26 lipca
Dzień szczególny.
Jedyny dzień z całej wyprawy który naprawde mi sie podobał. Bylo tak jak powinno być.
Fajna droga, widoki, i w ogóle "to coś" co mnie kręci.
Słonko sie wychyla, ledwo kogut zapiał a Tomcio spakowany i rusza w drogę. Ja mając to w rzyci śpie jeszcze ze 2 godziny bo niewyspany to ja nie wykręce za bardzo....
Jadę wzdłuż rzeki Pamir, za mną Hindukush, przede mną nie wiadomo co....
Nie zrażając sie że czasem ostro pod górkę pruje dalej dokopać Tomciowi i może złapac Niemca przed Hargush.
Większość drogi lekko pod górkę - to moja mocna strona

Prułem że nie było mocnego.
No i siedzi Tomcio na rowie, już go łykamy :lol:
Mijam jakieś opuszczone ruiny, nie wiedzieć czemu ktoś w tym zadupiu raczył mieszkać.
I wzdłuż Pamiru ciagle pod górę, ale zaczyna sie płaskowyż i przestrzeń. Chłodne powietrze bo juz jakieś 3500m.
Czułem sie jak na Islandii, tyle że tu troche wysoko i to niestety czuć. Ale samopoczucie dopisuje
No i mamy go :!:
Martin, jedzie sobie dookoła TJK, tyle że zahacza o Kirgistan i z Osh do Dushanbe autobusem wraca. Okazało sie ze lecimy tym samym samolotem do Rygi.
Kilometr przed Hargush zakładamy najgięściej zaludnioną wioskę w okolicy. Martin, ja i troje Francuzów jadących w przeciwnym kierunku.