Był , przeżył ale ciężko.
W piątek się strasznie zbombardowałem i przez całą sobotę miałem wstręt do alkoholu

.
Piątek mi się bardziej podobał, w sobotę dowaliło ludu, zespoły jakieś takie wyjące i ból łba przez cały dzień.
Nasza miejscówka, widok z namiotu na wieżyczkę.
W sobotę zaliczyliśmy spływ kajakowy , fajnie się wiosłuje na kacu w totalnym upale

Nie obyło się bez przygód, dwie załogi z naszej grupy zatonęły, wciągnęło im kajaki pod kładkę, oni wypłynęli ok 20m dalej , potopili piwa poduchy i pogubili wiosła.
My zostaliśmy ostrzeżeni więc kajaki przenieśliśmy brzegiem.
Jeden z kajaków udało się wydostać spod kładki dość szybko z drugim był juz problem bo się zaklinował.
Dalej było już spokojnie i cicho, pierwszy raz widziałem jednocześnie tyle bocianów.
co chwila startowały z okolicznych łąk i był moment że nad głowami mieliśmy ich ok 50 szt.
Przyjechały różne wydumki, silnik V wstawiony w poprzek i wanna zamiast kosza
W parku maszyn spotkałem też swoich, niestety na placu nie.
Dwie osoby mnie zaczepiły ale byłem troche zrobiony i nie pamiętam co, kto i jak.
czyje to sprzęty?
Była jeszcze czerwona czwórka, ogólnie więcej było XTZ-tek i kilka Bigów.
Prowadzący wodzirej
Pakowanie w niedzielny ranek:
Poranny kefirek chwile przed wyjazdem do domu:
Ogólnie było gites, za rok zamierzam jechać również.