AjWaj, ależ się zapuściłem z relacją.
Spieszę nadgonić: dzień 10 to jeden z najfajniejszych dni w naszej podróży.
Myślałem, że w Gruzji najbardziej spodoba mi się Kaukaz, taki wieeeelki, ale może przez padający tam deszcz mnie nie powalił. Za to pola Rohanu, przez które dziś jeździliśmy powaliły!
No to od początku:
Wyjazd z hotelu

fajna pani gospodyni
Runda po Tibilisi
Podczas pobytu w McŚmieciu wyjeliśmy ze ściany lokalną walutę:
No i na wschód od miasta i na południe - w step. Najpierw nad rzeczką:
A potem już tak bardziej typowo-stepowo. Step jest super. Musze pojechać na jakiś większy, bo ten gruziński to taki 'jednodniowy'
No i tu dochodzimy do głównego wydarzenia dnia (poza jazdą przez step samą w sobie)
- widok z kamery majka, widać dziurę, w którą zaraz się wpierdaczy
a tu się wpierdacza
No i potem spotkanie z Gruzinami:
Dźwigamy hucuła
dostajemy czaczę w prezencie:
Potem przyjmujemy zaproszenie do domu siostry żony pana Gruzina. Oto ów dom:
Od lewej: żona Gruzina, siostra żony i pan Gruzin
No i zaczeliśmy biesiadę. Majek opisał mniej więcej co i jak. Zdecydowaliśmy, że będziemy pić wino, nie czaczę, bo wozem jesteśmy. No i dostaliśmy po szklanie. I byłoby git, gdyby nie okazało się, że u nas w Gruzji wino pijemy toasty do dna. Więc siup i siup i siup...
Impreza się rozkręca:
Pod koniec nawet kamera miała problemy z ostrością:
No, ale wszystko co dobre, szybko się konczy, czas w drogę.
I znów step. Sorki, ze tyle zdjęć, ale musi być stepowo w tym dniu
Przy klasztorach zrobiło się bardziej skaliście:
Pierwszy klasztor
Posterunek graniczny gruziński. Ta wieża po lewej na górze, to już posterunek azerski.
Lecimy do David Gareja? Jakoś tak się nazywa ten największy klasztor. Wieża azerska śledzi nasz każdy krok:
No i zwiedzamy:
No i wracamy do cywilizacji drogą na Rustawi. Kolejny posterunek:
Pyszny kwasik
No i piknik w stepie - czad! Jutro chcemy wjechać do Armenii.
No i ślad. Dziś przejechane tylko 178km, ale z tego pewnie ze 120 bez asfaltu, no i z miłymi postojami, więc nie mamy kompeksów