne zycie.
Ci co przejechali jeepem bądź motocyklem omineli pewne rzeczy z hukiem, a ja pedałując widziałem macałem i wąchałem każdy kawałek, każdą wioskę.
Ludzie serdeczni, próbowali cos tam pogadać, a ja bez znajomosci farsi mogłem se piardnąć najwyżej.
Szkoda..... przez to ten cały Wakhan w koncu mi sie przestał podobać.