Rozkładasz w dole przeciwdeszczowca na choince. Nie leje ci deszczem na głowe. Wyciągasz konserwę. Mniam. W zalewie pomidorowej. Na Krańcach Wszechświata smakuje najlepiej.
Skrzyżowanie szlaków.
Co jakiś czas przewinie się człowiek.
Plecakowcy z plecakami po niebo.
Zwyczajni.
W sandałach samobójcy przemoczeni w podkoszulkach.
Staży i młodzi.
Góry kochają każdego.
Kolejna przełęcz.
Pizdzi.
Wieje.
Wiart szarpie przeciwdeszczowcem.
Jak wracamy?
Tak jak inni najkrótszą drogą na Wołosate?
Wszyscy się ewakuują tą drogą.
MY. MY NIE JESTEŚMY WSZYSCY.
Na Czerwony Szlak! Wietrzą połoniną!
My się napędzamy trudem i znojem. Nas to cieszy. Im więcej błota. Im bardziej porywisty wiatr! Masz urlop! Nie będziesz leżeć bykiem!
Trudy szlaku zapychają głowę. Odcinasz się od problemów w dole. Idziesz innym światem. Krok za krokiem.
- Będzie jutro pogoda ? - zagaduję do mijanych turystek
- To jest pewne jak drut! - słowa pewne, słowa szczęśliwe z ust zziębniętch szczęśliwych ludzi, powalają mnie.