Do Almaty docieram samolotem.
Przy wyjściu z sali odpraw wita mnie kordon taksówkarzy, którzy mimo zapewnień, że nie potrzebna mi taxi nie odpuszczają i podążają za mną krok w krok pytając o adres na jaki chcę zajechać.
Są bardzo nachalni i jest nieprzyjemnie dlatego obieram kierunek "przed siebie" i zasuwam po parkingu lotniska w stronę wyjścia na miasto.
Zasuwałem tak szybko, że nie wymieniłem żadnej kasy i pozostaje mi drałowanie do najbliższego bankomatu.
Miły poranny spacer pozwala mi obserwować budzące się do życia miasto.
Jeden z ulubionych bilbordów:
Zaraz obok pierwsze spotkanie z Nursułtanem, który jak się później okazało towarzyszył mi na każdym kroku w Kazachstanie.
Jestem totalnie zagubiony, drałuje z moim plecakiem niczym ślimak niosący dom na plecach.
Dochodzę na przystanek i próbuje kupić w kiosku bilet na autobus - nie udaje się..
Każdy z podjeżdżających autobusów ma numer na szybie, zero rozkładu, ludzie wsiadają i nie widzę nikogo kto by kasował bilet..
Po 20minutach obserwowania decyduje się - raz kozie śmierć, wsiadam do pierwszego lepszego autobusu bez biletu.
Oświecenie - w Kazachstanie nie jeździ się od biletu - kupuje się u konduktora!
Parę widoków z centrum miasta:
W każdym przewodniku turysta jest ostrzegany przed korzystaniem z "nieoficjalnych taksówek".
Problem tkwi w tym, że tych oficjalnych jest mało i każdy Kazach taksówkę łapie w ten sposób:
Wystarczy wyciągnąć rękę i w mig zatrzymują się przejeżdżające samochody z kierowcami pytającymi o to dokąd i za ile pojedziemy.
Mimo, że wygląda to dziwnie i chaotycznie, zapewniam was, że po przyzwyczajeniu się komunikacja w kazaskich miastach jest bardzo łatwa.
.