17.07.2012, 13:33
|
#22
|
Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Warszawa
Posty: 206
Motocykl: skuter CRF 1000
Online: 1 tydzień 3 dni 8 godz 28 min 0
|
Dzien 5
2012-06-05
Bakczysaraj, offroad w gorach i krymskie góry
UA
486 km
Pobudka.
I widoki.
Wykonuję poranną kąpiel w morzu. Zjadamy posiłek poranny
i ruszamy. Wzdłuż morza - kierunek wschód. Wśród nadmorskich miejscowości bywają dziwne budowle.
wjeżdżamy na mierzeję.. pięknie jest. GPS pokazuje, że jest dobrze. Po kilku kilometrach okazuje się, że dobrze to jest, ale wracać trzeba bo mierzeja (i droga) się skończyła. Jadąc przez miejscowości rozglądamy się za warsztatem. Szybko znalazł się i wykonujemy niezbędne spawanie.
W przydrożnej przyczepie kupujemy bułkę z mięsem (CAMCA) popijamy herbatką..
Dojeżdżamy do stolicy Chanatu Krymskiego - Bakczysaraju ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Bakczysaraj ). Zdawało się, że z TAAAKĄ tradycją to będzie wypas. Okazało się, że nie bardzo. Pałac wśród straganów z byleczym.
Zatrzymujemy się na zdjęcia - podbiega młodzieniec i proponuje super ofertę - 20 hrywien za to, że motocykle mogą stać na ulicy.
Nie chcąc go urazić odpowiadamy soczyście po polsku. Robimy zdjęcia.
Jedziemy dalej - podobno jest tu skalne miasto. Podjeżdżamy do jakiegoś "centrum informacji" - znaczy placyku. Otrzymujemy wiele bardzo interesujących ofert turystycznych. Możemy wynająć UAZa i pojechać do miasta skalnego. Możemy wynająć przewodnika i pójść tam na piechotę. Jak upieramy się, że my motocyklami - pojawia się nowa oferta - możemy wynająć przewodnika, który skuterem pokaże nam drogę. Opowiadają, że bez przewodnika nie trafimy. Odpieramy ataki i atakujemy sami. Na wyczucie.
Fajny odcinek offroad. Na jednym (zbyt) stromym podjeździe zaliczam serię wywrotek. Jak po 10 minutach podnoszenia motocykla nie jestem w stanie przez kolejne 5 minut ruszyć - odpuszczam. Czekam na wsparcie. Beniec schodzi na nogach i oddaję hucuła w jego ręce. Z moją pomocą rusza i podjeżdża. Ja mam spacer pod górę. Morderczy. Jak odpoczywamy na końcu podjazdu - motocykle mdleją.
Odpoczywamy wspólnie.
Jakoś je wspieramy i jedziemy dalej. Skalne miasto. Ot.. Kamienie.. Za to ładny widok na dolinkę, którą przyjechaliśmy.
Offem zjeżdżamy w dół.. Przez miasto i dalej na południe. Nie chcemy jechać asfaltem więc próbujemy wg GPSa. Z jednej drogi zawracamy, bo głupek (GPS) mówi, że nie tędy.
W sklepie na końcu wsi pod lasem tankujemy wodę.
Z drugiej też - bo beniec mówi, że nie przejedziemy (co poparł efektowną glebą w koleinie). Wycofujemy się na asfalt i atakujemy góry po twardym.
Asfalty fajne.
Serpentyny miodzio. I tak do szczytu. Z góry piękny widok na miasta nadmorskie.
Więc zjeżdżamy kolejnymi serpentynami. Na jednym z zakrętów żyguli w rowie i dwóch człowieków, którzy próbują go wypchnąć - chyba się nie zmieścili w zakręcie. Po zjechaniu z gór - pierwszy odcinek prowadzi przez miasta i miasteczka. Tłoczno, ciężarówki i trolejbusy. Nieprzyjemnie. Jakiś żyguli nie wyhamował i wjechał w trolejbus... Dalej serpentyny wzdłuż wybrzeża. Od czasu do czasu miasteczko albo plaża z samochodami, namiotami i przyczepami kempingowymi. Po lewej - góry.
Jakiś kościół.
Czy inny CHRAM.
I dalej nadmorskimi górskimi drogami. Wśród winnic.
Wśród ruinek.
I wśród winnic.
Dojeżdżamy do Cudak'u. Z przygotowań wynika, że poza zamkiem jest tu super-hiper-wypasiony bar dla motocyklistów.
Szukamy. Szukamy po raz drugi. Szukamy po raz trzeci... Wreszcie - pytamy. Oczywiście.. Był tu taki bar kiedyś. Ale już nie jest. Zamkli go. No to załamka. A miało być przyjęcie i tańce. I do tego jest już sporo po zmroku.
Obrażeni na Cudaka robimy zakupy i jedziemy dalej - byle za miasto. I szukamy noclegu. Po ciemku ładujemy się z jezdni na gliniastą dróżkę w bok i lądujemy na krawędzi plantacji winogron jakieś 10 metrów od jezdni, ale ponad nią. Integrujemy się z napojami i ogniskiem.
I idziemy spać.
Ktoś to czyta w ogóle?
__________________
majek-zagończyk
dwa litry Yamahy
|
|
|