W oczekiwaniu na łożyska czas spędzaliśmy bardzo aktywnie.
Zwiedzając ciekawe miejsca:
Oglądając fajne motury
Odwiedzaliśmy rożne muzea
I salony motocyklowe
Spacerowaliśmy z psem
A jak pies się zmęczył, to bez niego
Nawet próbowałem okiełznać dzika maszynę ze skutkiem całkiem zadowalającym
Po kilku dniach koło wróciło na swoje miejsce. Rachunek za szpeje i usługę nie zdrenował naszych kieszeni, tak więc grzecznie się pożegnaliśmy i ruszyliśmy w dalsza drogę w kierunku Carlise.
Kurwaaaa mac! - ryknąłem już po kilku kilometrach – to nie łożyska!!! Co prawda już tylko chrzęst pozostał, bez chrobotania, ale nadal jest coś nie halo. Gdzieś pod Carlise, podejmujemy decyzję o powrocie na kontynent. W razie W, zawsze jest szansa ściągnięcia Afryki jakimś busem do Polski.
Halo, KaHa? Co macie na obiad? Dobra, dobra, wiem,że już naprawdę nic nie macie, żartowałem. Bukuj nam prom z Newcastle na jutro…Walia następnym razem,dzięki.
Jeszcze jeden nocleg, ostanie kilometry nadal zachwycające i tym razem połyka nas Król Skandynawii.
Żal rozstawać się z tak pięknym miejscem, ale to jeszcze nie koniec naszej wycieczki.