Pustynia... Przypomina mi się pewne zdarzenie z czasów plecakowych. Przemieszczałem się wówczas czółnem wraz z przewodnikiem i przyjaciółmi w górę rzeki, tam gdzie zaczyna się Amazonka, a kończy Ucayali. Miałem wówczas pewne problemy z utrzymaniem stolca, więc nie towarzyszyłem kompanom w podglądaniu nocnego życia rozlewisk meandrującej rzeki. latarkę pożyczyłem Martinowi, a on pozostawił mi pewien gadżet światłodajny i psujący się. Była noc, a natura Matuszka wezwała mnie niespodziewanie, w slipkach i sandałach. Oddaliłem się o jakieś 30 metrówod obozowiska rozbitego nad jeziorkiem oświetlonym przez księżyc. Po szybkiej kupce, niestety zapomniałem skąd przyszedłem, i im dłużej kombinowałem, tym bardziej nie byłem pewny. Komary pożerały mnie żywcem (piranie to przy nich betka) latarka przestała świecić. To była prawdziwa piętrowa dżungla, bez szansy na odrobinę światła. Miałem ok 20 % na sukces w znalezieniu obozu. Po jakimś czasie zacząłem dostrzegać zarysy drzew. Poszedłem w kierunku delikatnej mgiełki świetlnej. Było to odbicie księżyca w jeziorze. Ktoś sprezentował mi dalsze życie. Banalna, śmieszna historia. Miałem szczęście, oni nie. W Afryce gubię się wiele razy, ale jestem na to przygotowany. Kocham i szanuję pustynię, ona w zamian mnie nie zabija. Na saharze, szczególnie latem, największym wrogiem jest zmęczenie upałem, robię się wówczas ospały i przestaję myśleć. Jazda w nierealnym świecie jest bardzo niebezpieczna i często zastanawiam się dla czego nadal tu jestem, ale to już nie dotyczy tematu. Chlopaki nie miały po prostu szczęścia doświadczyć, dostrzec wielkości pustyni. [']
__________________
...i zapytała mnie góra "dokąd tak pędzisz samotny wilku?"
"Szukam tego co najważniejsze" odpowiedziałem
"Dlaczego więc się tak spieszysz?"
Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi.
|