Czas ruszać - zdjęcia zrobione, nogi rozprostowane...
Na konia!
I w drogę!
Z Dornie na most łączący z Isle of Skye jest przysłowiowy rzut beretem...
Szybka fota - jeszcze przed mostem:
I już na wyspie
Po szybkiej naradzie postanawiamy jechać na północ wschodnim wybrzeżem wyspy przejeżdżając przez miejscowości:
Corry, Sligachan, Portree, Staffin...
Pierwszy dłuższy postój:
Banditos wiecznie nie wyspany kładzie się przy Oldze i zasypia...
Po jakimś czasie dołącza do niego Robin...
A ja jako, że nie potrafię spać w kasku kręcę się po okolicy - od czasu do czasu uspakajając przejezdnych
-"Nic się nie stało - oni tylko śpią..."
Po 30 minutach ruszamy w drogę...
Pamiątkowa fota
Łyk wody ode mnie z camelbaka
I jedziemy
Po jakimś czasie jesteśmy już na północy wyspy - ma intuicja podpowiada mi aby skręcić w lewo (był znak - ale chłopaki myślą, że to ja wywęszyłem taką miejscówkę...)
Za Staffin jest droga prowadząca do Uig z punktem widokowym - warto tam zajechać - miejsce nazywa się
Cuith Raing i jest konkretne...
Seria zdjęć na Naszą Klase, portale randkowe i inne fejzboki...
-To stamtąd przyjechaliśmy!?
- Nie stamtąd!!
Ku?
Nie! Pajacy'KU!!
Panorama z Cuith Raing
Powrót do maszyn
Takie ło na fejsbooka:
Wracamy z powrotem na trasę - moglibyśmy pojechać od razu do Uig ale plan był dojechać na północ więc lecimy na północ:
Po drodze kilka zdjęć
Fajna miejscówka na biwak (już prawie na samej północy wyspy po prawej stronie drogi przy opuszczonym budynku - świetne widoki na przebudzenie z rana) - niestety jeszcze było za wcześnie na rozbijanie się,,,
Zdobyliśmy północ - wcale nic tam ciekawego nie było...
Resztę dnia spędzamy na powolnym poszukiwaniu miejsca pod biwak:
Spontanicznych wypadach poza drogę (Off-Road)
I robieniu zdjęć górom:
To zdjęcie jest ostatnim zdjęciem z tego dnia... -dlaczego?
MESZKI (jebane)...
Tak - były tak natrętne, że potrafiły atakować nawet podczas jazdy...
Dojechaliśmy do pola namiotowego (wybrzeże Loch Brittle) - gdzie - mieliśmy nadzieje, ze dzięki bliskości zatoki ich (meszek) nie będzie...
Niestety brak wiatru rozwiał szanse na spokojny wieczór przy piwku i innych czaso zakrzywiaczach...
Robin podirytowany postanowił poszukać innego miejsca (bez meszek)...
Grupa się rozdzieliła - my zostaliśmy...
Szybkie stawianie namiotów

, gotowanie strawy, walka z meszkami(jebanymi)...
Rozstawiliśmy się na samym końcu pola - coby nie przeszkadzać innym (plan - jeszcze przed pojawieniem się meszek - był taki aby zalkoholizować się conieco i poimprezować - nawet ognisko na plaży było planowane...)
Przyleciały oddziały meszek, Robin pojechał, morale grupy były niskie...
Podsumowanie dnia 3:
Kilometrów nakulanych: ok. 350km
Start: Rano(pewnie okolice 10

)
Stop: Wieczorem (pewnie okolice 21

)
Moja tylna opona:
DSC_2061.jpg
środkowy pasek zrównuje się z kostkami...