i o to chodziło - o to aby mieć czasami refleksje i samokrytyczne spojrzenie na własne umiejętności i siły.
Sam miałem podobną kiedyś przygodę - co Pusi trochę zasugerował. Ale człowiek siadł, odetchnął trochę w cieniu samochodu, napił się, zjadł trochę czekolady i machał łopatą dalej, chociaż ręce i nogi trochę się już trzęsły z wysiłku - a może ze strachu

- że sam, że kuźwa pod samą granica algierską zdala od wszelkich szlaków i żywego ducha cały dzień nie widział, oprócz kumpli którzy gdzieś się zapodziali 1 godzinę temu i nie wiem gdzie są - a telefon satelitarny u nich a zasięgu GSM brak (oni też na mnie liczyli że wrócę bo się zakopali). Odnaleźliśmy się jak robiło się już prawie ciemno. Do Foum Zquit dojechaliśmy o północy. Cała trasa miał tylko 140 km off i 100 km dojazdówki asfaltem - a zajęło nam 14 godzin