Gdy już naprawiłem motocykl pozostało nam wjechać ostro pod górę na znaleziony wcześniej nocleg.
Pomyślałem, że jak tutaj ta aprilia nie padnie to już będzie z nami do końca szalała w terenie.
Po osiągnięciu celu zostałem zmuszony do zbierania drzewa na ognisko a reszta okopywała miejscówkę co by nie puścić łąki z dymem.
Pracami kierował Wojtek bo miał coś na kształt łyżki z łopatą.
Po tak ciężkim dniu zasłużyliśmy na wino z Tokaju.
Każdy rozłożył karimatę patrzył w gwiazdy a ,że nie chciało nam się podawać butelki to każdy miał swoją.
Towarzystwo zrobiło się sentymentalne szczególnie, że niebo było gwiaździste i leżąc liczyliśmy te wozy,radiowozy i inne drogi mleczne.
Jeden przypomniał sobie, że ostatni raz spał pod gołym niebem w 1949 nad morzem.
Drugi trzaskał fotki planetom i chwalił się zdjęciami na których tylko on coś widział.
Trzeci pisał smsy.
Ja natomiast napisałem mały tomik wierszy o przyrodzie i wzdychałem mówiąc sobie jak tu pięknie.
Żar z ogniska i ciepła noc sprawiła, że posnęliśmy nie wiedząc kiedy i kto pierwszy.
Ostatnio edytowane przez calgon : 17.05.2012 o 21:39
|