28-29 lipca
Czas zacząć bałagan pod nazwą Ak Baital.
Opuszczam Murghab cykając wesoło kilka zdjęć.
Asfalt w miare niezły, oczywiscie non stop pod górkę.
Tego dnia oprócz tego że jechałem to nic sie nie działo.
Nocleg założyłem 25km przed przełęczą tuż pod granicą z kitajcami.
Kolejny dzionek to walka z przełęczą.
Niby 25km a szło strasznie cieżko.
Na zmiane - słonce i deszcz ze śniegiem. I tak sie człowiek co chwile rozbiera i ubiera, wrrrrrr :evil:
Ostatni kilometr zaczał sie szuter i ostrzejsze nachylenie, ale udało sie:
..... nad Murghab słonce, a tu piździawa:
Dom, ludzie sobie żyją na 4600m.... krejzi.
Straszna bieda w tym domu, zaszedłem na czaj i szybko spierdzieliłem bo patrzeć było żal. Zostawiłem dzieciakowi wszystkie herbatniki jakie miałem i rura.
Etap Ishkashim - Ak Baital Situś pokonal najszybciej. Polska w kolarstwie sportowo-turystycznym na tym etapie wygrywa z UK, Szwajcarią, Niemcami i Holadią.
Tego Paula z Holandii co był 2 dni przede mną tez jakims cudem łyknąłem.
Zimno tam na górze, rezygnuje z Kara Kul i Barthangu bo rower na wykonczeniu, zjeżdzam z powrotem do Murghab spotykając moich rywali którzy dopiero są w trakcie walki z przełęczą.
Burza śnieżna.... z piorunami. W zyciu nie widziałem.
Udało sie poźnym wieczorem zjechać do Murghab, kiepsko sie czułem wiec zdecydowałem sie na noclegownie, Erali Guesthouse.
Tam oczywiscie ekipa Polaków. Chcielismy jakąś wódke skołować ale sklep był zamknięty a własciciele w domu nie mieli.... obrzezańce jedne :!:
I tu mnie zaczeło łamać, gorączka i sr*anie na przemian. To koniec rowerowego smigania.
W Murghab załatwiłem samochód który za 100dolców zawiózł mnie do szpitala w Khorog. Byłem totalnie wykonczony...
... po wyjsciu z balnicy rower wylądował na dachu ciężarówki która i tak sie zepsuła.
Wróciłem do PL i sr*alem na 10 zagon tak jak ten Tom w Ishklashim.
Gorączka 40stopni... wylądowałem w szpitalu MSWIA gdzie dwona antybiotykami jednoczesnie wybito tego bakcyla ze mnie jednocześnie z flora bakteryjną.. przez miesiąc miałem problem z brzuchem bo ciągle bolał.
Ale- byłem, udało się. Nie po mojej myśli ale się udało.
Dla tych co oburzyli się moim porównaniem Afri do BMW GS mówie że - i to i to jest do dupy jak sie nie wleje paliwa. Mimo że jestem napalonym na motocykle to rower zawsze bedzie moim numerem jeden.
Pojedzie nawet bez jedzienia jakis czas, a dalej ze zbieralnictwa i łowiectwa można ukrecić jakąs strawę i jechac dalej
Mimo że na forum rowerowym jest niecheć do motocyklistów to ja nawołuje do wzajemnej przyjaźni tych co pedałują i tych co nie pedałują i do pomagania sobie na trasie
Tym co czytali ten bełkot dziękuje, tym co przejżeli tylko fotki też dziękuje.
SituGS