Dzień drugi. Mało rzeczy nam podeschło. W sumie rozwiesiliśmy rzeczy na wszystkim na czym się dało. Drzwi od szafki, brzeg łóżka, umywalka, parapet... Nawet mi trochę głupio, że zostawiliśmy w pokoju taki zapach

... Rano pakowańsko, prysznic (bo nie wiadomo kiedy będzie szansa na następny), pożegnalna fotka i spadamy. Znów na GG.

Wjazd za 4e. Kufry zaczynają się docierać. Wjeżdżamy na Bikers Nest

oglądamy sobie trzytysięczniki, Isettę na której ktoś się tu wdrapał no i MV Agustę 750, tę z wałem napędowym. GOtujemy Żurek na jednym z łuków GG i jedziemy do Lienz, a tam dalej drogą:
http://mapy.google.pl/maps?f=d&saddr...9,2.471924&z=9
Kierujemy się docelowo na Otztal. BARDZO POLECAM TĘ DROGĘ:
http://mapy.google.pl/maps?f=d&saddr...54495&t=h&z=13
Jadąc od strony austriackiej, tuż za włoską granicą jest odcinek drogi na którym ruch odbywa się wahadłowo.

Nitka asfaltu wije się ciasno, a widoki pieszczą oczy. Baaardzo mi się podobało. W drodze dojazdowej do granicy jest też bardzo fajne miejsce na nocleg na dziko (na powyższym linku – jeszcze przed jeziorkiem po stronie Austrii). Zjeżdża się po kamieniach w dół z zatoczki parkingowej, można zaparkować pod drzewami chowając motocykl przed ludź jadącymi drogą. Obok rozbić namiot i cieszyć się piękną łąką, czystym strumykiem... Ino bez chamstwa. Śmieci w torebeczkę i do śmietnika

. Wypytałem o legalność takiego biwaku starego Tubylca, który akurat parkował w zatoczce. Na pytanie: „czy jest to legalne?” odpowiedział: „myślę, że nie, ale z drugiej strony – kogo to obchodzi? Ile dni chcecie tu mieszkać?”. Gdy usłyszał, że w grę wchodzi ewentualna nocka machnął ręką i powiedział, że nie ma sprawy. Jakby co mówić, że turyści, nie wiedzieli itd. Austria jest nastawiona na turystów. Wszyscy pomagają i informują z uśmiechem na ustach.
Droga na Otztal nam się trochę czasowo przestaje zgrywać. Mamy do celu tyle, że dojedziemy na 20. Nocleg w obecnym miejscu przed granicą nie ma sensu, bo będziemy mieć pół dnia w plecy. Z Otztal wracać tutaj na spanie też mija się z celem. Trudno, najwyżej przytrzodzimy na 2846m npm. Jedziemy dalej.
Po drodze pokonujemy przesoczyste, agresywnie cięte zakręty. Poezja wykręcanyej dwójki, nurkującego w hamowaniu przodu i szorowanie aluminuim o asfalt. Wchodzenie w zakręty z hamowaniem przednim kołem urywa motocyklom z 50kg masy, przez co winkle mijają jedne za drugim w takim tempie, że musimy je przejechać jeszcze raz

. Przefantastyczne

. Mówię o tym odcinku:
http://mapy.google.pl/maps?f=d&saddr...30899&t=h&z=12
Passo di Giovo (przy miejscowości San Leonardo in Passiria)

jest pięknym zwieńczeniem odcinka zamykającego opony. Tutaj znów widać potworną różnicę między R1100GS a moją AT. Znów by trzymać się na jego ogonie trzeba mieś jeden bieg niżej i okolice czerwonego. No ale taki wyjazd... takie drogi... Mieliśmy jechać na Urdele, ale z obawy dla GS'a wybralim ancfalty

.
Kierując się na Belprato chcemy dojechać do granicy włosko-austriackiej, a potem przełęczą Timmelsjoch dojechać do Otztal. Niestety, robi się późno. Zbliża się 20 a my jeszcze nie jesteśmy na granicy. Dojeżdżamy do niej o 20:30 i wita nas szlaban. Droga zamknięta w godzinach 20-7.

Czemu? Jutro zobaczymy... Rezygnujemy z noclegu za 30e od łebka w pobliskim hotelu, zjeżdżamy około kilometra w dół i nocujemy na ławkach na parkingu/zatoczce.

Szybka kolacja z kuchenki Szmel-4 i kima. Nawet nie chce nam się rozbić namiotu. Przed zaśnięciem wysyłam sms'a do ojca z zapytaniem o stan konta. Na razie wydałem niecałe 600pln. Jeden nocleg u
siejesta, reszta za darmo, wjazd na GG i Febeltauern Tunnel w sumie z 30e.. Myślę „nie jest źle”. Jak na 1200km dobry wynik. Spokojny idę spać.